fot. www.fcbarcelona.com
Udostępnij:

¡Qué partidazo! Barca – Atletico. „Królewski” status quo

Odkąd Luis Enrique objął Barcelonę, wydawało się, że znalazł patent na Diego Simeone i jego Atletico, które za czasów poprzedniego trenera, Taty Martino, było istną zmorą dla barcelonismo. Do środy Lucho mierzył się z El Cholo osiem razy. Siedem starć wygrał, tylko raz górą był Argentyńczyk. Teraz po raz pierwszy żaden z nich z murawy nie schodził pokonany. Przynajmniej według tablicy wyników (1:1).  

Stawka

O wadze tego spotkania nie trzeba było nikogo przekonywać. Obie ekipy na początku sezonu zaliczyły wpadki: Barcelona sensacyjnie poległa u siebie z Deportivo Alaves (1:2), Atletico natomiast rozgrywki zaczęło od dwóch bezbarwnych remisów. Po ligowych falstartach śladów w formie już nie ma – w weekend Rojblancos rozbili Sproting Gijon (5:0), Duma Katalonii zaś rozgromiła Leganes (1:5) – są za to w tabeli. Najgroźniejszym rywalom na kilka „oczek” odskoczył Real Madryt, który kontynuował passę 16 zwycięstw rzędu. Tuż przed starciem gigantów na Camp Nou Real nieoczekiwanie stracił jednak u siebie punkty, tylko remisując z Villareal (1:1). Barca i Atletico mogły zatem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Raz, zmniejszyć stratę do „Królewskich”. Dwa, odskoczyć kolejnemu z groźnych pretendentów do tytułu. Ewentualna porażka którejkolwiek z drużyn mocno komplikowałaby natomiast jej sytuację w tabeli i powodowała dużą już jak na 5. kolejkę gier stratę do liderów. Stawka, jak na początek sezonu, olbrzymia.

Kontrola

Pierwszą groźną sytuację w spotkaniu stworzył Leo Messi strzałem zza pola karnego po niecałym kwadransie gry. Już wtedy przewaga Barcelony zarysowywała się dość mocno. W pewnym momencie Blaugrana kompletnie zdominowała rywali, co świetnie ilustrował stosunek posiadania piłki (82 do 18 proc.). Rewelacyjnie spisywała się przede wszystkim pomoc Dumy Katalonii: Ivan Rakitic, Andres Iniesta, a przede wszystkim Sergio Busquets nie pozwalali Atletico nawet na wyjście ze swojej połowy – W pierwszej części broniliśmy dobrze, jednak nie byliśmy zdolni do wyjścia z piłką, rozgrywając ją od tyłu. – analizował po meczu Stefan Savić, obrońca Atleti. Goście często zmuszani byli do gry w głębokiej defensywie, w roli środkowego obrońcy nie raz występował nawet Antoine Griezmann. Gdy Atletico odzyskiwało natomiast piłkę, z powodu szaleńczego pressingu Barcy musiało natychmiast niemal na oślep wybijać ją do przodu, a tam nie było przecież nikogo. W końcu Rojblancos pękli. Nagrodą za perfekcyjne trzy kwadranse w środku pola była bramka „do szatni” Ivana Rakitica. Barca miała wszystko pod kontrolą.

Antagonizm

Nie od dziś spotkania Dumy Katalonii z piłkarzami z Vicente Calderon określa się mianem starcia najlepszej ofensywy z najlepszą defensywą na świecie. Za każdym razem scenariusz ten sam – Barca dominuje, Atleti czeka na tę jedną akcję, przy okazji zamykając swoją bramkę na cztery spusty. Teraz nie było inaczej. Podania? 719:310. Strzały? 19:9. Wbicia? 4:26(!). Na pierwszy rzut oka po statystykach gładkie zwycięstwo dla gospodarzy. Ale rywal to Atletico. Atletico, które grę w destrukcji doprowadziło do perfekcji. Jan Oblak piłkę z siatki w ligowych starciach wyciągał wcześniej tylko raz. Do tego wyniku nikt się nawet nie zbliżył. Z drugiej strony jednak, Barca do środowego spotkania strzeliła aż 13 goli – jak łatwo się domyślić - najwięcej w lidze. To są drużyny skrajnie odmienne, antagonistyczne. Na tym polega piękno ich rywalizacji.

