blank
fot. Getty Images
Udostępnij:

Kepa Arrizabalaga, czyli jak z najdroższego bramkarza świata stać się pośmiewiskiem

Jeszcze nie tak dawno temu brylował w barwach Athletic Bilbao. Był wtedy młodym, niezwykle perspektywicznym prospektem na wieloletnie obsadzenie bramki drużyny z samego topu. Chciał go u siebie Real Madryt, a ostatecznie wylądował na Stamford Bridge. Został przy okazji najdroższym bramkarzem w historii futbolu. Teraz jest uznawany za jednego z najgorszych golkiperów w Europie. Mawia się tak nie bez powodu, Hiszpan bowiem częściej niż między słupkami króluje w Internecie. Niestety jako obiekt drwin, żartów i przeróżnej maści memów. Przed Wami przypadek Kepy Arrizabalagi.

Jest to historia raczej przykra. Gdyby jakiś aspirujący reżyser wyraził chęć na jej nakręcenie, a następnie pokazanie w kinach, można by mówić o powstaniu dramatu z lekką domieszką komedii. Popyt na obejrzenie takiego dzieła na pewno by był, w dodatku ośmielę się stwierdzić, że niekoniecznie mały. Wytłumaczyć to można w bardzo prosty sposób – futbol na najwyższym, europejskim poziomie chyba nigdy nie widział tak diametralnej zmiany w piłkarzu, który powinien się rozwijać i stawać coraz lepszy, a zamiast tego zawala, zawodzi, na domiar złego – regularnie popełniając błąd za błędem. Niegdyś obiecujący oraz solidny, obecnie wzbudza lęk w kibicach Chelsea, gdy ci widzą go w wyjściowym składzie. Co się stało, panie Kepa?

Młody wilk między słupkami

Na potwierdzenie słów o solidności, warto zajrzeć kilka lat wstecz do samych początków kariery młodziutkiego wówczas Baska. W wieku 20 lat rozegrał swój pierwszy, pełny sezon. Reprezentował wtedy barwy Valladolid, które swoje mecze rozgrywało na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy. Mimo statusu świeżaka, Kepa spisywał się naprawdę przyzwoicie. Puścił 46 goli, w 39 meczach. Wynik nie taki najgorszy, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jego zespół grzał doły tabeli. Mierzył się z 207 celnymi strzałami na swoją bramkę, z czego wybronił 161. Ów rezultat pozwolił mu chwalić się bardzo dobrym procentem skutecznych interwencji, wynoszącym 77.8% – najlepszym w jego karierze.

Po pierwszym, w pełni rozegranym sezonie w seniorskim futbolu, szybko przeniósł się na boiska La Ligi. Powrócił do Bilbao – swojego macierzystego klubu, gdzie spędził kolejne dwie kampanie. W pierwszej z nich wpuścił mniej niż gola na mecz, lecz w podszlifowaniu tego wyniku przeszkodziły mu kontuzje. Przez uraz mięśni przywodzicieli, a także rozerwanie pęczka mięśniowego opuścił łącznie 11 meczów. Rok później Athletic prezentował się dość kiepsko, Kepa natomiast był jednym z jego jaśniejszych punktów. Mając 23 lata, dokładnie w grudniu 2017 powstrzymał wielki Real Madryt (0:0), a na początku nowego roku znalazł się na jego celowniku. Królewscy gotowi byli wpłacić klauzulę wykupu golkipera, zaś on sam rzekomo odbył i pomyślnie przeszedł testy medyczne. Ostatecznie do realizacji przenosin nie doszło, bo w ostatniej chwili wycofał się Zinedine Zidane.

„Na chwilę obecną nie potrzebujemy nowego bramkarza. Gdy zajdą jakieś zmiany w czerwcu, wtedy usiądziemy, pogadamy, ponieważ możliwe, że będzie trzeba wprowadzić pewne zmiany na niektórych pozycjach” – mówił wówczas Zizou.

Niedługo po fiasku transferowym, Arrizabalaga ponownie powstrzymał podopiecznych francuskiej legendy futbolu. W starciu na Santiago Bernabeu, młody golkiper rozegrał chyba jeden ze swoich najlepszych meczów w karierze. Imponował pewnością siebie, bardzo solidnie grał nogami, daleko mu było do popełnienia jakiś większych błędów, a przede wszystkim bronił wszystko, co leciało w jego bramkę. Nieważne, czy strzelał Cristiano Ronaldo, Marcelo, czy Benzema. Łącznie zanotował 8 skutecznych interwencji, co znacznie przyczyniło się do zdobycia przez Bilbao cennego punktu (1:1) na niezwykle trudnym terenie. Kepa pokazał wtedy, że jest godzien nowego, długoterminowego kontraktu, który podpisał ze swoim pracodawcą.

