Paris Saint-Germain
fot. Zdjęcie: https://en.psg.fr/
Udostępnij:

PSG – indywidualności, które stworzyły drużynę

Gdy w 2011 roku do Paris Saint-Germain z ogromnymi pieniędzmi wchodził Nasser Al-Khelaifi było wiadomo, że celem będzie sukces w Europie. Od tego momentu minęło 9 lat wygrywania na krajowym podwórku, ale do trofeum w Lidze Mistrzów dużo brakowało. W 2020 roku PSG zagra w końcu w finale najbardziej elitarnych piłkarskich rozgrywek. Czy z szansami na zwycięstwo? Paryżanie pokazują, że w końcu są drużyną, a to ogromny plus.

PSG – klub z historią

Wielokrotnie pojawiały się takie określenia, że dofinansowany przez katarskiego biznesmena klub nie ma żadnej historii. Takie opinie są bardzo krzywdzące dla tych, którzy pamiętają PSG z takimi zawodnikami jak Bernard Lama, Paul Le Guen czy choćby Youri Djorkaeff. Drużyna z między innymi tymi zawodnikami zdobyła w sezonie 1995/96 Puchar Zdobywców Pucharów, pokonując w finale austriacki Rapid Wiedeń. Rok później w bardzo zbliżonym składzie zawodnicy ze stolicy Francji ponownie mieli okazję zdobyć te trofeum, ale tym razem silniejsza okazała się FC Barcelona.

W latach 1991 – 2006 właścicielami klubu był francuski Canal+. Wtedy paryżanie zdobyli swój drugi w historii tytuł mistrzów Francji. W sezonie 1994/95 po długiej nieobecności wrócili oni do Ligi Mistrzów i od razu doszli aż do półfinału. Tam mocniejszym zespołem okazał się AC Milan, który dwukrotnie pokonał PSG. Po tym, gdy w 2006 roku Canal+ sprzedał klub amerykańskiej firmie Colony Capital, nad drużyną z Parku Książąt zawisły czarne chmury. Zespół zajmował bardzo odległe miejsca w ligowej tabeli, nie mówiąc już o próbie zaistnienia na arenie międzynarodowej. Najjaśniejszym punktem był wówczas Portugalczyk Pedro Puleta, który aż do ery Zlatana Ibrahimovicia był najskuteczniejszym strzelcem Paris Saint-Germain. Dopiero we wspomnianym już 2011 roku nad Paryżem i kibicami Les Parisiens mocniej zaświeciło słońce.

Pieniądze szczęścia nie dają

Powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają, ale temu szczęściu pomagają jest stare jak świat. W przypadku PSG ogromne kwoty wydawane na piłkarzy nie przekładały się na zaistnienie na arenie europejskiej. Katarski właściciel za punkt honoru postawił sobie, że pod jego rządami klub osiągnie sukces międzynarodowy. Ściągał do klubu zawodników najlepszych, jakich można było sobie tylko wyobrazić.

Pierwszym transferem, który zszokował opinię publiczną było sprowadzenie do klubu Argentyńczyka Javiera Pastore za 42 mln euro. Ponadto w niedługim czasie do Paryża przeprowadzili się Tiago Silva, Ezequiel Lavezzi czy absolutny gwiazdor Zlatan Ibrahimović. Trenerem w trakcie sezonu 2011/2012 został Carlo Ancelotti. Pod batutą włoskiego szkoleniowca drużyna miała na stałe wejść do czołówki europejskiej piłki. O ile w Ligue 1 udawało się wygrywać wszystko, co było do wygrania, o tyle w Lidze Mistrzów sufitem był tylko ćwierćfinał. W międzyczasie do klubu przybył David Beckham, który pomógł PSG nie tylko na boisku, ale też na polu wizerunkowym. Co z tego jednak, skoro Nasser Al-Khelaifi był nienasycony. Paryżowi potrzebny był sukces w Europie i to szybko!

Ostatnia deska ratunku

W 2017 roku do Paryża z FC Barcelony przeszedł Brazylijczyk Neymar. Zawodnik, który marzył o tym, aby wyjść z cienia Leo Messiego i postawił właśnie na projekt katarskiego biznesmena. Rok później do Neymara sprowadzono młodego gwiazdora z AS Monaco, Kyliana Mbappe. Można zaryzykować tezę, że gdyby te ruchy okazały się „za słabe”, to chyba już żaden inny piłkarz nie wniósłby PSG na półkę wyżej. Abstrahując od urazów i luźnego podejścia do życia, zwłaszcza Neymara, to obaj ci zawodnicy są kreatorami obecnego sukcesu paryskiego klubu. Awans do finału Ligi Mistrzów to zasługa tej dwójki, bez której nawet najsilniejsza linia defensywna nie byłaby w stanie niczego osiągnąć.

W finałowym turnieju, który rozgrywany jest w portugalskiej Lizbonie PSG rozpędzało się powoli. Długo wydawało się, że mecz z Atalantą Bergamo okaże się kolejnym rozdziałem wstydu w historii założonego w 1970 roku klubu. Ostatecznie rzutem na taśmę podopiecznym Thomasa Tuchela udało się pokonać włoską drużynę. Półfinał to już popis paryżan. Potyczka z RB Lipsk pokazała, że gdy tylko im się chcę, to nie ma dla nich przeciwników z kategorii „nie do przejścia”.

PSG to drużyna

Paris Saint-Germain to tylko zbiór indywidualności, która nie tworzy kolektywu i monolitu. Do zwycięstw potrzeba drużyny, a w Paryżu tego nie ma!” - to tylko jedna z wielu takich opinii, które pojawiały się w ostatnich latach. Trudno się z tym nie zgodzić. Szatnia paryskiego zespołu pełna była wielkiego ego zawodników, którzy wychodzili na murawę, a na kontach bankowych przewijały się kolejne zera. Z jednej strony nie można dziwić się właścicielowi, który pompuje kolosalne kwoty, że chciałby osiągnąć sukces tu i teraz. Niestety dla niego, to wszystko nie działa tak prosto. Na wszystko potrzeba czasu.

Dziś w kadrze paryskiego klubu są oczywiście indywidualności, jak wspomniani Neymar, Mbappe czy Angel Di Maria. Jednak dużo ważniejsze jest to, że zrozumieli oni, jak ważna jest drużyna. Ten kolokwialny team spirit. Przecież awans do półfinału przypieczętował zespołowi pełnemu gwiazd Eric Maxim Choupo-Moting. Kto pomyślałby dwa-trzy sezonu temu, że taka sytuacja może mieć w ogóle miejsce. A tymczasem, to zawodnicy, którzy zazwyczaj są w cieniu mogą mieć satysfakcję z tego, że ich gra też daje wymierne efekty. Thomas Tuchel dotarł do zawodników w taki sposób, że ci zaufali niemieckiemu trenerowi. Ciężko stawiać PSG jako faworytów finału Ligi Mistrzów, w którym zmierzą się z Bayernem Monachium. Jednak ta odmiana pozwala kibicom z Paryża wierzyć, że ich ukochany zespół stać na sprawienie niespodzianki.


Avatar
Data publikacji: 22 sierpnia 2020, 19:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.