blank
fot. Źródło: playmakerstats.com
Udostępnij:

Ulice nigdy nie zapomną #3: Montpellier uciera nosa paryskiemu gigantowi

Z biegiem lat pieniądze stały się integralną częścią futbolu. Niektóre kluby piłkarskie przekształcono w pewnego rodzaju inwestycje, którym postawiono jasny cel – przyniesienie właścicielom splendoru. Jednak końcowy sukces nie zawsze uzależniony jest od wielkich nakładów finansowych. Dobitnie ilustruje to przykład Montpellier i ich mistrzowskiego sezonu 11/12.

Narodziny potęgi

Na samy wstępie tej historii warto przyjrzeć się jej bohaterowi drugoplanowemu. Paris Saint-Germain na przestrzeni wielu lat było solidnym klubem na miarę Ligue 1. Potwierdza to fakt, że – mimo lepszych i gorszych sezonów – nieprzerwanie od 40 lat jest on stałym bywalcem na francuskich salonach. Nieco starsi miłośnicy futbolu mogą pamiętać, że na Parc des Princes występowały bardzo ciekawe osobistości piłkarskie. Na pierwszą myśl przychodzą oczywiście Ronaldinho, Mauricio Pochettino czy Pedro Pauleta – do którego my, Polacy, możemy mieć mieszane uczucia (hat-trick przeciwko Polsce, mundial 2002). Abstrahując od nostalgicznych wspomnień na temat byłych piłkarzy PSG, historia pokazuje, że nawet z nimi w składzie, paryżanie nigdy nie osiągnęli wielkich sukcesów.

Wszystko miało ulec zmianom w 2011 roku. Na początku zmienił się właściciel - Paris Saint-Germain zostało przejęte przez Qatar Sports Investment z Nasserem Al-Khelaifim na czele. Zmiany w zarządzie oznaczały potężny wzrost kapitału paryżan. Wraz z wielkimi możliwościami finansowymi, w klubie narodziły się także ogromne ambicje. Zasilane katarskimi pieniędzmi PSG miało podbić nie tylko całą Francję, ale nawet i Europę.

Na Parc des Princes nastąpiło szybkie przejście do realizacji celów. Sezon 11/12 miał być kampanią, w której planowana dominacja stałaby się faktem. Tym samym rozpoczęto operację "PODBIĆ RYNEK TRANSFEROWY". Kupiono aż 11 piłkarzy, wydając przy tym zawrotną jak na francuskie standardy kwotę ponad 100 milionów euro. Najgłośniejszymi  ruchami transferowymi były sprowadzenie Javiera Pastore (40 milionów!), Thiago Motty (11,5 miliona) oraz Jeremiego Meneza (8 milionów). Co więcej, 1 stycznia 2012, menadżerem PSG został szkoleniowiec z najwyższej półki - sam Carlo Ancelotti. Drzwi do podboju (przynajmniej) krajowego podwórka zostały zatem otwarte.

Skromne kroki skromnego klubu

Odwiedziliśmy Paryż, pora zatem na podróż do miasta, w którym działa się główna akcja całej historii. Montpellier uznać można za swego rodzaju przeciwieństwo klubu ze stolicy Francji. Kilka akapitów wcześniej tych drugich określiłem mianem "stałych bywalców Ligue 1", czego o drużynie niebiesko-pomarańczowych powiedzieć nie mogę. Jej przygodę we francuskich rozgrywkach – szczególnie w latach 2000. – określić należy mianem skakania z kwiatka na kwiatek. Bo w końcu jak inaczej nazwać krążenie po 3 klasach rozgrywkowych?

W końcu jednak udało się nieco ograniczyć podróże po szczeblach lig francuskich. W sezonie 08/09 Montpellier zajęło 2 miejsce w Ligue 2, czym zapewniło sobie awans do ekstraklasy. Znalezienie się w elicie wymagało dokonania koniecznych dostosowań w klubie. Z tego względu przeprowadzono pewne roszady w sztabie szkoleniowym ekipy niebiesko-pomarańczowych. Jej menedżerem został Rene Girard – trener, który przez 7 lat pracował z młodzieżą w kadrach U16, U-19 oraz U-21. Oznaczało to, że na Stade de la Mosson to właśnie młodzi odgrywać będą istotną rolę. I słusznie, klub należał do rodzaju tych ze skromnym budżetem transferowym, więc to rozwiązanie zdecydowanie miało sens.

