Piłka, PKO Ekstraklasa
fot. Krzysztof Drobnik (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

Emocje na pożegnanie z Ekstraklasą

W niedzielę nie mogliśmy narzekać na nudę na boiskach PKO Ekstraklasy. W dwóch pierwszych spotkaniach gospodarze potrafili odrobić straty i w końcówkach spotkań wyszarpać bardzo cenne trzy punkty. W ostatnim tegorocznym spotkaniu Radomiak Radom dotkliwie pokonał przy Łazienkowskiej Legię Warszawa.

Radomiak zadbał o mocne wejście w to spotkanie. Już w 2. minucie do interwencji po mocnym uderzeniu zza pola karnego Mauridesa zmuszony został Artur Boruc. Chwilę później po wrzutce z rzutu rożnego niecelnie głową uderzał Dawid Abramowicz. Był to w zasadzie jedyny piłkarski aspekt pierwszych fragmentów spotkania. Dokładnie w trzeciej minucie i 13 sekundzie Krzysztof Jakubik przerwał spotkanie na dziesięć minut z powodu zadymienia boiska, co było udziałem sympatyków obu drużyn zgromadzonych na trybunie znajdującą się za bramką, w której od pierwszej minuty stał Filip Majchrowicz.

Po przymusowej przerwie tempo nieco spadło. Gospodarze podejmowali próby zaskoczenia Majchrowicza, lecz finalnie odnotować mogliśmy tylko kilka niecelnych lub / i zbyt słabych uderzeń zawodników Legii. Wciąz urzedujący mistrz Polski nieco rozkręcił się w ostatnim kwadransie pierwszej części spotkania. Największe wyzwanie dla Majchrowicza w pierwszej połowie nadeszło w 35. minucie, gdy na mocne uderzenie zza pola karnego zdecydował się Josué. Znakomicie spisujący się od dłuższego czasu bramkarz Radomiaka nie zawiódł i tym raze, piąstkując ten strzał. Kilka minut później Majchrowicz znowu zaprezentował się z dobrej strony - po dośrodkowaniu Filipa Mladenovicia głową strzelał Rafael Lopes. Tylko co z tego, skoro w doliczonym czasie gola strzelił Radomiak?

Po nieudanie rozegranym rzucie rożnym ponownie w pole karne Legii dośrodkowywał Leândro. Strzał głową Abramowicza odbił przed siebie Boruc. Futbolówka trafiła jednak do Karola Angielskiego, który wepchnął ją do bramki. Cała ta sytuacja jest sekwencją ogromnego pecha, ale trochę też i nieudolności Legii. Po uderzeniu Angielskiego piłka odbijała się zarówno od Artura Boruca i Mateusza Wieteski, a ostatecznie minęła linię bramkową odbita od brzucha Wieteski.

Równie dobrze prowadzenie Radomiaka powinno być wyższe. Jeszcze przed przerwą Boruc świetnie obronił strzał z bliska Angielskiego. Doświadczony golkiper Legii wykazał się czujnością również, gdy blisko wkręcenia futbolówki z rzutu rożnego był jeden z piłkarzy Radomiaka. Mocno przeciętna  pierwsza połowa naznaczona delikatną przewagą Legii zakończyliśmy prawidzwym huraganem pod bramką gospodarzy i jednobramkowym prowadzeniem Radomiaka.

Zgodnie z oczekiwaniami po przerwie Legia dążyła do osiągnięcia znaczącej przewagi nad Radomiakiem, co poskutkowałoby wyrównującym trafieniem. Przez dłuższy czas szło to jednak opornie. Co prawda posiadanie piłki się zgadzało, jednak korzystnych sytuacji w dalszym ciągu było jak na lekarstwo. Wprowadzenie w przerwie Szymona Włodarczyka niekoniecznie zmieniło ten stan rzeczy.

Radomiak był tego dnia pragmatyczny do bólu. Goście cały czas grali swoje, nastawiając się głównie na grę z kontry i posyłanie długich piłek pod bramkę Legii. Groźniej zrobiło się w 64. minucie, gdy po takim długim zagraniu Boruc wyszedł poza pole karne chcąc oddalić zagrożenie. Efekt tego był taki, że bramkarz Legii minął się z płiką, Filipe Nascimento miał przed sobą opustoszałą bramkę. W ostatniej chwili swojego bramkarza asekurował Wieteska. Chwilę później defensywa Legii ponownie była bezradna. Filipe Nascimento wrzucał, a Maurides kapitalnym strzałem głową powiększył przewagę Radomiaka nad mistrzem Polski.

