fot. Łączy Nas Piłka / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

II liga: Lider przegrywa z ostatnią drużyną. Chojniczanka wskakuje na podium

20. kolejka spotkań II ligi obfitowała w niespodzianki. Największa z nich wydarzyła się w Katowicach, gdzie liderująca Gieksa przegrała po bardzo słabej grze z ostatnim w tabeli Hutnikiem Kraków. Potknięcia Górnika Polkowice i Wigier Suwałki wykorzystali piłkarze Chojniczanki Chojnice, którzy awansowali na trzecie miejsce w tabeli i zmniejszyli stratę do prowadzącej dwójki.

GKS Katowice - Hutnik Kraków 0:2 (0:1)

Michał Kitliński 13, Kamil Sobala 90

Przedmeczowy typ: zwycięstwo GKS-u

Mało kto spodziewał się takiego rozwiązania. Zaryzykuję stwierdzeniem, że nawet w szatni Hutnika nie było zbyt dużo tak optymistycznie nastawionych zawodników. Porażka 0:2 lidera na własnym obiekcie, odniesiona w starciu z ostatnim zespołem w tabeli wymyka się spod ram szeroko pojętej logiki. Nikt jednak nie powiedział, że polska piłka, a tym bardziej rozgrywki II ligi, muszą być logiczne.

Dla krakowian był to dopiero pierwszy mecz ligowy w tym sezonie - Hutnik w poprzedniej kolejce pauzował z powodu nieparzystej liczby drużyn występujących w tym sezonie w II lidze. Czas wolny ostatni zespół tabeli wykorzystał na sparing z trzecioligową Stalą Stalową Wola. Próba generalna przed rundą wiosenną zakończyła się wynikiem 1:1. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to rezultat, który mógłby spędzać sen z powiek czołówce II ligi.

Wszyscy spodziewaliśmy się, że GKS od samego początku ruszy do ataku i bez większych problemów zrewanżuję się za sierpniową porażkę 2:3. Otóż nic bardziej mylnego. Groźnie pod bramką gospodarzy było już w 8. minucie, gdy Łukasz Kędziora z łatwością ograł swojego rywala, lecz jego wrzutki wzdłuż pola karnego nie zdołał przeciąć żaden z piłkarzy Hutnika. Pięć minut później w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie znalazł się Michał Kitliński. Po krótkim rozegraniu z rzutu rożnego Krzysztof Świątek dośrodkował piłkę na dalszy słupek, gdzie debiutujący w Hutniku Kitliński wyprzedził spóźnionego Grzegorza Rogalę i z pięciu metrów wbił piłkę głową do bramki GKS-u.

Po stracie gola oczekiwany zryw gospodarzy nie nastąpił. Widoczny był brak pomysłu na konstruowanie akcji ofensywnych, a także przełamanie wyjątkowo dobrze zorganizowanej defensywy Hutników. Mało tego, goście byli zdecydowanie bliżej podwyższenia prowadzenia, niż gospodarze wyrównania stanu meczu. Dopiero pod koniec pierwszej połowy zrobiło się naprawdę groźnie pod bramką Hutnika. Po długim dośrodkowaniu w lewy sektor wrzutki na dalszy słupek na gola nie zdołał zamienić Bartosz Jaroszek. Środkowy pomocnik Gieksy na wślizgu nie zdążył sięgnąć piłki.

O ile w pierwszej połowie piłkarze Hutnika nie dali rywalom szansy na wyrównanie, to w najgłupszy możliwy sposób ściągnęli na siebie kłopoty już siedem minut po przerwie. Głównym winowajcą tej sytuacji był pomocnik Hutnika Abdallah Hafez. Po jednym ze starć Egipcjanina z Michałem Kołodziejskim, obrońca GKS-u odepchnął Hafeza. Po krótkiej szarpaninie sędzia Damian Krumplewski ukarał czerwonym kartonikiem piłkarza Hutnika, a Kołodziejskiego zaledwie żółtą kartką. Jak poinformował portal 90minut.pl w pomeczowej notce Hafez wcześniej opluł rywala, co sprawia, że kara i jej proporcje były jak najbardziej uzasadnione.

I tutaj kolejny zawód dla miejscowych. Nawet gra w przewadze nie sprawiła, że GKS zdołał odmienił losy spotkania. Parę okazji jednak było. W 67. minucie po dośrodkowaniu Rogali i dość przypadkowym strzale Filipa Kozłowskiego futbolówka przeleciała nad Dawidem Smugiem i trafiła w poprzeczkę. Z około 2-3 metrów piłki do pustej bramki skierować nie zdołał Krystian Sanocki. Z każdą kolejną minutą przewaga gospodarzy rosła. Z dystansu strzał oddał Arkadiusz Jędrych, do tego było dużo wrzutek, z których nic nie wychodziło.

