eWinner II liga: Trudny powrót liderów po kwarantannie
W 29. kolejce do gry wróciły dwa najlepsze zespoły eWinner II ligi, które w ostatnim czasie zmagały się z zakażeniami koronawirusem. Górnik Polkowice i GKS Katowice sporo namęczyły się w swoich pierwszych meczach po powrocie, ale ostatecznie zdołali odrobić straty i wywalczyć na swoim terenie cenne trzy punkty, dzięki którym w dalszym ciągu utrzymują się na ligowym szczycie.
GKS Katowice - Skra Częstochowa 2:1 (0:1)
Patryk Szwedzik 83, Dominik Kościelniak 89 - Titas Milašius 39
GKS: Bartosz Mrozek - Zbigniew Wojciechowski (Patryk Grychtolik 72'), Arkadiusz Jędrych, Michał Kołodziejski, Grzegorz Rogala (Patryk Szwedzik 79') - Szymon Kiebzak (Krystian Sanocki 66'), Rafał Figiel, Michał Gałecki (Marcin Urynowicz 46'), Adrian Błąd, Arkadiusz Woźniak (Dominik Kościelniak 66') - Filip Kozłowski.
Skra: Mikołaj Biegański - Rafał Brusiło, Hubert Sadowski, Mariusz Holik, Dawid Niedbała - Krzysztof Napora, Karol Noiszewski, Radosław Gołębiowski, Daniel Pietraszkiewicz (Dominik Smykowski 90') - Damian Warnecki (Lucjan Klisiewicz 83'), Titas Milašius (Sebastian Rogala 82').
Przedmeczowy typ: zwycięstwo GKS-u
Górnik Polkowice męczył się w swoim pierwszym "pocovidowym" meczu ligowym. Jeszcze większe problemy po powrocie do zmagań ligowych mieli piłkarze GKS-u Katowice, którzy na własnym terenie podejmowali Skrę Częstochowa - rewelację tego sezonu, która obecnie notuje spory dołek formy.
Skra pojechała do Katowic z bagażem trzech porażek z rzędu, a także bez swoich dwóch najlepszych strzelb - Kamila Wojtyry i Piotra Noconia. Pomimo tego wszystkiego podopieczni Marka Gołębiewskiego przy Bukowej zaprezentowali się z bardzo dobrej strony, grając przez większość spotkania bardzo ofensywnie, ale również i czujnie w defensywie. Strzały na bramkę gospodarzy oddawali m.in. Daniel Pietraszkiewicz, Damian Warnecki czy Hubert Sadowski. Skrze udało się pokonać Bartosza Mrozka w 39. minucie spotkania, gdy Titas Milašius samotnie przebiegł prawie pół boiska, a później oddał strzał po ziemi z 16-17 metrów, z którym bramkarz "Gieksy" sobie nie poradził.
Po upływie pierwszego kwadransu drugiej części spotkania Skra miała ogromną szansę, by odskoczyć GKS-owi na dwie bramki, co w znacznym stopniu zmieniłoby przebieg spotkania, a także podejście zawodników obu drużyn. W 61. minucie Zbigniew Wojciechowski sfaułował we własnym polu karnym szarżującego Pietraszkiewicza, który wręcz go już ograł. Do rzutu karnego podszedł Karol Noiszewski, jednak jego strzał obronił Mrozek, utrzymując swój zespół na powierzchni.
Gospodarze z kolei przez cały mecz co prawda konstruowali akcję, jednak o żadnej z nich nie można powiedzieć, że była stuprocentowa. Do pewnego momentu największe zagrożenie pod bramką Skry przyniósł strzał z ostrego kąta Filipa Kozłowskiego, po którym futbolówka trafiła w boczną siatkę. Mało tego, Skra ciągle napierała gospodarzy i poza rzutem karnym Noiszewskiego jeszcze w kilku sytuacjach powinni zapewnić sobie zwycięśtwo. Podopiecznym Rafała Góraka potrzebny był przełom, który nastąpił w 80. minucie spotkania, kiedy drugą żółtą i w kosenkwencji czerwoną kartką ukarany został środkowy pomocnik Skry Radosław Gołębiowski.
