II liga: Górnik Polkowice mistrzem rundy jesiennej

PZPN

Oficjalna piłka, PZPN / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Górnik Polkowice co najmniej do końca lutego pozostanie liderem II ligi. Zespół z Dolnego Śląska utrzymał swoją pozycję po wygranej w Bytowie. Tuż za podopiecznymi Janusza Niedźwiedzia znajdują się GKS Katowice i Chojniczanka Chojnice, którzy w ostatniej tegorocznej kolejce również sięgnęli po trzy punkty.

Bytovia Bytów – Górnik Polkowice 0:2 (0:1)

Eryk Sobków 19 (karny), Dominik Radziemski 90

To jest już pewne – Górnik Polkowice spędzi całą zimę na pozycji lidera. Spotkanie w Bytowie zakończyło się dla podopiecznych Janusza Niedźwiedzia dwunastym zwycięstwem w sezonie. Polkowiczanie, jak przystało na lidera, bardzo mocno weszli w mecz. Strzał w słupek Eryka Sobkowa już w 15. sekundzie spotkania, a także próby Ernesta Terpiłowskiego i Mariusza Szuszkiewicza już na starcie zarysowały nam, w którą stronę ten mecz będzie zmierzał. W 18. minucie we własnym polu karnym przewinił Haris Memić, który sfaulował mającego przed sobą pustą bramkę Sobkowa – gdyby nie faul, to najlepszy strzelec Górnika raczej na pewno by strzelił gola. Memić zagrał va banque, dostał żółtą kartkę, jednak nie ustrzegło to Bytovii przed utratą gola. Pewnym strzałem z jedenastu metrów prowadzenie swojej drużynie dał nieprzepisowo powstrzymywany chwilę wcześniej Sobków. Od razu po bramce Piotr Giel, jeszcze ze środka boiska, próbował zaskoczyć wysuniętego bramkarza Górnika Jakuba Szymańskiego. Na jego szczęście piłka przeleciała nad bramką. Poza kilkoma okazjami gospodarzy, które były wyłącznie marnowane, to Górnik przeważał i losy spotkania mógł rozstrzygnąć już w pierwszych minutach drugiej połowy. Sześć minut po przerwie Marcin Staniszewski w dobrym stylu obronił strzał Mateusza Piątkowskiego. Okazji do skompletowania dubletu nie wykorzystał Sobków. Kropkę nad i w samej końcówce postawił Dominik Radziemski – Szuszkiewicz zagrał do zupełnie niepilonowanego pomocnika Górnika, który w sytuacji sam na sam nie miał żadnych problemów z pokonaniem Staniszewskiego.

O Górniku już było, a kilka słów trzeba poświęcić także Bytovii. Bytovii zdarzały się dobre mecze, takie jak zwycięstwa z Chojniczanką Chojnice czy Sokołem Ostróda. Zespołowi prowadzonemu przez Adriana Stawskiego brakowało jednak regularności, przez co obecnie jest zespołem środka stawki. Bardzo dużo będzie zależało od zimowej przerwy – odpowiedniego przygotowania i ewentualnych wzmocnień. Przy korzystnym obrocie spraw Bytovia spokojnie może zakręcić się w okolicach miejsca barażowego, tym samym powtarzając osiągnięcie z poprzedniego sezonu.

Stal Rzeszów – GKS Katowice 0:1 (0:0)

Filip Kozłowski 52

W niewątpliwym hicie 18. kolejki spotkań spotkały się oba zespoły, które już na początku sezonu były wymieniane w gronie drużyn walczących o awans do Fortuna I ligi. Z tej roli o wiele lepiej wywiązuje się katowicka Gieksa, która zajmuje pozycję wcielidera, a przez chwilę była nawet liderem. O wiele gorzej wiedzie się Stali, która przed tym spotkaniem miała na koncie 21 punktów i zajmowała 11. miejsce. Warto jednak pamiętać, że zespół z Rzeszowa ostatnio zmagał się z serią zakażeń koronawirusem w swoich szeregach, przez co przed podopiecznymi Marcina Wołowca jeszcze dwa zaległe spotkania. Sześć punktów w tych meczach pozwoli na zbliżenie się do strefy barażowej.

