Nieregularny Betis z regularnymi problemami

Betis

Po blamażu z ubiegłego sezonu wciąż zostały niemiłe wspomnienia. Te w progi “Verdiblancos” wracają niczym flashbacki, rujnując karcianą konstrukcję Pellegriniego. W układance Chilijczyka brakuje fundamentów, choć ten niezrażony ciągle szuka równowagi.

Przeszłość lubi wracać i uderzać w najmniej oczekiwanym momencie. Karciana konstrukcja Rubiego szybko się rozpadła, a Manuel Pellegrini miał pomóc zbudować nową. Tak, by za rok Betis przypomniał sobie smak europejskich pucharów, choć może na tak śmiałe tezy jest jeszcze za wcześnie. Chilijczyk dał impuls, którego na Benito Villamarin brakowało od dawna. Pojawia się jednak problem, bo ten bodziec trzeba jeszcze utrzymać. “Beticos” brakuje regularności i z tym musi zmierzyć się Pellegrini, bo konstrukcja znów się chwieje.

Wytworzyć iskrę – zrodzić płomień

– Rozmawiam ze wszystkimi zawodnikami w ciągu tygodnia. On sam wie, że musi zrobić więcej na boisku i mam nadzieję, że jak najszybciej odnajdzie swój poziom. Wszyscy długo czekali. Fekir miał skomplikowany okres przygotowawczy, myślę, że jest świadomy, że musi się poprawić w następnych meczach, ale ma pełne zaufanie sztabu trenerskiego – mówił Manuel Pellegrini podczas jednej z pomeczowych konferencji.

Fekir miał być kluczową postacią planu Rubiego i dziś Manuel Pellegrini liczy, że również zostanie twarzą jego projektu. To głównie Francuz był jednym z niewielu promyków andaluzyjskiej drużyny w tamtej kampanii. Chociaż nie podlega żadnym dywagacjom, że 27-latek dla “Verdiblancos” stanowi ważny element układanki, tak nie potrafi ustabilizować swojej formy. Raz błyskotliwy, kreatywny, w pojedynkę jest w stanie pociągnąć całą ofensywę Betisu, by innym razem bez wyraźnego celu tułać się po placu gry.

Na ten moment częściej oglądamy tego drugiego, który raczy nas jedynie swoimi genialnymi przebłyskami. Niemniej jednak “Heliopolitanie” czekają, aż Francuz wróci do swojego najlepszego wydania. Zarówno w kontekście liczb, bo te dziś wyglądają dosyć mizernie (jeden gol i asysta – przyp. red.), jak i aktywności na boisku. Nie trudno dostrzec, że Fekir, mimo iż ciągle jest pod grą, to zdecydowanie rzadziej decyduje się na posłanie prostopadłej piłki. Rzadziej szuka miejsca do strzału, czy próby dryblingu. To, czego dopuszcza się częściej to faule (19), a przecież zimą ubiegłego roku to on znajdował się w czołówce klasyfikacji najczęściej faulowanych.

O ile 27-latek bywa bombą zegarową, tak Cristiana Tello można określić miną, której brakowało zapalnika. Z tym do Sewilli przybył Pellegrini, który sprawił, że dziś na Hiszpana patrzymy zupełnie inaczej. To Katalończyk był najwyraźniejszą ofensywną postacią w meczu z Atletico, czy Valencią. To również Tello można było wymienić w gronie zawodników, którzy w przegranym starciu z Realem Sociedad wyszli z twarzą. Dziś po siedmiu spotkaniach jest najskuteczniejszym zawodnikiem Betisu wraz z Williamem Carvalho. Niekoniecznie dobrze świadczy to o samych napastnikach, aczkolwiek na pewno nic nie ujmuje 29-latkowi. Przecież miniony sezon kończył z dwoma bramkami na koncie.

– Powiedział mi, ile ma do mnie zaufania i czego ode mnie oczekuje. Kiedy dowiedziałem się, że Pellegrini zostanie naszym trenerem, przyjąłem tę informację z wielkim entuzjazmem. Jestem zawodnikiem, który może znacznie poprawić swój sposób gry z takim trenerem jak on. To, jakie posiada doświadczenie, jak podchodzi do rozmowy z zawodnikami, on zawsze wie czego potrzebuje – tłumaczył Tello spytany o pracę z Chilijczykiem.

