Zważywszy na porażkę Pogoni ze Stalą Mielec, Legia jest już o mały krok od mistrzostwa Polski. Dzisiejsze zwycięstwo daje im przewagę 9 pkt nad rywalami ze Szczecina. Matematycznie może Warszawiaków dogonić jeszcze tylko Raków, który ma zaległe spotkanie i 10 oczek mniej od Legionistów. Szanse są zatem doprawdy matematyczne, bo Legia musiałaby praktycznie nie zdobyć już punktów, a ekipa z Częstochowy musiałaby zdobyć komplet. Mistrzostwa więc przyznać jeszcze nie można, ale stołeczny klub jest już naprawdę blisko.
Tak komfortową sytuacje wywalczyli sobie jednak w trudach i znojach. Do przerwy znów diabelnie brakowało Legii skuteczności. Na aż 9 uderzeń tylko jedno było celne. Lechia zaś nieśmiało próbowała się odgryzać, ale obie drużyny pazury pokazały dopiero po przerwie. Nie ułatwiała im tego jednak pogoda, bo jak na koniec kwietnia śnieg z gradem w Gdańsku mógł porządnie zaskoczyć. Grać jednak trzeba. Więcej z gry miał z pewnością zdecydowanie lider Ekstraklasy. Dużo piłek szło do Mladenovicia, który dziś jednakowoż niespecjalnie dobrze dorzucał piłki w pole karne.
Przełamanie dla Legii i Thomasa Pekharta, który w ostatnim czasie nie trafiał przyszło około 20 minut przed końcem. Po wymianie piłki na jeden kontakt trafiła ona do Luqinhasa. Brazylijczyk popisał się znakomitym rajdem i minął kilku graczy Lechii tańcząc między nimi i zbliżając się do pola karnego. Tam zaś został sfaulowany, a sędzia po konsultacji z VAR-em wskazał na jedenastkę. Czeski napastnik Legii nie pomylił się, jak zwykle zresztą, i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Tego nie oddali już do końca spotkania. Gdańszczanie mieli swoje szanse. Choćby Zwoliński stanął oko w oko z Borucem, ale nie był w stanie minąć doświadczonego bramkarza. W ostatnich sekundach znakomitą sytuację po wrzutce miał także Fila, ale uderzył bardzo niecelnie.
0 – 71′ Pekhart
40′ Trałka, 86′ Baku
22′ Flis
Ta strona używa plików cookies.