W ostatnim kwadransie przebudzili się goście. W 74. minucie bardzo groźny strzał z dystansu oddał Kędziora. Dużo więcej działo się jednak w doliczonym czasie gry. Po stracie w środku Rafał Figiela pola Piotr Zmorzyński dogrywał piłkę na dalszy słupek do Kamila Sobali. Wprowadzony z ławki napastnik Hutnika powtórzył wyczyn Sanockiego z 67. minuty i z bliska strzelił nad pustą bramką. Dużo więcej szczęścia Sobala miał w ostatniej akcji meczu, wykorzystując kolejny kompromitujący błąd gospodarzy. Zbigniew Wojciechowski źle zagrał piłkę głową do Bartosza Mrozka, co wykorzystał Sobala i tym razem skierował piłkę do pustej bramki.

Wynik, chociaż bardzo rozczarowujący, powinien być dla piłkarzy GKS-u dużo mniejszym zmartwieniem niż styl jaki zaprezentowali w sobotnie późne popołudnie. Będąc liderem, głównym pretendentem do awansu do Fortuna I ligi, nie możesz zagrać tak słabo mając naprzeciwko jeden z gorszych zespołów tej ligi. Podopieczni Rafała Góraka stworzyli sobie stosunkowo niewiele sytuacji pod bramką rywala, a błędy popełnione zwłaszcza w końcówce są kompromitujące bez względu na szczebel rozgrywek.

Przed Hutnikiem natomiast aż cztery spotkania z rzędu na własnym obiekcie. Trwający tydzień będzie dla nich bardzo ważny, ale także i intensywny. Już w środę o godz. 14:00 w zaległym spotkaniu 17. kolejki krakowianie zagrają ze Stalą Rzeszów. Szalenie istotne spotkanie zostanie rozegrane w niedzielę. O godz. 13:00 u siebie Hutnik podejmie jednego z konkurentów do utrzymania się w II lidze, dobrze dysponowane w tym roku rezerwy Lecha Poznań. Te dwa spotkania dadzą nam pewien ogląd na to, czy wydarzenia z Katowic były jednorazowym wyskokiem, czy jednak Hutnik wiosną będzie w stanie powalczyć o ligowy byt.


Górnik Polkowice - Stal Rzeszów 1:2 (0:1)

Ernest Terpiłowski 75 - Mariusz Sławek 29, Krystian Pieczara 64

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Górnika

Podobnie jak przed tygodniem, tak i w sobotnie wczesne popołudnie na stadionie w Polkowicach rozegrano mecz, którego poziom mógł zadowolić postronnego obserwatora. Ponownie zawodnicy Górnika mogą sobie pluć w brodę, bo nie zaprezentowali się ze swojej najlepszej strony, a także nie wykorzystali szansy na wygraną. Naturalnie gospodarze nie mogli wiedzieć o sensacyjnej porażce GKS-u Katowice, jednak w obliczu tego rezultatu porażka ze Stalą Rzeszów jest podwójnie bolesna.

Spoglądając na całe spotkanie, to w dużych fragmentach przewagę mieli właśnie gospodarze. Już w 4. minucie udało im się skierować piłkę do bramki Stali. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego jeden z zawodników Górnika zagrał futbolówkę w kierunku bramki. Prowadzący to spotkanie Jacek Lis nie uznał jednak bramki, dopatrując się pozycji spalonej. Jeszcze lepszej sytuacji w 35. minucie nie wykorzystał Mateusz Piątkowski. Doświadczony napastnik przegrał pojedynek sam na sam z 19-letnim Wiktorem Kaczorowskim, który rozgrywał fenomenalne spotkanie i w zasadzie w pojedynkę ratował Stali punkty.

Zanim do tego jednak doszło, zespół z Rzeszowa musiał strzelić dwie bramki. Stal pomimo, że stworzyła sobie w pierwszej połowie troszkę mniej sytuacji, to absolutnie nie zasługuje na miano drużyny gorszej. A pewnym jest to, że Stal była drużyną znacznie skuteczniejszą. Jedna z nielicznych sytuacji pod bramką Górnika zakończyła się w 29. minucie bramką. Błażej Szczepanek popisał się świetnym przerzutem piłki na lewe skrzydło. Znajdujący się w polu karnym Mariusz Sławek spokojnie ustawił się do strzału i uderzył mocno, z pierwszej piłki przy dalszym słupku bramki Górnika. W tej sytuacji bramkarz gospodarzy Jakub Szymański był bez szans. 20-letni golkiper zrehabilitował się w 40. minucie, gdy uratował swój zespół przed utratą drugiego gola po groźnym strzale Bartosza Wolskiego.

