Śląsk Wrocław
fot. fot. Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl
Udostępnij:

Śląsk robi wyniki ponad stan. Jak będzie w kolejnym sezonie?

Postęp w grze i wyniki Śląska Wrocław są widoczne gołym okiem. Od walki o utrzymanie, po otarcie się o europejskie puchary. Jednosezonowy "wybryk" "Wojskowych", czy może powrót do walki o najwyższe cele?

Prawdziwy efekt nowej miotły

Vitezslav Laviczka trafił do Śląska w styczniu 2019 roku. Jego celem było utrzymanie zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przejął on drużynę, która zajmowała 14. miejsce w tabeli, z zaledwie jednym "oczkiem" przewagi nad strefą spadkową. Jaki był efekt? WKS od momentu jego przyjścia był szóstą najlepszą drużyną w lidze, a w rundzie wiosennej zdobył 26 punktów. Wynik o trzy punkty lepszy miała trzecia Legia, która sezon zakończyła jako wicemistrz. Koniec końców, Śląsk zakończył sezon na 12. pozycji w ligowej tabeli. We Wrocławiu wiedzieli już, że Czecha stać na więcej.

W tym sezonie 57-letni szkoleniowiec pokazuje, że zaufanie mu, to jedna z najlepszych decyzji klubu z Dolnego Śląska w ostatnich latach. Mało kto przed sezonem spodziewał się, że Laviczka będzie w stanie osiągnąć takie rezultaty. Zespół czeskiego szkoleniowca rzeczywiście mógł przypominać drużynę prowadzoną przez trenera, który  dwukrotnie wygrywał mistrzostwo w Czechach. Poskutkowało to przedłużeniem umowy. Od początku bieżących rozgrywek, Śląsk osiągał bardzo dobre wyniki. Po pierwszych dziewięciu kolejkach, mistrzowie Polski z sezonu 2011/12 obejmowali drugą lokatę ustępując jedynie Pogoni Szczecin. Postawa wrocławian mogła zaskoczyć każdego obserwatora naszej ligi.

Niedoszłe marzenia o pucharach

Przedsezonowy cel Śląska - miejsce w grupie mistrzowskiej - został spełniony, a kibice mimo wszystko mogą czuć niedosyt. Przy aktualnej formie, "Wojskowi" mogli realnie myśleć o pucharach, co przy takiej kadrze wydawało się mało prawdopodobne. Zajmują oni przecież czwarte miejsce. Marzenia te odeszły jednak w zapomnienie przez wyniki  Legii i Lecha w Pucharze Polski. Obie te ekipy zostały wyeliminowane, a drużyny, które znajdą się w finale (Cracovia i Lechia) nie zajmą w PKO Ekstraklasie miejsc premiowanych europejskimi pucharami.

Nie oznacza to jednak, że Śląsk nie ma wciąż o co grać. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - tak jest też w tym przypadku. Co prawda wrocławianie mogliby liczyć na dodatkowe pieniądze z racji gry w pucharach, ale wciąż w grze jest duża kasa. Chodzi o kwotę oscylującą w granicach 3,5 miliona złotych. Tyle wynosi różnica między miejsce za podium, a piątą lokatą. Na nasze warunki jest to kwota, która na pewno robi różnice. Z resztą - w piłce liczy się każdy pieniądz.

Wrocławianie są na szczęście zależni tylko i wyłącznie od siebie. Mają oni bowiem dwa punkty przewagi nad piątą Cracovią, a do zakończenia rozgrywek zostały dwie kolejki. Jeśli Śląsk nie zajmie upragnionego miejsca, to piłkarze będą mogli mieć pretensję tylko i wyłącznie do samych siebie.

Stabilizacja

fot. slaskwroclaw.pl

WKS od dłuższego czasu próbuje dbać o kręgosłup swojej drużyny. Najlepszym tego przykładem są przedłużone kontrakty z kluczowymi, ale też perspektywicznymi zawodnikami. Umowy do 30 czerwca 2022 roku podpisali Lubambo Musonda oraz Matus Putnocky. Obaj zawodnicy rozegrali kolejno 25 i 35 spotkań w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Tak samo jak ci zawodnicy, kontrakt obowiązujący przez najbliższe dwa lata podpisał Vitezslav Lavicka, którego też można uznać za wzmocnienie Śląska. O rok dłuższe umowy podpisało aż czterech piłkarzy. W tym gronie najbardziej wyróżnia się stoper wrocławian - Mark Tamas. Oprócz niego umowy przedłużyli Adrian Łyszczarz, Sebastian Bergier i Bartłomiej Frasik.

