Ewolucja Valencii pod wodzą Jose Bordalasa
Valencia spadła z wierzchowca, ale nie daje za wygraną. Jose Bordalas wrócił do świata żywych, ale na jak długo? W tej opowieści to czarny charakter trzyma za lejce. Jeśli zespół będzie gubił punkty, a nowe transfery w dłuższej perspektywie okażą się fiaskiem, to Peter Lim nie zaczeka. Znów odetnie hydrze głowę.
Romantyzm przeciw pragmatyzmowi. Piękno kontra rezultat. Dualizm to rzecz normalna w świecie futbolu, aczkolwiek manipulacja pomiędzy jednym światem a drugim budzi podziw. Dla wielu to Diego Simeone wytyczył nową drogę, tworząc kościół "cholismo". Pokazał jednak, że i on potrafi grać ofensywnie i myślą nie musimy sięgać zbyt daleko. Wystarczy do poprzedniego, mistrzowskiego sezonu. Tym samym raz jeszcze udowodnił, że dostosowanie się do aktualnej rzeczywistości i reakcja na otoczenie jest czymś iście ważnym. W wielu przypadkach wręcz kluczowym w formowaniu fundamentu pod przyszłe sukcesy.
Nie inaczej można scharakteryzować Jose Bordalasa, choć mówimy o innej skali. 57-latka przez wiele lat kojarzyliśmy z brutalnym, wręcz obrzydzającym Getafe. Trzeba mu oddać, że wycisnął z Azulones ostatnie soki, robiąc wyniki ponad stan. Postawił na grę bezpośrednią. Wybrał pragmatyzm, który niejednokrotnie przeradzał się w agresję. Hiszpana można cenić za pomysł i realizację. Za wyrazistość, choć w wielu kręgach stworzył sobie wrogów. Również na własnym podwórku, gdy nastąpiło wyczerpanie materiału. Musiał opuścić przedmieścia Madrytu i za cel obrać kolejny projekt, który będzie mógł popchnąć do przodu.
Padło na Valencię. Ta rozpaczliwie szukała fachowca, który będzie na tyle śmiały, aby podjąć współpracę z Peterem Limem. Na tyle odważny, by wziąć na klatę wszelkie braki kadrowe, problemy gospodarcze i rozsierdzonych kibiców. Bordalas na papierze był odpowiednim człowiekiem, bo Valencia potrzebuje wyników. Nie boiskowej magii. Z tego powodu takim ludziom jak 57-latek zawsze będzie pracowało się ciężej. Bo w końcu to tylko 1:0. Pomogło szczęście, a przeciwnik nie był w odpowiedniej dyspozycji. Bo to rywal był przy piłce i prowadził grę. Optyczne zwycięstwo dla kibiców jest złotem, ale dla interesów klubu zupełnie nic nie znaczy.
Chemia, tyle wystarczy
Być może nie ma jeszcze w czym się zakochać. Przez lata społeczność klubu musiała przyzwyczaić się do tandety. Obojętności właściciela, bezradności kolejnych szkoleniowców. Rozpacz przerodziła się w salwę śmiechu, ale dziś już nikt się nie śmieje. Valencia Bordalasa zaczęła kształtować swoją tożsamość.
W ramię z przeznaczeniem. Nicholas Williams na czele nowej generacji
Nie popada już w kompleksy, bo wciąż ma całkiem interesujący zasób. Od wyjadaczy w postaci Gayi, Paulisty i Solera. Przez odbudowanego Cillessena, Guedesa, czy rosnącego Racica. Aż po tych młodych, nabierających na znaczeniu, jak Correia, Guillamon, Musah, czy Mamardashvili. Bordalas stał się także kluczem przy ściągnięciu na Mestalla Marcosa Andre, Alderete, czy Foulquiera. Mimo okrojonych możliwości latem – miał plan. Nawet jeśli emocje wzięły górę, gdy z Getafe ściągnął Hugo Duro. Jest jeszcze dużo materiału do wycięcia i dużo do pokazania. Niektóre pomysły muszą dojrzeć, inne upaść. Niemniej chemia pomiędzy trenerem a zawodnikami daje pozytywny sygnał na przyszłość. Szatnia znów wierzy.
