Warta Poznań - Piast Gliwice PKO Ekstraklasa
fot. Krzysztof Drobnik (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

eWinner II liga: Gieksa wraca na szczyt

Bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem 23. kolejki spotkań eWinner II ligi było odzyskanie pozycji lidera przez GKS Katowice, który pokonał na swoim boisku dotychczasowy najlepszy zespół ligi, Górnika Polkowice.

GKS Katowice - Górnik Polkowice 2:1 (2:0)

Marcin Urynowicz 28 (karny), Filip Kozłowski 30 - Mateusz Piątkowski 49

GKS: Bartosz Mrozek - Zbigniew Wojciechowski, Arkadiusz Jędrych, Michał Kołodziejski, Grzegorz Rogala - Szymon Kiebzak, Michał Gałecki, Marcin Urynowicz (Rafał Figiel 63'), Adrian Błąd (Dominik Kościelniak 63'), Arkadiusz Woźniak (Krystian Sanocki 78') - Filip Kozłowski (Piotr Kurbiel 85').

Górnik: Jakub Kopaniecki - Dominik Radziemski (Karol Fryzowicz 78'), Maciej Kowalski-Haberek, Marek Opałacz (Paweł Kucharczyk 67'), Jarosław Ratajczak - Filip Baranowski (Adam Borkowski 67'), Michał Danilczyk (Rafał Karmelita 87'), Kamil Wacławczyk (Eryk Sobków 67'), Ernest Terpiłowski - Mateusz Piątkowski, Mariusz Szuszkiewicz.

Przewidywany typ: zwycięstwo Górnika

Hit 23. kolejki, a może i całej rundy wiosennej, nie zawiódł naszych oczekiwań. Zwłaszcza w pierwszej połowie mogliśmy obserwować wysokie tempo gry, sporo walki, ale także i dużą ilość sytuacji pod obiema bramkami. Krótko mówiąc, piłkarze dostosowali się do stawki meczu, która była bardzo wysoka - pozycja lidera eWinner II ligi.

Pierwszy kwadrans należał przede wszystkim do bramkarzy, którzy nieumożliwiając rywalom oddanie strzału prawdopodobnie uchronili swój zespół przed utratą gola. Jako pierwsi w tym spotkaniu zaatakowali goście. W 3. minucie spotkanie Mateusz Piątkowski posłał prostopadłe podanie do Filipa Baranowskiego. Prawego pomocnika Górnika uprzedził jednak Bartosz Mrozek, który przytomnie wyszedł z bramki i przechwycił piłkę. Osiem minut później podanie na prawe skrzydło otrzymał Szymon Kiebzak. I tym razem od swojego rywala szybszy okazał się bramkarz, który jednak wyszedł poza pole karne i stracił piłkę na rzecz Adriana Błąda. Doświadczony pomocnik wbiegł w pole karne i szukał któregoś ze swoich partnerów, do których mógłby zabrać. Ostatecznie jego dośrodkowanie zakonczyło się wybiciem piłki na rzut rożny.

W kolejnych minutach obserwowaliśmy kolejne prób z obu stron. Najpierw świetnie dysponowany w tym spotkaniu Kiebzak wymienił podanie z Filipem Kozłowski, po czym wbiegł w pole karne i ograł Michała Danilczyka. Tej akcji zabrakło jednak dobrego wykończenia. Z podobnym problemem zmagali się goście, a w szczególności Ernest Terpiłowski i Kamil Wacławczyk. Ich strzałyz 26. minuty zostały dobrze wyblokowane przez defensorów gospodarzy.

To na co czekali kibice gospodarzy wydarzyło się pomiędzy 27. a 30. minutą spotkania. Najpierw, po rzucie rożnym Górnika, miejscowi wyszli z kontrą. Ponownie strzał z prawej strony boiska oddał Kiebzak. Tym razem jego uderzenie zablokował Maciej Kowalski-Haberek. Uwadze Patryka Gryckiewicza nie umknęło to, że defensor Górnika zagrał w tej sytuacji ręką, za co podyktował rzut karny, który na gola zamienił Marcin Urynowicz.

Zaledwie trzy minuty później było już 2:0 i po raz kolejny kluczową rolę w akcji bramkowej odegrał Kiebzak. Błąd zagrał do niego piłkę na prawe skrzydło. 24-latek z łatwością ograł kryjącego go rywala i zagrał futbolówkę na bliższy słupek, gdzie Kozłowski wyprzedził obrońcę Górnika i pokonał Kopanieckiego. W tej sytuacji można mieć pewne pretensje do golkipera gospodarzy. Kopaniecki, jak widać na powtórce, miał już piłkę na rękach, jednak ostatecznie nie zdołał zatrzymać strzału Kozłowskiego.

Po szybkiej stracie dwóch bramek zawodnicy Górnika doszli do siebie dopiero w drugiej połowie. A konkretniej, cztery minuty po wznowieniu gry. Z prawej strony boiska piłkę dośrodkowywał Dominik Radziemski. Akcję chciał przerwać Michał Kołodziejski, który wybił piłkę pod nogi Mateusza Piątkowskiego. Doświadczony napastnik ładnym, technicznym strzałem strzelił dla swojego zespołu kontaktową bramkę.

Niestety dla sympatyków drużyny z Dolnego Śląska, poza golem Piątkowskiego, po przerwie podopieczni Janusza Niedźwiedzia nie stworzyli sobie dużo więcej okazji, niż w pierwszych 45 minutach. To powodawało brak rzeczywistego argumentu, by zdołać wywieźć z Katowic przynajmniej punkt.

Pokonanie Górnika bez wątpienia jest najcenniejszym triumfem GKS-u Katowice w tym roku. Ewentualna porażka mogłaby sprawić, że rywale, którzy zajmowali pozycję lidera, odskoczyli by od katowiczan na cztery "oczka". Tak się oczywiście nie stało i na czoło ponownie wyszli piłkarze trenowani przez Rafała Góraka. Na ten moment ich przewaga nad drugim Górnikiem wynosi dwa punkty, a nad trzecią Chojniczanką Chojnice zaledwie punkt mniej. Taki krajobraz zwiastuje nam szalenie ciekawą dalszą część sezonu eWinner II ligi.

Skrót tego meczu można obejrzeć tutaj.