Nie było zbyt trudnym do przewidzenia to, że zaraz po przerwie Górnik zerwie się do ataku. Zaraz na początku drugiej połowy swoich okazji nie wykorzystali Piątkowski, a także Filip Baranowski, który po podaniu Ernesta Terpiłowskiego trafił zaledwie w boczną siatkę. Podobnie jak w pierwszej części, tak i w drugiej Stal wytrzymała napór gospodarzy, robiąc użytek ze swojej skuteczności. W 64. minucie Dominik Marczuk dośrodkował piłkę z prawej strony boiska. Trafiła ona do niepilnowanego Krystiana Pieczary. Występujący w tym spotkaniu na prawym skrzydle piłkarz oddał trudny strzał, po którym piłka skozłowała tuż przed interweniującym Szymańskim. Po tym trafieniu sytuacja Górnika robiła się coraz gorsza. Trzy minuty później błędy Marka Opałacza zakończyły się faulem na wprowadzonym dosłownie chwile wcześniej Grzegorzowi Goncerzowi i w konsekwencji podyktowanym rzutem karnym. Piłkę meczową na nodze miał Piotr Głowacki. 29-latek przegrał jednak pojedynek z Szymańskim. Bramkarz Górnika wyczuł intencję strzelca i odbił piłkę po jego uderzeniu.

O ile stracone bramki mogą pognębić piłkarzy, to obroniony rzut karny potrafi natchnąć zawodników do dalszej walki. W pewnym stopniu to zjawisko mogli zobaczyć kibice obserwujący to spotkanie. Sygnał do odrabiania strat w 75. minucie dał aktywny, ale też bardzo nieskuteczny tego dnia Ernest Terpiłowski. Precyzyjnym dośrodkowaniem z prawej strony boiska popisał się Dominik Radziemski. Po jego zagraniu Terpiłowski strzałem głową pokonał Kaczorowskiego. W kolejnych minutach, pomimo usilnych prób Górnik nie zdołał odebrać Stali chociażby punktu. W końcówce ponownie swoje duże umiejętności pokazał Kaczorowski, dzięki czemu Stal zrehabilitowała się za wstydliwą porażkę we Wronkach.

Janusz Niedźwiedź po raz drugi w tym sezonie uległ swojej byłej drużynie - jesienią w Rzeszowie również było 2:1 dla Stali. Stawiany w gronie faworytów do awansu Górnik w dwóch tegorocznych spotkaniach zdobył zaledwie jeden punkt, stracił pozycję lidera, a przede wszystkim razi nieskutecznością. Ani z Chojniczanką, ani ze Stalą polkowiczanie nie byli zespołem gorszym, ale zdecydowanie mniej skutecznym. Te mankamenty w końcówce sezonu mogą sprawić sympatykom Górnika niemiłą niespodziankę.


Pogoń Siedlce - Chojniczanka Chojnice 0:2 (0:1)

Robert Ziętarski 12, Szymon Skrzypczak 53

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Chojniczanki

Chojniczanka Chojnice bezsprzecznie jest największym wygranym tej kolejki spotkań. Zespół prowadzony przez Adama Noconia jako jedyny klub z TOP4 w miniony weekend nie pogubił punktów z niżej notowanym rywalem, dzięki czemu awansował na trzecie miejsce w tabeli i zmniejszył stratę do drugiego Górnika Polkowice do zaledwie dwóch punktów.

Tak jak w Polkowicach, tak i w Siedlcach Chojniczanka zaatakowała od samego początku spotkania, szybko obejmując prowadzenie. Tydzień temu na gola czekaliśmy zaledwie niecałe dwie minuty, a tym razem "aż" 12 minut. Piłkę z rzutu rożnego wrzucał Mateusz Klichowicz. Robert Ziętarski uprzedził wychodzącego z bramki Rafała Misztala i strzałem głową wyprowadził swój zespół na prowadzenie. O takim, a nie innym zakończeniu tej akcji zadecydował przede wszystkim błąd Misztala - jak widać na powtórkach bramkarz Pogoni nie był w stanie przeciąć tego dośrodkowania.

Były to jednak jedyne punkty wspólne względem hitu sprzed tygodnia, również rozgrywanego w niedzielny wieczór. Przede wszystkim gospodarze nie zbliżyli się do poziomu Górnika i przez całe 90 minut nie byli w stanie strzelić Chojniczance chociażby honorowego gola. Bo i okazji Pogoń stworzyła sobie bardzo mało. By być uczciwym względem gospodarzy, trzeba jednak zwrócić uwagę na kilka osłabień względem poprzedniej kolejki. Pauzującego za żółte kartki Bartłomieja Olszewskiego zastąpił Krystian Miś, dla którego niedzielne spotkanie delikatnie mówiąc nie było najlepszym w karierze. Dodatkowo, z występu przeciwko Chojniczance wykluczeni zostali z powodu urazów Krzysztof Danielewicz, Franciszek Wróblewski, Oskar Repka oraz wprowadzony w meczu z Bytovią z ławki Krzysztof Kołodziej. Na domiar złego, trener Pogoni Bartosz Tarachulski na ławce miał w tym spotkaniu zaledwie czterech zawodników z pola, z czego aż trzech z nich to nominalni obrońcy.

