belfasttelegraph.co.uk

Premier League rozpoczęła swój świąteczno-noworoczny maraton. W miniony weekend na angielskich boiskach nie zabrakło pięknych goli, niespodzianek czy rekordów. Przedstawiamy przegląd wydarzeń osiemnastej kolejki.

Osiemnasta seria gier wystartowała już w piątkowy wieczór. Na Molineux Stadium Wolverhampton podejmował lidera – niepokonany dotąd w tym sezonie Liverpool. Niespodzianki nie było. Już w 18. minucie meczu wynik otworzył Mohamed Salah, a w drugiej odsłonie podwyższył Virgil van Dijk. Ekipa Wilków dzielnie walczyła i zdołała stworzyć sobie kilka sytuacji bramkowych, ale bardzo dobrze między słupkami gości spisywał się Alisson. The Reds przerwali tym samym serię trzech kolejnych zwycięstw podopiecznych Nuno Espírito Santo. Liverpool umocnił się na pozycji lidera i spędzi na niej święta Bożego Narodzenia. Jest to o tyle istotne, że na dziesięć ostatnich sezonów, aż w ośmiu przypadkach lider podczas świąt zdobywał następnie mistrzowski tytuł. Dwa pozostałe – to sezony 2008/09 oraz 2013/14. Wówczas drużyna prowadząca w tabeli na święta, musiała obejść się smakiem i zadowolić się drugim miejscem na koniec sezonu. W obydwu przypadkach tą drużyną był… Liverpool. Do trzech razy sztuka?

Arsenal, delikatnie mówiąc, nie jest mistrzem pierwszych połówek. Kanonierzy zwykle rozkręcają się dopiero po przerwie. W tym sezonie już niejednokrotnie byliśmy świadkami wspaniałych comebacków w wykonaniu podopiecznych Unaia Emery’ego. Tym razem było jednak inaczej. W sobotę, dopiero po raz pierwszy w tym sezonie, piłkarze Arsenalu schodzili na przerwę prowadząc. Ofiarą Kanonierów, a konkretnie Pierre-Emericka Aubameyanga była ekipa Burnley. Po jego golu gospodarze prowadzili po pierwszej połowie 1:0, a w drugiej odsłonie Gabończyk dołożył drugie trafienie. Dzięki dwóm bramkom, Aubameyang powrócił na czoło klasyfikacji strzelców. Ostatecznie Arsenal zwyciężył 3:1 i zrównał się punktami z czwartą w tabeli Chelsea. Burnley spędzi natomiast święta w strefie spadkowej.

Chelsea straciła swoją trzypunktową przewagę nad Arsenalem za sprawą niespodziewanej porażki z Leicester. The Blues po raz pierwszy w tym sezonie musieli uznać wyższość rywala na własnym stadionie. Podopieczni Maurizio Sarriego przez większość meczu prowadzili grę, znacznie dłużej utrzymując się przy piłce i wymieniając więcej podań niż goście, ale nie przekładało się to na zagrożenie dla bramki Kaspera Schmeichela. Lisy atakowały rzadziej, ale skuteczniej. Na początku drugiej połowy jedynego gola meczu strzelił Jamie Vardy, który wykorzystał podanie Jamesa Maddisona. Porażka Chelsea nie była jedyną sobotnią niespodzianką. Za sensację jeszcze większego kalibru należy bowiem uznać przegraną Manchesteru City z Crystal Palace. Na Etihad Stadium kibice zobaczyli jednak znacznie więcej goli niż na Stamford Bridge. W wyjściowym składzie mistrzów Anglii po raz kolejny zabrakło Sergio Agüero i Kevina De Bruyne. To w żadnym stopniu nie może usprawiedliwiać jednak porażki z drużyną Orłów. Kluczowy dla losów spotkania okazał się okres pomiędzy 33. a 35. minutą. W ciągu tych dwóch minut goście zdobyli dwie bramki, a zwłaszcza drugie trafienie – autorstwa Androsa Townsenda – było nieprzeciętnej urody. Ostatecznie podopieczni Pepa Guardioli przegrali 2:3 i ich strata do prowadzącego w tabeli Liverpoolu wzrosła do czterech punktów.

