„Jesteśmy nieprzyjemnym zespołem” – Marek Saganowski
Przed wypadkiem motocyklowym przymierzano mnie do najlepszych klubów w Europie. Nie zastanawiam się jednak „co by było, gdyby…”, tylko cieszę się z tego, co jest. Motywacji i sił do pracy mi nie brakuje, ciągle jestem głodny sukcesów. Wygranie Ligi Europy? Dlaczego nie – mówił Marek Saganowski na spotkaniu z kibicami z cyklu B(L)iżej Legii, organizowanego przez głównego sponsora klubu, Fortuna zakłady bukmacherskie. Najbardziej doświadczony obecnie piłkarz Legii opowiedział także m.in. o swojej przyszłej pracy w roli szkoleniowca i presji, która towarzyszyła zdobyciu setnej bramki w ekstraklasie.
Czy obecny sezon jest ostatnim w pana piłkarskiej karierze?
Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w czerwcu. Jeżeli moje zdrowie będzie dalej w takim stanie, jak choćby teraz, to na pewno nie będę chciał jeszcze kończyć z graniem w piłkę. Jak wszyscy pamiętamy, przez ostatnie dwa lata październik był dla mnie nieprzyjemnym miesiącem, bo najpierw pojawiły się problemy z sercem, a później kontuzja kolana. Teraz październik powoli szczęśliwie dobiega końca i mam nadzieję, że już nic nieprzewidzianego nie wydarzy się z moim zdrowiem.
Jak samopoczucie przed zbliżającym się rewanżem z Metalistem Charków?
W tej chwili bardziej skupiam się na najbliższym meczu, który mamy do rozegrania: z Pogonią Szczecin w Pucharze Polski. O losach awansu do ćwierćfinału decyduje tylko jedno spotkanie, a bardzo byśmy wszyscy w zespole chcieli, aby trofeum wróciło do Warszawy. To jest w tej chwili dla nas najważniejsze.
Co pan czuł, kiedy wracał pan na boisko po długiej przerwie spowodowanej kontuzją?
To był jeden z moich lepszych momentów w życiu, które przeżyłem na boisku. Nigdy nie zapomnę tego przyjęcia przez kibiców Legii i raz jeszcze stokrotnie wszystkim za to dziękuję, bo naprawdę było warto wykonać całą tą ciężką pracę w procesie dochodzenia do pełni sił. Wielkie dzięki za wsparcie.
Która pana bramka w barwach Legii była najważniejsza?
Wszystkie gole bardzo mnie cieszą, ale na pewno bramka zdobyta na Widzewie na 1:1, która dała Legii pierwsze po dłuższej przerwie mistrzostwo Polski była szczególna. Pamiętam, że bezpośrednio po meczu zarzucano mi, iż nie wykorzystałem wtedy jeszcze jednej bardzo dobrej okazji, co przypieczętowałoby nasz tytuł niezależnie od wyników innych spotkań. Następnego dnia okazało się jednak, że nieoczekiwanie punkty zgubił Lech Poznań i mogliśmy świętować upragniony sukces. Mocno utkwiła mi w pamięci także bramka sprzed lat w derbowym starciu z Polonią na 1:0.
W wieku 17 lat miał pan poważny wypadek motocyklowy. Był już pan wówczas gwiazdą polskiej ekstraklasy i reprezentacji kraju. Jak bardzo negatywnie tamto zdarzenie wpłynęło na dalsze pana piłkarskie losy?
Przed wypadkiem nie byłem jeszcze gwiazdą, a talentem z ŁKS-u Łódź, który dobrze rokował na przyszłość. Strzelałem dużo goli, co pozwoliło mi bardzo wcześnie zadebiutować w drużynie narodowej. Dopóki grałem, były przymiarki do najlepszych klubów w Europie. Ale cóż, stało się i – biorąc pod uwagę, co przeżyłem – jestem szczęśliwy, jak udało mi się wyjść z tamtej sytuacji. Gdyby nie wypadek, może byłoby lepiej i byłbym teraz na salonach Europy, grając w wymarzonej Premier League i mając w kadrze na koncie więcej niż 20 bramek. Może… Ale w tej chwili to jest już tylko gdybanie. Cieszę się tym, co mam. Zdobycie przeze mnie dwóch tytułów mistrza Polski z Legią po powrocie z zagranicznych wojaży pokazuje, że przy odpowiednim podejściu do swoich obowiązków można wyjść z rozmaitych opresji.
Czy po zakończeniu kariery zawodniczej planuje zostać pan w Legii jako trener lub asystent?