Wigry Suwałki - Garbarnia Kraków 2:0 (1:0)

Elso Brito 38, Denis Gojko 49

Wigry: Hieronim Zoch - Michał Orzechowski (Grzegorz Aftyka 70'), Martin Dobrotka, Wojciech Kamiński, Rafał Grzelak, Elso Brito (Daniel Liszka 60') - Denis Gojko (Cezary Sauczek 82'), Patryk Mularczyk (Mateusz Sowiński 61'), Bartłomiej Babiarz (Adrian Karankiewicz 61'), Patryk Czułowski - Kamil Adamek.

Garbarnia: Dorian Frątczak - Jakub Kowalski (Mateusz Surma 61'), Marek Masiuda, Donatas Nakrošius, Michał Rutkowski - Daniel Morys (Błażej Radwanek 60'), Mateusz Duda, Jakub Janik (Bruno Wacławek 46'), Kamil Kuczak, Grzegorz Marszalik (Jakub Górski 79') - Michał Fidziukiewicz (Michał Feliks 79').

Przewidywany typ: zwycięstwo Wigier

Od pierwszego gwizdka Konrada Gąsiorowskiego wyraźną przewagę mieli gospodarze, którzy już na samym początku spotkania mieli kilka szans na strzelenie gola. Zdecydowanie najbliżej tego był w 8. minucie Kamil Adamek. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najlepszy strzelec Wigier trafił w poprzeczkę. Chwilę później dwie dobitki Michała Orzechowskiego zostały zablokowane przez obrońców Garbarni. Po dobrym początku gospodarze nieco zwolnili, a do głosu doszli krakowianie. Zespół prowadzony przez Łukasza Surmę nie miał jednak pomysłu jak poważnie zagrozić bramce Hieronima Zocha. Poza kilkoma dośrodkowaniami, a także długimi podaniami w stronę Michała Fidziukiewicza, w pierwszej części spotkania pod bramką Wigier nie działo się zbyt wiele.

Po chwilowej zadyszce, na osiem minut przed końcem pierwszej połowy Wigry strzeliły pierwszą bramkę. Na prawej stronie boiska Michał Orzechowski wymienił podanie z Bartłomiejem Babiarzem oraz dograł piłkę do swoich kolegów. Jej lotu nie zdołał przeciąć ani żaden z obrońców Garbarni, ani żaden piłkarz Wigier. Na lewej stronie boiska dopadł do niej niekryty Elso Brito. Debiutujący w wyjściowym składzie Wigier lewy obrońca ładnym, płaskim uderzeniem z pierwszej piłki pokonał Doriana Frątczaka.

Na początku drugiej połowy obserwowaliśmy podobny scenariusz co w pierwszych minutach spotkania. Wigry ponownie mocniej przycisnęły rywala, tym razem z o wiele lepszym skutkiem. W 48. minucie Rafał Grzelak zagrał długie prostopadłe podanie do Denisa Gojko. Pomocnik Wigier zdołał wbiec w pole karne i oddał strzał wprost w Frątczaka. Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem byłoby dogranie do znajdującego się w dobrym miejscu Adamka. Na szczęście dla gospodarzy, chwilę później napastnik Wigier zachował się w polu karnym dużo lepiej od swojego młodszego kolegi. Po szybkim wyrzucie piłki z autu Adamek przyjął piłkę w polu karnym i bez większych problemów dograł do niepilnowanego Gojko, który ładnym strzałem z prawej nogi podwyższył prowadzenie Wigier.

Druga bramka de facto zamknęła nadzieję gości na wywalczenie choćby punktu. Mało tego, o wiele bliżej podwyższenia prowadzenia byli zawodnicy Wigier. Pomiędzy bramką z 49. minuty a końcowym gwizdkiem miejscowi stworzyli sobie kilka niezłych sytuacji, z których przynajmniej część powinna zakończyć się golem. Szczególnie w brodę pluć soibe może Gojko, który w 70. minucie z pięciu metrów strzelił nad bramką Garbarni. Piłkarze przyśpieszyli dopiero w doliczonym czasie gry. Najpierw strzał Kamila Kuczaka ładnie na rzut rożny sparował Hieronim Zoch. W praktycznie ostatniej akcji meczu Wigry były bardzo blisko strzelenia trzeciej bramki, lecz w sytuacji sam na sam źle z Frątczakiem źle zagrał Adamek, niwecząc tym samym całą akcję.

Zaledwie dwie bramki dzieli w tym momencie Wigry Suwałki od przeskoczenia Skry Częstochowa i awansie na czwartą pozycję w ligowej tabeli. Kibiców cieszyć musi fakt, że po dwóch spotkaniach z rzędu bez strzelonego gola, Wigry w dwóch kolejnych meczach strzeliły po dwie bramki. W odróżnieniu od starcia ze Skrą, tym razem dwa gole wystarczyły do wygranej. No ale Garbarnia to jednak inny rozmiar kapelusza niż zespół z Częstochowy. Podopiecznym Łukasza Surmy w 2021 roku nie wiedzie się najlepiej - w czterech ostatnich spotkaniach krakowianie zdobyli zaledwie trzy punkty po spotkaniach ze Śląskiem II Wrocław. W ślad idzie za tym sytuacja w tabeli. Garbarnia obecnie ma zaledwie pięć punktów przewagi nad strefą spadkową.


Chojniczanka Chojnice - Olimpia Elbląg 0:0

Chojniczanka: Paweł Sokół - Jan Mudra, Marcin Grolik, Martin Klabník, Michał Sacharuk (Marcin Kurs 79') - Mateusz Klichowicz, Robert Ziętarski (Artur Golański 64'), Maciej Kona (Paweł Czajkowski 76'), Tomasz Mikołajczak (Adrian Rakowski 79'), Adam Ryczkowski - Szymon Skrzypczak (Artur Pląskowski 65').

Olimpia: Andrzej Witan - Michał Kiełtyka (Eryk Filipczyk 90'), Tomasz Lewandowski, Kamil Wenger, Tomasz Sedlewski - Sebastian Kamiński, Patryk Burzyński (Wojciech Zyska 60'), Aleksander Waniek, Marcin Bawolik (Filip Sobiecki 46'), Oskar Kordykiewicz (Dawid Jabłoński 90') - Janusz Surdykowski.