Trafne wydawało się to także z innego powodu: Montpellier po powrocie na francuskie salony grało nadzwyczaj dobrze. Po serii sześciu zwycięstw z rzędu w środkowej części sezonu media zaczęły nawet spekulować na temat ewentualnych szans na zdobycie mistrzostwa. Girard zachowywał jednak rozsądek: „Nie oczekujcie, że będziemy grać o mistrzostwo. Nie mamy tego w planie”. Mimo tych przejawów skromności, ostatecznie sezon 09/10 i tak zakończył się dużym sukcesem. Montpellier zajęło znakomite 5 miejsce w tabeli, a do wicemistrzostwa Francji zabrakło tylko 3 punktów. Tym samym francuski szkoleniowiec udowodnił, że jego drużyna potrafi sprawić niespodziankę.

Awans do Ligue 1, świetna postawa jako beniaminek - wydawać by się mogło, że przed niebiesko-pomarańczowymi kolejny krok  naprzód. Po tak dobrych rozgrywkach apetyty się zaostrzyły. Jednak w sezonie 10/11 nie było większych szans na ich zaspokojenie.  Montpellier w zasadzie broniło się przed relegacją, finalnie zajmując 14 miejsce w lidze z przewagą 3 punktów nad strefą spadkową.

 Latem 2011 cała Francja żyła przejęciem PSG przez katarskie konsorcjum. O Ligue 1 zrobiło się dużo głośniej niż dotychczas, w końcu do ligi napłynęły wielkie pieniądze i wielkie nazwiska. Wśród kibiców pojawiały się przekonania, że rozgrywki będą atrakcyjniejsze, mimo że najprawdopodobniej zostaną zdominowane przez zbrojących się paryżan. Pozostałe francuskie kluby – w tym także Montpellier – w zasadzie mogły tylko przyglądać się zakupowemu szałowi na Parc des Princes. Przed rozpoczęciem sezonu 11/12 na Stade de la Mosson przybyło tylko dwóch zawodników. Lewy obrońca – Henri Bedimo – przybył z wolnego transferu,  natomiast Hilton – środkowy defensor – wykupiony został za kwotę rzędu dwóch milionów euro. Różnica w wydatkach obu klubów wynosiła około 98 milionów euro. Paryżanie zacierali ręce na mistrzostwo kraju, a Montpellier przygotowywało się do kolejnego skromnego sezonu.

Dawid pokonuje Goliata

Za wielkie pieniądze można kupić piłkarzy o wspaniałych umiejętnościach i światowej klasy trenerów. Nie da się jednak nabyć charakteru i zgrania w drużynie. To właśnie te dwie kwestie wyróżniały niebiesko-pomarańczowych na tle faworyzowanego Paris-Saint Germain. Piłkarze Girarda udowodnili to już w początkowej fazie sezonu, zanotowali bowiem mocne wejście w rozgrywki, wygrywając trzy pierwsze spotkania. Co więcej, pokonali broniącego tytułu Lille, w dodatku na jego własnym terenie. Bilans Montpellier po owych meczach był imponujący – 7 goli strzelonych, 1 stracony. Zaowocowało to niespodziewanym zdobyciem fotela lidera Ligue 1.

Kolejne spotkania przynosiły kolejne zdobycze punktowe. Oczywiście z następnymi tygodniami pojawiały się także porażki (m.in. 1:2 z Lyonem czy 0:3 z PSG), jednak nie przeszkadzały one graczom ze Stade de la Mosson w zachowaniu formy. Szczególnie imponujące były zwycięstwo nad drużyną Dijon (5:3), gdzie hat-trickiem popisała się wschodząca gwiazda Montpellier – Olivier Giroud – oraz triumf w spotkaniu z Lorient (4:0). Tym razem młody Francuz trzykrotnie asystował przy bramkach swoich kolegów. Sumienna i solidna gra w defensywie, a także skuteczność w ofensywie, pozwoliły Girardowi i spółce na utrzymywanie się w górze tabeli. Albo na jej szczycie, albo tuż za plecami Paris Saint-Germain.

Na ulicach Montpellier coraz bardziej pachniało sukcesem. Klub znalazł się wcześniej w sytuacji, w której to przymierzany był do ewentualnego mistrzostwa. Sytuacja powtórzyła się i tym razem, jednak jej optymistyczne zakończenie zdawało się być dużo bardziej realistyczne. W 29. serii gier piłkarze Girarda po raz kolejny objęli prowadzenie w wyścigu po tytuł. W 8 następnych meczach „oczka” tracili tylko dwa razy (porażka z Lorient 1:2 i remis z Evian 2:2). Kolejne zwycięstwo nad Lille (znowu 1:0) oznaczało, że w ostatniej i zarazem decydującej kolejce sezonu do historycznego triumfu potrzebują zaledwie remisu z Auxerre. Była to o tyle korzystna sytuacja, że klub występującego wówczas tam Dariusza Dudki pogodzony był ze spadkiem.

