O aniołach, sfinksach i Franku Smudzie
La Furia Roja, postrach Europy, drużyna która ma potencjał niszczyć każdego kto stanie na ich drodze. Taktyka, której nie mógł rozpracować żaden trener, sposób gry, na którego nie było skutecznego antidotum, styl gry przy którym nie dało się przejść obojętnie. Można było taką grę kochać, bądź nienawidzić.
Zacznijmy jednak od początku. Reprezentacja Hiszpanii od zawsze miała kłopoty na wielkich imprezach. Gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze - to zdanie oddawało idealnie stan w jakim znajdowała się drużyna z Półwyspu Iberyjskiego. Mimo wielu świetnych zawodników, którzy mieli za zadanie podbijać piłkarski świat, świetnych eliminacji, w której to Hiszpanie po efektownych zwycięstwach dostawali się do fazy pucharowej na mistrzostwach zawsze coś było nie tak. Piłkarze z kraju flamenco zawsze mieli mały kryzys, którego skutkiem była porażka i powrót do domu. Wszystko miało się zmienić po Euro 2004.
Po imprezie na której Hiszpanie nie wyszli nawet z grupy (zajęli 3 miejsce, zaraz za Portugalią i Grecją, która awansowała dzięki temu, że strzeliła więcej bramek. Na Inakiego Saeza spadła ogromna krytyka i zaraz po mistrzostwach został on zwolniony z funkcji menedżera zespołu. Na jego miejsce przyszedł ten, który miał zbawić Hiszpan po latach porażek. Na stanowisku trenera zameldował się Jose Luis Aragones. I faktycznie. Drużyna pod jego wodzą grała świetny futbol. Drużyna pod jego wodzą jechała na mundial 2006 jako murowany faworyt. Z serią 24 meczów bez porażki przyszła jednak kolej na oddanie wyższości rywalom. Na drodze Hiszpan stanął bowiem późniejszy finalista mistrzostw świata, Francja. Po wyrównanym spotkaniu do 82 minuty utrzymywał się wynik 1:1. Trafienia zanotowali David Villa i Franck Ribery. Końcówka jednak należała do Trójkolorowych. Najpierw do siatki trafił Patrick Vieira, a w doliczonym czasie wynik na 1:3 ustalił Zinedine Zidane, który później został MVP turnieju.
Po turnieju jednak wszyscy byli pod wrażeniem gry reprezentacji, która pod wodzą Aragonesa grała spektakularny futbol. Trener dostał kredyt zaufania, który wykorzystał w stu procentach. Przede wszystkim trener zaczął stawiać na młodzież. Do składu na stałe dołączyli tacy gracze jak David Villa, Fernando Torres, Sergio Ramos, David Silva, Ruben de la Red, czy Andres Iniesta. Ci odwdzięczyli się trenerowi świetną postawą i przyjechali do Austrii i Szwajcarii jak po swoje. Na start pokonali Rosjan 4:1, kiedy to hat-trickiem popisał się gwiazdor Valencii, David Villa. Wynik meczu ustalił joker La Furia Roja, Cesc Fabregas. Później Hiszpanie pokonywali 2:1 Szwecję i Grecję i z kompletem punktów przystępowali do kolejnej fazy rozgrywek. Tam przyszło zmierzyć się im z Włochami, którzy aktualnie byli mistrzami świata. Zarówno Gianluigi Buffon, jak i Iker Casillas postarali się o to, aby spotkanie nie obfitowało w bramki. Po 120 minutach zaciętego meczu przyszło do rzutów karnych. Iker Casillas wspomina w swojej biografii, że przed meczem z wraz Jose Manuelem Ochotoreną analizowali wszystkich strzelców rzutów karnych (oczywiście poza Fabio Cannavaro, który po zmarnowanym rzucie karnym na szkolnym turnieju nigdy więcej piłki na nie miał zamiaru ustawiać piłki na jedenastym metrze). Jednak kiedy przyszło co do czego, to Iker zamiast dogłębnym analizą wolał zaufać swojemu instynktowi. Nie zawiódł się. Po obronionych rzutach karnych Daniele De Rossiego i Antonio Di Natale, Hiszpanie awansowali do półfinału, a Casillas został okrzyknięty Świętym Ikerem. W półfinale przyszedł czas na starych znajomych, czyli Rosjan. Hiszpanie po całkowitej dominacji pokonali Rosję, a do bramki trafiali Xavi, Daniel Guiza i David Silva. 29 czerwca przyszedł czas na finał. O 20:45, na stadionie w Wiedniu na trybunach mecz podziwiało 51.439 widzów. Mecz zasługiwał na miano finału, a Hiszpanie po wielu latach przerwali złą passę i pokonali w finale Niemców 1:0. Jedyne trafienie zaliczył w 33' minucie Fernando Torres, dla którego z pewnością było to najważniejsze trafienie w karierze. Po turnieju wynikła zabawna sytuacja, gdyż nikt nie wiedział komu przyznać nagrodę MVP. Drużyna Hiszpanii była jak monolit, gdzie każdy element jest ważny. Były pomysły, aby nagrodzić tym wyróżnieniem całą drużynę, lecz nagroda trafiła ostatecznie w ręce Xaviego.