Bardzo okazale wypadł debiut w roli menedżera Manchesteru United Ole Gunnara Solskjæra. Norweg nie miał litości dla swojego byłego klubu i poprowadził Czerwone Diabły do gładkiego zwycięstwa w Cardiff. Piłkarze United w niczym nie przypominali siebie z dotychczasowej części obecnego sezonu. Pod wodzą Jose Mourinho ich gra nie wyglądała raczej zbyt efektownie, a sami piłkarze często sprawiali wrażenie ospałych. Po serii słabych wyników, stało się więc jasne, że era Portugalczyka na Old Trafford dobiegła końca. I choć jeden świetny mecz to zbyt mało, by już teraz wróżyć wielki powrót starego, dobrego Manchesteru United, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w sobotę oglądaliśmy zupełnie odmieniony, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zespół. Gracze United wreszcie stanowili zgrany kolektyw, a gra sprawiała im prawdziwą przyjemność. Efekt – pewny triumf 5:1 i lawina pochwał dla Solskjæra, wśród których nie zabrakło nawet porównań do słynnego sir Alexa Fergusona. Wprawdzie Norweg ma być jedynie tymczasową opcją dla działaczy United, ale jeśli dalsza część sezonu w wykonaniu jego podopiecznych wypadnie równie okazale, co sobotni mecz, to kto wie, czy Solskjær nie otrzyma szansy napisania na Old Trafford własnej historii.

Ze zmiennym szczęściem rywalizowali w sobotę reprezentanci Polski. Po serii czterech kolejnych zwycięstw, goryczy porażki zaznał West Ham z Łukaszem Fabiańskim między słupkami. Zakończyła się także świetna passa polskiego bramkarza, który po trzech z rzędu obronionych rzutach karnych, tym razem skapitulował po strzale z jedenastu metrów Troy’a Deeney’a. Polak zmuszony był wyjąć piłkę z siatki także po uderzeniu Gerarda Deulofeu i Młoty uległy Watfordowi 0:2. Drugie zwycięstwo pod wodzą Ralpha Hasenhüttla odniósł Southampton. Austriacki szkoleniowiec regularnie stawia na Jana Bednarka, który i tym razem rozegrał cały mecz w barwach Świętych. Jego zespół pokonał Huddersfield 3:1. Wynik meczu ustalił zaledwie 18-letni Michael Obafemi, który stał się tym samym najmłodszym strzelcem klubu z St. Mary’s Stadium w historii jego występów w Premier League. Dwubramkowe zwycięstwo odniósł także zespół Artura Boruca – Bournemouth. Polski golkiper spędził cały mecz na ławce rezerwowych, a jego koledzy pokonali 2:0 Brighton. W jedynym bezbramkowym meczu Newcastle podzieliło się punktami z zamykającym tabelę Fulham.

Aż osiem goli padło w kończącym tę serię gier starciu Evertonu z Tottenhamem na Goodison Park. Gospodarze nie będą tego meczu mile wspominać. Pomimo dobrego początku, zostali rozbici przez londyńczyków aż 2:6. Tylko w tym jednym meczu Everton stracił zatem zaledwie o jednego gola mniej niż Liverpool w całym obecnym sezonie. Katem The Toffies okazał się duet Son Heung-min i Harry Kane. Obaj zdobyli po dwie bramki, a Koreańczyk ponadto brał udział przy dwóch kolejnych trafieniach. Jeśli chodzi zaś o kapitana reprezentacji Anglii, to fani Evertonu powinni być już przyzwyczajeni do jego bramek przeciwko ich drużynie. Trudno znaleźć bowiem kogoś, kto miałby większy patent na ekipę z Goodison Park, aniżeli snajper Tottenhamu. Niedzielne spotkanie było czwartym z rzędu przeciwko Evertonowi, w którym Kane strzelił przynajmniej dwa gole. Jest on drugim w historii Premier League piłkarzem, który zademonstrował tak imponującą skuteczność w meczach z jednym rywalem. W latach 1998-2001 podobnej sztuki dokonał Michael Owen, który w barwach Liverpoolu strzelał po dwa gole w czterech kolejnych meczach przeciwko Newcastle.

*   *   *   *   *   *

W imieniu całej redakcji PilkarskiSwiat.com, pragnę wszystkim fanom futbolu angielskiego i nie tylko, złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je w atmosferze podniosłej niczym na Anfield podczas „You’ll never walk alone”. Niech karp na Waszym wigilijnym stole będzie soczysty jak uderzenie Townsenda na Etihad, a choinka niech błyszczy jak piłkarze United w debiucie Solskjæra. Piłkarskich emocji podczas Boxing Day życzyć nie muszę, bo tych akurat  możemy być pewni.


Jedenastka 18. kolejki Premier League wg PilkarskiSwiat.com:


Wyniki 18. kolejki i tabela Premier League:

Wolverhampton Wanderers – Liverpool FC 0:2
Arsenal FC – Burnley FC 3:1
AFC Bournemouth – Brighton & Hove Albion 2:0
Chelsea FC – Leicester FC 0:1
Huddersfield Town – Southampton FC 1:3
Manchester City – Crystal Palace FC 2:3
Newcastle United – Fulham FC 0:0
West Ham United – Watford FC 0:2
Cardiff City – Manchester United 1:5
Everton FC – Tottenham Hotspur FC 2:6


Czołówka klasyfikacji strzelców Premier League:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x