Betis i “Efekt Pellegriniego”

Trudno wyzbyć się wrażenia, że bez względu na dyspozycję, to Fekir jest najgorętszym nazwiskiem w ekipie Pellegriniego. Nie można jednak zapominać o innej postaci. O człowieku, który w ostatnich miesiącach wyrobił na nowo swoje nazwisko. Ba, marce, bo Sergio Canales to dzisiaj marka, z którą trzeba się liczyć. Kantabryjczyk rozwija się na naszych oczach, co rusz serwując nam inne oblicze. Świetnie wyszkolony technicznie i taktycznie, inteligentny, przebojowy, potrafi jednym zagraniem uwolnić dodatkowe pokłady ofensywy andaluzyjskiej drużyny. Nie jest jednak pępkiem świata. Gdy trzeba, bez namysłu pracuje również w defensywie. Hiszpan znacząco wpływa nie tylko na grę “Verdiblancos”, ale i kadry narodowej, co udowadnia w ostatnich meczach pod skrzydłami Luisa Enrique. Choć w reprezentacji Hiszpanii zadebiutował w marcu ubiegłego roku za sprawą Roberta Moreno, to dziś pełni już inną funkcję w projekcie byłego szkoleniowca “Blaugrany”. Chociaż konkurencja spora, to na brak minut nie może narzekać. Nikogo nie powinien także zdziwić fakt, że na zbliżające się EURO raczej miejsca nie odda.

Lider musi mieć swoich żołnierzy, a do tych z pewnością w ostatnim czasie można zaliczyć Williama Carvalho i Guido Rodrigueza. Powiedzmy sobie szczerze – w formę Portugalczyka zwątpiono, gdy lwią część minionego sezonu z powodów zdrowotnych spędził poza boiskiem. Latem został w Sewilli, choć kilka ofert z Anglii pojawiło się na stole. Być może to ze względu, że żadna z nich nie przebiła oferty Betisu, a może z uwagi na Pellegriniego William Carvalho postanowił zostać. Portugalczyk w meczu z Realem Valladolid, Realem Madryt, czy ostatnio z Atletico Madryt dał próbkę tego, co może zaoferować zespołowi, jeśli tylko zdrowie dopisze. Wraz z Guido Rodriguezem, wykonującym czarną robotę, Carvalho nie tylko znakomicie gra w odbiorze, ale może pozwolić sobie na większy luz z przodu. Manuel Pellegrini daje mu większą swobodę, stawiając nieco nad Argentyńczykiem, a ten odpłaca mu się z nawiązką, bo nikt nie liczył, że zacznie zdobywać bramki. Dotychczas do siatki trafiał dwukrotnie.

Dawne życie poszło w dal, ale tych milionów trochę żal

O ile napastnika można chwalić za tworzenie miejsca partnerom, wyciągając za sobą obrońców, czy ściąganie wysokich piłek, tak, jeśli nie zdobywa bramek, to jego praca jest niekompletna. Dobrze jest mieć wybór, gorzej, gdy żaden nie jest w stanie zapewnić tego najważniejszego – goli.

Latem ubiegłego roku Betis pozyskał Borje Iglesiasa, który miał wcielić się w rolę typowej dziewiątki. W końcu Betis na sprowadzenie 27-latka wydał aż 28 milionów euro, zahaczając o klubowy rekord transferowy. Czas pokazał, że mimo świetnej dyspozycji w Espanyolu po przeprowadzce do Sewilli jest zupełnie innym piłkarzem. Trzy trafienia w 37 meczach to wynik po prostu fatalny, choć o tamtej kampanii wszyscy najchętniej by zapomnieli.

Trudno jednak zapomnieć o tym, że Iglesias ostatni raz na listę strzelców wpisał się w styczniu tego roku w meczu z Realem Sociedad. Od tego czasu Betis rozegrał 25 spotkań, a Hiszpan wciąż nie znalazł drogi do bramki. Po siedmiu kolejkach, będąc na murawie sześć razy, oddał łącznie cztery strzały, mimo że tylko jeden z nich nie został zablokowany. O ile klub wciąż wierzy, iż inwestycja w 27-latka wreszcie się zwróci, to z meczu na mecz ta wiara powoli gaśnie.

Zdając sobie sprawę z kiepskiej formy Iglesiasa, Pellegrini miejsce w podstawowej jedenastce oddał Antonio Sanabrii. Paragwajczyk ubiegły sezon spędził na wypożyczeniu we Włoszech, ale podobnie jak w przypadku Hiszpana ze skutecznością nie szedł w parze. Niemniej jednak wciąż wygląda lepiej niż jego starszy kolega. Choć za nami dopiero siedem ligowych kolejek, tak na ten moment 24-latek nie sprawdza się w układance Pellegriniego. Technicznie wygląda dobrze. Poniekąd instynktu strzeleckiego również nie można mu odmówić, ale gorzej z zaangażowaniem, czy wykończeniem. Sanabria często traci pozycję, nie może znaleźć sobie miejsca, a gdy dojdzie do kluczowej sytuacji, to zwykle ulega presji. Najlepiej mogliśmy to dostrzec w meczu z Valencią, czy ostatnio w starciu z Atletico Madryt.