Hiszpania była na ustach wszystkich, a ich gra była podziwiana w każdym zakątku świata. Przyszedł jednak czas na zmiany. Selekcjonerem kadry został Vincente del Bosque, który przez większą część swojej kariery był związany z Realem Madryt. To on także postawił na Casillasa w młodości, co robi do teraz. O tym jednak później. Vincente widać zmian nie lubi. Przejął gotową reprezentacje, w której zbyt wiele nie zmienił. Trafiło do niej kilku młodych graczy, lecz trzon zespołu pozostał ten sam. W przeciwieństwie jednak do swojego poprzednika Del Bosque opierał reprezentacje o grę klubową. Kiedy to w 2009 roku Pep Guardiola sięgnął po wszystko co mógł, trener Del Bosque postanowił, że zrobi to samo w reprezentacji. Jak pomyślał jak i zrobił. Skład opierał się przede wszystkim na tiki-tace, czyli wymienianiu wielu podań i wręcz wchodzeniu do bramki rywala, bądź też posłaniu prostopadłej piłki, która penetrowała obronę rywala. Wykonawców nie można było mieć lepszych. Między słupkami najlepszy bramkach świata, czyli Iker Casillas. W linii przed nim defensorzy z Hiszpańskich gigantów, czyli Puyol, Sergio Ramos, Raul Albiol i Gerard Pique. Na bokach szansę gry dostawali Arbeloa i Capdevilla. Kluczem do sukcesów był jednak środek pola. Do Xaviego i Iniesty dołączył Xabi Alonso, którego świetnie uzupełniał braki wyżej wymienionego duetu. Na skrzydłach widzieliśmy Jesusa Navasa i Pedro, a na szpicy Davida Ville, bądź Fernando Torresa. Skład idealny? Wtedy nikt nie mógł się równać z potęgą Hiszpanii. Zaczęło się jednak od niespodzianki. Hiszpanie przegrali pierwszy mecz ze Szwajcarami 0:1. Kryzys jednak przyszedł w najbardziej odpowiednim momencie, bo później Hiszpanie grali jak z nut. W następnym meczu pokonali Honduras 2:0 po dwóch bramkach Davida Villi, oraz Chile 2:1, kiedy do bramki trafił niezawodny David Villa, oraz Andres Iniesta. Faza pucharowa obyła się bez fajerwerków, ale zwycięsko dla Hiszpan. Najpierw David Villa odprawił Portugalię, a później ten sam zawodnik stanął na drodze Paragwaju. Oba mecze skończyły się wynikami 1:0. Później przyszedł czas na rewanż za finał mistrzostw Europy. Tym razem to serce zespołu, czyli Carles Puyol dał zwycięstwo Hiszpanom trafiając do siatki w 73 minucie spotkania.W finale przyszedł czas na Holendrów. Howard Webb poprowadził świetne spotkanie, w którym główną rolę odegrał Iker Casillas, kiedy to po genialnej instynktownej interwencji obronił "setkę" Arjena Robbena. Kiedy już wszyscy liczyli na rzuty w karne w pole karne wszedł jak po swoje Andres Iniesta i pewnym strzałem umieścił piłkę w bramce Holendrów. La Furia Rocha jako pierwsza reprezentacja mistrzem Świata i Europy!