– Mecze przeciwko Atlético są zwykle takie same do ostatniej chwili: 90 minut walki, a o wyniku decydują detale. Nie odnaleźliśmy odpowiednich momentów, ale sądzę, że rozegraliśmy dobre spotkanie – podsumował mecz Andres Iniesta. W czterech ostatnich spotkaniach miedzy tymi drużynami to Atletico pierwsze wychodziło na prowadzenie. Inna sprawa, że Duma Katalonii trzy razy zdołała dokonać remontady. W środę natomiast Rakitic jeszcze przed przerwą dał Barcelonie otwierającego gola. Atleti musiało gonić. A to ci nowość…

Klucz

By stworzyć pierwsze po przerwie zagrożenie pod bramką ter Stegena Atleti potrzebowało… 15 sekund. Antoine Griezmann zaraz po wznowieniu gry samotnie popędził z piłką i oddał celny strzał. Może i nie było to uderzenie, które sprawiłoby portero Barcy większe kłopoty, ale dało jasny sygnał: „Rojblancos broni nie składają. Nigdy. To będą długie trzy kwadranse dla Dumy Katalonii.”

Jeszcze przed meczem Diego Simeone mówił, że skorzysta ze wszystkich czterech swoich napastników. I skorzystał. W 60. minucie Kevina Gameiro zastąpił Fernando Torres, a Saula Angel Correa. 60 sekund później Atleti wyrównało. Bramkę zdobył… Correa, po asyście… Torresa. Swoja drogą, gol kuriozum. Najpierw El Nino założył siatkę podaniem Gerardowi Pique, a gdy ta dotarła do Correi, miał on przed sobą już tylko Javiera Mascherano. A co zrobił obrońca Barcy!? Masche widowiskowo wyłożył się na murawie i jeżeli porównamy to do słynnego „poślizgu” Jakuba Wawrzyniaka, bądź "postrzelenia" Jerome'a Boatenga, nie będziemy wcale dalecy od adekwatności. Młodszemu z Argentyńczyków nie zostało natomiast już nic innego jak klinicznie wykończyć akcję. – Kluczowe były zmiany dokonane przez nas w drugiej połowie. To wtedy pokazaliśmy swoje prawdziwe oblicze – nie miał wątpliwości Simeone. Gratulujemy wyczucia.

Messi(Busi)dependencia

W 51. minucie boisko opuścić musiał Sergio Busquets. Podobno już w przerwie zgłaszał dość mocne bóle brzucha. Dziewięć minut później kontuzji nabawił się Leo Messi. Po kolejnych 60 sekundach był już remis. Bez dwóch wychowanków gra Barcy niesamowicie się posypała: Andre Gomes nie mógł odnaleźć się w roli pivota, którą na zmianę dzielił z Rakiticem; Arda Turan na skrzydle nie pokazał właściwie nic. W grze Barcy brakowało płynności i skutecznych odbiorów (Busquets) oraz kreatywności i prostopadłych piłek (Messi). Ciężar gry wziął na siebie Neymar, lecz w pojedynkę nie potrafił sforsować madryckiego muru. Zaginął Luis Suarez. Szanse mieli jeszcze Pique i Alba, lecz Barca biła głową w ścianę. Atletico było zaś w swoim żywiole: przeciąć, wybić, zablokować - po prostu dowieźć remis. – Nasz gol sprawił, że w drugiej połowie wyszli silniejsi – stwierdził po meczu Luis Enrique. Może, ale nie sądzę. To nie kwestia gry Atletico, ale zjawiska w szerszym kontekście wysoce bardziej dla Barcy niebezpiecznego: Messi(tudzież Busi)dependencii.

***

Remis to podwójna wygrana Madrytu: Atleti na Camp Nou nie wygrało od ponad dekady, trudno było więc liczyć im na coś więcej niż wyszarpany remis; biała część stolicy odetchnęła natomiast pełną piersią, bo wcześniejszy remis i strata punktów przez Real zeszły bowiem gdzieś na dalszy plan bez wymiernych konsekwencji. Na szczycie utrzymany został korzystny dla "Królewskich" status quo. 

FC Barcelona - Atletico Madryt 1:1 (1:0)
1:0 - Ivan Rakitić 41'
1:1 - Angel Correa 61'

FC Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto, Gerard Pique, Javier Mascherano, Jordi Alba - Ivan Rakitić, Sergio Busquets (51' Andre Gomes), Andres Iniesta - Lionel Messi (59' Arda Turan), Luis Suarez, Neymar.

Atletico Madryt: Jan Oblak - Juanfran, Stefan Savić, Diego Godin, Filipe Luis - Koke, Saul Niguez (60' Fernando Torres), Gabi, Yannick Ferreira Carrasco (73' Thomas Partey) - Antoine Griezmann, Kevin Gameiro (60' Angel Correa)

* wszystkie wypowiedzi pochodzą z oficjalnych stron klubowych

** w ramach serii "¡Qué partidazo!" co miesiąc wybieram najciekawszy mecz La Liga Santander, relację wzbogacając o analityczny komentarz


Avatar
Data publikacji: 22 września 2016, 12:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.