Wskazujemy tutaj na problemy kadrowe Pogoni. Niektórzy mogliby zwrócić uwagę także na silne opady śniegu, które towarzyszyły piłkarzom w pierwszej połowie spotkania. Fakty są jednak takie, że gospodarze swoją grę nie postawili wymagających warunków Chojniczance, która powinna to spotkanie wygrać zdecydowanie wyżej. Poza dwoma próbami Miłosza Przybeckiego oraz strzałem z lewej strony boiska wprowadzonego z ławki Marcina Kozłowskiego Paweł Sokół był w zasadzie bezrobotny.

Jeszcze przed golem Ziętarskiego ładny strzał z powietrza oddał Adam Ryczkowski. Prócz tego, wartymi uwagi były także dwa strzały Mateusza Klichowicza. Pierwszy został obroniony przez Misztala, ale przy drugim sprawę ewidentnie zawalił pomocnik Chojniczanki. W tej sytuacji Maciej Kona popisał się ładnym zagraniem w stronę Klichowicza, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, w zasadzie mógł zapytać Misztala, w który róg ma strzelić. Wszystko by się udało, gdyby tylko Klichowicz czysto trafił w piłkę. Tak się jednak nie stało i piłka poleciała obok bramki.

Ostatecznie z kilku ciekawych okazji gości, jeszcze tylko jedna zakończyła się bramką. W 53. minucie Chojniczanka wyprowadziła szybką kontrę ze swojej połowy. Biegnący środkiem Tomasz Mikołajczak przerzucił piłkę na prawe skrzydło do Szymona Skrzypczaka. 30-letni napastnik z łatwością wyprzedził spóźnionego Misia, a także w świetnym stylu "nawinął" Juliena Tadrowskiego i ostatecznie pokonał Misztala.

Chojniczanka ze wszystkich drugoligowców ma najszczelniej wypełniony kalendarz. Prócz dwóch spotkań ligowych, zespół prowadzony przez Adama Noconia w lutym i marcu rozegrał także dwa spotkania Fortuna Pucharu Polski. Mini maraton nie wywarł negatywnego wpływu na dyspozycję piłkarzy, którzy odrobili część strat do liderującej dwójki, a także wrócili na podium.

Skrót z tego meczu można obejrzeć tutaj.


Błękitni Stargard - KKS 1925 Kalisz 0:4 (0:1)

Néstor Gordillo 31, 76, Mateusz Majewski 69 (karny), Tomasz Hołota 84

Przedmeczowy typ: zwycięstwo KKS-u 1925

To spotkanie potwierdziło nam kilka rzeczy. Błękitni przeplatający poprawne występy (takie jak zremisowany 1:1 mecz ze Śląskiem II Wrocław sprzed tygodnia) z absolutnie fatalnymi spotkaniami (0:5 z GKS-em Katowice i Stalą Rzeszów) wiosną będzie skazany na walkę o ligowy byt do ostatniej kolejki. Nie mam wątpliwości, że tak dysponowany zespół będzie miał bardzo duże trudności z utrzymaniem w II lidze. KKS 1925 Kalisz z kolei tym meczem pokazał, że pomimo nikłego doświadczenia na szczeblu centralnym jest w stanie zamieszać i powalczyć o baraże.

Mając w pamięci poprzedni mecz, trener Błękitnych Tomasz Gregorczyk wystawił dokładnie taki sam skład na spotkanie z Kaliszem. Zespół prowadzony przez Ryszarda Wieczorka okazał się jednak zespołem zdecydowanie skuteczniejszym od Śląska II Wrocław. Gospodarze nie mogli przebić się przez defensywę KKS-u 1925, a zaledwie jeden celny strzał w pierwszej połowie mówi nam bardzo wiele o ich dyspozycji. Goście z kolei mieli odrobinę więcej szczęścia i potrafili to wykorzystać. W 31. minucie po dalekim wyrzucie piłki z autu i kilku nieudanych próbach wstrzelenia piłki w pole karne Błękitnych Adrian Łuszkiewicz zgrywa futbolówkę do Mateusza Majewskiego i Néstora Gordillo. Majewski ostatecznie ustąpił Hiszpanowi, a ten niepokojony przez rywali zdołał się obrócić i oddać strzał na bramkę rywala. Piłka stosunkowo powoli turlała się w stronę bramki Błękitnych, lecz pomimo to uderzenie zaskoczyło Tobiasza Weinzettela.

Trzy zmiany przeprowadzone w przerwie nic Błękitnym nie dały. Mało tego, przewaga gości zdawała się rosnąć z minuty na minutę. Musiało to się zakończyć kolejnymi bramkami. W 68. minucie Nikodem Zawistowski w świetnym stylu ograł Tomasza Kaczmarka, a po chwili został powalony na murawę przez Bartosza Sitkowskiego. Rzut karny na gola bardzo pewnym strzałem zamienił Mateusz Majewski.

Już przy pierwszym golu Gordillo oddając sprytny strzał pokazał spore umiejętności techniczne. Drugie trafienie tylko to przypieczętowało. Po kolejnej akcji polegającej na wstrzeliwaniu piłki w pole karne gospodarzy Filip Kendzia zagrał nieco chaotycznie na lewą stronę pola karnego, gdzie stał niepilnowany Hiszpan. 31-latek popisał się świetnym przyjęciem, dzięki któremu minął Jana Andrzejewskiego, a następnie puścił kolejnego "szczura" z którym Weinzettel ponownie nie był w stanie sobie poradzić.

