Ekstraklasa

Jesienne podsumowanie Ekstraklasy: Zagłębie Lubin

Kibice Zagłębia już od dłuższego czasu czekają na jakiś błyskotliwy sezon w wykonaniu swoich piłkarzy. Ostatni raz “Miedziowi” dali powody do radości fanom w sezonie 2015/16, kiedy to tuż po powrocie do Ekstraklasy zajęli 4. miejsce i zakwalifikowali się do eliminacji Ligi Europy. Od tego czasu tylko raz otarli się o wyrównanie tego wyniku i dwukrotnie zagrali w górnej ósemce. Jak na klub z takim zapleczem, należy oczekiwać więcej.

Na to więcej przyjdzie chyba jeszcze trochę poczekać. Co prawda Zagłębie po rundzie jesiennej zajmuje szóstą lokatę i traci ledwie punkt do czwartego Śląska, ale o podium może być bardzo ciężko. Lubin wciąż czeka na sukces choćby zbliżony do mistrzostwa Polski, zdobytego przecież w zeszłej dekadzie. Do tego potrzeba będzie jednak kilku transferów z prawdziwego zdarzenia.

Spokojne lato

Przed sezonem działacze Zagłębia nie szaleli zbytnio na rynku transferowym. Bolesne okazały się straty Damjana Bohara, Bartosza Białka i Alana Czerwińskiego. Cała trójka to ważne postaci w zespole lubinian w sezonie 2019/20 i wiadome było, że załatanie takich dziur nie będzie należało do łatwych zadań. Dział transferowy “Miedziowych” robił co mógł, ale ciężko powiedzieć, że letnia ofensywa przyniosła oczekiwane skutki.

Na uwagę na pewno zasługiwało sprowadzenie Lorenco Simica, piłkarza Sampdorii, który jest obecnie mocnym punktem defensywy klubu z Dolnego Śląska. Również sprowadzenie doświadczonych w Ekstraklasie Jakuba Żubrowskiego i Jakuba Wójcickiego to całkiem zmyślny ruch. Gorzej, jeśli spojrzymy na ofensywę. Ani Jakub Bednarczyk, ani tym bardziej Samuel Mraz nie spełniają pokładanych w nich nadziei.

Tylni napęd

Jesień dla fanów Zagłębia była… dziwna? Tak chyba najlepiej można określić formę podopiecznych Seveli. Początek zapowiadał się dobrze. Zwycięstwa z Lechem i Wartą dały nadzieję, że być może pora na coś więcej, ale szybko wróciło stare i nieregularne Zagłębie, potrafiące wygrać z mocnym w tym sezonie Górnikiem, by niedługo później tracić punkty w starciach ze Stalą Mielec czy Podbeskidziem. “Miedziowi” mogą się poszczycić nie lada osiągnięciem. Są oni jedną z dwóch ekip, które uległy Podbeskidziu. To jest właśnie największy problem Zagłębia – nieregularność.

Drugim jest słaba ofensywa. Dacie wiarę, że najwięcej bramek dla Zagłębia w tym sezonie strzelili obrońcy? Aż osiem trafień, czyli prawie połowa bramkowego dorobku lubinian. Napastnicy w tym czasie wpakowali piłkę do siatki przeciwnika ledwie cztery razy. To wynik wstydliwy, tym bardziej, że w ataku gra choćby aktualny reprezentant Słowacji, Samuel Mraz. To składa się na jeden z najgorszych wyników strzeleckich w lidze – ledwie 18 trafień. Tylko pięć zespołów ma gorszy.

Na drugim biegunie znajduje się defensywa Zagłębia, która straciła zaledwie 15 goli. Duża w tym zasługa zarówno obronnego monolitu, jak i Dominka Hładuna. Młody bramkarz radzi sobie w tym sezonie bardzo dobrze. Jest w czołówce ligi, jeśli chodzi o procent obronionych strzałów (75,4%). Lepsi w tej statystyce są tylko Dante Stipica i Karol Niemczycki.

Mocne strony

Jak już wcześniej pisaliśmy, odpowiedzialność za strzelanie goli w Zagłębie bierze na siebie głównie defensywa. Nie jest to tylko dziełem przypadku, czy też słabej formy napastników. Zespół Seveli jest bowiem zabójczo skuteczny ze stałych fragmentów gry. Po samych rzutach rożnych dla Zagłębia padło siedem bramek, czyli prawie połowa ich dorobku z rundy jesiennej. Do tego oczywiście świetnie bronią się przed stałymi fragmentami rywali, po których stracili tylko dwie bramki.

Na pochwałę zasługuje również inny element gry Zagłębia. Nie zawsze grają dobrze, ale nawet gdy są gorsi od rywala, mają atuty pozwalające wygrać im mecz. To częściowo zasługa Martina Seveli, który zaszczepił u piłkarzy umiejętność wygrywania, gdy nie idzie. Jeśli w końcu dołożona będzie do tego regularność, “Miedziowi” będą mieli argumenty, żeby powalczyć o wysokie cele.

 

Udostępnij
Irek Bartuś

Ta strona używa plików cookies.