Niedzielne spotkanie dla miejscowych rozpoczęło się wręcz fatalnie. Po dwóch faulach w krótkim czasie Jarosław Fojut już w 24. minucie dostał czerwoną kartkę, osłabiając tym samym swój zespół już na samym początku. Trener Stali bardzo szybko został zmuszony do zweryfikowania pierwotnych założeń taktycznych – ofensywnego pomocnika Rafała Maciejewskiego zastąpił obrońca Damian Kostkowski. GKS zdecydowanie przeważał nad swoim rywalem, stwrzając groźne sytuacje jeszcze przed czerwoną kartką dla Fojuta, gdy w słupek strzelał Marcin Urynowicz. W pierwszej połowie swoje okazje mieli także Arkadiusz Woźniak, Filip Kozłowski czy Adrian Błąd. Ostatnia dwójka w pierwszych 45 minutach nie była w stanie wypracować bramki, lecz już siedem minut po przerwie znaleźli sposób na pokonanie Bieszczada – przy niemałej pomocy własnego szczęścia i jednoczesnego pecha rywala. W 52. minucie znajdujący się przed polem karnym Błąd przytomnie wypuścił piłkę do Kozłowskiego. Po jego strzale piłkę podbił jeszcze blokujący Łukasz Góra, co zmyliło Bieszczada. Goście mając zdecydowanie większą liczbę stworzonych sytuacji, a także przewagę liczebną, nie potrafili dobić rywala. Nad wyraz widoczna była nieskuteczność GKS-u, która przejawiała się nieudanymi próbami Krystiana Sanockiego, Dominika Kościelniaka czy Urynoicza. Ostatni z nich do słupka ustrzelonego w pierwszej połowie dorzucił jeszcze obitą poprzeczkę. Ta nieskuteczność nie została ostatecznie ukarana, głównie z powodu niemocy Stali, po której było widać, że nie jest jeszcze w pełni dyspozycji po ostatnich problemach. GKS po tej wygranej zrównał się punktami z Górnikiem Polkowice, co stanowi znakomitą pozycję wyjściową przed wiosenną walką o powrót do I ligi.

Wigry Suwałki – Olimpia Grudziądz 1:1 (0:0)

Kacper Wełniak 87 – José Embaló 80 (karny)

Wynik, który widnieje powyżej jest chyba największą niespodzianką 18. kolejki spotkań II ligi. Jak to często bywa w spotkaniach drużyny z czołówki ligi z zespołem, który okupuje doły tabeli, wynik korzystny dla tego drugiego zespołu nie odzwierciedla w pełni tego, co się działo na suwalskiej murawie (tym razem włączono kilka dni wcześniej system ogrzewania murawy). Od pierwszej minuty gospodarze absolutnie zdominowali Olimpię, która nie po raz pierwszy w tym sezonie była nastawiona mocno defensywnie i czyhała na swoją szansę po jednym z kontrataków. Wigry oddało dużo strzałów na bramkę rywali, bardzo szwankowała jednak skuteczność. Większość strzalów była albo neicelnych, albo potrafił sobie poradzić z nimi świetnie dysponowany 17-letni bramkarz Olimpii Nikodem Sujecki. Kiedy wydawało się, że bramka dla gospodarzy jest już tylko kwestią czasu, nastąpiło małe trzęsienie ziemi. W 80. minucie po jednej z nielicznych akcji Olimpii Mikołaja Gabora nieprzepisowo w polu karnym zatrzymał Martin Dobrotka. Chwilę wcześniej Dobrota źle wybił piłkę głową, przejął ją Gabor, wymienił podanie z José Embaló, po czym został powalony przez spóźnionego Słowaka. Konrad Aluszyk nie miał żadnych wątpliwości i podyktował rzut karny, którego na gola w 80. minucie zamienił José Embaló. Nieoczekiwanego prowadzenia Olimpia nie zdołała utrzymać do ostatniego gwizdka sędziego. W 87. minucie po długim dośrodkowaniu w pole karne Kacper Wełnik trącił piłkę głową w stronę Kamila Adamka. Napastnik Wigier nie zdołał jej opanować, ale obrońcy Olimpii również nie potrafili zrobić tego, co powinni. Futbolówka wróciła więc do Wełniaka, który strzałem z pierwszej piłki pokonał bezradnego Sujeckiego i uratował Wigrom cenny punkt. Pomimo tego, rozczarowanie w zespole Wigier musi być bardzo duże – zwycięstwo nie tylko było w zasięgu Suwalczan, ale było obowiązkiem. Dodatkowo, po remisie z Olimpią oraz wygranej Chojniczanki zespół z Suwałk stracił miejsce na podium.

