W ramię z przeznaczeniem. Nicholas Williams na czele nowej generacji

fot. Nicholas Williams

fot. Athletic Club

– Marzenia? Dwa już spełniłem – zadebiutowałem z pierwszą drużyną i zagrałem w jednym zespole z bratem. Trzecim jest kontynuowanie kariery na San Mames przez wiele lat – mówił Nicholas Williams w rozmowie z “AS-em”. Młody Hiszpan zapisał się na kartach historii, debiutując w barwach Athletiku podczas kwietniowego starcia z Realem Valladolid. Wraz z Inakim stali się pierwszymi braćmi od 35 lat, którzy grali razem dla pierwszej drużyny Lwów. I chociaż ich przeszłość znacząco się od siebie różni, to spajać ma przyszłość, która leży na San Mames.

Athletic Club utrzymuje filozofię, że w zespole grać mogą tylko zawodnicy wywodzący się klubowej akademii lub urodzeni w obrębie siedmiu prowincji tworzących Kraj Basków. Po stronie hiszpańskiej jest to Vizcaya ze stolicą w Bilbao, Guipuzcoa z San Sebastian i Alava z Vitorią. Po francuskiej – Labourd, Soule i Basse-Navarre. Navarra ze stolicą w Pampelunie tworzy oddzielną wspólnotę autonomiczną. Zależnie od przyjętego języka, spotkamy się z różną formą nazewnictwa – baskijską oraz zastosowaną wyżej hiszpańską i francuską.

Taka filozofia podtrzymywana od 123 lat w czasach obrotu setkami milionów euro sprawia, że Athletic z pewnością można nazwać klubem wyjątkowym. Szczególnie że Lwy w całej swojej historii nigdy nie opuściły najwyższej klasy rozgrowkowej. Mimo zawężonego pola manewru, ekipa z San Mames jest od lat konkurencyjną drużyną, wciąż budującą własną legendę. Dla wielu fanów większą i ważniejszą od wyników sportowych. Dotychczas Athletic sukcesy na boisku był w stanie przekuć również w te finansowe, wypełniając kieszenie pokaźnymi sumami. Javi Martinez, Ander Herrera, Aymeric Laporte, czy Kepa to tylko wierzchołek góry lodowej.

Jedną z prawdziwych „perełek”, tętniącej życiem fabryki z Bilbao jest Inaki Williams. Bask ghańskiego pochodzenia stał się ikoną klubu z San Mames, a dwa lata temu związał się z Athletikiem do 2028 roku, odrzucając napływające oferty spoza Hiszpanii. Gdy jego umowa wygaśnie, będzie miał 34 lata. Nie chce opuszczać Bilbao. To miasto, ten klub dał mu nowe życie. “Pantera” jest dziś wzorem dla wielu młodych adeptów, którzy powoli pojawiają się na San Mames. Wśród nich jest jeden, dla którego Inaki stał się szczególnie ważną postacią.

Śladami brata…

Ród Williamsów nie kończy się na 27-latku. Jeśli myślicie, że to mierzący 186 cm wzrostu Inaki, bijący w 2015 roku rekord osiągniętej prędkości – blisko 36 km/h – jest wyjątkowy, to czas poznać jego młodszego brata. Nicholas ma za sobą 19 wiosen i również reprezentuje Athletic Club, choć na stałe do pierwszej kadry trafił dopiero w tym sezonie. Dorastał w Pampelunie, gdzie rozpoczął swoją przygodę z piłką. W wieku 11 lat został wciągnięty przez zwiadowców Athletiku do centrum szkoleniowego, popularnej Lazamy.

Przebijając się przez szczeble akademii, w końcu trafił do Juvenilu A (kat. U-19 – przyp. red.) pod skrzydła Imanola de la Soty. Wówczas oczekiwania wobec młodego Williamsa były ogromne, albowiem jego starszy brat szturmem zaatakował najwyższą dywizję w kraju. Nico, miał podzielić jego los. – Zawsze wzorowałem się na swoim bracie, ostatnio podziwiam też grę Kyliana Mbappe. Podoba mi się, jak wyróżniają się na tle reszty, jak poruszają się na boisku i wykonują poszczególne akcje – mówił już po swoim debiucie w pierwszym zespole.