Z grą w osłabieniu Skra nie poradziła sobie kompletnie. Zaledwie trzy minuty po zejściu z boiska Gołębiowskiego GKS wyrównał po dobitce Patryka Szwedzika, który zebrał piłkę po strzale w słupek Adriana Błąda. Po raz drugi błąd w kryciu obrońcy Skry popełnili w 89. minucie. Po dośrodkowaniu na dalszy słupek Marcina Urynowicza swojemu rywalowi uciekł Dominik Kościelniak i strzałem głową pokonał Mikołaja Biegańskiego i zapewnił GKS-owi zwycięstwo oraz powrót na pozycję wicelidera eWinner II ligi. Skra natomiast przegrała czwarty kolejny mecz ligowy i zajmuje obecnie piątą pozycję ze stratą jedenastu punktów do TOP2 i przewagą już tylko sześciu "oczek" do siódmego KKS-u 1925 Kalisz.
Górnik Polkowice - Olimpia Elbląg 2:1 (0:0)
Eryk Sobków 72, Kamil Wacławczyk 83 - Marcin Bawolik 64
Górnik: Jakub Szymański - Dominik Radziemski, Maciej Kowalski-Haberek, Paweł Kucharczyk, Jarosław Ratajczak - Karol Fryzowicz (Maciej Bancewicz 73'), Filip Baranowski (Adam Mazurowski 90'), Michał Danilczyk, Adam Borkowski (Mariusz Szuszkiewicz 61') - Ernest Terpiłowski (Kamil Wacławczyk 61'), Mateusz Baszak (Eryk Sobków 61').
Olimpia: Andrzej Witan - Tomasz Sedlewski, Patryk Burzyński, Łukasz Sarnowski, Kamil Wenger - Dawid Jabłoński (Orest Tkaczuk 46'), Klaudiusz Krasa (Oskar Kordykiewicz 89'), Aleksander Waniek, Sebastian Bartlewski (Wojciech Zyska 89'), Marcin Bawolik (Damian Poliński 71') - Janusz Surdykowski.
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Górnika
Osiemnaste zwycięstwo Górnika Polkowice w tym sezonie rodziło się w bólach. Przewaga lidera eWinner II ligi nad jednym z najsłabszych zespółow w całej lidze Olimpią Elbląg przez praktycznie cały mecz była niezaprzeczalna. Pomimo wielu sytuacji w pierwszej połowie gospodarze nie zdołali sforsować bramki strzeżonej przez Andrzeja Witana. Chyba najlepszej z nich nie wykorzystał w 27. minucie Mateusz Baszak. Po rajdzie prawą stroną boiska Filip Baranowski zagrał przed bramkę do dobrze ustawionego Baszaka. Napastnik Górnika źle jednak trafił w piłkę, która ostatecznie minęła bramkę Olimpii.
Zupełnie nieoczekiwanie, w 64. minucie goście wyszli na prowadzenie. Po długim podaniu z własnej połowy i prostym błędzie Pawła Kucharczyka, który skiksował i stracił piłkę, sam na sam z Jakubem Szymańskim wybiegł Marcin Bawolik. 20-latek nie dał się wyprzedzić goniącemu go Maciejowi Kowalskiemu-Haberkowi i bardzo dobrym strzałem wykończył całą akcję i pokonał Jakuba Szymańskiego.
Niżej notowani goście swojej szansy nie wykorzystali, o co spore pretensje miał trener Olimpii Jacek Trzeciak. Cytowany przez portal Portel szkoleniowiec stwierdził, że "Po zdobyciu gola niektórzy zawodnicy uważają, że mają swój pomysł na to wszystko i będzie lepiej, jak zrobią tak, jak uważają. Nie podoba mi się to. Strasznie jestem zły na to, co się stało po strzeleniu bramki. Do tego momentu trzymaliśmy rywala z daleka od naszej bramki i nic się nie działo. I tak powinniśmy grać do samego końca".
W końcówce nieco zawiódł świetnie dysponowany dotychczas Witan. W 72. minucie golkiper gości "wypluł" przed siebie prosty strzał Mariusza Szuszkiewicza, po którym do piłkie dopadł Eryk Sobków. Najskuteczniejszy strzelec Górnika nie wykończył tej akcji, tak jak powinien, jednak ostatecznie zdołał zmylić rywali i futbolówka wtoczyła się do bramki Olimpii. W 80. minucie gościom się jeszcze upiekło, gdy piłkę po strzale Dominika Radziemskiego wybił jeden z piłkarzy Olimpii. Trzy minuty później tego szcześcia już im zabrakło. Ponownie na bramkę uderzał Szuszkiewicz, ponownie piłkę przed siebie wybił Witan, a tym razem skutecznym egzekutorem okazał się kapitan gospodarzy Kamil Wacławczyk.