Niewykluczone, że to nie będzie ostatni mecz Wigier w tym sezonie. W najbliższych dniach PZPN ma podjąć decyzję dotyczącą zaległego meczu z Górnikiem Polkowice. W grę wchodzi nawet walkower, o który wnioskuje zespół z Dolnego Śląska, który ma ogromne pretensje za niewłączenie systemu podgrzewania murawy, przez co mecz został odwołany. Górnik domaga się także zwrotu kosztów poniesionych w związku z podróżą do Suwałk – piłkarze i sztab szkoleniowy z Polkowic musiał pokonać wówczas około 766 kilometrów.

Chojniczanka Chojnice – Lech II Poznań 3:0 (2:0)

Robert Ziętarski 38, Tomasz Mikołajczak 45, Kamil Orlik 74

Rezerwy Lecha Poznań pozbawione swoich dwóch najlepszych strzelców – Huberta Sobola i Ołeksandra Jacenki – nie poradziły sobie w wyjazdowym meczu z faworyzowaną Chojniczanką Chojnice. Gospodarze od początku zdecydowanie przeważali nad rywalem. Chojniczanka bardzo blisko była strzelenia gola w 11. minucie. Strzał Mateusza Klichowicza w sytuacji sam na sam obronił Krzysztof Bąkowski, a dobitkę Szymona Skrzypczaka z linii bramkowej wybił jeden z defensorów Lecha II. Takiego szczęścia obrona Lecha nie miała w 38. minucie, gdy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Robert Ziętarski zdołał ukmnąć uwadze rywali i strzałem głową wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Młodzi zawodnicy Lecha II grali tego dnia niedokładnie i popełniali dużo błędów i strat zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Jedna z nich tuż przed końcem pierwszej połowy zakończyła się stratą drugiego gola. Po dograniu Klichowicza Bąkowskiego pokonał Tomasz Mikołajczak. W drugiej połowie dominacja Chojniczanki utrzymałą się, o ile nawet się nie zwiększyła. Przerodziło się to na jeszcze jedną bramkę, która przypieczętowała udane zakończenie 2020 roku na drugoligowych boiskach. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Serhij Napołow. Po pechowej odbitce od zawodnika Lecha II do futbolówki dotarł Kamil Orlik, który przytomnie strzelił na bramkę rywala i po trzech minutach od wejścia na boisko mógł cieszyć się z premierowego gola strzelonego w barwach Chojniczanki. Jeżeli w 2020 roku nie zostanie rozegrany zaległy mecz pomiędzy Wigrami Suwalki a Górnikiem Polkowice, to Chojniczanka zakończy ten rok na najniższym stopniu podium.