Transferowa panika Chelsea

Po rosyjskim mundialu w niezwykle trudnym położeniu znalazła się Chelsea. Jej ówczesny bramkarz – Thibaut Courtois – rozegrał kapitalny turniej i pokazał jak wielkiej klasy jest specem w dziedzinie bronienia dostępu do bramki. Belg nigdy nie ukrywał, że chętnie wróciłby do Hiszpanii, a tak się złożyło, że jego świetna forma dała o sobie znać wtedy, gdy Florentino Perez jest najbardziej czujny. Prezes madryckiego klubu zdążył już przyzwyczaić do swojej polityki sprowadzania najjaśniej świecących gwiazd wielkich turniejów reprezentacyjnych. Niespodzianki zatem nie było, po zakończeniu imprezy w Rosji sięgnął właśnie po jej najlepszego golkipera. Chelsea została bez obsady między słupkami.

Zarząd klubu ze Stamford Bridge szukał i szukał zastępcy, lecz o efektach tych poszukiwań nie było ani widu, ani słychu. Czas uciekał, a początek sezonu zbliżał się coraz to większymi krokami. Jedynymi opcjami w bramce The Blues  pozostawali – obaj dość wiekowi (35 i 36 lat) – Caballero i Eduardo.

11 sierpnia piłkarze ze Stamford Bridge zaczynali ligowe zmagania meczem z Huddersfield. Trzy dni przed tym wydarzeniem zdecydowano się zagrać va banque. Klub sięgnął po Kepę Arrizabalagę, sprowadzając go za astronomiczną wręcz kwotę – 80 milionów euro. W tym wypadku nie było mowy o żadnych negocjacjach, z racji klauzuli wykupu zawartej we wspominanym wcześniej, nowym kontrakcie Baska. Londyńczycy mieli nóż na gardle, zatem priorytetem była dla nich szybka realizacja jego przenosin. Fakt faktem, poszło sprawnie, bo na inaugurację sezonu Kepa zameldował się w bramce Chelsea, od razu zachowując czyste konto. Mimo to, pieniądze jakie musiała wyłożyć budziły pewne wątpliwości, a dodatkowo, 23-letniego wówczas Arrizabalagę stawiały w ogniu presji. W końcu stał się najdroższym bramkarzem w historii piłki nożnej.

Pierwsze problemy „pana trenera” Arrizabalagi

Na samym starcie jego przygody z Premier League nie można było mu zarzucić zbyt wiele. W pierwszych 10 spotkaniach, 5-krotnie nie musiał wyciągać piłki z siatki. Może zbyt dużo roboty nie miał, bo w większości z tych meczów to podopieczni Maurizio Sarriego kontrolowali przebieg gry, jednak w momencie zagrożenia stawał na wysokości zadania i nie popełniał jakiś karygodnych błędów. Robił po prostu, co robić musiał, lecz kwota 80 milionów euro zobowiązuje do czegoś więcej. Czegoś więcej nie było, jeżeli mówimy o tych pozytywnych aspektach sztuki bramkarskiej. Wręcz przeciwnie, jakość występów Kepy nieco się pogorszyła.

Koszmar zaczął się w lutym 2019. Chelsea czekały dwa pojedynki z broniącym tytułu Manchesterem City. Najpierw w lidze, później w Pucharze Ligi. O pojedynku ligowym każdy z tym klubem związany wolałby raczej zapomnieć. Piłkarze The Blues zostali upokorzeni przez rywala (0:6). Nie popisali się defensorzy, nie popisał się także Kepa. Właśnie wtedy dość mocno dało się zauważyć to, co tak bardzo było widoczne w jego grze ostatnimi czasy. Błędy w ustawianiu się, funkcjonowanie jakby w zwolnionym tempie, no i oczywiście wielki spadek pewności siebie.

Dwa tygodnie po tamtym niechlubnym występie o hiszpańskim bramkarzu usłyszał cały świat, bowiem brał udział w jednej z najbardziej kuriozalnych sytuacji jakie futbol pamięta. No bo jak inaczej nazwać odmówienie zejścia z boiska przez piłkarza? Sarri postanowił wpuścić na rzuty karne Caballero, jednak wściekły Kepa stwierdził, że nie z nim takie numery i on zostanie na boisku. Chelsea Puchar Ligi przegrała, Arrizabalaga mógł lepiej zachować się przy „11” Aguero, a w wyniku całego zajścia, po raz pierwszy stał się obiektem żartów, czy też królem memów – jak kto woli. Dość prześmiewczo mówiło się o nim per „nowy trener” ekipy ze Stamford Bridge. Cała ta sprawa rzekomo była jednym wielkim nieporozumieniem na linii zawodnik-trener.

Kiedy najpierw wpuszczasz 6 goli w bardzo ważnym meczu ligowym, a niedługo później jesteś antybohaterem kuriozalnej sytuacji w finale rozgrywek, w dodatku napiętnowanym przez menedżera, no to jednak jakoś się to odbija na twojej psychice. Pewność siebie w takich chwilach nie istnieje, a presja szybkiego poprawienia swojej dyspozycji jest coraz większa i większa. Im bardziej się chce, tym bardziej nie wychodzi. To właśnie zdawało się być największą bolączką Arrizabalagi.