Jeśli popatrzymy jednak w stronę zawodników, którym wraz z koniec lipca kończą się kontrakty, to sprawa nie wygląda już tak kolorowo. W tym gronie znajdują się: Łukasz Broź, Filip Marković, Bartosz Boruń, Dariusz Szczerbal, Michał Chrapek, Kamil Dankowski, Robert Pich i Filip Raicević. Tych dwóch ostatnich różni dość dużo. W przypadku Picha chodzą głosy, że piłkarz zostanie przy Oporowskiej. Fakt ten potwierdził sam zawodnik:

- Rozmawiamy z klubem i jesteśmy blisko dojścia do porozumienia i podpisania nowego kontraktu - zdradził.

Jeśli chodzi natomiast o Raicevicia, to wraz z koniec tego miesiąca kończy się jego wypożyczenie, które nie zostanie przedłużone. Napastnik nie przekonał do siebie klubu, ani trenera, przez co wróci do Livorno. Przyszłość reszty tych zawodników nie jest pewna, jednak możemy spodziewać się tego, że niektórzy z nich zostaną w klubie na dłużej. Gdyby transfer doszedł do skutku, to duet Płacheta-Exposito zostałby rozdzielony. W tym sezonie dla zielono-biało-czerwonych ci zawodnicy brali udział w zdobyciu 25 bramek, nie raz asystując sobie nawzajem.

Śpiew kanarków skusi Płachetę?

Śląsk Wrocław od zawsze może kojarzyć się ze skrzydłami. Maskotką klubu jest orzeł, który występuje również w herbie klubu. Przechodząc już jednak do aspektów czysto piłkarskich, w najbliższym czasie "Wojskowi" mogą stracić swojego najlepszego skrzydłowego. Mowa oczywiście o Przemysławie Płachecie. Polak już tego lata może przenieść się na wyspy. Jego usługami zainteresowane jest Norwich City, które po sezonie pożegna się z Premier League. O odejściu 22-latka można było słyszeć już w zimie, kiedy był on obserwowany przez Olympiakos oraz Real Valladolid. Dziś jednak wydaje się, że Płacheta trafi do Championship. Ile na tym transferze może zyskać Śląsk? Ciężko stwierdzić i nie wiadomo komu wierzyć. Wróćmy jednak do początku.

Lato, rok 2019 - Przemysław Płacheta jest rozchwytywany przez kluby polskiej ekstraklasy. Wydaje się, że trafi on do Legii, jednak jego agent nie bierze pod uwagę podpisania umowy bez klauzuli. Sytuacje wykorzystuje Śląsk, który przechwytuje Polaka. Dotychczas Płacheta robi najlepsze liczby wśród młodzieżowców całej PKO BP Ekstraklasy. 8 bramek i 5 asyst - taki wynik "wykręcił" skrzydłowy Śląska, a dorobek ten może zostać jeszcze poprawiony. Zainteresowanie rosło, a jedną z głównych przyczyn miała być bardzo niska klauzula. Co na ten temat miał do powiedzenia w rozmowie z "Weszło" dyrektor sportowy wrocławian - Dariusz Sztylka?

 - Czekamy na ofertę w kwocie około trzech milionów euro - przyznał.

Nie podważam tego, że Norwich takich pieniędzy nie byłoby w stanie wyłożyć, jednak z tego co da się usłyszeć, klauzula nie przekracza miliona euro. Kto ma więc rację? Tego nie dowiemy się prawdopodobnie aż do momentu transferu. Wydaje się jednak, że klauzula jest wciąż aktywna, a Śląsk dostanie mniej, niż faktycznie jest warty Polak.

Czas wzmocnień

Letnie okienko transferowe słynie z tego, że większość drużyn już wtedy szykuje kadrę pod cały sezon. Śląsk stara się iść właśnie w tym kierunku, dopinając już trzy transfery. Najpierw do klubu trafił Rafał Makowski, któremu wygasa kontrakt z Radomiakiem Radom. Dla beniaminka Fortuna I Ligi miał on kluczowe znaczenie w ostatnich sezonach. Najpierw znacznie przyczynił się do awansu z II Ligi, a teraz odegrał ważną rolę gwarantując klubowi z Radomia baraże o miejsce w PKO BP Ekstraklasie. We Wrocławiu ma on wzmocnić środek pola, a jego uniwersalność na pewno to ułatwi.

