Chelsea wraz z Leicester i Manchesterem United walczyła o ostatnie dwa miejsca dające prawo gry w Lidze Mistrzów. Dwie pozostałe ekipy mierzyły się między sobą co poniekąd w teorii ułatwiło im sprawę. Ale nie mieli oni rywala słabego, bo Wolves też miało cel – awans do Ligi Europy. Tutaj musieli jednak liczyć na potknięcie Tottenhamu. Tylko w przypadku porażki Kogutów awansowaliby do LE, nawet gdyby polegli na Stamford Bridge.
Spotkanie to miało charakter bardziej defensywny, zwłaszcza w drugiej części spotkania. Gospodarze nie wypracowali sobie zbyt wiele okazji, nie byli w stanie stworzyć sobie konkretów. Wszystko wskazywało na to, że obie ekipy będą schodzić przy stanie 0:0 do szatni. Ale jednak! Sytuacja uległa zmianie w doliczonym czasie gry kiedy to Chelsea praktycznie załatwiła sprawę. Najpierw wynik otworzył Mason Mount, który fenomenalnie przymierzył z rzutu wolnego. Kilka chwil potem Olivier Giroud praktycznie z przegranej pozycji zdołał umieścić piłkę w siatce. Ułatwili mu to Mount, który posłał do niego prostopadłe podanie oraz cała defensywa wraz z bramkarzem.
W drugiej połowie na boisku nie wydarzyło się nic nie zwykłego. Chelsea grała głównie w defensywie, neutralizowała próby ataków ze strony Wolves. Goście w drugich 45. minutach byli w stanie oddać tylko dwa celne strzały. Ostatecznie wynik do końcowego gwizdka nie uległ już zmianie.
Ta strona używa plików cookies.