Sokół Ostróda – Hutnik Kraków 2:0 (2:0)

Daniel Łuczak 12, Paweł Brzuzy 45

Ostródzianie rozpoczęli ten mecz tak, jak na faworyta przystało. Już w 7. minucie świetny strzał z rzutu wolnego oddał Robert Gajda. Futbolówka odbiła się od słupka, a dobijający Daniel Łuczak nieznacznie chybił. Występujący w tym spotkaniu na prawej stronie boiska Łuczak o wiele więcej szczęścia miał pięc minut później. Po szybkim wyrzucie piłki z autu Michała Zimmera Paweł Brzuzy posłał prostopadłe podanie do Łuczaka. Ten z łatwością ograł defensora Hutnika i precyzyjnym strzałem pokonał Dawida Smuga. Poza strzelonym golem, pierwsza połowa przebiegła pod znakiem całkowitej kontroli Sokoła. Goście nie mieli pomysłu na grę i nie potrafili przebić się przez dobrze zorganizowany taktycznie zespół gospodarzy, nie tworząc w pierwszych 45 minutach żadnej konkretnej sytuacji. Dominacja miejscowych została podkreślona po raz drugi tuż przed przerwą, gdy strzałem z dystansu Smuga pokonał Paweł Brzuzy. Wydawało się, że było to uderzenie zbyt lekkie, takie, z którym bramkarz powinien sobie poradzić. Kluczowy okazał się w tej sytuacji rykoszet od nogi jednego z zawodników Hutnika, który próbował zablokować to uderzenie. Po przerwie Hutnik nieco się zerwał, w 51. minucie oddał nawet pierwszy celny strzał na bramkę. Wówczas z próbą Mateusza Ozimka bez większych problemów poradził sobie Błażej Niezgoda. Po stronie Hutników parę razy byłsnął także wprowadzony w przerwie z ławki Abdallah Hafez. Egipcjanin w 65. minucie po dośrodkowaniu z prawej strony boiska oddał strzał głową, po którym piłka obiła poprzeczkę. W końcówce Hafez próbował zaskoczyć Niezgodę z rzutu wolnego, ale ta próba zakończyła się nad poprzeczką bramki Sokoła. Ze strony Hutnika to w zasadzie tyle. Sokół kontrolował przebieg meczu, mając jednocześnie ochotę na strzelenie dużo słabszemu rywalowi kolejnych bramek. Skonczyło się na jednej. W 74. minucie piłkę w środku boiska stracił Miłosz Drąg. Gajda po przejęciu piłki posłał prostopadłe podanie w stronę Dawida Wolnego, a ten bardzo pewnym strzałem umieścił piłkę przy dalszym słupku bramki krakowskiej drużyny.

Dla Sokoła była to ósma bramka w sezonie, dzięki czemu wciąż mają szansę być najwyżej notowanym beniaminkiem II ligi, a tym samym wskoczyć do strefy barażowej. W środę podopieczni Piotra Jacka rozegrają zaległe spotkanie ze Stalą Rzeszów. Hutnik z kolei kończy rundę jesienną na ostatniej pozycji.

Motor Lublin – Pogoń Siedlce 3:3 (1:0)

Tomasz Swędrowski 25, Sławomir Duda 52, Daniel Świderski 64 – Miłosz Przybecki 70, 77, Ishmael Baidoo 73