Kropkę nad i postawił w 84. minucie Tomasz Hołota. Kolejna bramka po raz kolejny obnażyła indolencję w defensywie Błękitnych. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłka trafiła wprost na głowę niepilnowanego na dalszym słupku Hołoty. Winowajcą w tej sytuacji był grający z numerem 4 wypożyczony z Pogoni Szczecin Bartłomiej Mruk. Młody defensor nie zdążył za doświadczonym rywalem i po chwili mógł obserwować jak 30-latek dobija jego zespół.

Po tej porażce swoją posadę stracił dotychczasowy pierwszy trener Błękitnych Tomasz Grzegorczyk, z którym klub rozwiązał umowę za porozumieniem stron. Do czasu zatrudnienia nowego szkoleniowca, jego obowiązki przejmie dotychczasowy asystent Jarosław Piskorz. 45-latek praktycznie całą karierę piłkarską (poza kilkoma latami gry w Niemczech w niższych ligach) spędził w Błekitnych. Jego ostatnim sezonem na szczeblu centralnym był sezon 2015/16. Od tego czasu skupił się na karierze trenerskiej oraz rekreacyjnych występach w barwach rezerw Błękitnych.


No cóż. Wydaje się, że postawa Skry Częstochowa z rundy jesiennej nie była wynikiem czystego przypadku, a drużyna prowadzona przez Marka Gołębiewskiego będzie w stanie realnie włączyć się do walki o awans. Jeden z kroków został już spełniony - Skra w dwóch pierwszych spotkaniach w tym roku nie zgubiła żadnego punktu z ligowymi średniakami i pozostaje jedyną niepokonaną drużyną, spośród tych które rozegrały w 2021 dwa spotkania. Tym bardziej, że Śląsk II wydaje się być zespołem zdecydowanie lepszym od Garbarni, a we Wrocławiu z pewnością snują marzenia o udziale w barażach. Kolejnym plusem dla gospodarzy jest to, że w końcu bramki dla Skry strzelili inni zawodnicy, niż duet Kamil Wojtyra - Piotr Nocoń.

Zanim jednak do tego doszło, piłkarze obu drużyn stworzyli całkiem ciekawe widowisko. Najpierw strzałem z ostrego kąta bramkarza Skry zaskoczyć próbował Sebastian Bergier. Świetnie interweniował w tej sytuacji Mikołaj Biegański. Końcówka pierwszej połowy należała już zdecydowanie do gospodarzy, lecz pomimo prób Radosława Gołębiowskiego, Rafała Brusiły i Dawida Niedbały, zakończyła się ona bezbramkowym remisem.

Dużo skuteczniejsza Skra była w drugiej połowie. Już w szóstej minucie drugiej połowy gospodarze wyszli na prowadzenie, w czym decydujący udział miał jednak zawodnik asystujący, a nie strzelec. Adam Mesjasz przeprowadził świetny rajd na lewym skrzydle, minął trzech rywali i dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie akcję wykończył wprowadzony w przerwie Daniel Pietraszkiewicz.

Prócz Pietraszkiewicza, aktywny był także drugi piłkarz wprowadzony na początku drugiej połowy Titas Milašius. Wypożyczony z Wisły Płock Litwin miał dwie świetne sytuację, których nie zdołał wykorzystać. Na swoje szczęście, 20-latek okazał się znacznie lepszym dogrywającym niż egzekutorem. W 71. minucie Pietraszkiewicz zagrał piłkę na lewą stronę boiska właśnie do Milašiusa. Ten bez większych problemów ograł Adriana Bukowskiego, dostrzegł dużo lepiej ustawionego Gołębiewskiego i posłał w jego stronę bardzo dobre podanie, które 19-latek bardzo pewnie wykończył. W samej końcówce kolejnych świetnych sytuacji nie wykorzystali Nocoń i Damian Warnecki.

Zwycięstwo Skry z rezerwami Śląska Wrocław nie było ani przez moment zagrożone. Młodzież z Wrocławia bardzo dzielnie stawiała opór gospodarzom, jednak w końcu musieli ulec przed naporem rywali. To zwycięstwo jest dla zespołu z Częstochowy niezwykle cenne, bo pozwoliło odskoczyć od pierwszego zespołu spoza TOP6 o sześć punktów. To już jest pewien zapas, który pozwala na większy komfort w grze. Za tydzień Skra zmierzy się z kolejnym beniaminkiem walczący o baraże - KKS-em 1925 Kalisz. Jest to mecz, który z pewnością udzieli nam kolejnych odpowiedzi na pytania dotyczące zespołu Skry. Śląsk II z kolei przy Oporowskiej zmierzy się z Garbarnią Kraków, gdzie powinien wywalczyć chociażby jeden punkt.