Równo 14 dni trwała przerwa Górnika spowodowana dużą liczbą zakażeń koronawirusem. Pomimo tego, a także pewnych trudności na boisku, polkowiczanie odnieśli czwarte zwycięstwo z rzędu i utrzymali pozycję lidera. Olimpia z kolei nie wykorzystała swojej szansy i nie tylko nie wyszła ze strefy spadkowej, to jej strata do 16. Błękitnych Stargard urosła do dwóch "oczek". Może zostać ona bardzo szybko zniwelowana, bo już w najblizszej kolejce rozgrywanej w środę oba zespoły staną naprzeciw siebie. Dla Olimpii będzie to być może jeden z najważniejszych meczów w tym sezonie.
Chojniczanka Chojnice - Wigry Suwałki 1:1 (1:1)
Marcin Grolik 44 - Cezary Sauczek 10
Chojniczanka: Paweł Sokół - Michał Sacharuk (Marcin Kurs 88'), Marcin Grolik, Peter Kleščík, Jan Mudra - Mateusz Klichowicz (Serhij Napołow 81'), Maciej Kona (Michał Grobelny 81'), Artur Golański, Tomasz Mikołajczak (Olaf Nowak 88'), Adam Ryczkowski - Szymon Skrzypczak.
Wigry: Hieronim Zoch - Michał Orzechowski, Adrian Piekarski, Rafał Grzelak, Daniel Liszka (Paweł Gierach 81') - Denis Gojko, Wojciech Kamiński, Patryk Mularczyk (Patryk Czułowski 90'), Bartłomiej Babiarz, Cezary Sauczek - Kacper Wełniak (Michał Żebrakowski 65').
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Chojniczanki
Starcie drugiej przed tym meczem Chojniczanki Chojnice z czwartymi Wigrami Suwałki uczciwie zasłużyło sobie na miano hitu 29. kolejki. Zwycięstwo podopiecznych Adama Noconia wywindowałoby ich chwilowo na pozycję lidera eWinner II ligi. Byłoby to jednak bardziej symboliczne niż rzeczywiste, po następnego dnia po meczu w Chojnicach do ligowej gry po koronawirusie powracają Górnik Polkowice i GKS Katowice - zespoły, które mają do rozegrania jeszcze dodatkowo zaległe mecze.
Nie ma co się wygłupiać z tezami, że stawka spotkania przytłoczyła miejscowych. Faktem jest jednak, że już w 10. minucie przyjezdni wyszli na prowadzenie. Całą akcję od świetnego odbioru w środku pola rozpoczął Wojciech Kamiński. Środkowy pomocnik Wigier ograł Artura Golańskiego, a po chwili Bartłomiej Babiarz posłał długie podanie za plecy obrońców Chojniczanki. Cezary Sauczek byl zdecydowanie szybszy od swoich rywali i ładną podcinką pokonał wychodzącego prawie przed pole karne Pawła Sokoła.
Drużyna z Suwałk od tego momentu była krok bliżej od czwartej wygranej z rzędu. Goście nie dość, że przez dłuższy czas skutecznie neutralizowali ataki Chojniczanki, to sami byli blisko strzelenia drugiego gola. Strzał Denisa Gojki z ostrego kąta w 24. minucie okazał się tylko minimalnie niecelny. Wigry ostatecznie nie zdołały utrzymać prowadzenia chociażby do przerwy. W 44. minucie z rzutu wolnego strzał oddawał Mateusz Klichowicz, który strzelił w dobrze ustawiony mur. Futbolówka po chwili trafiła do Jana Mudry. Czeski defensor popisał się świetnym uderzeniem, po którym futbolówka odbiła się od poprzeczki i wróciła w pole karne Wigier. Tam rywali uprzedził Marcin Grolik, który dobił strzał swojego kolegi z linii obrony.