Przewidywany typ: zwycięstwo Chojniczanki

Rozczarowanie? Z całą pewnością. Spisująca się świetnie od początku tego roku Choniczanka Chojnice nie potrafiła strzelić bramki słabo dysponowanej w ostatnim czasie Olimpii Elbląg. Bo to, że podopieczni Jacka Trzeciaka bramki w Chojnicach nie strzelili, nie powinno nas dziwić. W pięciu ostatnich meczach Olimpia strzeliła zaledwie jednego gola. I to z rzutu karnego. Co ciekawe, ich spotkania nie zakończyły się jeszcze innym wynikiem niż 1:0 lub 0:0.

Przewaga Chojniczanki, zwłaszcza w pierwszej połowie była niezaprzeczalna. Bramkarz gości Andrzej Witan miał pełne ręcę roboty, jednak tak naprawdę miejscowi nie stworzyli sobie w tym spotkaniu żadnej stuprocentowej sytuacji. Owszem strzałów było bardzo dużo, ale zdecydowana większość z nich była zza pola karnego. Były to uderzenie albo niecelne, albo zbyt lekkie i wprost w czujnego Witana, który przy tych próbach nie popełnił żadnego błędu. Sam Mateusz Klichowicz w pierwszych 45 minutach oddał trzy strzały z dystansu, z czego żaden z nich realnie nie zagroził bramce Olimpii. Prócz niego, do przerwy dwukrotnie próbował także Robert Ziętarski, a pod koniec pierwszej połowy lekko zza pola karnego uderzał również Tomasz Mikołajczak. Zwłaszcza pod koniec pierwszej połowy ataki miejscowych się nasiliły, jednak zawodnicy Olimpii zdołali dotrwać do przerwy bez żadnych strat.

Po przerwie przewaga gospodarzy nieco stopniała. Jeszcze pięć minut po przerwie niecelnie z dystansu uderzał Adam Ryczkowski. Potem swoją chwilę mieli piłkarze Olimpii, jednak poza dwiema sytuacjami z 55. minuty, druga część spotkania była bardzo wyrównana, inaczej mówiąc - nudna. We wspomnianej już wcześniej minucie schodzący z prawej skrzydła do środka Sebastian Kamiński próbował technicznego uderzenia mierzonego w górny róg przy dalszym słupku. Wykonanie jednak zawiodło i piłka poleciała wyraźnie obok bramki. Chwilę później z ostrego kąta, również z prawej strony boiska, futbolówkę w stronę bramki dogrywał Michał Kiełtyka. Bardzo bliski wpakowania piłki do bramki z bliska był Kamil Wenger, który jednak nie sięgnął piłki głowa. Na celne uderzenie gości trzeba było czekać aż do doliczonego czasu gry. Kamiński dograł w pole karne do Filipa Sobieckiego, jednak z jego strzałem bez problemów poradził sobie Paweł Sokół.

Dla kibiców Chojniczanki nie tylko wynik stanowi rozczarowanie. O ile w pierwszej połowie gospodarze ciągle atakowali, a wyjście na prowadzenie wydawało się być kwestią czasu, to po przerwie zagrali o wiele słabiej. Olimpia nie bez powodu jest w tym momencie jedną z najsłabszych drużyn w lidze. Goście co prawda mieli momenty, gdy zaatakowali, jednak realnie rzecz biorąc, nie mieli większych szans na zwycięstwo. Już jeden punkt zdobyty na terenie drużyny z podium jest dla nich informacją świetną. Taki nadprogramowy punkt w ostatecznym rozrachunku może zadecydować nawet o ligowym bycie. Chojniczanka nie wykorzystała natomiast bardzo dużej szansy, by wskoczyć na drugie miejsce w tabeli. Ich sytuacja w dalszym ciągu jest jednak bardzo dobra. Podopieczni Adama Noconia tracą trzy punkty do liderującego GKS-u Katowice i zaledwie punkt do drugiego Górnika Polkowice.


KKS 1925 Kalisz - Śląsk II Wrocław 1:1 (0:0)

Robert Tunkiewicz 76 - Sebastian Bergier 71

KKS 1925: Michał Molenda - Romāns Mickevičs (Bartłomiej Putno 79'), Bartosz Waleńcik, Mateusz Gawlik, Filip Kendzia, Daniel Kamiński (Mateusz Mączyński 46') - Adrian Łuszkiewicz (Robert Tunkiewicz 66'), Tomasz Hołota, Michał Borecki (Kamil Koczy 46'), Néstor Gordillo, Bartłomiej Maćczak (Mateusz Majewski 66').

Śląsk II: Paweł Budzyński - Szymon Krocz, Patryk Caliński, Konrad Poprawa, Olivier Wypart, Mateusz Maćkowiak - Adrian Łyszczarz (Przemysław Bargiel 71'), Maciej Pałaszewski, Bartosz Boruń, Grzegorz Kotowicz (Adrian Bukowski 77') - Sebastian Bergier.

Przewidywany typ: zwycięstwo KKS-u 1925

Po dwóch zwycięstwach w trzech ostatnich spotkaniach remis KKS-u 1925 na własnym boisku z rezerwami Śląska Wrocław trąci sporym niedosytem. Tym bardziej, że rywal źle wszedł w rundę wiosenną, zdobywając dotychczas tylko jeden punkt. Jeszcze większy zawód wywołały wśród kibiców gospodarzy wydarzenia na boisku.

Po obiecującym początku, który skwitował Bartosz Waleńcik groźnym uderzeniem, do głosu doszli goście. Tak jak Paweł Budzyński, tak i kilka interwencji zanotował bramkarz KKS-u 1925 Michał Molenda, który wybronił strzały Sebastiana Bergiera i Mateusza Maćkowiaka. Sporo szczęście gospodarze mieli w 27. minucie, gdy po prostopadłym podaniu Grzegorza Kotowicza w sytuacji sam na sam z Molendą minimalnie pomylił się Adrian Łyszczarz.

Dziewięć minut po przerwie wprowadzony w przerwie Mateusz Mączyński po podaniu Néstora Gordillo oddał niecelny strzał z ostrego kąta. Po drugiej stronie bramkarza pokonać próbował prawy obrońca Śląska II Szymon Krocz. Wszystko co najlepsze w ofensywie piłkarze obu drużyn postanowili zostawić sobie na ostatnie 20 minut spotkania.