Trzeba przyznać, że obaj prezentują dość zbliżony styl gry, mimo że Nicholas na poziomie juniorskim wykazywał się zdecydowanie większą wszechstronnością. Poza grą na skrzydłach wielokrotnie oglądaliśmy go również w roli typowej “dziewiątki”. Zwinność, czy fenomenalne przyśpieszenie to już wizytówka obu braci Williams. Chociaż Nico szybszy od brata nie jest, to zdecydowanie przewyższa go umiejętnościami technicznymi.

Przeszkodzić mogło zdrowie, bo niespełna dwa lata temu Hiszpan borykał się z problemami spowodowanymi tempem rozwoju fizycznego. Najpierw niepowstrzymane bóle kręgosłupa, później kontuzja kości biodrowej. Łącznie ponad dwa miesiące poza murawą bez jakiegokolwiek ruchu. To nie był pierwszy tego typu przypadek i powstały obawy, że dyskomfort zmusi go do gry na pół gwizdka. Mimo wszystko klub usilnie pchał go do góry, przez co ten miewał także braki w zakresie taktycznym. Nierzadko nie mógł odnaleźć się w planie szkoleniowca, który oprócz bramek oczekiwał od niego większego zaangażowania w grze ofensywnej. Nastolatek za często się podpalał i gubił piłkę, brakowało mu spokoju. – Nico potrafi więcej niż ja w jego wieku, chociaż prawdą jest, że brakuje mu tego głodu i pragnienia podbicia świata. Żyliśmy w różnych okolicznościach, ale za każdym razem, gdy się widzimy, czuję, że jest dojrzalszy – mówił o nastolatku starszy z braci Williams.

W drodze do celu

W styczniu ubiegłego roku Nico został po raz pierwszy powołany do kadry U-18 na towarzyski turniej rozgrywany na Wyspach Kanaryjskich. Hiszpania nie przegrała ani razu, odnosząc triumf, a sam Williams został wyróżniony nagrodą indywidualną jako najlepszy strzelec turnieju. Gdy w lutym jego brat eliminował Barcelonę z Pucharu Króla, on utwierdzał Athletic U-19 na miejscu lidera. Nie umknęło to uwadze całej społeczności, albowiem rok wcześniej zespół Juvenilu A kończył sezon na siódmej lokacie w tabeli, co było najgorszym wynikiem klubu od 24 lat. Być może rozwiązaniem okazała się przebudowa całej kadry, a może to apetyt, który zdążył urosnąć wraz z nową generacją.

Nicholas Williams jeszcze tego samego roku zadebiutował w drużynie rezerw. Dla Bilbao Athletic zdobył dziewięć bramek, notując rekordowe 12 asyst w 26 meczach. Wziął do serca rady Imanola de la Soty. Przełknął też gorycz pierwszej porażki, gdy nie udało się awansować do Segundy Division. Zwrócił jednak uwagę Marcelino i podczas letniego okresu przygotowawczego stało się jasne, że w sezonie 2021/22 zostanie na stałe włączony do pierwszej drużyny.

– Wiem, że nasza mama jest dumna z nas obojga, że gramy w Bilbao i zdobywamy bramki. Nico wie, że sukces trzyma w garści, ale musi walczyć i pracować. Nie ma łatwiejszej drogi. Jeśli udowodni swoją wartość, możemy kiedyś zagrać razem, dzielić się szatnią – mówił niegdyś Inaki. Nie wiedział jeszcze, że jego młodszemu bratu wystarczą dwa lata. Nicholas nie opuścił żadnego spotkania w tym sezonie. Czeka jeszcze na debiutanckie trafienie. Niemniej osiągnął wyznaczony kamień milowy – zagrał w pierwszej drużynie, zagrał z bratem. Teraz czas, aby LaLiga zapamiętała go na dłużej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.