Polecane

Prezesie, nie daj się zbajerować [Felieton]

Cezary Kulesza pracę z PZPN zaczyna od sprzątania bałaganu po swoim poprzedniku. Selekcjoner wybrany przez Zbigniewa Bońka był jak podrzucone jajo, które zdezerterowało przy najbliższej nadającej się okazji. Przed nowym sternikiem związku wybór nowego szkoleniowca. Wybór, który może zdefiniować kadencję Cezarego Kuleszy.

Cezary Kulesza chwalony za pierwsze decyzje

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w sprawie z Paulo Sousą można było zrobić coś więcej. Portugalczyk zachował się karygodnie. Zostawił reprezentację Polski w newralgicznym momencie. Wiedział doskonale, że przed Polakami baraże, od których zależy wszystko. Celujemy przecież w awans na Mundial w Katarze, a mecz z Rosją i ewentualny następny pojedynek urosły do rangi najważniejszego w ostatnich latach. Sousa zachował się jak tchórz. I nie przemawiają do mnie hasła, że Flamengo to jeden z największych klubów w Ameryce Południowej. Tak naprawdę do czasu dezercji Paulo Sousy niewielu było takich, którzy regularnie śledzili losy tej drużyny. Mam tutaj na myśli ekspertów znad Wisły.

Cezary Kulesza trafił najgorzej jak mógł. Nie rozpoczął swojej pracy w związku ze względnym spokojem. Niemal od razu został wrzucony na głęboką wodę. Oczywiście, prędzej czy później i tak musiałby zmierzyć się z wyborem nowego selekcjonera, który byłby oceniany przez kibiców przez pryzmat nowego prezesa. W pewnym stopniu rzecz jasna. Jednak nikt nie spodziewał się, że początek nowego roku będzie aż tak pracowity. Analizy, spotkania i rozmowy. Niby nic wysilającego, ale decyzja, która za kilka dni zostanie podjęta, będzie poddana surowej dyskusji. Jak to zazwyczaj w Polsce. Niemal 40 milionów osób zawsze wie lepiej. Skupiając się jednak na kwestii pozbycia się Paulo Sousy, to osobiście nie mam nowemu prezesowi nic do zarzucenia. Cezary Kulesza rozegrał to najlepiej jak się dało i zachował czas na ostateczny wybór nowego trenera naszego narodowego zespołu.

Za to warto prezesa Kuleszę pochwalić. Ale żeby nie było zbyt kolorowo, to warto przestrzec, że przed nim wiele równie trudnych wyzwań. Medialnie jest on nieporównywalnie mniejszy od swojego poprzednika. Tylko i wyłącznie konkretnymi decyzjami może sprawić, że Zbigniew Boniek, mający kolosalne ego nie będzie atakował go poprzez różnego rodzaju wpisy na portalach społecznościowych. Obserwuje początek kadencji Cezarego Kuleszy z zaciekawieniem. Ale też z dystansem, bo na pełną ocenę przyjdzie jeszcze czas.

Nie dać się zbajerować

Doskonale pamiętamy styczeń zeszłego roku i nagłą decyzję Zbigniewa Bońka o tym, aby pożegnać Jerzego Brzęczka. Wybór następcy był szeroko komentowany przez wszystkich interesujących się piłką nożną. Ówczesny prezes przekonywał, że trener ten to prawdziwy TOP. Z którego po czasie niewiele zostało, tak swoją drogą. Nie unosiłem się nad ziemią w momencie remisów z Hiszpanią czy Anglią. Doceniłem, bo to były dobre wyniki, które jednak finalnie nic nam nie dały. Paulo Sousa czymś zauroczył prezesa Bońka, a ten brnął w ten związek, chociaż sam chyba nie widział większej przyszłości. Ale do tego, to z pewnością się nie przyzna.

Cezary Kulesza ma jeden plus na swoim koncie. Jest zdecydowanie bardziej komunikatywny. Sam osobiście chce porozmawiać z kandydatami, ocenić ich nastawienie i dopiero podjąć wiążącą decyzję. Postawa bardzo chwalebna, ale jednocześnie trzeba zachować pełną uwagę. Nie można wzorem swojego poprzednika dać się zbajerować pięknym słowom. Nie interesują mnie znajomości cytatów z Jana Pawła II czy nawet wykuta na blachę historia naszego kraju. Od selekcjonera oczekuje tylko i wyłącznie znajomości fachu, za który się zabrał. Mam pełne przekonanie, że po historii z Paulo Sousą, nikt w PZPN-ie nie popełni takiego samego błędu.

Nie zamykałbym się na opcję zagranicznego szkoleniowca. Są oni z reguły zdecydowanie bardziej utytułowani od naszych “domowych” trenerów. Ale nie brałbym pod uwagę każdego, który wyrecytuje z pamięci ilość meczów i goli Roberta Lewandowskiego w kadrze. To przecież żadne wyzwanie. Prawdziwe jest dopiero przed reprezentacją.

Fabio Cannavaro? Opcja ryzykowna

Wczoraj gruchnęła wiadomość, że do Polski na negocjacje przyleciał Fabio Cannavaro. Pamiętam go doskonale z boisk czy to Seria A czy hiszpańskiej LaLiga. Zdobywca Złotej Piłki oraz mistrz świata z reprezentacją Italii. Osiągnięcia piłkarskie takie, że nic tylko przyklasnąć. Ale co z tego? Praca w roli trenera? Gdzieś w zupełnie odmiennym kulturowo kraju, w dodatku bez większych sukcesów. Jeżeli ma tutaj zadziałać magia nazwiska, to w ostatnich dniach pojawiło się zdecydowanie więcej ciekawszych kandydatur na selekcjonera. Na szczęście Cezary Kulesza niektóre z nich kategorycznie wykluczył, co mnie osobiście bardzo ucieszyło. Bo wymyślenie sobie na trenera reprezentacji Jurgena Klinsmanna było aktem jakiejś desperacji. A takiego szkoleniowca preferował jeden z ekspertów.

Wracając jednak do Fabio Cannavaro. Włoch zapewne szuka sobie pracy, bo nie może usiedzieć w domu. Jego agentem jest słynny Pini Zahavi, który potrafi prowadzić negocjacje. Nie wiem jak bardzo poważnie w PZPN-ie biorą pod uwagę Cannavaro w roli szkoleniowca kadry. Wiem natomiast, że jest to opcja (przepraszam za wyrażenie) – cholernie ryzykowna. Nawet uwzględniając fakt dodania dwóch asystentów, którzy znają realia reprezentacji na wylot. Wracamy tutaj do tytułu tego tekstu. Prezesie, nie wolno dać się zbajerować! Decyzja, którą pan podejmie, będzie na panu ciążyła przez resztę kadencji. Odpukać w niemalowane, ale jeżeli coś nie wypali, to narazi się pan na mądrości ze strony poprzednika. Bo jak wiadomo, on wie najlepiej.

Fabio Cannavaro w Warszawie. To nowy selekcjoner?

 

Udostępnij
Leszek Urban

Ta strona używa plików cookies.