W 71. minucie na lewej stronie boiska bardzo dużo miejsca od rywali dostał aktywny w tym spotkaniu Maćkowiak. Jego pierwsza próba dośrodkowania została zablokowana, a poprawka poleciała w okolice dalszego słupka. Tuż przed linią końcową zdołał ją przechwycić Kotowicz, który przytomnie zagrał do Bergiera. Napastnik rezerw Śląska nie kalkulował, uderzył mocno i celnie, dzięki czemu po chwili mógł cieszyć się z dziesiątego trafienia w tym sezonie eWinner II ligi.

Radość przyjezdnych trwała jednak bardzo krótko. Tym razem obyło się bez wymyślnych akcji, podań czy dośrodkowań. Zaledwie pięć minut po trafieniu Bergiera bardzo ładnym strzałem z rzutu wolnego stan spotkania wyrównał Robert Tunkiewicz. W końcówce gospodarze mogli nawet zdobyć trzy punkty, jednak z kolejnego dobrego dogrania Gordillo skorzystać nie potrafił Tomasz Hołota. Na wynik spotkania wpływu nie miała także druga żółta i w konsekwencji czerwona kartka, którą w doliczonym czasie gry otrzymał Olivier Wypart ze Śląska II.

Remis 1:1 bez wątpienia jest wynikiem o wiele bardziej satysfakcjonującym piłkarzy z Wrocławia. Pierwszego w tym roku zwycięstwa odnieść się nie udało, jednak dla podopiecznych Piotra Jawnego zdobycie punktu po dwóch porażkach z rzędu musi budzić pewne zadowolenie. O zachwycie w dalszym ciągu nie ma mowy, jednak przed piłkarzami jeszcze kupa spotkań, tak więc zarówno we Wrocławiu, jak i w Kaliszu baraże są w dalszym ciągu możliwe.

Na zakończenie jeszcze jedna ze statystycznych ciekawostek. Aż do 23. kolejki eWinner II ligi KKS 1925 nie zremisował spotkania ligowe. Dotychczasowe mecze zakończyły się albo zwycięstwem albo porażką drużyny prowadzone przez Ryszarda Wieczorka. Idąc krok dalej, KKS 1925 po raz ostatni w lidze zremisował ... 27 października 2019 roku. W wyjazdowym meczu z Radunią Stężyca padł wówczas bezbramkowy remis.


Stal Rzeszów - Znicz Pruszków 1:0 (0:0)

Ramil Mustafajew 84

Stal: Wiktor Kaczorowski - Dominik Marczuk, Damian Kostkowski, Sławomir Szeliga, Piotr Głowacki - Błażej Szczepanek (Wiktor Kłos 66'), Jakub Szczypek, Bartosz Wolski (Marcel Kotwica 89') - Krystian Pieczara (Grzegorz Goncerz 66'), Rafał Maciejewski (Dawid Olejarka 66'), Mariusz Sławek (81' Ramil Mustafajew).

Znicz: Piotr Misztal - Marcin Bochenek, Maciej Wichtowski, Martin Baran, Mateusz Grudziński - Krystian Tabara, Krystian Pomorski (Maciej Machalski 61'), Szymon Kaliniec, Lukáš Hrnčiar (Gabor Grabowski 85'), Mariusz Gabrych (Owé Bonyanga 46') - Maciej Firlej.

Przewidywany typ: zwycięstwo Stali

Przez zdecydowaną większość meczu piłkarzom Stali Rzeszów zaglądało w oczy widmo trzeciego spotkania z rzędu bez zwycięstwa. Po zasłużonej porażce z Olimpią Grudziądz zespół prowadzony przez Daniela Myśliwca chciał odkupić winy wygraną z najsłabszym zespołem II ligi w 2021 roku - Zniczem Pruszków.

Mecz od początku można określić jako jeden z tych bardziej wyrównanych. Z jedną, subtelną różnicą. W momentach, gdy piłkarze Znicza znajdowali się w okolicach pola karnego Stali, to ewidentenie brakowało im środków, by realnie zagrozić bramce strzeżonej przez Wiktora Kaczorowskiego. Kiedy już udawało się oddać strzał, to był on niecelny, tak jak uderzenie Mateusza Grudzińskiego z 20. minuty meczu.

Stal z kolei była znacznie groźniejsza od swojego rywala. Świetnej okazji w 26. minucie spotkania nie wykorzystał Rafał Maciejewski. Z lewej strony boiska Piotr Głowacki ograł kilku rywali i posłał piłkę po ziemi w stronę wbiegajacego Maciejewskiego. Napastnik Stali miał dosyć czasu i miejsca, by przyjąć piłkę i ustawić ją sobie do strzału. Strzału po którym futbolówka trafiła tylko w słupek. Bardzo podobną sytuację Maciejewski miał w ostatniej akcji pierwszej połowy. Tym razem jednak nabiegający 26-latek strzelił po ziemi wprost w interweniującego nogami Piotra Misztala.

Po przerwie Znicz się nieco uaktywnił, a kluczowym elementem ich ataków był Maciej Firlej. Sprowadzony zimą z Korony Kielce napastnik już w pierwszych minutach po przerwie mógł dać swojej drużynie nieoczekiwane prowadzenie. Po długim podaniu, które minęło linię defensywy Stali, Firlej wyszedł sam na sam z Kaczorowskim. W kluczowym momencie potknął się jednak i stracił piłkę. Równie blisko strzału 24-latek był w 68. minucie, wtedy jednak w ostatniej chwili piłkę tuż przed polem karnym zabrał mu Sławomir Szeliga.

Po drugiej stronie odpowiednikiem Firleja niejako był Bartosz Wolski - bardzo aktywny zawodnik, jednak równie nieskuteczny. Jego akcja z 58. minuty mogła się podobać. Wolski odważnie wbiegł w pole karne mijając kilku rywali i oddał strzał na bramkę, niestety nad bramką. Zdecydowanie najbliżej gola Wolski był jednak w 65. minucie. Z prawej strony boiska piłkę do niego dośrodkował Dominik Marczuk. Kompletnie niekryty Wolski w dobrej sytuacji strzelił daleko obok bramki. Sześć minut później ten sam zawodnik próbował zaskoczyć z dystansu Misztala, jednak i tym razem nieskutecznie.