“Beticos” mają również do dyspozycji Loren Morona, czyli najskuteczniejszego gracza ubiegłego sezonu, ale on nie cieszy się zaufaniem Pellegriniego. Nowy trener ekipy z Benito Villamarin traktuje Morona jako trzecią opcję, mimo że kibice wciąż widzą go wysoko w klubowej hierarchii. Z jednej strony można zrozumieć szkoleniowca “Verdiblancos”, bo przecież przez koronawirusa Moron przegapił cały letni okres przygotowawczy. W dodatku zarówno Hiszpan, jak i klub pogodzili się już z transferem, którego ostatecznie nie udało się sfinalizować. 26-latek został więc w Sewilli i nie będzie miał łatwego życia. Głową jest już gdzie indziej i prawdopodobnie przy pierwszej okazji opuści pokład Chilijczyka.

Z drugiej strony należy pamiętać, że Loren Moron to zawodnik, któremu nie leży rola typowej “dziewiątki” i wręcz woli, gdy może grać za plecami jednego z kolegów. To też gryzie się z koncepcją Pellegriniego i to wyjaśnia, dlaczego Hiszpan wielokrotnie sprawdzany był w drugiej linii. W takiej sytuacji wydaje się, że w Betisie o miejsce “dziewiątki” nie jest trudno, bo poprzeczka nie została zawieszona zbyt wysoko. Można wręcz rzec, że ociera się o ziemię. Pellegrini, choć na niedostatek kandydatów nie może narzekać, to na brak faworyta już jak najbardziej.

Co z tą obroną?

Jeśli Manuel Pellegrini może mieć zagwozdkę, co do wyboru napastnika, tak Chilijczyka o silny ból głowy przyprawia linia obrony. Chcąc czy nie, tę defensywną niemoc odziedziczył po Rubim. W Sewilli wciąż czekają na Emersona, ale z realiami trzeba sobie jakoś radzić. Debiut Montoyi w pierwszym składzie mógł rozpalić zmysły, bo Hiszpan wyglądał całkiem przyzwoicie. Niemniej jednak z pochwałami powinniśmy się jeszcze wstrzymać. Pewne jest, że Montoya z Elche nie zagra, bo sobotni mecz skończył z czerwoną kartką. Tym samym na regularność jeszcze poczekamy. W zastępstwie nazwisk nie brakuje – umówmy się, ten sam casus co w przypadku napastników – jednak z czegoś trzeba będzie zrezygnować. Bartra, Ruibal, a może Tello? Chilijczyka może ponieść fantazja, bo czego by nie wymyślił, to tydzień później koncepcję i tak trzeba będzie zmienić.

Na lewej stronie Alex Moreno nie może zaliczyć początku sezonu do udanych. Po przeciętnej inauguracji w meczu z Alaves, w starciu z Realem Valladolid, Realem Madryt, czy Getafe wyglądał po prostu blado. Wszystko po to, by z Valencią zagrać najlepsze zawody w tym sezonie.  Dyspozycja w kratkę to kiepski prognostyk na resztę sezonu. Tym samym zarówno klub, jak i Pellegrini tuż przed zamknięciem okienka transferowego zdecydowali, że 27-latek, aby odzyskać swoją najlepszą wersję, potrzebuje impulsu, jakim byłby konkurent. W ubiegłej kampanii był przecież Alfonso Pedraza, który pobudzał Moreno, gdy ten zapadał w letarg. 24-latka w Betisie już nie ma, bo wrócił do macierzystego klubu. Betis ponownie sięgnął po wypożyczenie, sprowadzając Juana Mirandę, który miałby stanowić ubezpieczenie w razie, gdyby Moreno nie był w stanie zapewnić regularności.

Ze środkową częścią defensywy wcale nie jest łatwiej. Sprowadzony Victor Ruiz dotychczas zdążył dopiero zadebiutować, a doświadczony Sidnei po fatalnym występie z Realem Sociedad usiadł na ławkę. Brazylijczyk ostatnio miewa również problemy zdrowotne, co wbrew pozorom może wyjść Pellegriniemu na plus. Zdecydowanie lepiej wygląda Aissa Mandi, który do składu wrócił w ostatnim meczu z Atletico Madryt. Do tej pory to właśnie na niego obok Marca Bartry 67-latek stawiał najczęściej, aczkolwiek trudno powiedzieć ile w tym rzeczywistej wartości sportowej, a ile gry psychologicznej. Latem Mandi był przecież bliski odejścia.

