Piotr Tworek: Odcinamy się od porównań z Lechem i robimy swoje

Piotr Tworek

Piotr Tworek, zdj. Krzysztof Drobnik (Piłkarski Świat)

Warta Poznań prowadzona przez Piotra Tworka zaskakuje obserwatorów polskiej ekstraklasy. “Zieloni” na ten moment są w tabeli wyżej choćby od Lecha, który ma nieporównywalnie większe możliwości. W rozmowie z Leszkiem Urbanem, szkoleniowiec Warty zaznacza jednak, że oni odcinają się od porównań i robią swoje. Podkreśla, że przed jego zespołem jeszcze długa droga, ale cieszy się każdym dniem pracy w tym klubie.

Leszek Urban – Piłkarski Świat.com: Dzień dobry. Jak czuję się trener najwyżej sklasyfikowanej drużyny piłkarskiej z Wielkopolski?

Piotr Tworek – trener Warty Poznań: W Poznaniu czuję się świetnie od momentu kiedy przyjechałem tu pierwszy raz. Choć w sztabie mamy wrażenie, że dla innych nasze występy są ostatnio dodatkową okazją do tego, żeby nawrzucać naszemu rywalowi zza miedzy. Bo jeśli coś nie wychodzi Lechowi, a wychodzi Warcie, to tym pierwszym można mocniej dołożyć. My mamy swój styl gry, który jest określony od samego początku i konsekwentnie go realizujemy. Doskonale wiemy, że przed nami jeszcze długa droga i wiele do zrobienia. Natomiast nigdy nie będziemy porównywać się czy nawet chełpić wynikami, które aktualnie są lepsze od Lecha, tylko dlatego, że tak pokazuje obecnie tabela. Ja naprawdę realnie na wszystko patrzę i doskonale wiem, że Lech za chwilę odpali i zacznie piąć się w górę tabeli, bo to jest mocny zespół. A my robimy swoje i punktujemy po to, żeby utrzymać się w Ekstraklasie. Bo to jest dla nas prawdziwym celem. I oczywiście cieszy nas to, że nasza praca jest wymierna. Na początku było tak, że robiliśmy dobre wrażenie, ale nie zdobywaliśmy punktów. Dziś tych punktów jest więcej.

O te porównania z Lechem chciałem zapytać. Czy nie są one dla Was męczące? Czy po prostu odcinacie się i robicie dalej swoje?

Odcinamy się, zostawiamy to z boku i robimy swoje. Będziemy chcieli wygrywać każdy mecz. Czy byłaby to Cracovia, Zagłębie Lubin, Piast czy Lech Poznań, z którym zmierzymy się już niedługo.

Wielu początek wiosny w wykonaniu Warty zaskoczył. Odpadliście co prawda z Pucharu Polski, o którym mówi się, że ma „swoje prawa”. Jednak wiem, że złość była duża po meczu z Cracovią.

Dobrze powiedziane. Tak tłumaczy się porażki w Pucharze Polski. A my autentycznie byliśmy źli po tamtym meczu. Generalnie przyjęło się to określenie „własne prawa”, bo tak często tłumaczy się porażki z niżej notowanymi rywalami. Cracovia takim zespołem nie jest. Nasza wściekłość była tym większa, że przecież graliśmy z drużyną, którą bardzo dobrze znaliśmy, bo mierzyliśmy się z nią raptem kilka dni wcześniej i nie wykorzystaliśmy tej wiedzy, którą mieliśmy w praktyce i teorii. Jeszcze nie stwarzamy sobie tak wielu sytuacji, ale nawet z tych, które mieliśmy, to powinniśmy doprowadzić do remisu, potem dogrywki i może nawet rzutów karnych, a wtedy wszystko się może zdarzyć. Jeśli chodzi o początek pytania i start w ligową wiosnę, to zawsze pojawiają się znaki zapytania przed inauguracją. Zagraliśmy tylko dwa sparingi i z pewnością były wątpliwości dotyczące tego, jak zespół będzie wyglądał piłkarsko. Z transferów, które przeprowadziliśmy, to od początku gra tylko Maciek Żurawski. A terminarz na dzień dobry nie był wcale łatwy. Cracovia, wyjazd do Gdańska, następnie Zagłębie. A więc daj Boże takich rywali pokonać. To co powiem może będzie bardzo wyświechtane, ale my nie wymyślamy nie wiadomo czego. Jako sztab szkoleniowy mamy bardzo dobrze zdiagnozowany nasz zespół i wiemy co możemy zrobić z tymi piłkarzami. Owszem ten początek wygląda na obiecujący, ale to dopiero 17 kolejka, a przed nami jeszcze 13 kolejek i 39 punktów do zdobycia. To jest naprawdę sporo meczów do rozegrania.