Lech II Poznań - Sokół Ostróda 1:1 (0:0)

Jakub Karbownik 63 - Dawid Wolny 90 (karny)

Przedmeczowy typ: remis

Spotkanie rezerw Lecha Poznań z Sokołem Ostróda zapowiadało się naprawdę ciekawie. Po wysokiej wygranej ze Stalą Rzeszów oczekiwania względem poznaniaków stały się zdecydowanie wyższe. Rywal natomiast znajdował się na zbliżonym poziomie do poprzedniego. Sokół rozpoczął sezon od porażki z zajmującym pozycję lidera GKS-em Katowice. O porażce w dużej mierze zadecydowały błędy indywidualne poszczególnych zawodników, a także kontuzja podstawowego bramkarza Błażeja Niezgody.

Jego miejsce ponownie zajął zaledwie 18-letni wypożyczony z Rakowa Częstochowa Kacper Trelowski. W odróżnieniu od meczu w Katowicach, na Stadionie Leśnym we Wronkach ustrzegł się większych błędów. Już w pierwszym kwadransie defensywie Sokoła we znaki dali się ci zawodnicy, którzy w poprzedniej kolejce nękali defensorów rzeszowskiej Stali. W 12. minucie z lewej strony boiska piłkę w pole karne wrzucał Jakub Karbownik. Dograł on na dalszy słupek, gdzie futbolówkę głową zdołał sięgnąć Siergiej Kriwiec. Strzał Białorusina z linii bramkowej wybił Karol Żwir (sytuacja od 21:50). Bramki w pierwszych 45 minutach nie uświadczyliśmy także po drugiej stronie boiska, chociaż prób gości było więcej. Krzysztofa Bąkowskiego zaskoczyć próbowali m.in. Dawid Wolny, Tomasz Gajda czy debiutujący w Sokole Michał Maj, który pokusił się o próbę z dystansu.

Przełomowy moment tego spotkania nastąpił w 63. minucie. Znajdujący się na prawej stronie boiska Łukasz Szramowski dograł górną piłkę w pole karne do Norberta Pacławskiego. Ten zgrał ją klatką piersiową do Kriwca, a Białorusin oddał mocny strzał z pierwszej piłki na bramkę Sokoła. Nie bez problemów to uderzenie odbił Trelowski, jednak cały jego trud poszedł na marne. Spóźniony Michał Zimmer nie zdążył zablokować Jakuba Karbownika, który strzałem bez przyjęcia pokonał Trelowskiego strzałem tuż przy bliższym słupku jego bramki (sytuacja od 1:30:27).

Tak jak tydzień temu Lech korzystał z błędów defensywy Stali, tak w sobotnim spotkaniu w ramach 20. kolejki to zespół prowadzony przez Artura Węske padł ofiarą własnych pomyłek. Pod koniec trzeciej minuty doliczonego czasu gry dośrodkowanie z prawej strony boiska Sebastiana Rugowskiego ręką zatrzymał Karol Smajdor. Prowadzący to spotkanie Leszek Lewandowski nie zawahał się i od razu wskazał na jedenasty metr. Ciężar tego rzutu karnego wziął na siebie najlepszy strzelec Sokoła Dawid Wolny. 26-latek zmylił Krzysztofa Bąkowskiego, gwarantując swojej drużynie cenny punkt, a samemu strzelając swojego dwunastego gola w tym sezonie, co czyni go samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców (sytuacja od 2:00:35).

Cztery punkty w dwóch pierwszych ligowych meczach w 2021 roku - taki dorobek swoich rezerw sympatycy Lecha wzięliby w ciemno. Ze wszystkich drużyn walczących o utrzymanie podobnym dorobkiem pochwalić się może jeszcze tylko Olimpia Grudziądz, która strzeliła o wiele mniej goli i gra o wiele mniej atrakcyjny futbol. W kolejnej kolejce oba zespoły czekają odmienne wyzwania. W pierwszym wyjazdowym spotkaniu rezerwy Lecha zagrają z Hutnikiem Kraków. Patrząc na tabelę zapowiada się stosunkowo łatwe zadanie. Jest tylko jedno "ale" - Hutnik w tej kolejce pokonał lidera z Katowic. To świadczy, ze o trzy punkty w Krakowie wcale łatwo nie będzie. Jeszcze trudniejsze zadanie czeka Sokoła Ostróda, który podejmie u siebie zajmującego drugie miejsce Górnika Polkowice - zespół, który po falstarcie na początku rundy będzie musiał się w końcu przełamać.


Olimpia Elbląg - Wigry Suwałki 0:0

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Wigier

Nie najlepiej wygląda rozpoczęcie rundy wiosennej w wykonaniu piłkarzy Wigier Suwałki. Przed tygodniem musieli gonić wynik i dopiero po golu z rzutu karnego w ostatnim kwadransie zapewnili sobie trzy punkty. W Elblągu ta sztuka im się nie udała. W dużej mierze dlatego, że w bramce Olimpii stał sprowadzony zimą z Arki Gdynia Andrzej Witan, który kilkoma naprawdę świetnymi interwencjami przyczynił się do bezbramkowego remisu.