Ostatnie minuty spotkania należały do formalnych gospodarzy tego spotkania, które zostało rozegrane w Stalowej Woli. W 82. minucie bardzo bliski zapewnienia trzech punktów był Grzegorz Goncerz. Po dośrodkowaniu Głowackiego z lewej strony boiska napastnik Stali oddał świetny strzał głową, który nieznacznie minął bramkę Znicza. O wiele więcej szczęścia miał dwie minuty później wprowadzony z ławki Ramil Mustafajew. Pochodzący z Rosji 17-latek wykończył wrzutkę z rzutu wolnego Głowackiego i z bliska wpakował futbolówkę do bramki, strzelając swojego pierwszego gola na centralnym poziomie.

Niewiele brakowało, by trafienie Mustafajewa nie było ostatnim, które padło w tym meczu. Cztery minuty później po wrzutce z rzutu rożnego piłkę do bramki gospodarzy wpakował wprowadzony w przerwie Owé Bonyanga. Skrzydłowy pochodzący z Demokratycznej Republiki Konga przyjął sobie jednak piłkę ręką, co na jego nieszczęście nie umknęlo Robertowi Marciniakowi. W samej końcówce jeszcze kilkukrotnie kotłowało się pod bramką Stali, lecz ostatecznie zdołali obronić prowadzenie do ostatniego gwizdka sędziego.

Długo musieli się męczyć zawodnicy Stali, by wywalczyć drugie w tym roku ligowe zwycięstwo. W obliczu remisu KKS-u 1925 Kalisz i przymusowej pauzie Motoru Lublin strata siódmej stali do strefy barażowej wynosi w tym momencie trzy punkty. W zdecydowanie gorszej sytuacji są zawodnicy Znicza. Jeden punkt zdobyty w pięciu spotkaniach, a także o wiele lepsza postawa innych drużyn sprawiły, że zespół z Pruszkowa na ten moment zamyka ligową tabelę ze stratą czterech punktów do bezpiecznej strefy.


Sokół Ostróda - Olimpia Grudziądz 0:2 (0:1)

Omid Popalzay 24, José Embaló 76

Sokół: Kacper Trelowski - Michał Zimmer (Sebastian Rugowski 71'), Krzysztof Wicki, Wojciech Mazurowski (Paweł Brzuzy 71'), Karol Turek (Adam Dobosz 71') - Tomasz Gajda, Jakub Czajkowski, Łukasz Soszyński (Dominik Więcek 77'), Dawid Wolny, Wojciech Kalinowski - Rafał Siemaszko (Łukasz Mozler 88').

Olimpia: Nikodem Sujecki - Patryk Leszczyński (Oskar Kalenik 83'), Piotr Witasik, Robert Obst, Szymon Jarosz, Bartosz Widejko - Grzegorz Gulczyński (David Andronic 61'), Omid Popalzay (Grzegorz Płatek 68'), Michał Graczyk (Marko Zawada 61') - João Criciúma (Najim Romero 83'), José Embaló.

Przewidywany typ: zwycięstwo Sokoła

W Ostródzie naprzeciw siebie stanęły dwa zespoły, które względem rundy jesiennej, teraz prezentują zupełnie odmienne wyniki, od tych których mogliśmy oczekiwać. Olimpia Grudziądz po zatrudnieniu Zbigniewa Smółki zdobyła w ostatnich pięciu spotkaniach aż dziesięć punktów, ulegając jedynie walczącej o awans Chojniczance Chojnice. Ta postawa zaowocowała upragnionym wydostaniem się ze strefy spadkowej de facto już na początku piłkarskiej wiosny.

W szeregach Sokoła trudno natomiast mówić o optymizmie. Beniaminek z Ostródy wraz ze Zniczem Pruszków dzierży miano najsłabszych zespołów eWinner II ligi w 2021 roku. Drużyna prowadzona przez Piotra Jacka w tym roku zdobyła zaledwie jeden punkt, wywalczony po golu w ostatnich minutach spotkania z Lechem II Poznań. Warto pamiętać o tym, że Sokoła czeka jeszcze jeden zaległy mecz z Pogonią Siedlce, który w minionym tygodniu zmagał się z koronawirusem w swoich szeregach.

Pomijając straconą w pierwszej połowie bramkę, to dosyć wyraźną przewagę posiadali gospodarze, którzy kilkukrotnie próbowali zaskoczyć Nikodema Sujeckiego. Sam Wojciech Kalinowski w pierwszych 45 minutach oddał trzy strzały na bramkę Olimpii. Najgroźniejszy z nich był po krótkim rozegraniu rzutu wolnego, gdy piłka trafiła na około 30 metr właśnie do pomocnika Sokoła. Kalinowski uderzył mocno, z pierwszej piłki i Sujecki ze sporym trudem przerzucił futbolówkę nad poprzeczką. Prócz niego, strzału z dystansu próbował także Karol Turek, ale o wiele groźniej pod bramką gości było po prostopadłym podaniu Jakuba Czajkowskiego do Tomasza Gajdy. Prawy pomocnik Sokoła z ostrego kąta strzelił mocno, jednak wysoko ponad bramką.

Nie ujmując nic zawodnikom Olimpii, to jednak trzeba przyznać, że dwa trafienia sprezentowali im obrońcy rywali, którzy momentami popełniali wręcz kuriozalne błędy. W 24. minucie po krótkim rozegraniu rzutu wolnego spod własnej bramki bardzo łatwo piłkę w środku pola traci Łukasz Soszyński. Po przechwycie João Criciúmy piłka trafia do Omida Popalzaya, który zagrywa na lewą stronę do José Embaló. Napastnik Olimpii dostrzega idącego na obieg kolegę z zespołu, który posyła płaskie dośrodkowanie w pole karne. Tam Popalzay bez większych problemów pokonał Kacpra Trelowskiego.