Czy zdiagnozowanie postawy w obu połowach meczów już się udało?

Rozmawiamy z zespołem, rozmawiamy między sobą w sztabie. Doszukujemy się wielu aspektów. W pierwszych połowach nie jesteśmy zespołem, który narzuca przeciwnikowi swój styl gry i stwarza dużo sytuacji podbramkowych. Ma jesteśmy drużyną, która rozpoczyna mecze w taki sposób, aby przeciwnik nie mónas trafić od samego początku. Pokazuje to, że przeciwnicy mają duży problem ze względu na naszą konsekwencję w grze i nasze ustawienie. My też nie możemy mocniej rozwinąć skrzydeł, bo przecież rywale też potrafią bronić. W drugich połowach natomiast na boisku jest więcej miejsca, drużyny muszą podjąć większe ryzyko, żeby mecz wygrać. Ale nie chcemy gonić wyniku. Mamy doświadczenie z zeszłego sezonu, że w meczach, w których dostawaliśmy 2 lub 3 gole, to nie potrafiliśmy tego odwrócić. My mamy dużą świadomość tego, że nie możemy się za bardzo otworzyć i dać przeciwnikowi okazję na objęcie prowadzenia. Bo jeżeli chodzi o bieganie, przygotowanie fizyczne, to jest wszystko w porządku, co potwierdzają parametry, które na bieżąco sprawdzamy. Chociaż teraz będę namawiał swoją drużynę do odważniejszej gry, mając w zespole więcej zawodników ofensywnych, szczególnie grając na naszym boisku. Bo ten atut musimy wykorzystywać.

O ile trudniej jest przygotowywać się na poszczególne mecze teraz, aniżeli miało to miejsce jesienią po awansie. Wtedy byliście takim „zjawiskiem”.

Oczywiście staramy się oglądać przeciwników, wyciągać słabsze elementy w ich grze. Przygotowujemy taktykę w taki sposób, aby jakoś tego rywala zaskoczyć. Natomiast my trenerzy wychodzimy z założenia, że nie możemy dostosowywać się do gry przeciwnika. I taki przekaz trafia do zespołu. Nie patrzymy na rywali i skoro oni grają w takim, a nie innym ustawieniu, to my się dostosujemy. Chcemy tak ukształtować naszą grę, która niezależnie od taktyki przeciwnika, przyniesie nam zamierzony wynik. Ale też my, jako drużyna musimy poczuć własną siłę i wartość. Najpierw patrzymy na siebie, w drugiej kolejności na przeciwnika. Nigdy nie było i nigdy nie będzie odwrotnie. Oczywiście, jeżeli widzimy to, że rywal np. zaczyna grę od bramkarza i robi to cały czas, to dlaczego nie podejść wyżej i nie spróbować odebrać piłki już pod jego polem karnym. Tym bardziej, że te warunki boiskowe są teraz takie, jakie są i błąd może przytrafić się każdemu. Natomiast my sami raczej tak nie będziemy próbować grać, bo nie chcemy pakować siebie na pole minowe. Proszę sobie wyobrazić, że boiska tylko w telewizji wyglądają dobrze. Jednak po kilku minutach biegania jest z tym dużo gorzej. Czyli podsumowując – ograniczamy ryzyko do minimum, ale gdy widzimy, że rywal w to brnie (tak jak Zagłębie), to staramy się ruszyć i zaatakować od momentu, w którym oni rozpoczynają swoje akcję.

Podejrzewam, że z dużym uśmiechem przychodzi Pan na treningi, widząc dobrą atmosferę i to, że kadra Warty wygląda dużo lepiej niż jesienią.