Najgorszy bramkarz w lidze, najgorszy bramkarz w Europie

Psychika to chyba kluczowe słowo w kontekście londyńskiej przygody 26-latka. Psychika, a konkretnie jej brak. Za kadencji Sarriego jeszcze nie było tak najgorzej, Kepa wsławił się głównie tym występkiem z finału Pucharu Ligi, ale miał też dobre momenty. 14 czystych kont, dobre mecze w Lidze Europy, no i finalny triumf w tych rozgrywkach. A przecież to właśnie on był bohaterem w rzutach karnych przeciwko Frankfurtowi, więc swoją zasługę w zdobyciu trofeum ma. I to niemałą.

Sezon pod wodzą Franka Lamparda jakby zupełnie zamazał te drobne, ale jednak pozytywne momenty Kepy, który ostatnimi czasy jest najsłabszym ogniwem swojego zespołu. Hiszpan był częścią najgorszego bloku defensywnego, jaki kiedykolwiek został w Chelsea stworzony, dodatkowo kompletnie nie potrafił nim zarządzać od tyłu. Momentami zupełnie zapomniał jak się broni, bo puszczał gola za golem, mimo, że w teorii w ogóle nie powinno ich być. Zdarzały się sytuacje, kiedy każdy strzał na bramkę The Blues kończył się utratą bramki. Ich przeciwnicy mogli w ogóle nie być zainteresowani atakowaniem, wystarczyło przeprowadzić jedną, w miarę składną akcję i zakończyć ją strzałem. Prawdopodobieństwo, że skończyłaby się golem na pewno wynosiłoby więcej niż 50%.

Jest to twierdzenie brutalne, tak samo jak brutalne są statystyki. Kepa w 33 meczach wpuścił aż 47 goli, co jednak bardziej zatrważające – o 13 za dużo. Przynajmniej według tego, co przewidziała statystyka xG (expected goals – spodziewanych bramek). To oczywiście był najgorszy wynik w lidze.

Te 50% prawdopodobieństwa na strzelenie bramki po jednej, jedynej akcji nie wzięło się z niczego. Procent skutecznych interwencji Hiszpana w zeszłym sezonie wynosił zaledwie 54,5%. To o ponad 20% gorszy rezultat od tego, gdy w wieku 20 lat bronił bramki w barwach Valladolid. To także o ponad 20% gorszy bilans od pierwszego w klasyfikacji Bernda Leno (77,6%). Oczywiście to najgorszy wynik w Premier League i jedyny poniżej 60%. Na tle topowych lig europejskich wcale nie wyglądało to lepiej, bowiem tam też był najgorszy. Z 99 bramkarzy, którzy spędzili na boisku więcej niż 1500 minut tylko jeden golkiper uplasował się za Kepą. Najdroższy bramkarz w historii futbolu zajął 97 miejsce na 98. To chyba idealnie podsumowanie jego występów.

Ból głowy Chelsea

Co teraz z takim delikwentem zrobić? Jeszcze rok temu jego wartość przez Transfermarkt oceniana była na 60 milionów euro. Obecnie wynosi tych milionów... 18. To największy regres na przestrzeni 365 dni jaki kiedykolwiek zanotowano. Chelsea zatem może nie odzyskać nawet połowy kwoty, którą za niego zapłaciła. Po pierwsze z tego względu, że przez takie katastrofalne występy nikt dużych pieniędzy nie zapłaci. Po drugie, żaden klub nie jest aktualnie chętny na usługi Hiszpana. Piszę aktualnie, ponieważ nie jest tajemnicą, że w Londynie nie ma obecnie dla niego miejsca. Do klubu przyszedł Mendy, który od samego początku daje Lampardowi poczucie bezpieczeństwa między słupkami, czyli coś, czego Kepa nie dawał przez cały poprzedni rok. Szybka statystyka – Arrizabalaga rozegrał 3 spotkania w nowym sezonie, wpuścił 6 goli oraz popełnił 3 błędy bezpośrednio prowadzące do ich utraty. Mendy w podstawowym składzie wychodził dwa razy i dwa razy nie wyciągał piłki z siatki.

Sytuacja Baska jest naprawdę ciężka. Ma 26 lat, powoli powinien wchodzić w najlepszy dla piłkarza wiek. Tymczasem najprawdopodobniej nie będzie pierwszym bramkarzem swojego zespołu, zostaną mu ewentualnie mecze pucharowe. Będzie musiał w nich naprawdę dać z siebie absolutne maksimum, ponieważ jedyne co mu zostaje, to zmazać te wszystkie plamy dobrymi występami i przywrócić sobie zaufanie Lamparda. Drugim wyjściem jest odbudowa formy, by zdobyć zaufanie kogoś innego.


Avatar
Data publikacji: 27 października 2020, 8:30
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.