Już dziś czeka nas w Premier League starcie wyjątkowe. Po rocznej przerwie na Stamford Bridge wróci Jose Mourinho, a wraz z nim rosnący w siłę Manchester United. Przed tym spotkaniem można spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Chelsea i United to zespoły, które powoli budzą się z głębokiego koszmaru. Zespoły, które bezdyskusyjnie można nazwać najlepszymi angielskimi klubami XXI wieku, wypełnione po brzegi gwiazdami światowego formatu. Zespoły znajdujące się w tabeli tuż obok siebie i walczą o dogonienie ligowej czołówki. Na ławkach zasiądzie dwójka najbardziej charyzmatycznych szkoleniowców na wyspach. Rywalizacja między tymi klubami od lat jest pełna emocji i podtekstów.

Wystarczyłoby tego do zareklamowania kilku hitów. Jednak najważniejszy powód, dla którego to spotkanie jest tak istotne, jest zupełnie inny. Tym powodem jest osoba Jose Mourinho, którego stosunki z londyńskim klubem są, delikatnie mówiąc, zagmatwane.

Status związku: To skomplikowane…

I to bardzo. Mourinho po raz pierwszy pojawił się na Stamford Bridge latem 2004 roku. The Special One. Namaszczony przez Romana Abramowicza na przywódcę zespołu, którym miał ruszyć na podbój Europy. I co tu dużo mówić, ruszył z impetem. Podczas swojego pierwszego pobytu w Londynie Portugalczyk wygrał wszystko poza Ligą Mistrzów, bijąc przy okazji cały szereg rekordów.

Pierwszy romans z Chelsea zakończył się jednak niespodziewanie szybko. We wrześniu 2007 roku rozstał się z Londynem “za porozumieniem stron”. Ciężko powiedzieć, jak to porozumienie rzeczywiście wyglądało. Pewne jest jedno – sytuacja nie była tak prosta, jak zostało to zaprezentowane mediom.

Jose powrócił na Stamford Bridge w 2013 roku. To już nie miał być zwykły romans, ale związek trwały. Mourinho zawsze powtarzał, że Chelsea to jego ukochany klub. Wrócił już nie jako “The Special One”, tylko “The Happy One”. Cieszył się on, cieszyli kibice i zawodnicy. Przebudowany przez niego skład znów zaczął zdobywać trofea, wszystko wyglądało wręcz sielankowo. Niestety, szybko okazało się, że w futbolu nie ma miejsca na miłość i sentymenty.

Od początku zeszłego sezonu wszystko szło nie tak jak powinno. Wyniki były fatalne, atmosfera w szatni jeszcze gorsza. Zawodnicy milczeli, ale Mourinho nie krył frustracji. Kulminacja nastąpiła po przegranym meczu w Leicester, po którym trener stwierdził, że został zdradzony przez swoich podopiecznych. Zmiany w kubie były konieczne, a jak wiadomo, łatwiej wymienić menedżera, niż cały zespół. Mourinho został więc zmuszony do ponownego rozstania ze swoim ukochanym stadionem. Wtedy dopiero zaczęły pojawiać się wypowiedzi niektórych zawodników Chelsea. Nie stawiały one Jose w najlepszym świetle.

Czego więc możemy się spodziewać przed tym hitowym starciem? Tak jak już wspomniałem: wszystkiego. To, że Portugalczyk wciąż kocha Chelsea, jest pewne. Nawet tuż przed zwolnieniem mówił: “Sam nie odejdę. jeśli mnie tu nie chcą, będą mnie musieli wyrzucić.” Tą miłość odwzajemniają kibice The Blues. Lojalność jest w dzisiejszej piłce cechą rzadko spotykaną, a przez fanów cenioną ponad trofea. Banery z jego zdjęciem i napisami “One of us” i “Simply the best”, schowane do szopy z szacunku dla Antonio Conte, zostaną zapewne na okazję dzisiejszego starcia wyciągnięte. Co innego jednak kibice, a co innego zarząd i zawodnicy. Mourinho lubi mówić to, co myśli. W udzielonym kilka dni temu obszernym wywiadzie, Mourinho zaadresował do kibiców na Stamford Bridge wiele ciepłych słów. Jednak kiedy padło pytanie, czy wróci jeszcze kiedyś do Londynu trenować Chelsea, odpowiedział: “Mam nadzieję, że nie”. Portugalczyk wciąż nie kryje rozgoryczenia w związku ze stratą pracy w stolicy Anglii.

Mourinho już raz przyjeżdżał do zachodniego Londynu w roli gościa. W 2010 roku, jako szkoleniowiec Interu, zawitał na Stamford Bridge w ramach spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów. Nerazurri dwukrotnie pokonali Chelsea, a Jose nie powstrzymał się od ostrych wypowiedzi. W swoim stylu stwierdził, że słabsza forma drużyny jest spowodowana tym, że on już tam nie pracuje. Tym razem warunki jego rozstania z klubem były o wiele gorsze – czy gorzkich słów po niedzielnym meczu też będzie więcej?

Mourinho potrafi zagrać na remis, jeśli tylko widzi taką potrzebę. Udowodnił to chociażby w ostatnim meczu z Liverpoolem. Śmiem jednak twierdzić, że dzisiaj tego nie zrobi; obie strony mają bowiem sporo do udowodnienia. Zwycięstwo Chelsea pokaże wszystkim, że istnieje życie po Mourinho. Zwycięstwo United pozwoli Portugalczykowi powtórzyć słowa sprzed sześciu lat i powiedzieć “A nie mówiłem?”. Nie wiem jeszcze czy zaryzykuję przed dzisiejszym meczem wycieczkę do bukmachera, ale wyniku 0-0 obstawiał na pewno nie będę.

Udostępnij
Paweł Trawiński

Ta strona używa plików cookies.