Zawsze z uśmiechem przychodzę do klubu! A teraz tym bardziej. Szersza kadra powoduje prowadzenie zmian i reagowanie na sytuację meczową. Przykładem jest mecz z Zagłębiem, gdzie po golu zdobytym przez Łukasza Trałkę, trener Martin Sevela zarządził potrójną zmianę. My musieliśmy zaryglować środek boiska. Za „Trałę” wszedł Mateusz Kupczak i przeszliśmy na nieco inne ustawienie. Jest to bardzo duży plus. Na treningu również widać rywalizację o miejsce w składzie. Jest większy wachlarz zawodników i czysto sportowa rywalizacja niemal na każdej pozycji. Nic tak nie rozwija piłkarza, jak walka o miejsce w wyjściowej jedenastce. Dla nas to komfort pracy. Możemy inaczej układać ćwiczenia, jest lepsza kontrola zmęczenia, które gdzieś tam pod koniec jesieni zaczęło się pokazywać.

Chciałem zapytać też o dwóch nowych obcokrajowców. Jakimi zawodnikami są Makana Baku i Adam Zrelak?

Makana to zawodnik, który ma dynamit w nogach. Bardzo umięśniony. Łydki i pośladki takie, jak u sprintera. Widać, że sylwetka mocno atletyczna. Nie jest zbyt wysokim zawodnikiem. To jest taki typowy skrzydłowy, szybka nóżka, fajny strzał spod kolana, drybling i dośrodkowanie w pełnym biegu. To są zdecydowanie plusy. Natomiast trzeba jemu zwracać uwagę i „strzelić po uszach” jeżeli nie będzie wracał do defensywy, bo przecież wiemy, że nasz zespół dużą uwagę koncentruje na bronieniu. Adam Zrelak, to podobny typ jak nasz Mateusz Kuzimski. Będzie biegał i nękał defensywę przeciwników. Natomiast jego staramy się wprowadzać stopniowo do treningów. Miał dłuższą przerwę, trenował indywidualnie, a my przecież trenujemy na sztucznej nawierzchni. Oczywiście nie będziemy robić tego za spokojnie, bo nikt nie będzie czekał na niego do maja. A po drugie, to co podkreślam – żeby zawodnik grał w naszym zespole, to nie może mieć tylko nazwiska i nie może bazować na tym, że przychodzi np. z 2. Bundesligi. Zawodnik musi udowodnić swoje umiejętności na treningu i drużyna musi widzieć, że to jest piłkarz, który wchodzi do zespołu i potrafi pokazać więcej niż ten, którego ma zastąpić. My nie rozkładamy przed nowymi zawodnikami czerwonego dywanu, bo przyszedł z Holstein Kiel czy Norymbergi i już musi grać w pierwszym składzie. Każdy musi najpierw udowodnić, że zasługuje na szansę czy to w pierwszym składzie czy po wprowadzeniu z ławki rezerwowych. Nowi mają pomóc drużynie w utrzymaniu się w ekstraklasie.

W najbliższym meczu zagracie z Piastem Gliwice, który miał potężny kryzys w trakcie sezonu. Jakie jest Pańskie stanowisko odnośnie zaufania do trenerów i ich szybkiego zwalniania z posady szkoleniowca danego zespołu?

Piast Gliwice jest tutaj idealnym przykładem. Doskonale pamiętamy ich początek i to, jak bardzo męczyli się w lidze. A widzimy teraz, jak bardzo się to zmieniło. Grają naprawdę fajną piłkę i dobrze się na to patrzy. Ogromną umiejętnością, która powinna być brana pod uwagę przy ocenie pracy trenera, jest umiejętność wyjścia z kryzysu. Każdy zespół prędzej czy później wpadnie w dołek. Nas też to czeka, o ile nie mamy już tego za sobą, bo pod koniec zeszłego roku przegraliśmy cztery mecze pod rząd. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy utrzymali równą formę przez cały rok. Natomiast umiejętność zdiagnozowania i wyprowadzenia zespołu z kryzysu, nie tracąc wiary w drużynę i odwrotnie, to dodatkowa sztuka, która jeszcze bardziej buduje i scala zespół. Jeżeli pokona się kryzys, to piłkarze mają większe zaufanie do trenerów, a trenerzy do piłkarzy. Tworzy to zespół, bez którego nic się nie dzieje. Taki doświadczony szkoleniowiec, jakim jest Waldemar Fornalik zrobił to wręcz kapitalnie. Bez jakiegoś szału medialnego, tylko naprawdę ciężką pracą i konsekwencją.

Często mówimy o Warcie, że to klub z rodzinną atmosferą. Ja chciałem zapytać jak ważne z Pańskiej perspektywy jest mówienie do zawodników. Nie głaskanie, ani przesadne chwalenie, ale docieranie do nich, bo to przecież dorosłe chłopy.