Zapewnienie sobie punktu w tym spotkaniu w zasadzie miało być tylko formalnością. Zaczęło się jednak od fail-startu, bo od bramki Oliviera Kapo w 20 minucie meczu. Nadzieję na tytuł dla Montpellier w 32 minucie przywrócił John Utaka, który strzałem z prawej nogi pokonał bramkarza rywali. W późniejszej fazie mecz został przerwany ze względu na zachowanie kibiców Auxerre, którzy, niezadowoleni z postawy swojego klubu w tym sezonie, rzucali na murawę rozmaite przedmioty. Spotkanie zostało rozegrane do końca, a kibice, przy akompaniamencie dymu i petard, zobaczyli jeszcze jednego gola, ponownie autorstwa Johna Utaki. Nigeryjczyk tym samym zapewnił swojej drużynie wygraną w pojedynku z paryskim Goliatem. Co jednak ważniejsze – przyczynił się do zdobycia pierwszego w historii klubu mistrzostwa Francji.

Ojcowie sukcesu

Jesteśmy klubem kumpli, klubem, który daje szansę młodym graczom na przebicie się. Jak widać, świetnie to dla nas zadziałało. Pokazaliśmy świetny futbol ze świetnie zbalansowanym składem. Jestem wniebowzięty. W taki sposób po wspaniałym triumfie w Ligue 1 wypowiadał się Rene Girard. Francuskiemu szkoleniowcowi należy oddać nie lada zasługę. W końcu nie sztuką jest zrobić mistrzów z wielkich piłkarskich nazwisk - sztuką jest stworzyć zgrany zespół z młodych graczy i dotrzeć z nimi na sam szczyt. To menedżerowi Montpellier udało się w stu procentach.

Nie można jednak pominąć tego, jak bardzo uzdolnionymi zawodnikami dysponował. Pierwszoplanową rolę w mistrzowskim zespole niebiesko-pomarańczowych odegrał Olivier Giroud. 26-letni wówczas napastnik wystąpił w 36 meczach, strzelając w nich 21 goli i notując 12 asyst. Ten bilans strzelecki pozwolił mu na zdobycie korony króla strzelców Ligue 1. Świetna postawa na francuskich boiskach zwróciła uwagę silniejszych klubów, które zaczęły interesować się napastnikiem. Francuz, po swoim fantastycznym sezonie w barwach Montpellier, trafił do Arsenalu Londyn.

La Paillade - jak brzmi przydomek ekipy z Stade de la Mosson - zdobycie swojego jedynego tytułu nie zawdzięcza wyłącznie napastnikom. Do ów sukcesu fundamentalnie przyczyniła się także formacja obronna. W ciągu całego sezonu straciła 34 gole, co oczywiście można uznać za bardzo dobry rezultat. W kontekście skuteczności defensywy należy wyróżnić parę środkowych obrońców. Przedstawiany wcześniej Hilton stworzył świetny duet stoperów z "produktem" akademii Montpellier – Mapou Yanga-Mbiwą. Obaj defensorzy momentami byli niczym mur, który szczelnie chronił bramkę, strzeżoną przez Geoffreya Joundrena. Co ciekawe, zaledwie 22-letni wówczas Mbiwa, mimo swojego młodego wieku, został mianowany kapitanem zespołu. Jego występy w lidze francuskiej zostały także docenione przez selekcjonera reprezentacji Francji, a młody obrońca otrzymał powołanie na eliminacyjne mecze do EURO 2012.

Jako jeszcze jeden z filarów mistrzowskiego składu Montpellier należy wymienić Younesa Belhandę. 21-letni wówczas Marokańczyk występował na pozycji 10-tki w taktycznym ustawieniu Girarda i trzymał w ryzach całą ofensywną formację niebiesko-pomarańczowych. Jego występy były świetne, o czym świadczy 12 strzelonych goli i 6 ostatnich podań.

Oto jak prezentowała się cała jedenastka ekipy Montpellier w sezonie 11/12.

Źródło: playmakerstats.com

Mistrzowski sezon Montpellier to piękna nowela, która nie miała mieć miejsca. Od samego początku sezonu 11/12 to Paris Saint-Germain było ewidentnym faworytem do zdobycia mistrzostwa. Skazani na sukces paryżanie ulegli jednak niebiesko-pomarańczowym żołnierzom Rene Girarda, którzy na zawsze zapisali się w historii swojego klubu. I choć kolejne sezony stały pod znakiem dominacji PSG, opowieść ta pokazała, że pieniędzmi nie można osiągnąć wszystkiego. Dlatego właśnie o niej nie zapomnimy.


Avatar
Data publikacji: 25 czerwca 2020, 7:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.