Oszędności szukanie i Widzewa znikanie

Szukanie możliwości zaoszczędzenia kilkuset złotych w dzisiejszych czasach nie jest niczym dziwnym. Jest kryzys, próbujemy wydawać jak najmniej, przez co często cierpi możliwość rozwoju lub relaksu. Jeśli jednak chodzi o kluby piłkarskie, to sytuacja z próbami oszczędzania pieniędzy wygląda dużo gorzej niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Na poparcie swojej tezy przytoczę jeden przykład – klub Widzew Łódź.

Widzew od lat boryka się z ogromnymi problemami finansowymi. Nie ma nowego stadionu, nie ma płacącego właściciela, nie ma dobrego trenera, nie ma dobrych zawodników. Jak ten klub utrzymuje się w ekstraklasie? Tego nie wiedzą chyba sami działacze Czerwono-biało-czerwonych.

Przed kilkoma laty, właścicielem klubu został bogaty biznesmen – Sylwester Cacek. Obiecał wielkie mecze na pięknym stadionie, czyli wysoki poziom organizacyjny i sportowy.

Spójrzmy na dzisiejszy Widzew. Prawie 15 milionów (!) złotych długu i zakaz transferowy. Klub bez nowoczesnej infrastruktury, który jest bliżej upadku niż był kiedykolwiek wcześniej. Wejście w życie upadłości układowej, walki z wierzycielami. Więcej problemów jest również w sferze sportowej. Ostatnie miejsce w tabeli, koszmarna postawa piłkarzy, trener na wariackich papierach i w końcu… brak chęci ratowania klubu.

Ja tak to widzę. Bo jak inaczej nazwać zachowanie jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, który na początku nieumiejętnie inwestował w klub, by później zupełnie zakręcić kurek z gotówką i pozwolić na powolną śmierć tak zasłużonemu klubowi jak Widzew?

Jak do tego doszło? Tego nie wie nikt. A przynajmniej nie wiadomo dlaczego tak się stało. Przecież Pan Cacek to osoba, która na biznesach zna się jak mało kto. Genialny człowiek, mający pieniądze na wzmocnienie klubu i realne szanse na walkę o mistrzostwo Polski. I gdyby kierował się nie tylko swoją wielkością, ego i podpowiedziami osób, które nie mają zielonego pojęcia o piłce nożnej, ale posłuchał ludzi, którzy wiedzą o piłce naprawdę dużo, to kto wie, czy Widzew nie byłby dziś równorzędnym rywalem dla Legii, Lecha i Wisły.

Tymczasem olbrzymie kontrakty dla piłkarzy, którzy nie potrafili grać w piłkę (np. Bogdan Straton), wygórowanie pensje dla szkoleniowców (bezpodstawne zwolnienie Fornalika -> zatrudnienie droższego Janasa) oraz przedziwne i wysokie premie dla zarządu, który wprowadził klub w ogromne finansowe problemy.

Tak się klubu nie prowadzi i wiem to nawet ja, młody, początkujący dziennikarz i kibic. Jednak tli się jeszcze nadzieja na lepsze jutro. Trzeba tylko jeszcze raz, ostatni raz zainwestować w Widzew kilka milionów złotych i tym razem zrobić to mądrzej i roztropniej, słuchając tych, którym dobro tego zasłużonego klubu leży na sercu, a nie tych, którzy chcą tylko zarobić. Czy Pan Cacek uraduje kibiców i oznajmi, że klub wychodzi na prostą nie tylko w sferze organizacyjnej, ale także sportowej? Czy przez najbliższe dwa miesiące zarząd łódzkiego zespołu wzniesie się na szczyt swoich umiejętności i zakontraktuje dobrych piłkarzy oraz szkoleniowca, który będzie w stanie zagwarantować poprawę wyników sportowych?

Odpowiedzi na te pytania poznamy w ciągu kilku miesięcy. Póki co nie wygląda to najlepiej. Parę dni temu Widzew ogłosił, że ze względu na oszczędności, piłkarze nie wyjadą na obóz zagraniczny, by lepiej przygotować się do rundy wiosennej. Ponadto wiadomo, że trenerami RTS-u nie zostaną Michniewicz i Kubicki. Coraz bardziej prawdopodobna staje się opcja pozostawienia na tym stanowisku Rafała Pawlaka, który tak bardzo potrzebnego doświadczenia trenerskiego po prostu nie ma.

Nadzieja może i się tli, ale właściciel oraz zarząd Widzewa umiejętnie ją gaszą, sprawiając, że upadek Widzewa Łódź jest coraz bardziej prawdopodobny.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x