Jose Bordalas zaliczył najlepszy start #LaLiga w swojej karierze. Valencia przewodzi i chociaż długo to nie potrwa, to taki promyczek wystarczy. Nie jestem fanem JB i jego stylu, ale cenię pomysł na drużynę. Tu kiełkuje po raz pierwszy od Marcelino. pic.twitter.com/bmvGq7i0sC
— Michał Kwieciński (@MeKwiecinski) September 15, 2021
Mocny start i bolesny upadek
Tak zwany efekt nowej miotły zadziałał błyskawicznie. Chociaż niewielkie zwycięstwo z Getafe na start sezonu i remis z Granadą mogą tego nie ukazać, to Bordalas odżył. Tak jak i sama Valencia. Wysokie 3:0 z Deportivo Alaves poderwało kibiców na trybunach, a powtórka z Osasuną napompowała balonik. Ekipa z Mestalla skuteczna jak Real Madryt i zadziorna, jak Sevilla. Myśl o europejskich pucharach zaczęła kiełkować, bo przecież były ku temu podstawy. Tym bardziej, teraz gdy konkurencja złapała zadyszkę.
Valencia naciskająca, Valencia na pełnych obrotach, jak za Rafy Beniteza. Poważnym sprawdzianem okazało się starcie z drużyną Carlo Ancelottiego. Mecz, rozpoczynający długą i krętą drogę, na której pojawi się Sevilla, Athletic, czy Barcelona. Niewielu stawiało na punkty z Realem Madryt, czy zwycięstwo na Sanchez Pizjuan, aczkolwiek trzeba przyznać, że Nietoperze z Los Blancos walczyli, jak równy z równym. Zawiodła końcówka, choć nikt pretensji nie miał. Inaczej wyglądał mecz z Sevillą, który najlepiej byłoby puścić w niepamięć. Liczne pochwały stały się wrogiem, lecz trzeba wziąć pod uwagę spore braki kadrowe.
Blamaż zrodził pytania, które Athletic, Cadiz i Barcelona podtrzymały. Czy efekt zaskoczenia upadł? Czy klub ma wystarczającą ławkę, aby dotrwać do końca sezonu? Kto liderem, gdy zabraknie Gayi? Entuzjazm opadł, pozostał kurz. Brutalny powrót do miejsca w szeregu. Bezradność spotęgował beniaminek. Grającą w dziesiątkę Mallorkę do parteru udało się sprowadzić dopiero w doliczonym czasie gry, cudem ratując remis. Ta sztuka nie wyszła tydzień później, gdy Real Betis urządził sobie trening. Trzy punkty na 21 możliwych. Sen przerodził się w koszmar. Plan Bordalasa zaczął się sypać, Valencia wróciła do punktu wyjścia.
Bordalas wraca z dalekiej podróży
Wyczekiwane zwycięstwo przyszło z Villarrealem. Możemy bagatelizować znaczenie tych trzech oczek z uwagi na ligową dyspozycję ekipy Emery’ego, ale warto zwrócić uwagę na działania Bordalasa. On nie pozostawił miejsca na przypadek. Drużyna zagrała niskim blokiem, rezygnując z wysokiego pressingu. Czekała na przeciwnika, który nie wiedział, w jaki sposób ma zaatakować. Równocześnie 57-latek przekształcał drużynę, zagęszczając środek i finalnie utrzymując czyste konto.
To było celem, nie tracić więcej niż samemu jesteś w stanie zdobyć. Valencia zagrała brzydko, ale czy kogoś to rusza? Jeżeli zespół jest w stanie przerzucić swój pokład sił na przedmeczowe założenia, to trener odnosi sukces. Jego system nie jest martwy, ale trzeba nim umiejętnie operować. Z pewnością nie będzie łatwo powtórzyć to z Atletico, czy Realem Sociedad. Bordalas ponownie zabierze nas do lunaparku, ale ten jeden mecz z Villarrealem daje nam szerszą perspektywę. Valencia ewoluuje, nawet jeśli trudno to dostrzec.
-
Liga NarodówBoniek: To autorska kadra Probierza, on lubi zaskakiwać
Kamil Gieroba / 7 listopada 2024, 11:34
-
Arabia SaudyjskaSaudi Pro League: Cristiano Ronaldo trafi... do ligowego rywala?!
Kamil Gieroba / 7 listopada 2024, 6:00
-
Liga MistrzówLiga Mistrzów: Kolejna wpadka PSG. Trudna sytucja paryżan (SKRÓT WIDEO)
Kamil Gieroba / 7 listopada 2024, 0:11
-
Liga MistrzówLiga Mistrzów: Tak kuriozalnego karnego jeszcze nie było (SKRÓT WIDEO)
Kamil Gieroba / 6 listopada 2024, 21:16
-
Arabia SaudyjskaOficjalnie: Tyle potrwa pauza Neymara
Kamil Gieroba / 6 listopada 2024, 19:00
-
Polecane"Nie jestem w stanie zrozumieć takiego podejścia" – Koźmiński krytykuje Probierza
Kamil Gieroba / 6 listopada 2024, 18:24