Trudno zrozumieć to, co wydarzyło się na stadionie w Lublinie. Po niezłym początku, gdy goście oddali kilka strzałów na bramkę rywala, do głosu zaczął dochodzić Motor. Po stronie Pogoni z dobrej strony pokazał się bramkarz Rafał Misztal, który popisał się świetnymi interwencjami przy próbach Daniela Świderskiego i Tomasza Swędrowskiego. Swędrowski znalazł sposób na bramkarza rywali w 25. minucie, gdy wykorzystał dogranie z prawej strony boiska Filipa Wójcika. Pogoń jeszcze w pierwszej połowie mogła doprowadzić do wyrównania, lecz naprawdę niezłych sytuacji nie wykorzystali Ishmael Baidoo i Marcin Kozłowski II. Motor nie chcąc dopuścić do remisu, na początku drugiej połowy wrzuciła wyższy bieg. Po sprytnym rozegraniu rzutu wolnego przez Swędrowskiego stojący w murze Piotr Ceglarz przechytrzył rywali i zagrał piłkę wzdłuż pola karnego, którą strzałem do “pustaka” przeciąć zdołał Sławomir Duda. Pomimo prowadzenia, Motor ciągle musiał uważać na swoich rywali. W 62. minucie piłka po strzale Eryka Więdłochy wylądowała na słupku, a dobijający ją do bramki Baidoo znajdował się na spalonym. Ta sytuacja odebrała nieco koncentracji piłkarzom Pogoni, bo już dwie minuty później po złym wybiciu piłki z autu Świderski otrzymał prostopadłe podanie ze środka pola, ograł Piotra Pierzchałę, i na raty wygrał pojedynek z Misztalem, strzelając trzeciego gola dla Lublinian. W tym momencie wydawało się, że losy meczu są już rozstrzygnięte, że tak dobrze dysponowany Motor nie pozwoli sobie na stratę aż trzech bramek. Jak się finalnie okazało, źle się nam wydawało. Już sześć minut później Filip Wójcik dał sobie odebrać piłkę z lewej strony boiska. Przejął ją Wiktor Preuss, któremu zawodnicy Motoru dali bardzo dużo miejsca, dzięki czemu obrońca Pogoni zdołał podejśc pod pole karne i dograć do Miłosza Przybeckiego, a ten mocnym strzałem po długim słupku napoczął rywala po raz pierwszy. Po kolejnych trzech minutach było już 3:2. Bartosz Rymek wypuścił na prawym skrzydle Baidoo. Wypożyczony z Górnika Zabrze skrzydłowy wykorzystał opieszałość rywali i mocno szczęśliwym strzałem zdołał zaskoczyć Madejskiego, który dał sobie wpakować piłkę między nogami. Od tego momentu na boisku zaczęło się robić coraz bardziej gorąco. Goście poczuli krew i poszli za ciosem, efektem czego była wyrównująca bramka w 77. minucie. W tym spotkaniu nie zabrakło goli, ale również i kontrowersji. Z lewej strony boiska piłkę wrzucał jeden z piłkarzy Pogoni. Futbolówkę wybić próbował Ariel Wawszczyk, zrobił to jednak na tyle nieumiejętnie, że ta trafiła pod nogi Przybeckiego, który wykorzystał sytuację i wpakował piłkę do bramki. W momenie dośrodkowania Przybecki znajdował się na spalonym, jednak sędzia zinterpretował podbicie piłki przez Wawszczyka jako nowe zagranie, przez co bramka ostatecznie została uznana. W samej końcówce Motor próbował jeszcze zdobyć kolejnego gola, jednak Misztal nie dał się pokonać tego dnia po raz czwarty.

Pogoń nie po raz pierwszym w tym sezonie pokazała, że ambicji i zaangażowania jej piłkarzom nie brakuje. Motor z kolei dokonał rzeczy niebywałej. Kontrolując przebieg spotkania, grając na własnym boisku, potrafili wypuścić trzybramkowe prowadzenie. Oczywiście, na ich niekorzyść zadziałała problematyczna decyzja sędziego Karola Arysa, jednak poprzednie dwie bramki Lublinianie stracili na własne życzenie, po prostych błędach, grając klasycznego stojanowa. Włodarze klubu postanowili zareagować bardzo szybko – dzień po meczu z posady trenera zwolniony został Mirosław Hajdo. Głównym kandydatem na to stanowisko jest Marek Saganowski.

Śląsk II Wrocław – Olimpia Elbląg 3:1 (1:0)

