fot. www.foxsportsasia.com
Udostępnij:

Ulice nigdy nie zapomną #11: Belgijski czarodziej żegna się z Londynem

Co dokładnie rok temu, czyli 20 sierpnia w godzinach porannych mógł robić Eden Hazard? Z pewnością się obudził, skonsumował posiłek (mam nadzieję, że nie był to burger, czy coś, bo wiemy jak za nimi przepada) i pojechał na trening. Do niedawna jego treningi odbywały się jeszcze w Anglii, lecz po wielkim i zarazem wyczekiwanym przez niego transferze – baza treningowa zmieniła swoją lokację na Madryt. Tym samym, Chelsea straciła swój szczęśliwy talizman, który był jednym z jej symboli w minionej dekadzie.

Relacja belgijskiego asa z Realem Madryt nie była dla nikogo żadną tajemnicą. Pisząc „relacja” mam na myśli wieloletnią sympatię Belga do stołecznego klubu. Eden wielokrotnie podkreślał, że to właśnie Królewscy są jego ulubionym zespołem i to właśnie tam chciałby kiedyś zagrać. Dodatkowo, stery w tym zespole dzierży przecież Zinedine Zidane – ulubiony piłkarz Hazarda z czasów dzieciństwa. Kwestia potencjalnych przenosin stawała się coraz bardziej wyraźna po mundialu. Belgia zanotowała fantastyczny występ w najważniejszym turnieju reprezentacji narodowych, a sam skrzydłowy był jedną z najjaśniej świecących gwiazd. To właśnie wtedy Madrytczycy coraz śmielej zaczęli pukać do gabinetów włodarzy Chelsea.

Do samego transferu doszło rok później. Jednak nie chcę tutaj zbyt szczegółowo się zagłębiać w romans Hazarda z Realem, bo nie będzie to motywem przewodnim tego tekstu. Przenosiny Belga do stolicy Hiszpanii poprzedził ostatni, niesamowity wręcz sezon w barwach The Blues i to właśnie o nim  pokrótce opowiem. Ale zacznijmy od początku.

Młody talent, którego skusiła Liga Mistrzów

Kiedy debiutujesz w pierwszej lidze francuskiej jako 16-latek, to znaczy, że albo masz gigantyczny talent, albo twój klub ma braki kadrowe. Można powiedzieć, że w przypadku Edena obie opcje były prawdziwe. Ze względu na absencje piłkarzy z powodu obowiązków reprezentacyjnych, Claude Puel przesunął Belga do pierwszego zespołu Lille. Utalentowany – i młody wówczas – Hazard oficjalnie w Ligue 1 zadebiutował 24 listopada 2007. Miał wtedy dokładnie 16 lat, 11 miesięcy i 17 dni. Rok później stał się etatowym członkiem seniorskiej kadry. Na najbardziej wymagających boiskach we Francji spędził ponad tysiąc minut, a nawet strzelił kilka bramek oraz zanotował parę asyst.

To jaki potencjał w nim drzemie pokazał jako 20-latek. W sezonie 11/12 – jako świeżo upieczony mistrz Francji – zdominował pierwszoligowe rozgrywki. Na przestrzeni tej kampanii, dwudziestokrotnie pokonywał bramkarzy rywali, a osiemnastokrotnie w decydujący sposób posyłał piłkę do kolegów. Ów bilans uplasował go na najniższym podium w klasyfikacji snajperów, z kolei w tabeli asystentów odniósł triumf. We wszystkich rozgrywkach mógł pochwalić się podwójnym double-double (10 goli, 10 asyst – jego wynik 22/22). Już tam pal licho statystyki, Hazard w roku 2012 był po prostu jednym z najgorętszych, młodych nazwisk w europejskim futbolu.

Nic zatem dziwnego, że po jego usługi w kolejkach ustawiały się kolejne i kolejne kluby. Co ciekawe, już wtedy wypatrzył go Zidane, ale Florentino Perez nie zainteresował się 21-letnim Belgiem. Ostatecznie w gronie faworytów do podpisu Edena zostały kluby z Premier League. Mówiło się o ekipach z Menchesteru oraz Chelsea. Wiele mówił też sam zainteresowany, bo w prasie i mediach społecznościowych robił wokół tego tematu prawdziwy młyn. Pytany o to, gdzie w końcu zakotwiczy, odpowiadał m. in.:

W Manchesterze, jak już mówiłem wcześniej. Decyzja zostanie podjęta wkrótce.

Zdecydowałem się w 90 procentach. Jednak zawsze występują pewne szczegóły, które potrafią wszystko zmienić. Wkrótce się przekonacie, gdzie leży moja przyszłość.

City wygrało w tym roku tytuł mistrzowski. Mają świetnych piłkarzy, świetnego trenera i świetny projekt. Z kolei w United jest wszystkim znany Sir Alex Ferguson i jego bardzo utalentowany zespół.

Zabawa skończyła się z dniem, gdy Hazard obwieścił na swoim Twitterze następujący komunikat: Podpisuję kontrakt ze zwycięzcą Champions League. Jak powiedział, tak zrobił, 1 lipca 2012 został piłkarzem Chelsea. Jak sam później przyznawał, to właśnie triumf Londyńczyków w Lidze Mistrzów zadecydował o jego wyborze.