Brak doświadczenia golkipera Sokoła po raz kolejny dał o sobie znać jeszcze w pierwszej połowie, gdy po kolejnej stracie goście posłali długie podanie w kierunku José Embaló. Trelowski podjął zupełnie bezsensowną decyzję o wyjściu z bramki, w efekcie czego napastnik Olimpii z łatwością go ograł i oddał strzał na opustoszałą bramkę z około 25 metrów. Na szczęście dla gospodarzy uderzenie Portugalczyka było słabe, a Trelowski został zaasekurowany przez swoich obrońców. Portugalczyk zanim przypieczętował zwycięstwo Olimpii, zmarnował jeszcze jedną świetną okazję. Po kolejnym dośrodkowaniu w pole karne Popalzay z łatwością przepchał Czajkowskiego i z ostrego kąta oddał strzał na bramkę Sokoła. Tym razem Trelowski odbił piłkę przed siebie, a José Embaló z bardzo bliska fatalnie przestrzelił.

Druga bramka dla Olimpii padła, a jakże, po stracie Sokoła w środku pola. Tym razem błąd popełnił Kalinowski. Futbolówkę ponownie przejął João Criciúma, który po podprowadzeniu piłki posłał prostopadłe podanie za linię obrony do José Embaló. Portugalczyk tym razem nie zawiódł, skutecznie kończąc sytuację sam na sam z Trelowskim.

W drugiej części Sokół również miał swoje sytuacje. Ba, był całkiem blisko, by ten mecz co najmniej zremisować. Po ładnym dograniu piętą Rafała Siemaszko w świetnej sytuacji zawiódł Soszyński. Środkowy pomocnik gospodarzy uderzył w sam środek, dzięki czemu Sujecki bez większych problemów interweniował. Jeszcze bliżej gola gospodarze byli w samej końcówce, tym razem po fatalnym zachowaniu Roberta Obsta we własnym polu karnym. Środkowy obrońca Olimpii próbował zastawić piłkę przed rywalem, by mógł ją złapać Sujecki. Zrobił to jednak tak nieudolnie, że bez problemów w stronę bramki trącił ją Krzysztof Wicki. Szczęście jednak i tym razem nie uśmiechnęło się do Sokoła, piłka leciała powoli i ostatecznie odbiła się od słupka, a następnie została wybita w pole.

W Ostródzie mają całkiem spory problem. Niewiele pozostało już po drużynie, która po rundzie jesiennej miała zostać czarnym koniem rozgrywek i skutecznie powalczyć o awans do baraży o Fortuna I ligę. Na koniec 2020 roku Sokół był ósmy i miał dwa punkty straty do TOP6 oraz aż 12 punktów przewagi nad strefą spadkową. Po czterech meczach rozegranych w nowym roku Sokół zajmuje 11. pozycję. Ich strata do miejsc barażowych wynosi obecnie już siedem punktów, natomiast zapas nad strefą spadkową stopniał do sześciu oczek. Zdecydowanie za wcześnie na to, by twierdzić, ze Sokół może spaść z ligi. Drużyna wymaga jednak zmian, pewnego bodźca, który pomoże odwrócić złą passę. Bo szczerze mówiąc gra ostródzian nie prezentuje się jakoś dramatycznie słabo. Gdyby ustrzegli się takich błędów, jak w meczu z Olimpią, to dorobek punktowy byłby zdecydowanie bardziej okazały.


Bytovia Bytów - Błękitni Stargard 3:1 (1:0)

Oskar Krzyżak 36, Paweł Zawistowski 62 (karny), Piotr Giel 77 - Michał Cywiński 90

Bytovia: Adrian Olszewski - Mateusz Wrzesień (Kacper Sezonienko 57'), Krzysztof Bąk (Filip Dymerski), Oskar Krzyżak, Matheus Camargo - Kuba Lizakowski (Dominik Urban 57'), Paweł Zawistowski, Jakub Nowakowski (Michał Kieca 61'), Przemysław Lech (Maciej Błaszkowski 81'), Jakub Bach - Piotr Giel.

Błękitni: Dominik Sasiak - Jan Andrzejewski, Krystian Kujawa, Daniel Wajsak, Bartosz Sitkowski (Błażej Starzycki 46') - Mateusz Bochnak (Bartosz Boniecki 80'), Dawid Polkowski, Michał Cywiński, Filip Karmański (Adrian Kwiatkowski 63'), Tomasz Kaczmarek (Aleksander Theus 46') - Przemysław Brzeziański (Damian Niedojad 63').

Przewidywany typ: remis

Pod koniec lutego, po porażce 0:2 z Pogonią Siedlce, wydawało się, że przed Bytovią Bytów trudna wiosna. Po remisach ze znajdującymi się w strefie spadkowej Olimpią Grudziądz i Zniczem Pruszków trudno było być optymistą. Miniony tydzień okazał się być jednak bardzo udany dla podopiecznych Kamila Sochy, którzy po wygranej z Olimpią Elbląg, na swoim boisku okazali się lepsi od Błękitnych Stargard.

Po nieco ospałym pierwszym kwadransie, zdecydowanie do głosu doszli gospodarze. Po raz pierwszy bardzo groźnie pod bramką Błękitnych zrobiło się w 17. minucie. Piłkę w pole karne dogrywał Przemysław Lech. Piłki głową nie zdołał sięgnąć Tomasz Kaczmarek, z czego skorzystał Piotr Giel. Jego mocny strzał, z pierwszej piłki na rzut rożny zdołał sparować Dominik Sasiak. Po tym rzucie rożnym ponownie bramkarz Błękitnych został zmuszony do wysiłku. Gospodarze przy tym stałym fragmencie gry zastosowali słynną "szarańczę". Matheus Camargo wybiegł z szyku na bliższy słupek i oddał groźny strzał głową, który z trudem odbił Sasiak. W ostatniej chwili po jego interwencji futbolówkę z pola karnego wybił jeden z defensorów Błękitnych.

Prócz tej sytuacji po stronie gospodarzy odnotowaliśmy również lekki strzał z rzutu wolnego Pawła Zawistowskiego oraz dwie zablokowane próby Mateusza Września. Defensywę Błękitnych w 36. minucie zdołał wymanewrować Oskar Krzyżak. Wypożyczony z Rakowa Częstochowa defensor wykorzystał wrzutkę Zawistowskiego, uciekł kryjącemu go rywalowi i trącił piłkę głową, czym zaskoczył Sasiaka i dał Bytovii zasłużone prowadzenie.

