Del Bosque – geniusz czy szczęściarz?

Wielu z Was zapewne kojarzy historię, sympatycznego dziadka z wąsami, który to w 2008 roku przejął stery nad reprezentacją Hiszpanii. Era Del Bosque, słusznie nazywana złotą erą hiszpańskiego futbolu miała jednak dwa oblicza. Oblicza geniuszu, tego prawdziwego oraz tego pozornego.

 

 

 

Zacznijmy od samego początku, czyli jak już wspomniałem, roku 2008. Hiszpanie pod wodzą Del Bosque, zostają mistrzami Europy, pokonując w finale faworyzowanych Niemców. Tego samego roku w finale Ligi Mistrzów, zwyciężyła FC Barcelona, która również po zmianie szkoleniowca, na Pepa Guardiolę, zaczęła wdrażać w życie to, czego uczono wychowanków od najmłodszych lat w jednej z najlepszych szkółek piłkarskich – La Masii. To właśnie tam, zaczęto wdrażać małoletnim piłkarzom styl zwany tiki-taką.

Czy Del Bosque wynalazł więc coś innowacyjnego? Nie, on po prostu zaczął odtwarzać gotowy model, zaserwowany przez szkoleniowców Dumy Katalonii, korzystając z głównych elementów maszyny, dokładając poszczególne, mniej lub bardziej ważne trybiki. Spójrzmy na skład z meczu finałowego mistrzostw Europy: Andres Iniesta, Carles Puyol, Xavi czy Cesc Fabregas(wtedy gracz Arsenalu, jednak wychowany “na katalońskim chlebie”). Powiecie, że czterej piłkarze to nawet nie połowa drużyny? Powiecie, że głównym motorem napędowym byli Fernando Torres i David Villa, gdyż to oni zdobywali najwięcej bramek? Sęk w tym, że ktoś musiał kreować akcje, które wyżej wymieniona dwójka wykańczała.

Jeżeli to was nie przekonuje, przenieśmy się o dwa lata do przodu w czasie. Rok 2010, a finał Ligi Mistrzów, po raz kolejny wygrywa Barcelona, pokonując Manchester United 3:1. Na placu reprezentacyjnym również triumfują Hiszpanie, pokonując tym razem po dogrywce Holendrów 1:0. Zawodnicy Blaugrany w składzie na finał? Pedro, David Villa, Sergio Busquets, Xavi, Andres Iniesta, Carles Puyol oraz Gerrard Pique. Siedmiu na jedenastu? Wygląda okazale nieprawdaż? Nie piszę tego aby ujmować cokolwiek wybitnemu trenerowi, jakim bez wątpienia był Del Bosque, tylko chciałbym udowodnić, że dostając gotowy model drużyny, poradzić może sobie z nią na krótką metę, dosłownie każdy(patrz Tito Vilanova po odejściu Guardioli).

To właśnie po 2012 roku, odejściu Pepa oraz ostatnim wygranym finale Hiszpanów, zaczęło wszystko się sypać. Zbieg okoliczności ktoś powie? Nic z tych rzeczy! Najzwyklejsze prawa natury, zaczęły dawać o sobie znać. Zawodnicy którzy zjedli zęby na tiki-tace, zaczęli się starzeć, a następców nigdzie nie było widać.

Apogeum upadku Del Bosque, nastąpiło podczas tegorocznych mistrzostw świata, kiedy to Hiszpanie, pomimo wielkich ambicji nie zdołali wyjść nawet z grupy, kompromitując się przy okazji w starciu z Holendrami, których notabene dwa lata wcześniej pozbawili marzeń o tytule mistrzów świata.

Po największej wtopie ostatnich lat, federacja hiszpańska nie postanowiła jednak działać pochopnie i dała ostatnią szansę Del Bosque. Czy słusznie? Okaże się w najbliższym czasie, ja jednak jestem świadom tego, że ze wzorców Realu Madryt czerpać będzie nieco trudniej. Wszak w finałowym starciu z Atletico, Hiszpanów w wyjściowej jedenastce było tylko trzech…

Foto: www.taringa.net


x