Z pewnością w jakiś sposób chciałbym przekazać swoje doświadczenie zebrane na polskich i europejskich boiskach. Najpierw w pracy z młodzieżą, a później jako trener seniorów. Na razie żyję nadzieją, że w przyszłym roku w czerwcu będę rozmawiał o jeszcze jednym kontrakcie jako zawodnik. Na pewno jest jednak taka możliwość.
Jest pan legendą zarówno Legii, jak i ŁKS-u. Czy swoją przyszłość wiąże pan bardziej z Warszawą czy Łodzią?
Bardzo miło jest żyć ze świadomością, że jest się szanowanym i w Warszawie, i w Łodzi. W przyszłości widzę siebie jako trenera, który chciałby spróbować swoich sił w obu klubach. Wiadomo, że rola szkoleniowca w Polsce jest obecnie bardzo ciężka i dzisiaj jesteś w jednym miejscu, a jutro już cię w nim nie ma. Jednym z takich moich marzeń jest wprowadzić ŁKS do ekstraklasy.
Czy Legię stać na triumf w Lidze Europy?
Ciekawe pytanie. Biorąc pod uwagę, jak ostatnio wyglądamy w tych rozgrywkach i ile punktów w nich zdobywamy, można by zaryzykować stwierdzenie, że przy odrobinie szczęścia w kolejnych losowaniach: dlaczego nie? Ze względu na to, co mówi do nas trener, skupiamy się jednak nad tym, co jest bezpośrednio przed nami i nie wybiegamy zbyt daleko do przodu myślami. Na razie naszym priorytetem jest wygrana w najbliższym meczu, która zapewni nam awans do fazy pucharowej. Na pewno obecne morale drużyny jest wysokie, więc… czemu nie? Niedawno graliśmy w Kijowie na boisku Dynama, gdzie też w pewnym momencie niespodziewanie powstał zespół, który potrafił ograć u siebie słynną Barcelonę 4:0. Wszystko jest możliwe i zależy tylko od naszej wiary w sukces popartej bardzo ciężką pracą na treningach.
Jak czuł się pan i koledzy z zespołu po informacji o wykluczeniu z eliminacji Ligi Mistrzów?
Chyba wszyscy tak samo mocno przeżyliśmy wiadomość o walkowerze. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że Legia w taki sposób może odpaść z walki o Ligę Mistrzów, bo dwumecz z Celtikiem wyraźnie pokazał jak silni byliśmy. To wykluczenie siedziało jeszcze później w naszych głowach podczas konfrontacji z Aktobe. Każdy zdawał sobie bowiem sprawę, że byliśmy w tym roku bardzo blisko gry w tych elitarnych rozgrywkach i w jak idiotycznych okolicznościach straciliśmy to, co wypracowaliśmy wcześniej na boisku.
W jakich okolicznościach dowiedział się pan o karze ze strony UEFA?
O wszystkim dowiedzieliśmy się zaraz na pokład samolotu. Reakcje o możliwości wykluczenia były bardzo różne. Od niedowierzania po przekonanie, że wszystko ułoży się jednak po naszej myśli. W każdym z nas tliła się nadzieja, że choć ktoś popełnił błąd, ludzie z europejskiej federacji potraktują całą sprawę po ludzku i z duchem sportu. Okazało się, że jednak nie, ale to już zupełnie inna historia…
Kto jest pana najlepszym kolegą w zespole Legii?
Kumpluję się z wieloma chłopakami na różnych płaszczyznach. Przykładowo, z „Kucharzem” jesteśmy zawsze razem w pokoju przed meczami i na zgrupowaniach, a z Ivicą Vrdoljakiem czy Kubą Rzeźniczakiem spotykamy się czasami na kolacjach całymi rodzinami. Ogólnie w zespole nie ma żadnych grup i grupek, które odchodziłyby od reszty. Ludzie nawzajem mocno się wspierają i to jest bardzo fajne.
Mimo 36 lat na karku, imponuje pan przygotowaniem motorycznym. Co pana motywuje do ciężkiej pracy na treningach?
Motywuje mnie przede wszystkim miłość do futbolu i strzelania goli. Od kiedy jestem dzieckiem, piłkarska rywalizacja cały czas „kręci” mnie tak samo mocno. Zdaję sobie sprawę, że mam już 36 lat i chyba właśnie to powoduje, że jeszcze ciężej pracuję nad motoryką i całym swoim ciałem. Czasami wydaje mi się nawet, że jestem teraz lepiej przygotowany do gry niż wtedy, gdy miałem 25-26 lat. Wówczas nie przykładałem takiej uwagi do kwestii odżywiania, spędzania czasu po treningu czy odnowy biologicznej. Kiedyś odnowa wyglądała całkiem inaczej i wolałbym głośno na ten temat nie mówić. Moja świadomość tego, w jakim klubie jestem, co robię i co chcę jeszcze robić przez najbliższe lata wyzwala u mnie odpowiednią motywację. I dopóki myśl o zbliżającym się treningu będzie u mnie wywoływała tak dużą frajdę radość jak obecnie, nic się w tej kwestii nie zmieni.