Piotr Samiec-Talar 31, 77 (karny), Adrian Łyszczarz 60 – Orest Tkaczuk 71

Rezerwy Śląska Wrocław zanotowały fantastyczną końcówkę rundy jesiennej. Po wyraźnej przegranej 0:3 z GKS-em Katowice zespół prowadzony przez Piotra Jawnego wygrał cztery mecze z rzędu i urwał punkt liderującemu wówczas Górnikowi Polkowice. Po pokonaniu Pogoni Siedlce, Olimpii Grudziądz i Znicza Pruszków, tym razem przyszła pora na Olimpię Elbląg, która w ostatnim czasie również prezentowała się dobrze. W pierwszych minutach mogliśmy zaobserwować typową wymianę ciosów, która nie zakończyła się bramkami. Impas w 31. minucie przerwał Piotr Samiec-Talar, kończąc ładną akcję swojego zespołu. Adrian Łyszczarz dograł piłkę na prawe skrzydło do niepilnowanego Igora Maruszaka. Debiutujący na poziomie centralnym 17-latek dograł do Samca-Talara, a ten umiejętnie dostawił nogę, umieszczając piłkę przy dalszym słupku bramki Olimpii (sytuacja od 36:50). Strzelona bramka potwierdziła przewagę miejscowych. którzy w drugiej połowie pokusili się o kolejne trafienia. W 60. minucie Paweł Rutkowski źle wybijał piłkę z własnego pola karnego. Futbolówka trafiła do Łyszczarza, który jednak nie poszukał żadnego ze swoich kolegów, tylko wykorzystując wolną przestrzeń spokojnie ustawił sobie piłkę i posłał idealny strzał, z którym Rutkowski nie mógł sobie poradzić (sytuacja od 1:21:45). Obraz dobrej postawy Śląska II zaciera nieco kontaktowe trafienie Oresta Tkaczuka z 71. minuty. Po wrzutce z rzutu wolnego i zagraniu głową Kamila Wengera na efektowny strzał nożycami zdecydował się Marcin Bawolik. Po jego uderzeniu piłka co prawda do bramki nie trafiła, jednak ta próba posłużyła za asystę, gdyż Tkaczuk zrobił z niej użytek pakując z bliska do braki rywali (sytuacja od 1:32:30). Ostatnie słowo tego dnia należało do Samca-Talara. Po dograniu Filipa Michalskiego piłkę ręką zagrał robiący wślizg Tomasz Lewandowski. Rafał Rokosz nie miał wątpliwości i wskazał na jedenasty metr, a po chwili Samiec-Talar skompletował dublet i dał Śląskowi II kolejne zwycięstwo w tym sezonie, dzięki któremu Wrocławianie zakończą rok tuż za strefą barażową (sytuacja bramkowa od 1:38:30). Olimpia z kolei po fatalnym początku sezonu ostatecznie spędzi zimę nad strefą spadkową. Przewaga nad 17. Lechem II Poznań wynosi zaledwie dwa punkty, przez co o komfort psychiczny w zimowej przerwie będzie trudno.

KKS 1925 Kalisz – Znicz Pruszków 1:0 (1:0)

Robert Tunkiewicz 26

Osobiście KKS 1925 Kalisz zaraz obok Sokoła Ostróda należy do grona jednych z największych rewelacji rundy jesiennej II ligi. Zespół, który wchodzi na poziom centralny bez większego doświadczenia, w wielu spotkaniach pokazał się z bardzo dobrej strony, co przełożyło się na dobrą pozycję w tabeli. Znicz Pruszków z kolei jesienią spisywał się dokładnie tak, jak przez ostatnie trzy lata. Jest to typowy, ligowy średniak z tendencją bardziej do walki o utrzymanie w lidze, niż do próby powalczenia o awans do wyższej ligi. Ta wyższość beniaminka była widoczna od samego początku meczu, lecz pomimo wielu okazji m.in. Bartłomieja Maćczaka i Kamila Sabiłły, została podkreślona tylko jednym trafieniem Roberta Tunkiewicza w 26. minucie spotkania. W ten sposób zespół prowadzony przez doświadczonego Ryszarda Wieczorka dość nieoczekiwanie kończy rundę jesienną na miejscu barażowym.