Goście pod koniec pierwszej połowy i na początku drugiej mieli kilkanaście niezłych minut, w których próbowali zaskoczyć dobrze dysponowanego w tej rundzie Adriana Olszewskiego. Najbliżej wyrównania w 42. minucie był Mateusz Bochnak. Strzał Kaczmarka z lewej strony pola karnego został zablokowany. Piłka trafiła do obróconego tyłem do bramki Przemysław Brzeziańskiego, który przytomnie wycofał do nabiegającego Bochnaka. Jego strzał z pierwszej piłki był mocny i przeleciał nieznacznie obok górnego rogu bramki Bytovii. Po przerwie goście dołożyli od siebie jeszcze lekki strzał z dystansu Filipa Karmańskiego i groźną próbę z rzutu wolnego, po której Olszewski mocniej się spocił. Błękitni przez prawie cały mecz nie potrafili strzelić gola z gry, a na dodatek nie ustrzegli się wielu błędów w defensywie. To musiało skończyć się kolejnymi bramkami dla miejscowych.

W 60. minucie Kacper Sezonienko wyprzedził obrońców gości i wpadł w pole karne. W okolicach piątego metra rosły napastnik został popchnięty przez Krystiana Kujawę, za co Grzegorz Kawałko wskazał na jedenasty metr i ukarał Kujawę żółtym kartonikiem. Do piłki podszedł etatowy wykonawca rzutów karnych w Bytovii Paweł Zawistowski. 36-latek tym razem nie zawiódł i w odrożnieniu od spotkania z Olimpią Elbląg, tym razem bardzo pewnie wykorzystał "jedenastkę" i podwyższył prowadzenie Bytovii, a w zasadzie przesądził o jej zwycięstwie.

Druga bramka wyraźnie podcięła skrzydła przyjezdnym, którzy zamiast zagrażać bramce Bytovii, to generowali sytuację swoim rywalom. W 77. minucie piłkę spod własnej bramki wykopał Olszewski. Rozgrywający bardzo słabe spotkanie Kujawa źle dograł głową do Sasiaka, z czego skorzystał Giel. Najlepszy strzelec gospodarzy wyprzedził bramkarza Błękitnych, minął go i z ostrego kąta umieścił futbolówkę w pustej bramce. Była to jego 13. bramka w tym sezonie eWinner II ligi, dzięki czemu stał się samodzielnym wiceliderem klasyfikacji strzelców.

Pomimo słabego występu, w samej końcówce Michał Cywiński zadbał o to, by Błękitni pozostawili po sobie jakiekolwiek dobre wrażenie. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry 24-letni pomocnik popisał się bardzo ładnym strzałem z rzutu wolnego, po którym Olszewski musiał wyciągnąć piłkę z siatki. Był to jednak jedynie moment. Błękitni w Bytowie zaprezentowali się bardzo słabo, dali się zdominować przez rywala, samemu nie potrafiąc na poważnie zagrozić bramce Bytovii. Jeżeli piłkarze ze Stargardu chcą utrzymać się w lidze, to takich występów jak ten sobotni powinni się wystrzegać. Tym bardziej, że zespól prowadzony obecnie przez Adama Topolskiego i Jarosława Piskorza pokazał już, że potrafi postawić się każdemu rywalowi, nawet temu ze ścisłej czołówki ligi.


Hutnik Kraków - Pogoń Siedlce 2:1 (1:0)

Michał Kitliński 14, Piotr Stawarczyk 63 (karny) - Krzysztof Danielewicz 80

Hutnik: Arkadiusz Leszczyński - Mateusz Ozimek, Tomasz Wojcinowicz, Piotr Stawarczyk, Łukasz Kędziora, Piotr Zmorzyński - Patryk Kieliś (Filip Handzlik 80'), Javier Bernal (Tomasz Jaklik 88'), Krzysztof Świątek (Dawid Linca 81') - Abdallah Hafez (Kacper Jodłowski 81'), Michał Kitliński (Kamil Sobala 84').

Pogoń: Rafał Misztal - Maciej Kołoczek, Julien Tadrowski, Bartosz Brodziński, Bartłomiej Olszewski - Ishmael Baidoo (Miłosz Przybecki 68'), Oskar Sewerzyński (Marcin Kozłowski II 64'), Krzysztof Danielewicz, Bartosz Rymek (Krystian Miś 77'), Franciszek Wróblewski - Maciej Górski.

Przewidywany typ: remis

23. kolejkę spotkań kończyliśmy nietypowo, bo w poniedziałkowe popołudnie. Było to spowodowane kwarantanną jakiej poddani zostali zawodnicy Pogoni Siedlce po wykryciu kilku przypadków zakażenia koronawirusem w swoich szeregach. Na szczęście w ich wypadku obyło się bez poważniejszych komplikacji, w związku z czym mecz mógł dojść do skutku.

Optyczna przewaga gospodarzy bardzo szybko, bo już w 14. minucie spotkania zaowocowała trafieniem. Piłkę z prawej strony dorzucał Mateusz Ozimek. Jego dogranie było złe, zbyt krótkie. Nieoczekiwanie jednak Bartosz Brodziński zagrał piłkę głową tak niefortunnie, że dzięki niemu ta trafiła do Michała Kitlińskiego. Napastnik Hutnika zachował się w tej sytuacji czujnie i celnym uderzeniem wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Ten sam zawodnik chwilę później mógł podwoić swój dorobek strzelecki. Świetną indywidualną szarżą popisał się w tej sytuacji wracający po trzech meczach dyskwalifikacji Abdallah Hafez. Egipcjanin posłał dośrodkowanie w pole karne do Kitlińskiego, ten jednak spudłował z kilku metrów i posłał futbolówkę wysoko nad poprzeczką bramki Pogoni.

Gospodarze spokojnie mogli rozstrzygnąć losy spotkania już w pierwszej połowie. Sam Hafez oddał dwa strzały na bramkę Rafała Misztala. Świetnej okazji w 32. minucie nie wykorzystał Tomasz Wojcinowicz. Środkowy defensor Hutnika z bliska posłał piłkę ponad bramką. Pięć minut później Wojcinowicz wypracował równie dobrą sytuację strzelecką swojemu koledze z bloku defensywnego Piotrowi Stawarczykowi. 37-latek, który zamykał całą akcję przy dalszym słupku, fatalnie przestrzelił posyłając piłkę ponad bramką.

