fot. express.co,uk
Udostępnij:

Leo Messi – człowiek instytucja

Més que un club - więcej niż klub, to motto FC Barcelony, które zostało ustalone 17 stycznia 1968 r. Według historycznych zapisów, w rzeczywistości brzmiało ono: "Barcelona jest czymś więcej niż klubem piłkarskim, to duch, który jest zakorzeniony głęboko w nas, to barwy, które kochamy ponad wszystko" - wypowiedzieć te słowa miał Narcís de Carreras, prezydent Barcy w latach 1968-1969. Miało to podkreślać fakt, że w Barcelonie nikt nie jest ponad wszystkich. Jednak de Carreras nie przewidział, że kiedyś na Camp Nou trafi Leo Messi.

Uzależnienie

"Messi jest najlepszy, ale gdzieś tam poza Ziemią. Na innej planecie musi istnieć życie, bo Messi jest za dobry, a my dla niego po prostu za słabi" - słowa Juergena Kloppa na temat Leo Messiego idealnie opisują to, jak jest odbierany genialny Argentyńczyk. Każdy fan futbolu powinien cieszyć się, że ma okazję żyć w czasach urodzonego w Rosario piłkarza. Jego boiskowa walka z Cristiano Ronaldo na rekordy, już na zawsze pozostanie w pamięci futbolowych maniaków. W zasadzie mógłbym tutaj cytować słowa począwszy od Sir Alexa Fergusona, aż do Mathieu Flaminiego, ale chyba żadne z nich nie odda tego, kim dla Barcy jest Messi.

To, że Leo Messi jest w Barcelonie kimś więcej niż "zwykłym" zawodnikiem jest pewne. Wychodząc na murawę widzimy kapitana zespołu, który jednym zagraniem potrafi odmienić losy meczu i sprawić, że szala zwycięstwa przechyli się na stronę Blaugrany. Są jednak takie momenty, w których to uzależnienie od geniuszu Messiego ewidentnie przeszkadza innym piłkarzom Barcy. Na myśl przede wszystkim nasuwa się rewanżowe starcie z Liverpool'em w zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Nie od dziś wiemy, że gdy Dumie Katalonii nie idzie, to jedynym pomysłem jest zagranie do Leo i czekanie na to, co on wymyśli. Niestety dla Barcelony rywale doskonale znają sposób gry zespołu z Camp Nou i częściej niż kiedykolwiek wcześniej potrafią sobie z tym poradzić.

To uzależnienie od pomysłów i talentu argentyńskiego gwiazdora rzuca się w oczy tym mocniej, gdy obok niego nie ma Luisa Suareza. Urugwajczyk bardzo często odciążał Leo Messiego, generując na sobie uwagę defensorów, co powodowało, że kapitan Barcy miał nieco więcej miejsca na boisku. W czasie, w którym Suarez leczył swoją kontuzję ani Antoine Griezmann, ani Ousmane Dembele (wiecznie kontuzjowany), ani żaden inny piłkarz nie pomagał Messiemu tak jak urugwajski kompan. Sam Leo bardzo często brał grę na siebie, próbował, starał się, ale nie zawsze to pomagało. Trzeba przy tym pamiętać, że każde starcie mogło narazić "La Pulge" na kontuzję, a to byłoby prawdziwą katastrofą dla FC Barcelony.

Więcej niż piłkarz

Zgodnie z wymienioną we wstępie dewizą, nikt nie powinien być ważniejszy od klubu. Jednak nikt nie mógł zakładać, że Barcelonie trafi się taki piłkarski geniusz, który zawładnie boiskiem, szatnią, kibicami oraz nierzadko ludźmi rządzącymi klubem. Leo Messi od zawsze waży słowa. Nie zabiera głosu wtedy, kiedy nie wymaga tego sytuacja. Tak jest oficjalnie, bo jestem pewien, że w szatni wszyscy patrzą na swojego kapitana jak na obrazek i czekają na to, co on ma do powiedzenia.

Gdy jednak nastaje ten moment, w którym Leo Messi musi wypowiedzieć się publicznie na tematy związane z aktualną sytuacją w FC Barcelonie, jego słowa brzmią w uszach bardzo długo. W żadnym razie nie może to nikogo dziwić, bo przecież Messi jest kimś więcej niż tylko kapitanem Barcy. Jest człowiekiem instytucją, wokół którego toczy się życie. I gdy ktoś próbuje choćby w małym stopniu zwrócić uwagę na pewne niedociągnięcia, zostaje szybko "ustawiony do pionu".