Cieżko powiedzieć, by to spotkanie było ciekawym widowiskiem. Przewagę jednak dość zdecydowaną miały Wigry, którzy oddali całkiem sporo strzałów na bramkę Olimpii. Aktywny był strzelec zwycięskiej bramki w poprzednim meczu Cezary Sauczek, który kilkukrotnie próbował zaskoczyć Witana. Swój wyczyn sprzed tygodnia próbował powtórzyć także Bartłomiej Babiarz, jednak tym razem jego strzały z dystansu nie wywołały zamierzonego skutku.

Zawodnicy Wigier sami są sobie winni, że z Elbląga wywieźli zaledwie jeden punkt. Prócz tych wymienionych sytuacji, a także kilku innych, goście nie wykorzystali jeszcze jednej. W 60. minucie po prostopadłym podaniu Mateusza Sowińskiego Kamil Adamek znalazł się w sytuacji sam na sam z Witanem. Najlepszy strzelec Wigier nie zdołał jednak pokonać bramkarza rywali, który wygarnął mu piłkę spod nóg. Podopieczni Dawida Szulczka mieli w końcówce jeszcze kilka okazji, jednak tego dnia na Witana nie było żadnego sposobu.

Mogłoby się wydawać, że Wigry po tej kolejce pogorszyły swoją sytuację nie wywalczając planowanej wygranej z Olimpią. Nic bardziej mylnego. Po porażkach GKS-u Katowice i Górnika Polkowice strata zespołu z Suwałk do TOP2 wynosi już tylko dwa i cztery punkty. W przypadku Olimpii każdy punkt jest na wagę złota i będzie przybliżał zespół Jacka Trzeciaka do utrzymania w II lidze, na który, jak się wydaje, na ten moment zasługują.


Znicz Pruszków - Motor Lublin 0:1 (0:0)

Piotr Ceglarz 85

Przedmeczowy typ: remis

Kiepsko wyglądają początki Marka Saganowskiego na stanowisku pierwszego szkoleniowca Motoru Lublin. W debiucie przyszła porażka z mocno przeciętną Olimpią Grudziądz. W spotkaniu z zajmującym przedostatnie miejsce Zniczem Pruszków piłkarze beniaminka II ligi bardzo długo się męczyli, by wywalczyć pierwszą tegoroczną wygraną.

Można zaryzykować stwierdzenie, że w sobotę na Mazowszu rozegrano co najmniej kilka ciekawszych spotkań od tego (biorąc pod uwagę także mecze sparingowe). Na pierwsze ciekawsze sytuacje kibice obserwujący to spotkanie musieli czekać ponad 30 minut. Premierowy celny strzał oddał napastnik Znicza Martin Janco. Z jego próbą problemów nie miał jednak Sebastian Madejski. W większych opałach bramkarz Motoru był chwilę później, po wrzutce Macieja Machalskiego padł nawet gol, jednak sędzia tego spotkania Marcin Bielawski dopatrzył się faulu na Madejskim.

Motor odpowiedział rywalowi dopiero w samej końcówce pierwszej połowy. Strzał z dystansu Tomasza Swędrowskiego bez problemów obronił Piotr Misztal. Jak zauważył Dziennik Wschodni, próba Swędrowskiego była dopiero pierwszym celnym uderzeniem Motoru w ligowym meczu w tym roku. To wiele mówi o postawie tego zespołu na początku rundy.

W drugiej połowie piłkarze stworzyli sobie więcej sytuacji bramkowych, poziom meczu znacznie się zwiększył. Ba, pojawiła się nawet bramka. Ale po kolei. Zanim do tego doszło, w pierwszych fragmentach drugiej połowy bliżej skutecznej finalizacji akcji byli gospodarze. Groźnie pod bramką Motoru było m.in. po próbie Machalskiego, uderzeniu głową Macieja Firleja czy rajdzie przez pół boiska wprowadzonego za niego Mariusza Gabrycha, który zakończył się strzałem obok bramki. Naprawdę świetnie wygladała także sytuacja z 82. minuty. Wprowadzony z ławki lewy skrzydłowy Owé Bonyanga zacentrował piłkę w pole karne, a strzałem przewrotką popisał się Janco. Ostatecznie z jego próbą poradził sobie Madejski.

Szczęście tego dnia sprzyjało jednak Motorowi. W 85. minucie meczu po centrze z lewej strony boiska Piotra Ceglarza piłka nieoczekiwanie wpadła za kołnierz Misztalowi. Wydaje się, że piłka odbiła się jeszcze od pleców blokującego zawodnika Znicza, co z pewnością wywarło wpływ na trajektorię lotu futbolówki. Gol szczęśliwy, sama wygrana również wydaje się być dla Motoru łutem szczęścia. Na pewno nie byli zespołem zdecydowanie lepszym od Znicza, jednak klasę każdego zespołu poznaje się także po tym, jak radzi sobie w końcówkach naprawdę trudnych, zaciętych spotkań. Pruszkowianie z kolei są jedynym zespołem bez zdobyczy punktowej w tym roku. W ich przypadku jednak gra wydaje się być lepsza od rezultatów. Punkty są jednak niezbędne, by jak najszybciej wyskoczyć ze strefy spadkowej.