https://streamable.com/fwb8dv

Nie był to koniec strat Legii, która w dalszym ciągu nieudolnie usiłowała zmienić losy spotkania. W 84. minucie w polu karnym upadł Filipe Nascimento. Sędzia tego spotkania w pierwszej chwili ukarał pomocnika Radomiaka żółtą kartkę uznając, że ten próbował wymusić przewinienie. Po skorzystaniu z systemu VAR decyzja została zmieniona i podyktowano rzut karny. Skutecznym egzekutorem okazał się Karol Angielski, który tego dnia dwoił się i troił pod bramką Legii, a pierwsze trafienie niejako "ukradł" mu Wieteska. Ten mecz idealnie przypieczętował katastrofalną dyspozycję Legii, której efektem jest zima w strefie spadkowej. Radomiak natomiast awansował na czwartą pozycję i zrównał się punktami z trzecim Rakowem.

Legia Warszawa - Radomiak Radom 0:3 (0:1)

Mateusz Wieteska 45 (bramka samobójcza), Maurides 64, Karol Angielski 87 (karny)

Legia: Artur Boruc - Maik Nawrocki, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia - Mattias Johansson, Bartosz Slisz, Josué, Lirim Kastrati (Szymon Włodarczyk 46'), Ernest Muçi (Bartłomiej Ciepiela 73'), Filip Mladenović - Rafael Lopes.

Radomiak: Filip Majchrowicz - Damian Jakubik (Tiago Matos 45'), Raphael Rossi, Mateusz Cichocki, Dawid Abramowicz - Leândro (Meik Karwot 86'), Michał Kaput, Filipe Nascimento, Luís Machado (Mario Rondón 77') - Maurides (Thabo Cele 85'), Karol Angielski.

_______________________________________________________________________________________

Stawka ostatniego tegorocznego meczu dla Lecha Poznań była bardzo długa. Druga porażka z rzędu spowodowałaby, prócz oczywistego niezadowolenia kibiców, zmniejszenie przewagę na koniec roku nad Pogonią Szczecin do zaledwie jednego punktu. Na stadionie przy ulicy Bułgarskiej zjawił się wymagający rywal - Górnik Zabrze, który w grudniu dotychczas nie przegrał, a na dodatek wywalczył aż cztery punkty w meczach z drugą w tabeli Pogonią i trzecim Rakowem Częstochowa.

W Poznaniu na nudę nie mogliśmy narzekać. Już na samym początku świetnej sytuacji nie wykorzystał Mikael Ishak. W 10. minucie pierwszej roszady dokonać musiał Jan Urban - kontuzjowanego Rafała Janickiego w środku defensywy zastąpił młody Jakub Szymański. Na gole musieliśmy jednak poczekać do końcówki pierwszej części. Dość nieoczekiwanie w 36. minucie na prowadzenie wyszli przyjezdni. Po dwójkowej akcji Bartosz Nowaka z Robertem Dadokiem ten pierwszy wyłożył futbolówkę Jesúsowi Jiménezowi. Tak doświadczony snajper jak Hiszpan nie mógł zmarnować takiej okazji.

Pod bramką Górnika poważnie zakotłowało się tuż przed przerwą najpierw w świetnym stylu strzał João Amarala zatrzymał Daniel Bielica. Golkiper gości po chwili musiał jednak skapitulować, jednak do niego nie można mieć żadnych pretensji. W 44. minucie kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Nika Kwekweskiri.

Dynamikę w drugiej połowie znacznie wytrąciły dwie przerwy w grze. Najpierw na około sześć minut ustały zmagania z powodu odpalenia rac przez kibiców Lecha, co poskutkowało gęstym dymem unoszącym się nad murawą. Kilka minut później uraz mięśniowy zgłosił sędzia tego spotkania Jarosław Przybył. Po kilku minutach jego miejsce zastąpił dotychczasowy sędzia techniczny Albert Różycki. Na szczęście dla wszystkich kibiców w ostatnich minutach zawodnicy obu drużyn włączyli zdecydowanie wyższy bieg, dzięki czemu mogliśmy oglądać świetne widowisko.

Na dobrą sprawę Górnik powinien to spotkanie wygrać w cuglach. Jeszcze przed rozpoczęciem doliczonego czasu gry pod bramką "Kolejorza" działy się takie rzeczy:

  • Erik Janža trafia w poprzeczkę
  • Po chwili strzał głową Janžy odbija Filip Bednarek
  • Bednarek broni strzał Lukasa Podolskiego z kilku metrów, gdy powinien zapytać rywala o kierunek strzału i wymierzyć sprawiedliwość
  • Podolski upadł w polu karnym, lecz wbrew protestom gości Różycki nie podyktował rzutu karnego.

