Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Piłka nożna to naprawdę wielka rzecz. Nośnik wielu inspirujących i świetnych historii, opowieści o bohaterach i o tych, którzy tyle samo szczęścia nie mieli. O wielkich gloriach i porażkach. W natłoku codzienności zdaje się być uroczym romantycznym dodatkiem do naszego życia, gdzie przecież magii brakuje.  Taką romantyczną historią była ta Arki Gdynia w Pucharze Polski. Nie brakowało momentów trudnych, perturbacji i kryzysów w drużynie. Wszystkie drogi finalnie kończyły się 2 maja na pięknym stadionie narodowym.

Wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Możliwość uczestniczenia z tym wszystkim od środka. Chodzenia na mecze, wysłuchiwania zawodników i trenerów, czucia bliżej całej drużyny. Miałem taką możliwość, być z Arką przez długi czas sezonu. Dziś z perspektywy osoby siedzącej na Narodowym widzę piękną historię. I owszem Arka miała niesamowicie łatwą drabinkę, bo w  PP nie starała się z ani jednym Ekstraklasowiczem i owszem nie zdominowali mimo to tych ekip. Ale czy ten fakt nie dodaje właśnie dramaturgii? Drużyna która do ostatniej minuty walczy o utrzymanie, traci dużo bramek i nie potrafi wygrać, w której zmienia się trener mierzy się w wielkim finale z najlepszą jak dotąd ekipą w 2017? Nikt dla piłkarzy beniaminka nie musi tłumaczyć, że drugi raz prawdopodobnie takiej szansy nie dostanę, nie przy takiej grze. Los wepchał Arkę dla półfinału, ta musi jedynie za to wszystko podziękować i napisać

Lech natomiast to inna karta historii. Najlepsza drużyna ligowej wiosny. Bezwzględna w ataku, skuteczna w obronie. Z porządnym fachowcem na ławce, porządnymi grajkami na boisku. Innymi słowy –  z papierami na mistrza. W PP równie skuteczni, jak w lidze, a rywali mieli o niebo cięższych. Na swojej drodze musieli bowiem wyeliminować takie ekipy jak Wisła Kraków, czy Pogoń Szczecin i dali sobie radę. To tak jakby postawić chudego boksera, który przeczłapał się do ostatniej rundy z Mikiem Tysonem. Wiecie co w tym wszystkim najlepsze? Całą pierwszą połowę Arka dała się nawalać w głowę bez gardy, a mimo to stała twardo. Rywal wydawał się być bardzo podrażniony.

W drugiej połowie Arka Gdynia zaczęła grać odważnie. Z rozwagą w obronie zaczęła w końcu wychodzić wyżej i bywać na połowie Lecha Poznań. Trener Ojrzyński  w czas zauważył że nawet najszczelniejszy mur pod wpływem naporu w końcu popuści. Obrona Arki w tym sezonie przypominała tamę z papieru – była ale mocno przemakała i efekty były liche.

Cała jazda zaczęła się w dogrywce. Arka wyczekała wymęczonego ciągłymi atakami Lecha i wymierzyła im cios! 107 minuta mierzący niespełna 170 cm Rafał Siemaszko strzela gola głową. Parę minut później wprowadzony na boisko Lukas Zarandia, który popisał się rajdem niczym Maradona i było już dwa do zera. Nikt przed meczem w taki rezultat nie wierzył, a tutaj bardzo proszę! Lech zdołał jeszcze przed końcem dogrywki piłkę głową do bramki zgrał Łukasz Trałka! I tak się skończyło! Puchar wraca do Gdyni po 38 latach.


Arka Gdynia 2:1 Lech Poznań
107′ Rafał Siemaszko, 112′ Luka Zarnadia | 119′ Łukasz Trałka

SKład Arki Gydni: 1.Steinbors, 2.Socha, 29.Marcjanik, 3.Sobieraj, 23.Warcholak, 8.Da Silva (55′ 11.Siemaszko), 6.Łukasiewicz, 17.Marciniak, 10.Szwoch, 19.Bożok(83′ 20.Hofbauer), 26.Trytko(71′ 45.Zarandia)

Skład Lecha Poznań: 1.Burić, 4.Kędziora, 35.Bednarek, 3.Nielsen(110′ 18.Radut), 22.Kostewycz, 24.Kownacki(74′ 17.Makuszewski), 6.Trałka, 14.Gajos, 86.Majewski, 10.Jevtić(85′ 8.Pawłowski), 11.Robak

Żółte kartki: 20′ Szwoch, 53′ Da Silva, 76′ Łukasiewicz, 113′ Zarandia | 50′ Robak

Frekwencja: 43 760

Sędzia główny: Tomasz Musiał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x