Czas rzucić karty na stół. Carlo Ancelotti mówi “sprawdzam”

Ancelotti

fot. David S. Bustamante/Soccrates

Do El Clasico podchodzą w roli faworyta. Zmierzą się z być może najsłabszą Barceloną od lat. Carlo Ancelotti i jego Real Madryt rośnie, choć miewa swoje problemy. Te na Camp Nou trzeba będzie ukryć, aby sformalizować komplet punktów, na który czekają kibice.

Wysokie zwycięstwo na start sezonu z Deportivo Alaves. Następnie pięć bramek z Celtą, szczęść z Mallorką i znów pięć, ale tym razem w Lidze Mistrzów z Szachtarem. Real Madryt stał się zespołem widowiskowym. Szczególnie radującym w ofensywie, czego od wielu lat brakowało pod kierownictwem Zinedine Zidane’a. Odejście Francuza budziło wiele wątpliwości, chociaż jeszcze kilka miesięcy wcześniej opinia publiczna zdążyła zapakować mu walizki. Po przybyciu do Madrytu Carlo Ancelottiego pojawiło się wiele wątpliwości. Czy powrót Włocha to odpowiednia decyzja, biorąc pod uwagę jego problemy na angielskich boiskach? Czy będzie w stanie ruszyć szatnią, ryzykując dobre relacje z poszczególnymi zawodnikami?

Real Madryt po ubiegłym sezonie potrzebował impulsu. Zizou nie był w stanie przeprowadzić kolejnej rewolucji, mimo że momentami wyciągał z Los Blancos więcej niż byli w stanie zaoferować. Carletto nie miał prostego zadania. Kadra właściwie nie została odświeżona, chociaż do Madrytu wrócił Antonio Pintus, człowiek, który miał pomóc w przygotowaniu fizycznym. Zlikwidować jedną z największych bolączek minionego sezonu.

Z drugą miało być trudniej. Od czasu odejścia Cristiano Ronaldo Real w ataku cierpiał na szok pourazowy. Gareth Bale nie dorósł do roli lidera, a Eden Hazard okazał się kompletną wtopą. Ancelotti niczym za jednym ruchem czarodziejskiej różdżki odblokował potencjał ofensywny. Karim Benzema stał się goleadorem, rozkwitając na nowo, a Vinicius Junior u jego boku w końcu zaczął strzelać. Real Madryt stał się niebezpieczny, ale zaangażowanie z przodu, zaczęło kruszyć defensywę, wizytówkę Zidane’a.

Zmiana biegunu

Francuz podczas swojej drugiej kadencji skupił się właśnie na zbudowaniu monolitu w obronie. Real Madryt stracił najmniej bramek spośród wszystkich ekip LaLiga (25) i sięgnął po tytuł mistrza Hiszpanii. W sezonie 2020/2021 współczynnik osłabł do 0,80 gola na mecz, a dziś wynosi on aż 1,20. To jeden z najgorszych wyników w lidze. Madrycki zespół w tym sezonie stracił najwięcej bramek (10) spośród wszystkich drużyn LaLiga z tą samą liczbą rozegranych spotkań. Nie był w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść w starciu z Levante. Z Interem i Valencią wygrał w ostatnich minutach meczu, czego nie był w stanie zrobić z Villarrealem i Espanyolem.

Wszystko za sprawą problemów na tyłach, co nie powinno być sensacją. Przed startem sezonu klub opuścili Sergio Ramos i Raphael Varane. Zdrowie nie dopisało w przypadku Ferlanda Mendy’ego i Daniego Carvajala, a Nacho i Lucas Vazquez zdecydowanie obniżyli loty. David Alaba i Eder Militao to za mało. Defensywa cierpi na niedobór, a młodość, jak chociażby Miguel Gutierrez zachwyca w ataku, pozostawiając luki w sferze obronnej. Casemiro pozbył się peleryny superbohatera, więc plan gry w odbiorze trzeba było dopasować do rzeczywistości. Ta jest taka, że Real Madryt musi i chce grać wyżej. To jednak sprawia problemy, gdy to rywal jest przy piłce. Być może stabilizacja jest bliżej, niż mogłoby się wydawać. Do gry wrócił Mendy, a niebawem zobaczymy i Carvajala. Sezon jednak długi, więc problem wróci i uderzy ze zdwojoną siłą, ale to melodia przyszłości. Nie uprzedzajmy faktów.