Garbarnia Kraków – Błękitni Stargard 3:0 (1:0)

Jakub Bąk 33 (karny), Szymon Pająk 75, Daniel Morys 90

Zawodnicy Garbarni Kraków bardzo udanym tygodniem zakończyli zmagania w II lidze w 2020 roku. W środę w zaległym spotkaniu pokonali na swoim obiekcie 2:1 Znicza Pruszków, a w sobotnie wczesne popołudnie, na bardzo kiepskiej murawie, bez większych problemów poradzili sobie z Błękitnymi Stargard. Po spokojnym początku w 33. minucie Jakub Bąk wykorzystał rzut karny podyktowany po potworym zamieszaniu w polu karnym, który zapoczątkowało dośrodkowanie z rzutu rożnego i wypuszczenie piłki z rąk przez Mariusza Rzepeckiego. Prowadzenie do przerwy nie oznaczało jednak, że goście byli zespołem całkowicie biernym. Jeszcze w pierwszej połowie Doriana Frątczaka zaskoczyć próbowali Mateusz Bochnak i Błażej Starzycki. W drugiej połowie gra była jeszcze bardziej jednostronna. W 57. minucie po zagraniu Tomasza Kołbona z rzutu rożnego piłkę ręką zagrał Dawid Polkowski. Ponownie do “jedenastki” podszedł Bąk, jednak tym razem jego strzał zdołał wybronić Rzepecki. Interwencja bramkarza Błękitnych nie porwała jego kolegów do walki o wywiezienie z Krakowa co najmniej punktu. Nie dość, że Błękitni gola nie strzelili, to w ostatnim kwadransie dwa stracili. Najpierw, w 75. minucie po dograniu Donatasa Nakrošiusa pierwszego gola w tym sezonie strzelił 20-letni Szymon Pająk, który w ładnym stylu zamknął dośrodkowanie swojego kolegi. Udany tydzień Garbarni w doliczonym czasie gry zwieńczył jeden z najlepszych piłkarzy tego zespołu – Daniel Morys. Występujący na prawej stronie boiska zawodnik indywidualną akcję sfinalizował strzałem przy dalszym słupku bramki strzeżonej przez Rzepeckiego. Dla Garbarni była to czwarta wygrana z rzędu. Goście ze Stargardu nie zdołali utrzymać dobrej dyspozycji po wygranej ze Skrą Częstochowa i na koniec rundy jesiennej dość wyraźnie i zasłużenie przegrywają.

W tej kolejce pauzowała Skra Częstochowa. W przyszłym tygodniu zostanie rozegrane jeszcze jedno spotkanie II ligi. 16 grudnia o godz. 16:15 w ramach odrabiania zaległości 16. kolejki Sokół Ostróda zagra u siebie ze Stalą Rzeszów. Pierwsza wiosenna kolejka zostanie rozegrana w ostatni weekend lutego.

Tabela II ligi

#DrużynaM. Pkt.Bramki
1Kotwica Kołobrzeg (b)193829:16
2KKS 1925 Kalisz193540:26
3Polonia Warszawa (b)193431:20
4Stomil Olsztyn (s)193331:22
5Wisła Puławy193236:23
6Olimpia Elbląg193230:21
7Znicz Pruszków192924:23
8Górnik Polkowice (s)192426:26
9GKS Jastrzębie (s)192420:28
10Lech II Poznań192325:29
11Motor Lublin192222:26
12Pogoń Siedlce192221:25
13Radunia Stężyca192230:36
14Zagłębie II Lubin (b)192224:41
15Siarka Tarnobrzeg (b)192024:31
16Garbarnia Kraków191933:38
17Hutnik Kraków191930:38
18Śląsk II Wrocław191822:29

Czołówka klasyfikacji strzelców II ligi po rundzie jesiennej

  1. Kamil Wojtyra (Skra Częstochowa) – 14 bramek
  2. Marcin Urynowicz (GKS Katowice) – 11 bramek
  3. Piotr Giel (Bytovia Bytów) i Dawid Wolny (Sokół Ostróda) – 10 bramek
  4. Sebastian Bergier (Śląsk II Wrocław), Eryk Sobków (Górnik Polkowice) i Janusz Surdykowski (Olimpia Elbląg) – 9 bramek
  5. Kamil Adamek (Wigry Suwałki) i Hubert Sobol (Lech II Poznań)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x