Podbój Anglii

Roman Abramowicz zapłacił za belgijskiego skrzydłowego 35 milionów euro. Trzeba przyznać – kasy sporo, jednak potencjał, jaki przejawiał 21-latek okazał się zbyt kuszący. No i zaczęła się karuzela pytań: Nie jest zbyt drobny? Czy sobie poradzi? To, czy sobie poradzi niech zdefiniuje jego pierwszy występ w niebieskiej koszulce (chociaż wtedy akurat były czarne). Chelsea na inaugurację sezonu zwyciężyła nad Wigan (2:0). Hazard spędził na boisku 64 minuty i tyle mu wystarczyło do dwukrotnego wypracowania bramki. Dokładnie 3 dni później zaliczył już hat-tricka ostatnich podań, a w 3. kolejce do kolejnej asysty dorzucił pierwszą bramkę. Debiutanckie mecze w Premier League niczym marzenie.

Łącznie 62 występy w swoim pierwszym sezonie na wyspach. 13 strzelonych bramek i 24 wypracowane. Mnóstwo dryblingów, dynamicznych rajdów oraz zostawianych w tyle przeciwników. Na deser – zwycięstwo w Lidze Europy. Okazało się, że Chelsea nie kupiła młodego, perspektywicznego piłkarza. Chelsea kupiła wschodzącą gwiazdę, a wydane na nią pieniądze – patrząc z perspektywy następnych lat – okazały się przeceną.

No a co takiego wydarzyło się w kolejnych latach? Kolejne rajdy lewą flanką boiska przełożyły się na kolejne sukcesy, a przede wszystkim trofea. W następnej kampanii, Eden z asystenta pierwszej klasy, przeobraził się w strzelca wyborowego. W Premier League bramkarzy pokonywał 14 razy. Rok później (14/15) odnotował pierwsze, ligowe double-double (14/10), a Chelsea zdobyła tytuł Mistrza Anglii i Puchar Ligi. Co więcej, Belga wybrano wówczas najlepszym piłkarzem ligi angielskiej. Kolejne mistrzostwo dorzucił do swojej gablotki już dwa lata później. Wtedy także poprawił swój najlepszy wynik snajperski (16 bramek). Do podboju Anglii, czyli zdobycia wszystkich klubowych trofeów zostało jedynie zwycięstwo w krajowym pucharze. No nie ma problemu, kłania się finał przeciwko Manchesterowi United w 2018 roku, a konkretnie rzut karny z 22 minuty. Do piłki podszedł oczywiście Hazard i zapewnił swojej ekipie trofeum (wygrana 1:0). Tym samym, na Wyspach wygrał wszystko.

Ostatni taniec na Stamford Bridge

Jeśli tak się zastanowić, jaka część ciała Edena Hazarda miała najciężej na boiskach Premier League, to chyba kostka. Prawa, albo lewa. W końcu był on jednym z najczęściej faulowanych piłkarzy w całej lidze. Właściwie to mało powiedziane, on wielokrotnie przodował w tej klasyfikacji. Oczywiście wiązało się to z jego umiejętnościami dryblingu, które sprawiały obrońcą całą masę kłopotów. Belg niekiedy wręcz tańczył z rywalami, w dodatku mając piłkę przy nodze. Przewinienie często było jedynym sposobem, aby go powstrzymać. To w głównej mierze dzięki temu atutowi stał się liderem Chelsea, a także i reprezentacji Belgii. W końcu na rosyjskich boiskach okazała się  trzecią siłą świata, a Hazard odegrał tam bardzo ważną rolę, o czym z resztą na początku wspominałem.

Tyle sukcesów, bramek, asyst i efektownych rajdów w niebieskiej koszulce, a najlepszy sezon wciąż był przed nim. I w sumie dobrze dla Chelsea, bo gdyby go wtedy zabrakło, no to mogło nie być tak kolorowo, ale o tym później. Latem 2018 do niebieskiej części Londynu przybył Maurizio Sarri, zastępując na stanowisku menedżera Antonio Conte. Tym samym, w szeregach The Blues zaszły pewne zmiany taktyczne. Ekipa ze Stamford Bridge z drużyny przyczajonej i nieco wyczekującej na błąd rywala, stała się taką, która chce mieć piłkę przy nodze i prowadzić grę. Zdaje się, że rządy oraz myśl szkoleniowa Sarriego wyciągnęły z Hazarda wszystko, co najlepsze.

Na inaugurację sezonu 18/19 wszedł z ławki w meczu przeciwko Huddersfield. Mimo, że mecz był już pewnie wygrany, to i tak dorzucił asystę, a do tego kilka efektownych rajdów. Następnie znowu asystował w pojedynku z Newcastle, a później odnotował strzelecką serię zwieńczoną hatt-trickiem z Cardiff. W pięciu pierwszych kolejkach, Chelsea zdobyła 14 goli. Przy siedmiu z nich udział miał Hazard, co daje 50 procent wkładu w bilans strzelecki zespołu. Całkiem imponująca statystyka, prawda? Jeszcze bardziej imponujące jest to, że nie zmieniła się do końca sezonu.

16 goli, 15 asyst w Premier League. Rola absolutnego dyrygenta, kontrolera tempa, czy też mózgu. Gdy nie szło Hazardowi, nie szło Chelsea. W tamtym sezonie był kimś, kto potrafi zrobić coś z niczego. Niech zobrazuje to jego bramka z West Hamem, czyli jeden z ostatnich tańców na Stamford Bridge.

Co ciekawe, po tym meczu (2:0) udał się do kierownictwa klubu, aby powiadomić, że będzie chciał kontynuować karierę w Realu Madryt. Niedługo później stało się to faktem. Eden w bardzo emocjonalny sposób pożegnał się ze Stamford Bridge i kibicami, którzy dosłownie wielbili go przez te kilka lat. Odszedł z Londynu jako gwiazda, lider oraz triumfator Ligi Europy. Po prostu w wielkim stylu.


Avatar
Data publikacji: 20 sierpnia 2020, 7:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.