Skarbonka bez dna, czyli Barcelona w walce o Haalanda [FELIETON]

Haalanda

fot.Bernd Thissen/Pool

A gdyby tak wziąć Haalanda i zakończyć debatę na temat napastnika? Wszyscy zadowoleni, no poza księgowością. Barcelona chce błyszczeć, ale dług jest i będzie. Może być jednak zdecydowanie lżejszy. Teraz piłeczka po stronie Laporty.

Barcelona to historia, to gigant, który może wiele. Nawet w dość trudnym położeniu dalej przyciąga. Po epoce Bartomeu nie zabrakło cierpkich słów odnośnie przyszłości katalońskiego klubu. Ruina i nędza. Długi miały być kulą u nogi i nie ma co się czarować – spuścizna byłego prezydenta wciąż ciąży. Sportowo, czy finansowo, choć strukturalnie już niekoniecznie. Jest przecież Laporta na białym koniu, który ma pokrzepić, gdy zabrakło tej wiary. Socios poszli za sentymentem i trudno się dziwić. To nie czas na eksperymenty, a na rozsądek i sprawdzone metody.

Trzeba jednak zrozumieć, że Barcelona mierzy się z długiem, wynoszącym 730 milionów euro. W dłuższej perspektywie oznacza to szukanie funduszy na stopniowe pomniejszanie tego obciążenia. Kawałek po kawałku. W krótszej – rezygnację z wielu planów odnośnie przebudowy kadry sportowej.  Jeśli chcesz mieć nowe zabawki, to najpierw musisz pozbyć się tych starych. Wydaje się, że Blaugrana jest zobowiązania do pożegnania kilku twarzy, aby móc w ogóle myśleć o transferach gotówkowych oraz nowych pensjach. Aby jednak na sprzedaży wyjść na plus, trzeba to robić z głową, ale na karku, a nie w… Tak jak miało to miejsce z Luisem Suarezem.

Komu, komu, bo idę do domu

Najpierw trzeba znaleźć kupca. Ten musi wyłożyć odpowiednią sumę, tak by Barca nie musiała drastycznie zjeżdżać z szacowanej wartości danego zawodnika. Nowy pracodawca musi także wziąć na poprawkę wynagrodzenie poszczególnych graczy i to też może stanowić barierę. I nie mam tu na myśli takich postaci jak Umtiti, Neto czy Pjanić. Mowa o grubych rybach, czyli Coutinho oraz Griezmannie. Ta dwójka łącznie za rok inkasuje ponad 36 mln euro netto. Tylko kto dziś na podstawie wyników i dyspozycji obu graczy zapłaci takie pieniądze? Owszem, znajdą się tacy, których stać, ale czy to czyni ich zainteresowanymi?

Real Madryt nie może uwolnić się od Garetha Bale’a od kilku lat. Ten rocznie zarabia 17 mln euro netto. Nawet jeśli niewielkim sukcesem było wypożyczenie Walijczyka do Tottenhamu, to nie w smak mu opuszczać Madryt na stałe przed końcem kontraktu. Przynajmniej nie bez podobnej stawki, jaką zapewnia mu Real. Czy Griezmann chce opuszczać Barcelonę? Nie. A Coutinho? Ciężko powiedzieć, choć wydaje się, że on wie, iż jego przyszłość leży poza Camp Nou. Być może już się z tym pogodził, co nie zmienia faktu, że nie musi iść na rękę Katalończykom. Dopóki nie zajmie stanowiska w tej sprawie, to trudno ferować.

Real Madryt czeka na pieniądze za Achrafa Hakimiego. Inter ma czas do końca marca…

Inne rozwiązanie to sprzedać jeden z młodych talentów, ale czy to w ogóle możliwe? Z ekonomicznego punktu widzenia, wręcz należy. W praktyce to dość skomplikowane. Laporta i Koeman chcieliby uniknąć takiego scenariuszu. Być może lukratywna oferta zmieniłaby zdanie, ale i tu mam pewne wątpliwości. La Masia, ale przede wszystkim młodzież ma przecież odgrywać kluczową rolę nie tylko w przyszłości, ale także już dziś. To może drugi biegun? Lionel Messi nie przedłużył jeszcze swojej umowy, która wygasa wraz z końcem czerwca. To wydaje się abstrakcyjne, ale Barcelonie byłoby na rękę, gdyby do tego nie doszło. Nawet jeśli Laporta robi wszystko, by finalnie Argentyńczyk został na Camp Nou. Pod uwagę weźmy limity płacowe. Messi to jednak ciągle filar Blaugrany, a nie tylko historia. Wróćmy więc na ziemię.

Gdzie w tym wszystkim środki na inwestycję w transfer Haalanda? Gdzie te 150 milionów euro? Drzwi nie są zamknięte, ale sprowadzenie Norwega to kolejny cios w plecy, bo klubu dziś na gracza Borussii Dortmund po prostu nie stać. Budowanie alternatywnej rzeczywistości, w której jest inaczej, to oszukiwanie samego siebie. Otaczanie się luksusem na pokaz i gra w ruletkę z losem. Barca nie powinna brać udziału w tym wyścigu z Realem Madryt, który zdaje się przewodzić peletonem.

Joan Laporta i jego zarząd muszą zachować chłodną głowę, biorąc pod uwagę ograniczone pole manewru. Nie trzeba rezygnować ze wszystkiego. Małymi kroczkami podążać do celu. Walka latem o wielkie nazwiska to gra na emocjach. Przyświeca jej PR, aniżeli budowa. A przecież w Barcelonie był już taki jeden, który szastał pieniędzmi i skończył dość marnie. Może więc lepiej rozejrzeć się za innymi opcjami? Za tym “starym i poczciwym” Aguero, czy ulubieńcem Koemana – Depayu? Za darmo to przecież uczciwa cena.

 

 

Tekst został stworzony na podstawie materiału Carlosa Carpio (tutaj)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x