Casillas broni strzał Arjena Robbena /fot. AFP
Czy może być lepiej? Może! Celem Hiszpan było obronienie swojego osiągnięcia. Wielkimi krokami zbliżały się mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie. Del Bosque postawił na praktycznie taką samą kadrę. Nie zawiódł się i tym razem. Mimo false-startu i remisu z Włochami na inauguracje później było już tylko lepiej. 4:0 z Irlandią i 1:0 z Chorwacją dały Hiszpanom pewny awans. W fazie pucharowej było tylko lepiej. W ćwierćfinale Francja, dwie bramki Xabiego Alonso i pewny awans do półfinału. Tam czekała na nich Portugalia. Tutaj znowu podziwialiśmy w akcji Ikera. Moutinho i Bruno Alves zmarnowali swoje jedenastki, Casillas stał się bohaterem i Hiszpania 1 lipca zagrała w Kijowie o drugie z rzędu mistrzostwo Europy. Tak łatwego meczu chyba nie spodziewał się chyba nikt. Silva, Alba, Torres i Mata bez problemu pokazali miejsce w szeregu Balotelliemu i spółce. Włosi znów przegrywają z Hiszpanią, lecz tym razem nie Xavi, a Iniesta zostaje MVP. Królem strzelców został Fernando Torres.
To zwycięstwo było jednak początkiem końca. Del Bosque tak zaślepiony talentem swoich podopiecznych, że nie widział tego, że w Europie tiki-taka nie jest tak skuteczna. Jose Mourinho, a później Chelsea znalazło sposób na tego typu grę. Murowanie bramki i zabójcze kontrataki. To jest to, co zatrzymało rozpędzoną maszynę Pepa Guardioli. Miliony podań były jak uderzaniem głowy w mur, a prostopadłe piłki były przerywane przez któregoś z graczy z linii defensywnej. Sfinks, bo taki przydomek nosi Del Bosque brał chyba jednak lekcje u Franciszka Smudy i stwierdził, że zmiany nie są mu do niczego potrzebne. Nic bardziej mylnego. Mimo dobrych eliminacji do mistrzostw Świata i zwycięstw na Pucharze Konfederacji (2:1 z Urugwajem, 10:0 z Tahiti, 0:3 z Nigerią), wygranej w półfinale z Włochami po rzutach karnych (7:6) przyszedł czas na finał i Brazylię. Tam Brazylia z Fredem na czele dała prawdziwą lekcje futbolu piłkarzom z kraju corridy. Trener Del Bosque nie wziął tego do serca i skutki obserwujemy do dziś.
Nadszedł jednak czas mundialu w Brazylii, futbolowego święta, które zapamiętamy na długo. Hiszpanie byli pewni nadziei. Specjaliście stawiali Niemców, Brazylię, Argentynę i właśnie ich w gronie faworytów. 13 czerwca jednak na długo zapadnie w pamięci kibiców na całym świecie. Kiedy Xabi Alonso w 27 minucie pewnie wykorzystał rzut karny i dał prowadzenie Hiszpanom, wszyscy byli zgodni, że to może być ich turniej. Nic bardziej mylnego! Z góry na dół jak z jedenastego piętra rapował O.S.T.R. Tutaj to zdanie pasuje idealnie. Latający Holender van Persie swoim lotem dał remis Holandii tuż przed przerwą. Druga połowa była jednak zupełnie zaskakująca. La Furia Roja wyglądali jak dzieci, które zgubiły się w tłumie, a Robben i spółka wiedzieli co mają robić. Manita i Hiszpania była myślami coraz bliżej domu. Przyszedł czas na Chile i znów Hiszpanie nie mieli czego szukać. Vargas i Aranguiz odesłali ich z kwitkiem do domu, a Hiszpanii został mecz o honor z Australią. Tam już Hiszpania w bardzo odmienionym składzie wygrała 3:0 i mogła spokojnie wracać do domu. Co było powodem? Po wczorajszym meczu ze Słowacją postanowiłem rozebrać skład reprezentacji na czynniki pierwsze i tam doszukiwać się problemów.
Iker Casillas - można go kochać, lub nienawidzić. Wszyscy go kochają za silne nogi, efektowne interwencje, oraz przewidywanie co się wydarzy za chwilę. Z drugiej strony jego wzrost i puste przeloty doprowadzają fanów Realu i nie tylko do szału. Mimo tego, że nadal jest bardzo skuteczny i broni wiele ciężkich strzałów, tak często zdarzają mu się głupie błędy. Daleko nie trzeba szukać - finał Ligi Mistrzów, mecz z Holandią, czy nawet wczorajszy mecz ze Słowacją i strzał w sam środek, który wpadł do bramki. Kto miałby być zmiennikiem dla niego? Kandydatów jest wielu, jednak najlepszymi propozycjami są David De Gea i Kiko Casilla. Bliżej pierwszego składu jest jednak ten pierwszy. De Gea broni jak z nut, a jego ostatni występ przeciwko Evertonowi to najwyższa klasa światowa. David ma już 23 lata i z pewnością byłby świetną alternatywną dla wciąż świetnego, lecz starzejącego się Casillasa.