A skoro o odejściu mowa to właśnie ten kierunek powinien obrać wspomniany Bartra. 29-latek, mimo że dotychczas rozegrał wszystkie mecze w aktualnej kampanii, tak poza spotkaniem z Realem Valladolid trudno szukać plusów w grze Katalończyka. I nie, nie jest to pierwszy sezon, w którym musimy na siłę szukać pozytywów z obecności 29-latka. Bartra nie radzi sobie w starciach bezpośrednich, popełnia wiele indywidualnych blędów, czy gubi rywali, nieustannie burząc linię defensywy. W ostatnim meczu na Wanda Metropolitano niejednokrotnie sam robił… pułapkę ofsajdową. Najwidoczniej stwierdził, że nie potrzebuje dzielić się tym pomysłem z partnerami. Absurdalne błędy Bartry naprawiali inni, bo i sam Hiszpan przecież z przyśpieszeniem niewiele ma wspólnego. Trudno dziś żyć nadzieją, że Katalończyk wróci na odpowiednie tory, choć na ten moment Pellegrini na niego jest po prostu zdany.

Duch Rubiego uniósł się na Wanda Metropolitano

Sobotni Betis drobiazgowo przypomniał nam drużynę Rubiego. W podstawowym składzie pojawił się Antonio Sanabria, który faktycznie starał się być pod grą, ale w środkowej części boiska. Gdy akcja przenosiła się pod szesnastkę rywala, znikał. Zarówno na wolnej przestrzeni, jak i w starciach bezpośrednich.

W tej sytuacji ofensywę “Beticos” na barkach dźwigali Nabil Fekri oraz Cristian Tello. W pierwszej połowie dobrze pokazał się także William Carvalho, który coraz częściej prezentuje poziom, jakiego od niego się oczekuje. Żywy czołg stanowił nie lada wyzwanie dla “Materaców”. Temu jednak na całe spotkanie nie starcza paliwa, więc i zakończył swój udział po 65. minucie meczu. Warto rzecz jasna wyróżnić bocznych defensorów, bo tego wieczoru mieli sporo do roboty, choć niekoniecznie ze skrzydłowymi. Montoya prezentował się solidnie, ale meczu nie dokończył. Ewidentne przewinienie Hiszpana spotkało się ze stanowczą decyzją arbitra, lecz 29-latek wiedział, co robi. Gdyby w tej sytuacji nie zatrzymał rozpędzającego się rywala, to prawdopodobnie na niespełna 20 minut przed końcem byłoby już po zawodach.

Śpiące Atletico obudziło się po zmianie stron. Spora w tym zasługa zmienników, ale i Marcosa Llorente, który otworzył wynik tuż po gwizdku sędziego. Choć specjalistą w bramkarskim fachu nie jestem, tak wydaje mi się, że Bravo mógł zachować się trochę lepiej. Hiszpan znalazł się kilka metrów od bramki Chilijczyka, a ten błędnie założył, że Llorente będzie centrował, odsłaniając mu krótki słupek. Co prawda Bravo nie musiałby zmagać się ani z tą, ani wieloma innymi sytuacjami, gdyby nie wątpliwa postawa środkowych defensorów.

Pellegrini wynik próbował ratować zmianami. Na placu gry pojawił się Joaquin oraz Moron. Nie dziwota, że szkoleniowiec “Beticos” w pierwszej kolejności postawił właśnie na tę dwójkę. To przecież oni w minionym sezonie najczęściej karcili oponentów. Po czerwonej kartce dla Montoyi na boisku zameldował się Ruiz, więc Chilijczyk był zmuszony zrezygnować z Guido Rodrigueza. Tym samym w ostatnich minutach nie zobaczyliśmy młodego Laineza, a Iglesiasa, który występ zakończył na czterech kontaktach z futbolówką. Betis poległ, bo polec musiał. Znów, tak jak pod wodzą Rubiego – przegrał sam ze sobą.

Cierpliwość popłaca

Czy wymyślanie koła na nowo niesie ze sobą jakiś sens? Z pewnością dowiemy się w niedzielę, gdy Betis u siebie podejmie niepozorne Elche. Bez względu na rangę rywala Pellegrini, zamiast szukać stabilizacji znów będzie rzeźbił w tym, co ma, a ma niewiele. Zbyt mało opcji, aby spoić defensywę, zbyt wiele tandety, by uzbroić ofensywę. Nie można jednak zapominać, że to właśnie Chilijczyk stoi za sprawą odbudowy kilku ważnych postaci dzisiejszego Betisu. To również 67-latek sprowadził do klubu takich zawodników jak Bravo, Ruiz, czy Montoya, nie wydając przy tym ani centa. Mimo wszystko nieregularność staje się problematyczna, a Pellegrini potrzebuje czasu. Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x