Majecki
fot. Radosław Majecki / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

Organizacyjnie? Poziom top. Sportowo? Wygrana z Tahiti

Euro 2012, Mistrzostwa Europy U-21 w 2017 r. i Mistrzostwa Świata U-20 rozgrywane w tym roku. Wszystkie te turnieje były lub nadal są rozgrywane w Polsce. I każdy z tych turniejów ma tak naprawdę tylko jeden mianownik. Organizacyjnie - mistrzostwo. Sportowo? Pokonaliśmy Tahiti. Jedyna wygrana reprezentacji Polski bez podziału na kategorie wiekowe. Dramat.

Po przyznaniu Polsce i Ukrainie turnieju takiej rangi w naszym kraju zapanowała prawdziwa euforia. Bo przecież zazwyczaj podczas takich turniejów ściany pomagają gospodarzom i mogliśmy liczyć na dobry wynik.
Po wylosowaniu grup i przydzieleniu naszej drużynie reprezentacji Rosji, Grecji i Czech kibice bez mrugnięcia okiem wskazywali naszą kadrę jako faworyta do wyjścia z grupy.

Być może trochę na wyrost, bo przecież był to pierwszy turniej rangi mistrzowskiej od wielu lat. A w dodatku nie musieliśmy się do niego kwalifikować. I skoro oczekiwania były ogromne, to zawód po odpadnięciu jako pierwsza reprezentacja tych mistrzostw tym bardziej był duży. Piłkarze prowadzeni wówczas przez Franciszka Smudę nie podołali zadaniu i okazali się jedną z najsłabszych drużyn na Polsko-ukraińskim turnieju.

Powołanie na EURO 2012 naturalizowanych zawodników nie pomogło. Piłkarz nauczony gry gdzieś na zachodzie, nie okazał się ani trochę lepszy od tych wyszkolonych przez polskich trenerów. Ludovic Obraniak, Sebastian Boenisch czy Damien Perquis tak jak szybko zaczęli być uważani za zbawców naszej kadry, którzy mogą podnieść jej poziom, tak szybko zostali praktycznie zapomnieni.

Trener Smuda, którego na stanowisku selekcjonera "wymyślili sobie" kibice po samym Euro też raczej jest na równi pochyłej jeśli chodzi o swoją karierę trenerską. Po klęsce na Mistrzostwach Europy w 2012 r. kibice szyderczo wyzywali Franciszka Smudę jako tego, który zapomina o ławce rezerwowych (nie robił zmian, a jeśli już to późno). Piłkarzom również się oberwało. Oliwy do ognia dolał Jakub Błaszczykowski. Ówczesny kapitan naszej drużyny stwierdził, że zawodnicy nie mogli skupić się w pełni na meczach, bo ...
Ktoś nie zadbał o odpowiednią liczbę biletów dla ich rodzin! O zgrozo. Na najważniejszym od lat turnieju, nasi zawodnicy zaczęli zwalać winę na wszystko tylko nie na siebie. A to, że wynik sportowy był katastroficzny, to nie istotne. Hejterzy pokrzyczą, a karawana jedzie dalej.

"Małe Mistrzostwa Europy" - kolejna klapa

26 stycznia 2015 r. po raz kolejny szczęście uśmiechnęło się do kibiców piłki nożnej nad Wisłą. Komitet wykonawczy UEFA przyznał Polsce organizację młodzieżowego Euro do lat 21.

Kibice liczyli na to, że zawodnicy, którzy w niedalekiej przyszłości mieliby stanowić o silę kadry dorosłej pokażą się z jak najlepszej strony i w pewnym sensie pomszczą starszych kolegów po blamażu na EURO 2012.
Nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Wynik sportowy był jeszcze gorszy niż ten z seniorskiego Euro rozgrywanego pięć lat wcześniej. Kadra prowadzona przez trenera Marcina Dornę nie potrafiła wygrać meczu. Przegrywając na dzień dobry z reprezentacją Słowacji, remisując w szczęśliwych okolicznościach ze Szwecją po rzucie karnym podyktowanym w doliczonym czasie gry. I kompletnie zawiedli podczas ostatniego meczu z kadrą Anglii. Przegrywając w Kielcach 0-3.