Pogoń w pierwszej połowie miała ogromne problemy ze stworzeniem jakiejkolwiek dogodnej okazji. Obraz ich gry idealnie dopełniła desperacka próba strzału z dystansu Ishmaela Baidoo. Po przerwie jednak goście wyszli z mocnym postanowieniem poprawy. W pierwszej akcji drugiej połowy zrobiło się groźniej pod bramką Hutnika po wrzutce w pole karne. Na nieszcześćie dla przyjezdnych Maciej Górski nie zdołał oddać strzału z pierwszej piłki, bo po chwili próba jego i Franciszka Wróblewskiego zostały zablokowane.

Były to jednak nieliczne ataki Pogoni. Zarówno w pierwszej połowie, jak i po przerwie, zdecydowaną przewagę mieli podopieczni Szymona Szydełki. W 51. minucie ładnym, prostopadłym podaniem w pole karne popisał się Patryk Kieliś. Futbolówka trafiła do znajdującego się z boku bramki Piotra Zmorzyńskiego, który uderzył wprost w Misztala.

Duże kontrowersje wzbudziła sytuacja z 61. minuty spotkania. W polu karnym Hutnika po kontakcie z Wojcinowiczem upadł Krzysztof Danielewicz. Zawodnicy Pogoni sygnalizowali sędziemu kontuzję kolegi, a także chyba oczekiwali, że gospodarze wybiją piłkę na aut. Tak się jednak nie stało - Kieliś posłał długie podanie do Hafeza, który wykorzystał całkowitą bierność rywali i wyszedł sam na sam z Misztalem. Hafez chciał minąć bramkarza, został jednak przez niego sfaulowany, za co sędzia podyktował rzut karny. Prowadzenie Hutnika pewnym strzałem podwyższył Piotr Stawarczyk.

Dopiero po utracie drugiej bramki goście zaatakowali nieco bardziej zdecydowanie. Wypożyczony po kontuzji Dawida Smuga Arkadiusz Leszczyński musiał się wykazać w 73. minucie po dobrym strzale zza pola karnego Danielewicza. Równie dobrą robotę wykonał w tej sytuacji Wojcinowicz, który w ostatniej chwili powstrzymał Wróblewskiego przed dobitką do pustej bramki z około dwóch metrów. Honorowe trafienie osiem minut później dla Pogoni zdobył Danielewicz. Tym razem jego próba zza pola karnego okazała się celniejsza - 29-latek zaskoczył Leszczyńskiego uderzeniem z rzutu wolnego. Pomimo jeszcze kilku ataków, goście nie zdołali wywalczyć nawet remisu i z Krakowa wrócili z pustymi rękoma.

Efekt tego spotkania jest następujący - po wielu kolejkach Hutnik Kraków opuścił ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Na ten moment Hutnicy wyprzedzają o trzy "oczka" ostatni Znicz Pruszków i tracą zaledwie jeden punkt do zajmującego ostatnie bezpieczne miejsce Lecha II Poznań. To sprawia, że zespół, który wielu skazywało na pożarcie, już w najbliższy weekend może opuścić strefę spadkową. Warunkiem jest pokonanie dobrze dysponowanej w ostatnim czasie Olimpii Grudziądz, a także nadzieja na potknięcia innych rywali.

https://www.youtube.com/watch?v=MaGw57Ylsio


W tej kolejce pauzowały rezerwa Lecha Poznań. Zaplanowane na niedzielę 21 marca na godz. 15:00 spotkanie Motoru Lublin ze Skrą Częstochowa zostało odwołane z powodu dziesięciu wykrytych przypadków zakażenia koronawirusem w zespole z Lublina. Nowa data tego meczu nie została jeszcze ustalona.

Jedenastka 23. kolejki eWinner II ligi według tygodnika Piłka Nożna

Tabela eWinner II ligi po 23. kolejce

[table id=117 /]

Czołówka klasyfikacji strzelców eWinner II ligi po 23. kolejce

  1. Kamil Wojtyra (Skra Częstochowa) - 15 bramek
  2. Piotr Giel (Bytovia Bytów) - 13 bramek
  3. Marcin Urynowicz (GKS Katowice), Dawid Wolny (Sokół Ostróda) - 12 bramek
  4. Eryk Sobków (Górnik Polkowice) - 11 bramek
  5. Sebastian Bergier (Śląsk II Wrocław) - 10 bramek
  6. Kamil Adamek (Wigry Suwałki), Szymon Skrzypczak (Chojniczanka Chojnice), Janusz Surdykowski (Olimpia Elbląg) - 9 bramek

Terminarz 24. kolejki eWinner II ligi:

27 marca (sobota)

Błękitni Stargard - Chojniczanka Chojnice, godz. 13:00 - transmisja na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: 2.

Górnik Polkowice - Lech II Poznań, godz. 13:00 - transmisja na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: 1

Śląsk II Wrocław - Wigry Suwałki, godz. 13:00 - transmisja na kanale YT Śląska lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: 2.

28 marca (niedziela)

Olimpia Grudziądz - Hutnik Kraków, godz. 14:00 - transmisja na kanale YT Śląska lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: 1.

Olimpia Elbląg - Stal Rzeszów, godz. 14:00 - transmisja na kanale YT Śląska lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: X.

Znicz Pruszków - Sokół Ostróda, godz. 15:30 - transmisja na kanale YT Śląska lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: 2.

Skra Częstochowa - Bytovia Bytów, godz. 16:00 - transmisja na kanale YT Śląska lub w aplikacji mobilnej eWinner, Typ: 1.

Pogoń Siedlce - GKS Katowice, godz. 16:45 - transmisja w TVP Sport, typ: 2.

Pauza: KKS 1925 Kalisz

Zaplanowane na sobotę 27 marca na godz. 15:00 spotkanie pomiędzy Garbarnią Kraków a Motorem Lublin zostało odwołane z powodu kwarantanny w zespole gości. PZPN ustalił nowy termin tego spotkania na 21 kwietnia.

Użyte dane za 90minut.pl


Avatar
Data publikacji: 24 marca 2021, 13:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.