Pomimo kilku naprawdę niezłych szans w drugiej połowie bramek nie uświadczono. Remis wydaje się być wynikiem sprawiedliwym, z którego chyba bardziej zadowoleni powinni być zawodnicy Wigier. Nie ma się co oszukiwać, szansę na bezpośredni awans i tak są mocno iluzoryczne, a jeden punkt z wyżej notowanym zespołem, a także wyniki pozostałych spotkań sprawiły, że zespół z Suwałk obecnie ma pięć punktów przewagi nad piątą Skrą Częstochowa oraz aż jedenaście nad siódmym KKS-em 1925 Kalisz. Chojniczanka z kolei ponownie spadła na najniższy stopień podium, lecz tym bardziej nie powinna drżeć o udział w barażach. Gospodarze tego spotkania wciąż mogą liczyć także na zadyszkę prowadzącej dwójki (co nie jest niemożliwe, patrząc na problemy kadrowe oraz natężenie spotkań w najbliższym czasie), tak więc wciąż mają o co walczyć.
Stal Rzeszów - KKS 1925 Kalisz 3:3 (2:1)
Błażej Szczepanek 12, Mariusz Sławek 36, Dawid Olejarka 50 - Bartosz Waleńcik 40, Néstor Gordillo 60, 88
Stal: Wiktor Kaczorowski - Radosław Sylwestrzak, Damian Kostkowski, Łukasz Góra, Piotr Głowacki (Dominik Sadzawicki 66') - Błażej Szczepanek, Jakub Szczypek, Bartosz Wolski (Ramil Mustafajew 66') - Krystian Pieczara (Wiktor Kłos 77'), Dawid Olejarka (Damian Michalik 82'), Mariusz Sławek (Rafał Maciejewski 82').
KKS 1925: Michał Molenda - Nikodem Zawistowski (Kamil Koczy 79'), Bartosz Waleńcik (Filip Kendzia 59'), Mateusz Gawlik, Tomasz Hołota, Mateusz Mączyński (Daniel Kamiński 59') - Robert Tunkiewicz (Bartłomiej Putno 59'), Adrian Łuszkiewicz, Michał Borecki, Néstor Gordillo - Bartłomiej Maćczak (Mateusz Majewski 72').
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Stali
29. kolejkę rozpoczęliśmy z przytupem. Spotkaniu rozegranemu w Stalowej Woli towarzyszyły emocje, które trzymały od pierwszej do ostatniej minuty.
O ile w poprzednim spotkaniu ze Śląskiem II Wrocław Stal zdominowała rywala w samej końcówce, tak w tym wypadku podopieczni Daniela Myśliwca zaliczyli świetne wejście w mecz. W 36. minucie Stal prowadziła już 2:0 po bramkach Błażeja Szczepanka i Mariusza Sławka. Prowadzdenie gospodarzy mogło być jeszcze bardziej okazałe, jednak w świetnej sytuacji sam na sam z Michałem Molendą w piłkę nie trafił Dawid Olejarka, a jeszcze wcześniej Bartosz Wolski strzelił w poprzeczkę.
W ostatnim kwadransie pierwszej połowy goście przebudzili się. Jeszcze przed stratą drugiego gola Wiktor Kaczorowski obronił strzał z ostrego kąta Michała Boreckiego. Patrząc na przebieg pierwszej połowy trudno uwierzyć w to, że kaliszanie mieli ogromną szansę, by na przerwę schodzić remisując ze Stalą. W 40. minucie Mateusz Mączyński wstrzelił futbolówkę w pole karne, gdzie przejął ją Bartosz Waleńcik. Występujący na środku obrony zawodnik przyjął piłkę i mocnym strzałem po ziemi tuż przy bliższym słupku dał swojej drużynie kontaktowe trafienie.
Trzy minuty później wysoki pressing Néstora Gordillo zaowocował prostą stratą Stali. Po chwili Robert Tunkiewicz dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie wbiegający Nikodem Zawistowski został sfaulowany przez jednego z rywali. Do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Tunkiewicz, jednak jego strzał obronił 19-letni Kaczorowski. W ostatnich sekundach pierwszej połowy KKS 1925 strzelił upragnionego drugiego gola - wybiegający zza pleców obrońców Gordillo przelobował Kaczorowskiego, jednak sędziowie dopatrzyli się w tej sytuacji pozycji spalonej.