Untouchable?

To dość wymowne, że jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażaliśmy sobie Realu Madryt bez środka Casemiro – Modrić – Kroos, a u Carletto wspomniana trójka zagrała po raz pierwszy kilka dni temu w Kijowie. Niezatapialne trio znów pomogło i to wyglądało naprawdę obiecująco. Mimo upływu lat pewne rzeczy się nie zmieniają.

To, co się zmienia to właśnie układ środka pola u włoskiego szkoleniowca. Takiej rotacji nie widzieliśmy już od bardzo dawna. Casemiro w roli zmiennika, którego część minut przejął Eduardo Camavinga. Próba odbudowy Marco Asensio i przede wszystkim więcej minut dla Fede Valverde. Jasne, kontuzje miały wpływ na decyzję Carlo, ale ten nie zamierzał forsować jednego układu. Trudno zatem orzec, które zestawienie jest dziś tym wyjściowym. Czy takie w ogóle istnieje. W niedzielę Real Madryt nie będzie szukał półśrodków, a Ancelotti odpowie nam na kilka pytań. Przede wszystkim na to jedno nurtujące najbardziej – komu ufa najmocniej?

Być może to największa zagwozdka 62-latka, albowiem chodzi o wykorzystanie ofensywnego duetu Vinicius – Benzema. Brazylijczyk ma najlepszy start sezonu w swojej karierze. Na koncie już siedem bramek i pięć asyst w 11 meczach. Prawdę mówiąc, statystyka to jedynie streszczenie ogromnego postępu Brazylijczyka. Liczby łatwo przywołać, aczkolwiek 21-latek stał się piłkarzem nie tylko skuteczniejszym, ale i odważniejszym, pewnym swoich umiejętności. Nie zraża się po kilku błędach i to on niejednokrotnie napędza drużynę, gdy brakuje tchu.

Wiele w tym zasługi Włocha, o czym często wspomina sam Vinicius. Być może Ancelotti właśnie stworzył potwora, bo Brazylijczyk potencjał miał zawsze. Pracował solidnie i można nazwać go profesjonalistą pełną gębą za jego podejście do każdego meczu. Teraz ma wszystko, by rozpocząć wspinaczkę na szczyt, a pomóc ma w tym doświadczony Karim Benzema.

Smak Barcelony pod batutą Joana Laporty i Ronalda Koemana

Stawka większa niż…

To jedynie Francuz może się pochwalić mocniejszym startem sezonu i lepszymi liczbami niż 21-latek. Aż 11 bramek i osiem asyst w 11 spotkaniach. Wynik kolosalny i to kibiców z pewnością cieszy, bo 33-latek jest dziś napastnikiem kompletnym. Benzema stał się twarzą ligi i spekuluje się nawet o pierwszej trójce w plebiscycie Złotej Piłki. Jego szanse na zwycięstwo są raczej małe, aczkolwiek sama obecność wśród faworytów, pokazuje, w jakiej formie znalazł się w ciągu trzech miesięcy. Określenie “nie do zatrzymania” nie powinno być na wyrost. Aktualnie można nawet stwierdzić, że w Europie nie ma piłkarza w lepszej dyspozycji niż Francuz.

– Wszyscy wiemy, że to wyjątkowy mecz. Dla nas, dla Barcelony i dla hiszpańskiego futbolu. Przygotowujemy się w szczególny sposób (…). Jest wiele rzeczy, które determinują grę. Nie tylko kwestie fizyczne i taktyczne, również aspekt zbiorowy. Dla mnie nie ma faworytów w tego typu spotkaniach – mówił na konferencji Carlo Ancelotti. Papier nie gra. On o tym wciąż pamięta i my też powinniśmy, szykując się na pierwsze El Clasico w tym sezonie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.