De Gea jest głodny gry w reprezentacji /fot. twitter
Środek obrony - tutaj trzeba próbować wszystkiego. Raul Albiol i Gerard Pique nie są najlepszymi partnerami dla Sergio Ramosa, którego obecność jest niepodważalna. Obaj popełniają często wiele błędów, które są tragiczne w skutkach. Ramos też święty nie jest i często łapie kartki, zbyt często. Kto miałby zostać zmiennikiem? Jest Javi Martinez, który jednak nominalnie jest defensywnym pomocnikiem. Hiszpanom pozostaje jedynie wierzyć w młodzież, która na tej pozycji nie zachwyca. Wyjątkiem jest Inigo Martinez, który mimo 23 latach jest na celowniku wielu klubów z czołówki. Obok niego można wymienić Marca Bartre z Barcelony, który jeśli będzie się ogrywał, ma szansę być jednym z najlepszych stoperów w Hiszpanii.
Pomoc - Tutaj potrzebna jest rewolucja. Xavi? Cazorla? Busquets? Xabi Alonso? Mimo wielu lat na karku Del Bosque nie może się pogodzić z tym, że czas tych panów zbliża się końca. Kto powinien się znaleźć w składzie Hiszpanii? Czas stawiać na młodzież. Z tyłu rządzić mogą Iturraspe i Asier Illaramendi. Obaj są młodzi, silni i potrafią tworzyć grę. Jedyne co im brakuje to ogrania w reprezentacji. Del Bosque powinien jednak zacząć spoglądać na nich, bo w nich leży przyszłość Hiszpanii. Z przodu Hiszpanie mają klęskę urodzaju. Obok Iniesty, Silvy i Maty, szanse występów powinni dostawać tacy gracze jak Ander Herrera, Thiago Alcantara, Isco, Sergi Roberto, Koke, czy Paco Alcacer. Czemu jednak zamiast na młodość i chęć pokazania stawia się na nazwiska? To pytanie trzeba skierować do samego Del Bosque.
Diego Costa - najlepszy napastnik świata? Kibice Chelsea tak go nazywają. Strzelając w Chelsea, czy Atletico dawał im do tego prawo. Jednak jego gra w kadrze już tak dobrze nie wygląda. Minuty na boisku upływają, a ten ciągle czeka na debiutancką bramkę. Jest Aduriz, Morata, Rodrigo, Iago Aspas, którzy widać są głodni gry w kadrze. Trener jednak ciągle stawia na Costę i Torresa. Nie trudno jednak zauważyć, że to nie są gracze, którzy się dobrze komponują z resztą drużyny Hiszpanii.
Co zrobi Sfinks? Już za dwa dni pojedynek z Luksemburgiem. Łatwy rywal na przełamanie, czy może rywal, który zupełnie pogrąży Hiszpanie w kryzysie i zmusi zarząd do zmiany trenera? Jedno jest pewne. Jeśli nie zobaczymy wielkich zmian w Hiszpanii gra reprezentacji nie będzie wyglądała kolorowo.
-
AktualnościLKE: Jagiellonia remisuje i wypada z najlepszej ósemki
Michał Szewczyk / 19 grudnia 2024, 23:23
-
AktualnościUrbański jednak zostanie w Bolonii. Właśnie przedłużył kontrakt
Michał Szewczyk / 18 grudnia 2024, 21:08
-
AktualnościKolejna młodość Fabiańskiego. Angielskie media zachwycone
Michał Szewczyk / 17 grudnia 2024, 18:04
-
AktualnościOficjalnie: Ryoya Morishita na dłużej w Legii Warszawa!
Victoria Gierula / 17 grudnia 2024, 15:58
-
AktualnościSerie A: Inter upokorzył Lazio na Stadio Olimpico (WIDEO)
Michał Szewczyk / 16 grudnia 2024, 22:52
-
AktualnościPiłkarz Cracovii z nadziejami przed meczem z Polską: Liczyłem na to, że trafimy do tej samej grupy
Michał Szewczyk / 15 grudnia 2024, 15:07