Trochę żal, rozczarowanie, a może to tylko złudne odczucie? [FELIETON]

La Liga

All Football

W życiu nie pomyślałbym, że któregoś letniego wieczoru stanę przed dylematem, czy lepiej obejrzeć La Liga, czy jednak postawić na Segundę. Tak szczerze, bo przecież sprawa mistrzostwa nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Nawet, jeśli te dwa punkty wydają się górą nie do zdobycia.

To może spadek? Może tam jest czym się ekscytować? Pokuszę się o stwierdzenie, że strefa spadkowa oddzieliła się od reszty grubą kreską, ale kilka ekip wolałoby wyjść z dolnej części tabeli. O europejskie puchary również batalia trwa, nawet jeśli walka to wyczekiwanie na błąd rywala, aniżeli popis własnej wartości. Jest też kilka “smaczków”, jak to się mówi – dla prawdziwych koneserów. Na przykład taki Betis, który oblał letnie egzaminy, ale i wcześniej z materiałem sobie nie radził. Niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie ktoś wpadł na pomysł, gdzie szukać stabilizacji. Bądźmy poważni, tu już nikt o Europie nie myśli, a przynajmniej nikt ze zdrowym rozsądkiem. Tutaj trzeba walczyć o to, by te myśli w niedalekiej przyszłości znów nabrały konkretnego znaczenia.

Jest też Atletico, które wskoczyło na odpowiednie tory i zajmuje trzecie miejsce. Równocześnie nie ma szans na tytuł. Tak! Atletico, które zimą mogło pochwalić się najgorszym bilansem bramkowym od 13 lat. Ten dziś nienawidzony w Barcelonie Griezmann w Madrycie był ukojeniem. Lekiem na wszelkie zło w ataku. Tego przecież nie brakuje i nie mówię tego tylko przez brak wiary w Moratę. Raczej przez brak wiary w młodzieńca, który dostał kredki, ale nie wie, co ma rysować, bo nikt mu nie powiedział. Ten mocno defensywy twór Simeone jest fenomenem i to się nie zmieni, bo pracę argentyńskiego szkoleniowca należy docenić. Powiedziałbym, że w pojedynkę nikt twierdzy nie zbuduję, ale “Cholo” już to zrobił. Problem w tym, że zaczyna brakować żołnierzy.

No to może Getafe albo chociaż Real Sociedad? Pozytywna niespodzianka… z rozczarowującym zakończeniem. Umówmy się – sezon trwa i za tydzień mogę odszczekać te słowa. Tak jak te, że Celta Vigo w tym sezonie zawodzi, bo przecież ostatnio idzie im coraz lepiej. Coraz lepiej na 17. lokacie w tabeli tuż nad strefą spadkową.

Czyli w La Liga się dzieje. No czego chcieć więcej?

Problem chyba tkwi w tym, że te emocje trochę się ulotniły. Być może przez to, że sezon przerwano, a o powrocie poinformowano z krótkim odstępem czasowym. Być może przez poszczególne mecze, które zachwycą, zapewnią kilka ciepłych słów w stronę konkretnych zespołów, a później wszyscy się rozejdą i wrócą do normalności. Owszem, pisząc ten fragment, myślałem o Sevilli i Granadzie. A może to tylko moje odczucie i lekkie zmęczenie. Bo moja wiara w poszczególne projekty zaczęła diametralnie spadać?

Jest też szansa, że zauroczyłem się kulisami wielkiego, hiszpańskiego futbolu. Szansa, że backstage, na który często brakowało czasu, wydał się inny, obcy, ale przyjemny. Na Półwyspie Iberyjskim to żadna nowość. Tak jak u nas w kontekście I ligi. Niemniej jednak niebawem kilku szczęśliwców wskoczy o szczebel wyżej, wychylając się przy okazji na komentarze większego grona. I dobrze. Gdy awans do La Liga często oznacza jednorazową przygodę i wyłącznie chwilowy uśmiech na twarzach kibiców, tak tym razem może być inaczej. Wiem, wyświechtany tekst. Może niekoniecznie.  Być może lepiej poświęcić chwilę na drużynę mającą pomysł na siebie, niż taką która najchętniej zgłosiłaby nieprzygotowanie. A może spadek Leganes, czy Espanyolu, zamiast wywołać łzy – nie mówię tylko o fanach Wu-Leia – wywoła ekscytację? Może faktycznie podbudowa pod ten awans da swego rodzaju powiew świeżości?

O Realu Saragossie już pisałem i dodam tylko, że wciąż jest to zespół z pierwszej dziesiątki tabeli wszechczasów. Zaskoczeni, prawda? Ekipa z Kadyksu – równomierność, jakość, pomysł. Huesca, Girona – chcą wrócić i na chęci się nie kończy. Almeria z nowym właścicielem, mocnym przeszeregowaniem zaczęła obiecująco, ale z tego rowerka spadła. Choć właściwie to spadł Guti, bo Almeria dalej trzyma się w walce o awans. Stawkę zamyka Elche, nie Teneryfa, może jednak Rayo, czy Sporting Gijon? Różnica punktowa niewielka, więc i nadzieje płonne.

Na pewno ta Hiszpania przygotowała dla nas jeszcze kilka niespodzianek i nawet jeśli ten żal do La Liga trochę odczułem to i tak będę śledził, oglądał, rozmawiał i pisał, ale zapas sił zostawię na zaplecze. Nie dlatego, że konkurencja o awans jest spora. Dlatego, że futbol w tym wszystkim stawiam na pierwszym miejscu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x