Ja generalnie jestem kontaktowym człowiekiem. Mam taki, styl pracy z zespołem. Nie wyobrażam sobie tego, żebym przychodził do klubu na trening i podzielił sztab szkoleniowy i zawodników jakimś murem. Nie dzielimy drużyny na panów trenerów i panów piłkarzy. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, wszyscy jemy ten sam posiłek, dlatego też wszyscy musimy traktować siebie po partnersku. Oczywiście nie ma głaskania. jeżeli analiza wykaże błąd, to my zawodnikowi o tym mówimy. Jeżeli nie wyciągnie wniosków, to reagujemy zmianą i dajemy szansę drugiemu zawodnikowi. Kontakt z zawodnikami, celebrowanie ich urodzin czy narodzin ich dzieci jest dla nas ważny. Zarówno ja, jak i moi trenerzy ze sztabu idealnie wpasowujemy się w tą formę współpracowania z zespołem. Nie może być innej drogi niż symbioza na linii sztab – piłkarze oraz piłkarze – sztab a słowo klucz to – „be yourself” Oczywiście, to jest moje podejście, bo przecież każdy trener jest inny.

Trenerze, ostatni raz rozmawialiśmy niemal rok temu. Wówczas wszystko stanęło i nie było wiadomo co dalej. Jaką lekcję Pan wyciągnął z tych minionych miesięcy?

Nie możemy planować z wyprzedzeniem wielu spraw. Tak naprawdę jeden moment może zdecydować o tym, że wszystko się zmienia. Myślę, że ten czas, w który ja jestem w Poznaniu jest u mnie tego przykładem. Przyjazd do Poznania zmienił w moim życiu w zasadzie wszystko. Była to decyzja najbardziej trafiona, jaką mogłem sobie tylko wymarzyć. Zrobiliśmy jako zespół awans do ekstraklasy. Ja jako trener jestem w tej ekstraklasie. Ciężko sobie w dzisiejszych czasach zakładać, że za miesiąc zrobię to, a następnie tamto. Pewne sytuacje mogą wywrócić nam życie zupełnie do góry nogami i życie potoczy się inaczej niż sobie zakładaliśmy. . Mogę i muszę wymagać od siebie i swoich współpracowników rzeczy, na które mamy wpływ. I jeśli nie są zrealizowane to wtedy jestem wściekły, bo od tego zależy rozwój drużyny, klubu. Natomiast na kwestie na które wpłynąć nie mogę nie winię losu, siebie i innych dookoła. Zaczynam na chłodno do tego podchodzić

Muszę zapytać o Łukasza Trałkę. Facet zaskakuje nas wszystkich!

„Trała” przeżywa drugą młodość! Takiego woleja jak ten z Zagłębiem w lidze chyba nie trafił, natomiast w treningu ładuje takie bramki. Ma tak nogę ułożoną, że tutaj nie ma co gadać. W jego przypadku nie są to strzały sytuacyjne, tylko bardzo przemyślane wykończenia. My na treningach zawsze doskonalimy dośrodkowania i Łukasz jak już strzela gole, to są to bramki, po których szczęka opada. Nie zdziwiło mnie to, że on taką właśnie bramkę zdobył, bo to była kopia uderzeń które widzę na treningach. Nie ukrywam też, że jestem bardzo zadowolony z tego, jak on cieszy się z każdego treningu. Jakby znów miał 18-19 lat. Nie wiem czy przedłuży kontrakt, bo nie rozmawialiśmy o tym. O derbach Poznania również .

Zupełnie na koniec – czego życzyć Warcie? Czy „tylko” własnego domu?

Tak, nie mamy domu. Chcielibyśmy mieć nieduży, kameralny stadion. To byłaby taka nagroda dla Warty, Mieć taki swój domek, na 6-8 tysięcy. Taki jak np. Union Berlin. Bo ja tak sobie to wyobrażam. Gdyby taki stadion powstał w Poznaniu, to z pewnością byłby zapełniony na każdym meczu. A zespół, wkładałby w grę jeszcze więcej serca i dawałby kibicom jeszcze więcej radości. Bo Warta to mój zespół, który wyjdzie i będzie orał trawę. I uważam, że kibice tylko by pomogli… Życzyłbym sobie mniej problemów i więcej spokoju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x