Te sytuacje z pewnością frustrowały kaliszan, a jeszcze większy niedosyt pojawił się w 50. minucie, gdy Stal strzeliła trzeciego gola. Na lewej stronie pola karnego Sławek zagrał w okolice piątego metra, gdzie Olejarka wślizgiem pokonał Molendę po raz trzeci. Kolejne minuty wskazywały nam, że to Stal jest bliżej strzelenia kolejnego gola. Tak się jednak nie stało, w 60. minucie goście poczuli krew rywala, a Gordillo strzełił drugie kontaktowe trafienie dla KKS-u 1925. Chwilę wcześniej po dośrodkowaniu Zawistowskiego w poprzeczkę trafił wprowadzony z ławki Daniel Kamiński. W końcówce zespołem bardziej konskwentnym byli goście, za co w 88. minucie zostali nagrodzeni trzecim trafieniem. Kolejny raz swoim rywalom uciekł Gordillo, który po otrzymaniu prostopadłego podania głową od Mateusza Majewskiego wygrał pojedynek sam na sam z Kaczorowskim i uratował remis swojej drużynie.
Patrząc na suche liczby w ligowej tabeli, to remis dla Stali nie jest najgorszym możliwym rezultatem. Cel minimum, czyli utrzymanie przewagi nad peletonem został osiągnięty. W tej sytuacji to KKS 1925 musi gonić rywala i czekać na jego potknięcie, by mieć realne szanse na udział w barażach, co dla podopiecznych Ryszarda Wieczorka z całą pewnością będzie ogromnym sukcesem w debiucie na szczeblu centralnym.
Garbarnia Kraków - Motor Lublin 2:1 (1:1) - zaległe spotkanie 24. kolejki
Michał Fidziukiewicz 1, 56 (karny) - Rafał Król 45 (karny)
Garbarnia: Dorian Frątczak - Daniel Morys, Donatas Nakrošius, Michał Rutkowski, Jakub Kowalski - Jakub Górski (Błażej Radwanek 75'), Mateusz Duda, Tomasz Kołbon (Marek Masiuda 80'), Grzegorz Marszalik (Mateusz Surma 80') - Michał Feliks (Kamil Kuczak 70'), Michał Fidziukiewicz (Bruno Wacławek 80').
Motor: Sebastian Madejski - Michał Król (Szymon Rak 66'), Rafał Grodzicki, Ariel Wawszczyk, Marcin Michota (Arkadiusz Najemski 11') - Filip Wójcik, Kamil Kumoch (Leszek Jagodziński 57'), Rafał Król, Dawid Pakulski (Daniel Świderski 58'), Piotr Ceglarz - Krzysztof Ropski.
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Garbarni
To był przedziwny mecz, w którym widzieliśmy wiele - bramka zaraz po rozpoczęciu, aż trzy podyktowane rzuty karne, z czego jeden niewykorzystany, kontuzja podstawowego obrońcy na początku spotkania, a także czerwona kartka dla trenera za liczne protesty w kierunku sędziego. Wątpliwości nie budzi jednak zwycięstwo Garbarni, które było za wszechmiar zasłużone, a nawet powinno być bardziej okazałe.
Motor nie mógł gorzej wejść w ten mecz. Już w 45 sekundzie spotkania po prostym błędzie Marcina Michoty Jakub Górski zagrał w pole karne do Michała Fidziukiewicza, który bardzo dobrym strzałem pokonał Sebastiana Madejskiego. Główny winowajca straconej bramki, czyli Michota, opuśćił boisko już w 11. minucie. Nie był to jednak skutek recenzji jego dotychczasowy poczynań, ale uraz, którego doznał lewy obrońca Motoru.
Tak naprawdę poza niecelnym strzałem Piotra Ceglarza z 7. minuty, który nie wykorzystał dogrania Krzysztofa Ropskiego i z dobrej pozycji się pomylił, to Motor przez zdecydowaną większość spotkania był zespołem dużo słabszym, który nie potrafił zagrozić Garbarni. Gospodarze niejako w drugiej minucie doliczonego czasu gry wyciągnęli do swojego rywala pomocną dłoń. Po dośrodkowaniu rzutu wolnego, w pozornie niegroźnej sytuacji na murawę upadł Ariel Wawszczyk. Prowadzący to spotkanie Rafal Rokosz wskazał na jedenasty metr, a gola do szatni z rzutu karnego strzelił Rafał Król.