Olimpia Grudziądz - Bytovia Bytów 0:0

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Bytovii

Olimpia Grudziądz po meczu z Bytovią pozostała jednym z trzech zespołów, które w dwóch spotkaniach rozegranych w 2021 roku nie stracił gola. Również dorobek punktowy zespołu z Grudziądza prezentuje się całkiem nieźle. Mimo to, cztery punkty nie pozwoliły na to by, zespół prowadzony od początku roku przez Zbigniewa Smółkę opuścił strefę spadkową.

Pomimo bycia zespołem niżej notowanym, kibice Olimpii śmiało mogą czuć spory niedosyt po spotkaniu z Bytovią. Zwłaszcza, że trzy punkty gospodarze mogli zapewnić sobie już na samym początku spotkania. W 8. minucie po faulu w polu karnym na Bartoszu Widejko do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł najlepszy strzelec Olimpii José Embaló. Portugalczyk jednak uderzył na tyle źle, że Adrian Olszewski uratował swój zespół.

Napastnik Olimpii kilkukrotnie próbował się zrehabilitować za niewykorzystany rzut karny z początku meczu, jednak było go stać maksymalnie na strzał w poprzeczkę bramki Bytovii. Prócz niego, swoje próby podejmowali także Grzegorz Gulczyński oraz wprowadzeni w przerwie Michał Graczyk i Mikołaj Gabor. Kilka okazji stworzyli sobie również goście z Bytowa, jednak ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, co wydaje się być mimo wszystko rezultatem sprawiedliwym.

Bytovia ze wszystkich 18 drużyn, które w 2021 roku rozegrała dwa mecze ma drugi najgorszy bilans. Remis i porażka, a także zero strzelonych bramek mogą budzić niepokój w Bytowie. Tym bardziej, że zespół prowadzony przez Kamila Sochę nie mierzył się z ligową czołówką a z drużynami ze środka lub nawet dołu tabeli, czyli klubami prezentującymi zbliżony poziom do Bytovii. Za tydzień Bytovię czeka mecz z jedyną drużyną, która w tym roku nie wywalczyła nawet punktu - Zniczem Pruszków. Brak zwycięstwa w tym spotkaniu potwierdzi kryzys w bytowskiej drużynie.


W tej kolejce pauzowała Garbarnia Kraków, która w niedzielę rozegrała sparing z Rakowem Częstochowa. Spotkanie to zakończyło się porażką krakowskiego klubu 1:2. Do przerwy zespół prowadzony przez Łukasza Surmę prowadził po trafieniu Michała Feliksa.

Jedenastka kolejki według tygodnika Piłka Nożna

Tabela II ligi po 20. kolejce

[table id=117 /]

Czołówka klasyfikacji strzelców II ligi po 20. kolejce

  1. Kamil Wojtyra (Skra Częstochowa) - 14 bramek
  2. Dawid (Wolny (Sokół Ostróda) - 12 bramek
  3. Marcin Urynowicz (GKS Katowice) - 11 bramek
  4. Piotr Giel (Bytovia Bytów) i Eryk Sobków (Górnik Polkowice) - 10 bramek
  5. Sebastian Bergier (Śląsk II Wrocław) i Janusz Surdykowski (Olimpia Elbląg) - 9 bramek
  6. Kamil Adamek (Wigry Suwałki), Szymon Skrzypczak (Chojniczanka Chojnice) i Hubert Sobol (Lech II Poznań) - 8 bramek

Terminarz 21. kolejki II ligi:

11 marca (czwartek)

Motor Lublin - Olimpia Elbląg, godz. 19:30 - transmisja na TVP Sport - typ: 2

12 marca (piątek)

Wigry Suwałki - Błękitni Stargard, godz. 17:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: 1

Chojniczanka Chojnice - Olimpia Grudziądz, godz. 19:30 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: 1

13 marca (sobota)

Śląsk II Wrocław - Garbarnia Kraków, godz. 13:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: 1

Bytovia Bytów - Znicz Pruszków, godz. 16:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: X

KKS 1925 Kalisz - Skra Częstochowa, godz 16:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: X2

Sokół Ostróda - Górnik Polkowice, godz. 16:30 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: 2

14 marca (niedziela)

Stal Rzeszów - Pogoń Siedlce, godz. 13:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM - typ: X

Hutnik Kraków - Lech II Poznań, godz. 13:15 - transmisja na kanale YT Łączy nas Piłka - typ: 2

Pauza: GKS Katowice.

Dane za 90minut.pl


Avatar
Data publikacji: 9 marca 2021, 11:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.