Następnym wzmocnieniem, tym razem do rywalizacji w bramce jest Michał Szromnik. Transfer tego bramkarza jest związany z odejściem z klubu Daniela Kajzera. On, tak samo jak Makowski trafił do Śląska za darmo, po tym jak wygasł mu kontrakt z pierwszoligowym klubem (Chrobry Głogów). 27-latek w tym sezonie zagrał w 28 spotkaniach, w których aż 10 razy zachował czyste konto. Dzięki jego przeprowadzce na Dolny Śląsk, Matus Putnocky będzie mógł nieco odetchnąć i gra w każdym możliwym spotkaniu - tak jak w tym sezonie - nie będzie konieczna.

Ostatnim, najświeższym transferem wrocławian jest Mateusz Praszelik. Urodzony w 2000 roku piłkarz nie przedłużył swojej umowy z Legią, przez co - tak jak wcześniejsza dwójka - trafił do Śląska jako wolny zawodnik. "Praszel" będzie mógł zastąpić Płachetę, ponieważ przez najbliższe dwa sezony będzie on mógł odgrywać rolę młodzieżowca. Ofensywny pomocnik nie ogrywał w Warszawie znaczącej roli, a liczy na grę.

Zastępca Płachety?

Do tego wszystkiego w ostatnich tygodniach dużo mówi się o powrocie do Wrocławia Waldemara Soboty. Umowa 33-latka z St. Pauli nie jest już aktualna, a sam piłkarz nie wyklucza powrotu do ojczyzny. Po 6 latach spędzonych w 2. Bundeslidze prawdopodobnie przyjdzie czas na zmianę ligi. W barwach St. Pauli, Sobota rozegrał aż 148 spotkań, w których nie raz był kapitanem. Na niemieckich boiskach zdobył on 15 bramek i zaliczył tyle samo asyst.

Na lewym skrzydle mógłby on zastąpić właśnie Przemysława Płachetę. Co prawda nie jest on prawonożnym piłkarzem, jednak gra na lewej stronie pomocy nie jest mu obca. O ewentualnym transferze soboty wypowiedział się wcześniej wspominany dyrektor sportowy Śląska:

- Czy jest temat? Bardzo byśmy chcieli, żeby Waldek wrócił do Śląska, ale muszą tego chcieć dwie strony. Waldek to dobry zawodnik, jest we Wrocławiu pozytywnie odbierany. Przez okres, w którym grał w Śląsku, pokazał się z bardzo dobrej strony. Moim zdaniem jest przygotowany mentalnie na to, by zostać jednym z liderów tej drużyny. Dla nas byłby to ciekawy ruch - mówi.

Problem z obsadą młodzieżowca

W przyszłym sezonie podopieczni Vitezslava Laviczki mieliby już jeden problem związany z Przemysławem Płachetą. Chodzi oczywiście o utratę statusu młodzieżowca. Nie byłoby w tym nic strasznego, jednak gdy zagłębimy się w statystki, to widzimy coś naprawdę przerażającego. Oprócz Przemysława Płachety (34/35 możliwych spotkań) jedynym młodzieżowcem, który rozegrał ponad 100 minut dla Śląska jest Mateusz Hołownia. Jedynym. Hołowni nie ma już nawet w klubie, ponieważ Legia skróciła jego wypożyczenie, po czym ponownie wypożyczyła lewego obrońcę, tym razem do Wisły Kraków.

Oznacza to, że Praszelik może zacząć grać w podobnym wymiarze czasowym co Płacheta, jeśli któryś z młodzieżowców nie zacznie śmielej przebijać się do pierwszego zespołu. W tym roku gra Płachety nie była spowodowana wymogiem młodzieżowca, bo tak czy siak 22-latek grałby pewnie w pierwszym składzie. W przyszłym sezonie zawodnik, który będzie odgrywał tę rolę może grać właśnie tylko i wyłącznie z tego powodu. Pod tym względem Śląsk wygląda najgorszej w całej lidze.


Jedyną nadzieją Śląska w powodzeniu planu pt. "Europejskie puchary" jest doświadczony trener. Vitezslav Laviczka pokazał, że potrafi zrobić coś z niczego. Jeśli "Wojskowi" nie wzmocnią się wystarczająco przed nowym sezonem, to mogą mieć oni problemy. Utrata kluczowych zawodników na pewno nie pomoże w uzyskaniu dobrych rezultatów. Zaufanie do trenera to jedno, jednak trzeba pamiętać o konkurencji, która również bardzo chętnie powalczy o grę w europejskich pucharach. Nie mówiąc już o Legii, Lechu czy Piaście, to w oddali ukazuje się jeszcze Jagiellonia, Lechia i Cracovia. Wrocławianie nie mogą więc liczyć na łatwe zadanie. Ponowna walka o europejskie puchary będzie zdecydowanie trudniejsza, jednak nie niemożliwa.


Avatar
Data publikacji: 15 lipca 2020, 10:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.