"Przekonany" Abidal

W bardzo gorącym okresie, który zakończył się zwolnieniem z funkcji trenera Ernesto Valverde, najwięcej do powiedzenia wydawał się mieć Eric Abidal. Dyrektor sportowy Barcy starał się wyjść na tego najważniejszego, którego zdanie brzmi mocno i wyraźnie dla wszystkich. Francuz bardzo się przeliczył. Na odpowiedź Leo Messiego nie musiał czekać zbyt długo.

Zaczęło się od tego, że Abidal skrytykował podejście zawodników do wykonywanych przez nich obowiązków. Swoimi słowami skutecznie zirytował on kapitana zespołu. Leo Messi na swoim Instagramie napisał, że zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę z popełnianych błędów, a rządzący powinni skupić się na sobie. Następnie już pod wodzą Quique Setiena na jednym z treningów niemal nie doszło do bójki między Abidalem, a Messim. Zaryzykuje stwierdzenie, że gdyby doszło do rękoczynów, to właśnie Eric Abidal zostałby ukarany. Nikt przecież nie próbowałby karać Leo, czym ryzykowałby jeszcze większy gniew futbolowego Boga. Po tamtym "starciu" dyrektor sportowy odsunął się w cień i skupił się na swoich obowiązkach.

Wirus nie uspokoił

Wydawać by się mogło, że aktualna sytuacja związana z epidemią koronawirusa nie powinna generować innych problemów. Jednak nie w Barcelonie. Tam jakby na przekór wszystkiemu zawsze musi szambo wybić. Wiadomo było, że prędzej czy później dojdzie do takiego momentu, że kluby będą szukały oszczędności, które choćby w małym stopniu odciążą napięte budżety. A w Barcelonie akurat budżet na płacę dla zawodników rozciągnięty jest do granic możliwości.

Zaczęło się od tego, że niektóre hiszpańskie media zarzucały piłkarzom Barcelony brak chęci obniżenia zarobków, a sami na boisku nie prezentowali się najlepiej. Wywołało to prawdziwą burzę wśród zawodników Blaugrany. Wszyscy kibice katalońskiego zespołu czekali na jedno, na słowa Leo Messiego, który niejako wytypowany do zabrania głosu wreszcie przemówił:

"Wiele się pisało i mówiło na temat pierwszego zespołu piłkarskiego FC Barcelony odnośnie do wynagrodzeń zawodników w trakcie stanu alarmowego. Przede wszystkim chcemy wyjaśnić, że naszym zamiarem zawsze było zastosowanie obniżki wynagrodzeń, które otrzymujemy, ponieważ doskonale rozumieliśmy, że chodzi o sytuację wyjątkową, i jesteśmy pierwszymi, którzy ZAWSZE pomagali klubowi, kiedy nas o coś proszono.

Wiele razy robiliśmy to nawet z własnej inicjatywy, w innych sytuacjach, w których uważaliśmy to za niezbędne lub istotne. Dlatego nie przestaje nas zaskakiwać, że w klubie były takie osoby, które starały się zwrócić uwagę na nas i wywrzeć dodatkową presję, żebyśmy zrobili to, o czym cały czas wiedzieliśmy, że zrobimy.
Jeśli porozumienie opóźniło się o kilka dni, to po prostu z tego powodu, że szukaliśmy odpowiedniej formuły, aby pomóc klubowi i również jego pracownikom w tych trudnych momentach.

Z naszej strony nadszedł moment na ogłoszenie, że oprócz obniżki o 70% naszych pensji podczas stanu alarmowego zrobimy również składki, żeby pracownicy klubu mogli otrzymać 100% swoich zarobków w trakcie trwania tej sytuacji.

Jeżeli do tej pory nie wypowiadaliśmy się na ten temat, to z tego powodu, że priorytetem było dla nas znalezienia rozwiązania, które byłoby realne w celu pomocy klubowi, ale również tym, którzy mogą być najbardziej pokrzywdzeni w tej sytuacji.

Nie chcemy żegnać się bez wysłania czułych pozdrowień i życzenia dużo siły wszystkim culés, którzy ciężko przechodzą te trudne chwile, podobnie jak wszystkim, którzy cierpliwie czekają na zakończenie kryzysu w swoich domach. Niedługo wyjdziemy z tego wszystkiego i zrobimy to wspólnie." - napisał na Instagramie kapitan Barcy.

Domyślam się, że wszyscy fani zespołu z Camp Nou liczą na to, że chociaż na chwilę ustaną krytyczne głosy dotyczące ich drużyny. Piłkarze skupią się na wykonywaniu ćwiczeń w swoich domach, a nielubiany zarząd choćby na chwilę da o sobie zapomnieć.

  


Avatar
Data publikacji: 4 kwietnia 2020, 11:04
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.