Okienko transferowe w La Liga
fot. fot. Revista Gerente
Udostępnij:

Ubogie okienko transferowe w LaLiga. Hiszpania przyjaznym eksporterem

W Hiszpanii wydatki na piłkarzy jeszcze przed pandemią przekroczyły 400 mln euro, czyli trzykrotnie więcej niż w latach 2015-2016. Koronawirus przycisnął jeszcze bardziej, a Półwysep Iberyjski stał się znakomitym eksporterem dla innych.

Mamy połowę sierpnia, a okienko transferowe w LaLiga wygląda dość blado. Nic dziwnego skoro ponad 70% hiszpańskich klubów pierwszej i drugiej ligi przekroczyło limit wydatków na pensje. Przepisy tonują zamiary, a spadające inwestycje z pewnością nie pomagają. Na domiar złego hiszpańskie prawo uderzyło w kluby współpracujące z bukmacherami. Trzeba szukać nowych głównych sponsorów, więc oprócz pieniędzy brakuje również czasu, by na ten rynek wyruszyć. Najprostszym sposobem, aby sobie pomóc, jest skrócenie listy płac. Tu pojawia się zonk.

Zawodnicy hojnie zakontraktowani wiedzą, jak wygląda aktualna sytuacja na świecie. Wolą utrzymać obecną umowę niż ryzykować, zmieniając otoczenie. Stabilizacja ekonomiczna stała się priorytetem, bo niewielu w dobie koronawirusa oferuje lepsze warunki.

Skromni giganci

Polityka Realu Madryt wielu kibiców przyprawia o ból głowy. Pozwala jednak myśleć przyszłościowo. Florentino Perez zacisnął pasa i z 518 mln euro trzy lata temu przeszedł do… Zera. Los Blancos, co prawda upolowali Davida Alabę, ale wypuścili Sergio Ramosa i Raphaela Varane’a. Coraz więcej słyszymy również o odejściu Martina Odegaarda. Być może celem jest praca nad kolejnym latem, gdy wielu graczy łączonych z klubem, udałoby się pozyskać z wolnego transferu. Czas zweryfikuje.

Wydawało się, że podobne podejście do madryckiej ekipy obrała Sevilla. Najpierw pozwolono odejść kilku doświadczonym graczom, by finalnie sprzedać rewelację ubiegłego sezonu – Bryana Gila. W zamian bezgotówkowo udało się pozyskać Erica Lamelę, a wcześniej Marko Dmitrovicia. Dla Tottenhamu 25 mln euro to promocja, ale Monchi i spółka nie zamierzają pluć sobie w brodę. Sławny dyrektor sportowy nie czekał jednak zbyt długo z rozdysponowaniem pozyskanej kwoty. Około 17 mln euro już udało się przeznaczyć na sprowadzenie Gonzalo Montiela i Ludwiga Augustinssona.

Na papierze dobrze wyglądało to również w Barcelonie. Na Camp Nou bez kwoty odstępnego przeniósł się Eric Garcia, Memphis Depay i Sergio Aguero. Emerson Royal kosztował zaledwie 9 mln euro. Na papierze, bo sytuacja nieco się komplikuje. Klub miał problem nie tylko z rejestracją Lionela Messiego, ale i nowych graczy. Problemy finansowe, to jedno, ale limit wynagrodzeń skutecznie blokuje katalońską ekipę. Powinniśmy zatem oczekiwać, że w najbliższej przyszłości Blaugrana spróbuję tę kadrę odchudzić.

Atletico i Villarreal w czołówce

Jak to wygląda u innych? Obecny mistrz Hiszpanii wydał najwięcej, bo aż zawrotną sumę 35 mln euro. Wyprzedził resztę stawki, kupując właściwie tylko jednego zawodnika – Rodrigo De Paula. Skutecznie w pościg ruszył Villarreal, który blisko 31 mln euro zainwestował w Juana Foytha, Boulaye Dia i Manu Morlanesa.

Levante na transfery przeznaczyło trochę ponad milion euro, walcząc z limitem wynagrodzeń. Real Sociedad wydał o połowę mniej. Wracający Espanyol postawił na Landry'ego Dimatę (2,2mln €), Alvaro Vadillo (1,8 mln €), Sergi Gomeza (1 mln €) i Miguelona (500 tys. €), a ekipa z Kadyksu wydała ponad 6 mln euro, kierując ręce w stronę Ameryki Południowej.

Rayo Vallecano wydało 4,3 mln euro, a Getafe za 6 mln wykupiło z Barcelony Carlesa Alenę i ze Strasbourga Stefana Mitrovicia. Elche i Mallorca wyłożyły po 7 mln euro, natomiast Celta za 8 mln sprowadziła gwiazdę Hueski ubiegłego sezonu Javiego Galana i Franco Cervi'ego z Benfiki. Osasuna podobną kwotę przeznaczyła na jednego piłkarza - Ante Budimira.

Warto zauważyć, że aż siedem klubów nie przeprowadziło żadnych transferów gotówkowych – Real Betis, Deportivo Alaves, Real Madryt, Granada, Valencia i Athletic Club. Dwóch ostatnich nie pozyskało również ani euro z opuszczających klub. Jedni czekają na sytuację z Guedesem, Kanginem-Lee i Wassem. Drudzy chcą uzupełnić kadrę zawodnikami z akademii.

Finansowe Fair Play - graj według zasad

Troska, czy beztroska?

Inflacja daje się we znaki i to już żadna sensacja. Zawyżone ceny rynkowe w końcu muszą znaleźć kontrę, a pandemia dla Hiszpanów okazała się najlepszym zwiastunem, do czego to wszystko zmierza. Co teraz? Sprzedać. Nie ważne, jak i za ile. Dochodzimy do sytuacji, gdzie wiele klubów będzie musiało obniżyć wymagania w stosunku do wartości rynkowej danego piłkarza. Wszystko po to, aby szukać zbilansowania kont.

Pozyskane fundusze nie będą w pierwszej kolejności trafiały na rynek transferowy. Nie będzie żadnej fali, a walka z zadłużeniem i próba odnowienia kluczowych graczy po mniejszych kosztach. To trudne, bo nie każdy chętnie obniży wymagania finansowe, co wydaje się dość logiczne. Trudno mieć oto pretensje.

Wiele klubów szuka alternatywnych rozwiązań jak, chociażby uwzględnienie procentowych przychodów z przyszłej sprzedaży. To ostatnio dość powszechne wyjście, które pozwala koszt operacji rozłożyć w czasie. Kluby coraz częściej korzystają z takiego udogodnienia, choć trudno orzec jak długo to potrwa. Przenoszenie kosztów transakcji niekoniecznie pasuje władzom LaLiga.

Javier Tebas chce pomóc, ale po swojemu. Rękę wyciąga fundusz inwestycyjny CVC, który zamierza wpompować w hiszpański futbol 2,7 mld euro. Dla jednych to manna z nieba, gdy dla drugich wieloletnie zobowiązanie z istniejącym ryzykiem. Porozumienie zostało zatwierdzone, a sprzeciw postawiły tylko cztery zespoły – Barcelona, Real Madryt, Athletic Club i Real Oviedo. Wspomniane ekipy zostaną wyłączone z całej operacji. Reszta będzie mogła przeznaczyć 15% z otrzymanej kwoty na zwiększenie limitu pensji personelu.


Avatar
Data publikacji: 16 sierpnia 2021, 9:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.