Nie oznacza to oczywiście, że gospodarze oddali mecz bez walki. Dwie minuty przed upadkiem Podolskiego blisko zapewnienia trzech punktów był Adriel Ba Loua. Ostatecznie o komplecie punktów Lecha zadecydowali zawodnicy wchodzący w skład linii defensywy. O paradach Bednarka już pisaliśmy. W dziewiątej minucie doliczonego czasu gry piłkę na dalszy słupek bramki Górnika dośrodkowywał Jesper Karlström. Po tym dograniu głową na bramkę uderzał Bartosz Salamon. Bielica odbił ten strzał, jednak na jego nieszczęście nabił tym samym Antonio Milicia, który ze sporym szczęściem przypieczętował czteropunktową przewagę Lecha nad Pogonią.

Lech Poznań - Górnik Zabrze 2:1 (1:1)

Nika Kwekweskiri 44, Antonio Milić 90 - Jesús Jiménez 36

Lech: Filip Bednarek - Joel Pereira (Alan Czerwiński 90'), Bartosz Salamon, Antonio Milić, Barry Douglas - Michał Skóraś (Adriel Ba Loua 71'), Jesper Karlström, Nika Kwekweskiri (Pedro Tiba 81'), João Amaral (Dani Ramírez 81'), Jakub Kamiński (Filip Marchwiński 90') - Mikael Ishak.

Górnik: Daniel Bielica - Przemysław Wiśniewski, Rafał Janicki (Jakub Szymański 10'), Adrian Gryszkiewicz - Robert Dadok, Jean Mvondo, Krzysztof Kubica (Dariusz Stalmach 90'), Bartosz Nowak (Mateusz Cholewiak 84'), Lukas Podolski (Vamara Sanogo 90'), Erik Janža - Jesús Jiménez.

_______________________________________________________________________________________

W Łęcznej do przerwy zadowoleni mogli być tylko zawodnicy i kibice Zagłębia Lubin, które prowadziło do przerwy jedną bramką. Kapitalnym trafieniem z rzutu wolnego popisał się Jakub Żubrowski. Golkiper Górnika Maciej Gostomski nie miał szans na interwencję. Futbolówka uderzona przez środkowego pomocnika Zagłębia odchodziła od bramki, a zanim minęła linię bramkową to odbiła się od słupka.

Goście mogą czuć ogromny niedosyt. Przez większość spotkania kontrolowali wydarzenia na boisku, a na dodatek w 72. minucie strzelili drugiego gola. Gostomskiego tym razem strzałem głową pokonał Karol Podliński. Sędziujący to spotkanie Sebastian Krasny skorzystał z systemu VAR i ostatecznie gola nie uznał. Końcówka spotkania należała już jednak do Górnika, który zaliczył kapitalny comeback. Faktem jest jednak, że rywale znacznie im to ułatwili. Po bezsensownym zagraniu ręką we własnym polu karnym Kacpra Leszczyńskiego gospodarze otrzymali rzut karny, po którym wyrównującego gola strzelił Przemysław Banaszak. Tuż przed rozpoczęciem doliczonego czasu gry bohaterem Górnika okazał się jego najlepszy strzelec. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Bartosz Śpiączka wykorzystał brak krycia ze strony rywali i strzałem z bliska pokonał Dominika Hładuna. Był to jego już dziewiąty gol w tym sezonie PKO Ekstraklasy.

Górnik Łęczna - Zagłębie Lubin 2:1 (0:1)

Przemysław Banaszak 83 (karny), Bartosz Śpiączka 90 - Jakub Żubrowski 13

Górnik: Maciej Gostomski - Kryspin Szcześniak, Bartosz Rymaniak, Leândro - Michał Goliński (Przemysław Banaszak 46'), Álex Serrano (Szymon Drewniak 61'), Janusz Gol, Jason Lokilo, Damian Gąska (Bartłomiej Kalinkowski 90'), Serhij Krykun (Kamil Pajnowski 69') - Bartosz Śpiączka.

Zagłębie: Dominik Hładun - Kacper Chodyna, Kacper Lepczyński, Aleksandar Pantić, Kamil Kruk, Mateusz Bartolewski - Patryk Szysz (Łukasz Łakomy 69'), Jakub Żubrowski, Łukasz Poręba, Saša Živec (Jakub Wójcicki 77') - Tomáš Zajíc (Karol Podliński 63').


Avatar
Data publikacji: 19 grudnia 2021, 19:42
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.