Życzę panu, aby grał pan w Legii tak dobrze do 40. roku życia jak czyni to aktualnie Francesco Totti w Romie. Czy czuje się pan na siłach, aby występować jeszcze w pierwszym składzie i walczyć na boisku przez pełne 90 minut?
Spokojnie mogę grać przez 90 minut i wyniki badań to tylko potwierdzają. Myślę, że w niedawnym meczu z Zawiszą pokazałem, że daję radę i nie mam żadnych problemów z motoryką.
Jak to się stało, że wyciekło do sieci nagranie z tortem, na którym w dość osobliwy sposób świętuje pan strzelenie 100. gola w ekstraklasie?
O to trzeba się już zapytać Kuby Rzeźniczaka…
A jak w ogóle czuł się pan po zdobyciu tej setnej bramki w polskiej ekstraklasie?
Dużo się mówiło o tych moich 99 trafieniach i często przypominało przy tym Tomka Wieszczyckiego, który skończył karierę właśnie z takim dorobkiem bramkowym. W pewnym momencie trochę zaczęło już mi to wszystko przeszkadzać i nie ukrywam, że po tym jubileuszowym golu uleciała ze mnie presja. Nie były to żadne demony, ale z pewnością fajnie było poczuć, że dołącza się grona świetnych zawodników. Bo zdobycie stu bramek w jakiejkolwiek lidze to już naprawdę jest coś.
Jaki jest pana wymarzony przeciwnik w kolejnej fazie Ligi Europy?
Oczywiście taki, którego będziemy w stanie przejść. Szczerze mówiąc, nie wiem nawet na kogo możemy trafić. Jeśli tylko wyjdziemy z grupy, to nie my będziemy się musieli kogoś obawiać, a odwrotnie. W tej chwili jesteśmy naprawdę nieprzyjemnym zespołem, o czym przekonują się kolejni rywale.
Czego zdążył się pan już nauczyć od obecnego sztabu szkoleniowego Legii z Henningiem Bergiem na czele?
Wychodzę z założenia, że nawet w moim wieku można się nauczyć jeszcze wielu przydatnych rzeczy. Dlatego jak najwięcej podpatruję naszego trenera i jego współpracowników. Widać u nich zupełnie inne spojrzenie na futbol, takie typowo angielskie z domieszką wpływów skandynawskich. Powiem tak: jest czego się uczyć i na pewno w przyszłości jako trener będę korzystał z wielu elementów, które widzę w pracy Henninga Berga. Wnikliwie analizuję jego poczynania i jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób on i jego ludzie potrafią przekazać zawodnikom swoją filozofię. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Bardzo podoba mi się przykładanie dużej wagi do indywidualnych zadań boiskowych dla poszczególnych graczy. Już na kilka dni przed spotkaniem każdy z zawodników doskonale wie, co go czeka w najbliższym meczu i na jakie rzeczy będzie musiał zwrócić dodatkową uwagę.
Czy ma pan swój oficjalny fan page i czy jest pan aktywny w zakresie tego typu kontaktu z kibicami?
Nie, nic takiego nie mam. Jeszcze za czasów gry w Anglii miałem własną stronę internetową, ale nie była ona do końca profesjonalnie prowadzona i zdecydowałem się na jej zamknięcie. Bo jeśli mam coś robić na pół gwizdka, wolę tego nie robić wcale.
Źródło: ForFourTwo
-
AktualnościLiga Mistrzów. Barca wygrywa w Dortmundzie. Pięć goli po przerwie (WIDEO)
Michał Szewczyk / 11 grudnia 2024, 23:26
-
AktualnościLiga Mistrzów: Real wraca do gry (WIDEO)
Michał Szewczyk / 10 grudnia 2024, 23:02
-
AktualnościLiga Mistrzów: Liverpool nadal z kompletem punktów (WIDEO)
Michał Szewczyk / 10 grudnia 2024, 20:37
-
AktualnościLa Liga: Barca wreszcie wygrywa (SKRÓT WIDEO)
Michał Szewczyk / 3 grudnia 2024, 21:47
-
AktualnościTermalica sięgnie po defensora... Coritiby? Nie poradził sobie w Europie
Kamil Gieroba / 3 grudnia 2024, 12:47
-
AktualnościPKO BP Ekstraklasa: Legia zatrzymana w Mielcu (WIDEO)
Michał Szewczyk / 1 grudnia 2024, 19:59