Reprezentacja złożona wtedy z wielu utalentowanych graczy zajęła ostatecznie 4 miejsce w swojej grupie i pozostawiła po swoim występie bardzo duży niesmak. Tacy zawodnicy jak Jan Bednarek, Karol Linetty czy Bartosz Kapustka zawiedli najbardziej. Ale krytyka słusznie dotyczyła każdego z osobna. Oberwało się również selekcjonerowi Marcinowi Dornie, który przez wielu ekspertów nazywany był jednym z najlepszych fachowców od pracy z młodzieżą. Po zakończeniu turnieju słuch o trenerze zaginął. Dostał pod opiekę kadrę do lat 15-stu jako ten, który według ludzi z PZPN-u jest w największym stopniu odpowiedzialny za kiepski wynik naszego zespołu.

Szkoda tylko, że nikt z rządzących nie potrafił w żaden sposób uderzyć się w pierś. Rządzący już wtedy Polskim Związkiem Piłki Nożnej prezes Zbigniew Boniek potrafił jedynie stwierdzić, że wnioski zostaną wyciągnięte i w przyszłości będzie już tylko lepiej.

Jak już dziś wiemy - lepiej nie jest. Wnioski będą wyciągane po raz kolejny. A prezesem nadal jest Zbigniew Boniek. Nie widzący wokół siebie żadnej winy.

Historyczny bój z Tahiti

I znów po kilku latach Polsce przypadł zaszczyt organizacji turnieju rangi mistrzowskiej. Tym razem FIFA przyznała nam zorganizowanie Mistrzostw Świata U-20 Kadra prowadzona przez trenera Jacka Magierę miała o tyle ułatwione zadanie, że system rozgrywania tych Mistrzostw dawał awans nawet z trzeciego miejsca w grupie. I jak się okazało, udało się wykorzystać ten "dar od losu"! Polacy awansowali z trzeciego miejsca po pokonaniu reprezentacji Tahiti w stosunku 5-0.

Pokaz siły. Wykorzystanie potencjału zawodników i chęć godnego zaprezentowania się przed własnymi kibicami. Wszystko to sprawiło, że jedyne zwycięstwo jakie przyszło nam oglądać, to właśnie ta wygrana z amatorami z wyspy położonej na Oceanie Spokojnym. Mimo ogromnej sympatii dla zawodników z uroczej wysepki, wygrana z Tahiti nie jest wyznacznikiem niczego.

Bo jakie wnioski można wyciągnąć po takiej wygranej? Nie widzę żadnych.
Gdy już jednak przyszło naszej kadrze zagrać z sensownym przeciwnikiem nie pokazaliśmy kompletnie nic. Nie było taktyki, nie było widać pomysłu na rozegranie akcji. Piłkarze trenera Magiery nie umieli wykorzystać faktu, że grają przed własną publicznością. Nie zagrało kompletnie nic. Za to w meczu z nami zagrała Kolumbia. Pokazali jak można grać w piłkę.

Senegalczycy pokazali, że można w tym wieku wykonywać polecenia trenera niczym dorośli piłkarze.

A Polacy? Młodzi podopieczni byłego trenera Legii Warszawa mogą zapisać sobie w CV to, że są jedyną kadrą, która wygrała mecz na turnieju rangi mistrzowskiej rozgrywanego na terenie Polski. I to z kim? Z zawsze groźną kadrą Tahiti. Jak się nie nabijać i nie obawiać się o przyszłość polskiego futbolu po takim popisie? Po prostu się nie da..

Prezes Zbigniew Boniek po raz kolejny robi dobrą minę do złej gry. Jedyne co potrafi, to głosić oklepane banały i szyderczo odpowiadać kibicom piłki m.in na Twitterze. Czy od tego poziom szkolenia, poziom zawodników i co za tym idzie poziom całego polskiego futbolu wzrośnie? No nie. Ale dziennikarze, którzy od lat "puszczają oczko" w kierunku prezesa PZPN nie pozwolą winić samego Zbigniewa Bońka. Będą szukać winnych wszędzie, tylko nie w otoczeniu rządzącego.

Niestety trzeba jasno stwierdzić, że przed polską piłką ciężkie czasy. Za moment pokolenie Lewandowskiego, Glika czy nawet Krychowiaka powoli zacznie kończyć karierę. A to właśnie na plecach tych zawodników i zaciemniającemu obraz polskiej piłki występowi podczas EURO 216 we Francji budują swoją historię wszyscy święci naszego związku piłkarskiego.
Gdy pojawi się sukces, to nagle każdy z chęcią pozuje do zdjęć. A gdy po raz kolejny z rzędu występ kadry z orzełkiem na piersi okazuję się klapą winnych wśród tych pozujących nie ma. Ich w ogóle nie ma. Tylko prezes mówi i piszę, a może lepiej by było gdyby po prostu milczał..


Avatar
Data publikacji: 3 czerwca 2019, 19:36
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.