Na koniec liczą się punkty. Cadiz irytuje, bo przypomina rywalom o ich słabościach

Cadiz

fot. Álvaro Rivero / AS

Niedocenieni przez ekspertów, potępieni przez trenerów rywali. Gdy emocje biorą górę, fakty odkładamy na bok. Te są takie, że Cadiz po zwycięstwie z Celtą, znajduje się w środku stawki LaLiga.  Alvaro Cervera robi swoje, dążąc do kolejnego utrzymania pierwszej dywizji. Niezmiennie w ten sam przykry sposób, ale jakże skuteczny.

Komplet oczek w dwumeczu z Barceloną i  zwycięstwo na Estadio Alfredo di Stefano z Realem Madryt. Urwane punkty z Villarrealem, Valencią, czy Athletikiem. To nie przypadek, że Cadiz uniknął spadku w minionej kampanii, plasując się na 12. miejscu w tabeli. Gdy Elche walczyło o życie, a Huesca poległa na przedbiegach – beniaminek z Kadyksu zaskoczył.

Zidane’a zwalniano, załamany Koeman narzekał na brak koncentracji. Manuel Pellegrini poszedł o krok dalej, otwarcie atakując styl drużyny Cervery – “Cadiz zabija futbol”. Nie da się ukryć, że Żółta łódź podwodna (przydomek, który dzielą z Villarrealem – przyp. red.) zdążyła zajść za skórę konkurencji. To jednak nie ma żadnego znaczenia, bo chociaż irytacji nie ma końca, to finalnie liczą się punkty. Pragmatyzm staje się maksymą, ale dla Kadyksu to nic nowego. Miasto portowe zdążyło już się przyzwyczaić na zapleczu LaLiga. Wówczas zbudowali monolit, który procentował i robi to dalej. Na mniejszą skalę, bo rywal zaczyna rozumieć.

Bo liczy się minimalizm

Andaluzyjczycy stracili już kartę przetargową w postaci efektu zaskoczenia. Przeciwnik wie, czego się spodziewać, więc piłeczka znajduje się po drugiej stronie. Alvaro Cervera utrudnia, jak tylko może i na razie to on zbiera plony swojej pracy. Udało się w doliczonym czasie gry z Levante, wyszło również z Realem Betis. Celta miała odbić się od dna, ale rywalizacje przegrała w pierwszej połowie. W całym meczu Cadiz nie wykonał więcej niż 200 podań, uzyskując posiadanie piłki na poziomie 22%.

Po zwycięstwie na Balaidos w głowie trenera zrodziło się kilka przemyśleń. – Cieszę się, że zdobyliśmy trzy punkty, bo po to tu jesteśmy, ale z drugiej strony jest mi ciężko, bo nie wiem, co będzie dalej… Zawodnicy wykonali świetną robotę, my strzeliliśmy dwa gole, ale w drugiej połowie nie byliśmy w stanie wykorzystać wolnej przestrzeni. Celta nas kompletnie odcięła – mówił na pomeczowej konferencji.

Granada 2.0, czyli życie po Diego Martinezie

Szkoleniowiec Żółtej łodzi podwodnej nie jest ślepcem. Dla przeciwnika kontrą staje się przede wszystkim odpowiednie przygotowanie. Cadiz gra niskim blokiem, okupując własną połowę, ale otwierając sobie furtkę do szybkiego wyjścia z ofensywą. Najczęściej podaniem uwalniającym skrzydłowych wraz z napastnikiem. Żadnego scenariusza, płynnej gry, czy dopasowania do oponenta. Zawsze w ten sam rytm.  Z Andaluzyjczykami będziesz cierpiał tylko do momentu, gdy przestaniesz lekceważyć rywala. Żadnych półśrodków, a koncepcja i jej realizacja. Cadiz to drużyna, która zdobywa więcej punktów na wyjeździe niż u siebie. To wymowne, bo grając “w gości” nie idziesz na całość. Zawsze jest rezerwa, bo to przecież wrogi teren. Nic w tym dziwnego, że zespół, który oddaje inicjatywę, najczęściej karci faworytów na ich własnym stadionie.

Prawda jest taka, że Andaluzyjczycy nie mają jakości, czy młodzieży, którą zrobią różnice. Nie ma większych perspektyw, czy długoterminowego planu. Zespół staje się trudny tylko przez chwilę, korzystając ze słabości swoich oponentów. Czy warto to docenić? Z perspektywy kibica na pewno trudno. Tak samo, jak przez lata z Bordalasem i jego Getafe. Niemniej zaginanie rzeczywistości, stawiając Cadiz w jednej linii na przykład z Mallorką jest po prostu bez sensu. Beniaminek z Balearów będzie niejednokrotnie zachwycać, a my nie raz temu czarowi ulegniemy. Na koniec jednak usiądziemy do rozliczeń, a te dla boiskowych romantyków mogą okazać się bezlitosne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x