Jeszcze większe prezenty goście dali Garbarni w drugiej połowie. Bo jak inaczej opisać pierwszy kwadrans meczu, kiedy miejscowi otrzymali aż dwa rzuty karne? Już 70 sekund po wznowieniu gry sfaulowany został wbiegający w pole karne z lewej strony boiska Grzegorz Marszalik. Tego stałego fragmentu gry nie wykorzystał jednak Jakub Kowalski. Lewy obrońca Garbarni co prawda kompletnie zmylił Madejskiego, jednak trafił zaledwie w słupek. W 55. minucie, tym razem po drugiej stronie pola karnego bezpardonowo powstrzymany został szarżujący Daniel Morys. Kowalski nie zdecydował się drugi raz podejść do "jedenastki". Tym razem wyręczył go Fidziukiewicz, który pewnym strzałem wyprowadził Garbarnię na prowadzenie, a sam strzelił swojego czwartego gola w tym sezonie eWinner II ligi.
Końcowe fragmenty tego spotkania były bardzo nerwowe dla gości. Motor starał się odrobić straty, jednak strzały oddawane m.in. przez Daniela Świderskiego czy Krzysztofa Ropskiego nie mogły zagrozić bramce strzeżonej przez Doriana Frątczaka. Niemoc przyjezdnych przypieczętowało niejako odesłanie na trybuny trenera Motoru Marka Saganowskiego, który wielokrotnie pokazywał swoje niezadowolenie z pracy arbitrów.
Seria meczów bez zwycięstwa Motoru powiększyła się do sześciu spotkań. Taki obrót spraw w zasadzie wyklucza potencjalną walkę beniaminka o baraże. Chociaż przewaga Motoru nad strefą spadkową wynosi obecnie zaledwie sześć punktów, to nie wydaje mi się, by lublinianie faktycznie musieli drżeć o ligowy byt. Garbarnia z kolei wygrała po raz czwarty z rzędu w stosunku 2:1, dzięki czemu drużyna prowadzona przez Łukasza Surmę trochę nieoczekiwanie dołącza nam do walki o udział w barażach.
Hutnik Kraków - Garbarnia Kraków 2:0 (0:0)
Łukasz Kędziora 73 (karny), Tomasz Wojcinowicz 87
Hutnik: Arkadiusz Leszczyński - Sebastian Olszewski, Tomasz Jaklik, Tomasz Wojcinowicz, Łukasz Kędziora, Piotr Zmorzyński - Krzysztof Świątek (Bartosz Tetych 83'), Miłosz Drąg (Kacper Jodłowski 56'), Javier Bernal (Patryk Kieliś 8'), Filip Handzlik (Dawid Linca 56') - Michał Kitliński (Kamil Sobala 56').
Garbarnia: Dorian Frątczak - Daniel Morys (Błażej Radwanek 77'), Donatas Nakrošius, Michał Rutkowski, Jakub Kowalski - Jakub Górski (Bruno Wacławek 87'), Mateusz Duda, Tomasz Kołbon (Mateusz Surma 78'), Grzegorz Marszalik - Michał Feliks (Kamil Kuczak 65'), Michał Fidziukiewicz.
Przedmeczowy typ: remis
Te "drugie" derby Krakowa, które rozegrano w ostatnią sobotę okazały się ciekawsze od tych, które zaprezentowały nam drużyny występujące w PKO Ekstraklasie. Przy Suchych Stawach przynajmniej mogliśmy zobaczyć bramki. To znaczy nie mogliśmy, gdyż z powodu awarii kamery spotkanie nie było transmitowane i obecnie musimy posiłkować się jedynie opcjonalnymi nagraniami wykonanymi z trybun stadionu Hutnika.
Największe emocje zawodnicy zostawili sobie na samą końcówkę, jednak już dużo wcześniej Garbarnia kilkukrotnie mogła strzelić gola. Najbliżej tego w 19. minucie był Jakub Kowalski - jego strzał z rzutu wolnego wylądował na poprzeczce. Była to odrobina szczęścia dla Hutnika, który już w 8. minucie stracił kontuzjowanego Javiera Bernala. Garbarnia, jak przystało na zespół lepiej notowany w tabeli, a także mający za sobą passę czterech wygranch z rzędu, dłuższymi fragmentami kontrolował wydarzenia na boisku. W tym wszystkim gościom brakowało skuteczności.
Brak skuteczności zemścił się na Garbarni w ostatnich 20 minutach spotkania. Kulminacją pecha, czy też braku dokładności był niewykorzystany w 77. minucie przez Michała Fidziukiewicza rzut karny. Drugą obroną "jedenastki" w tej rundzie popisał się Arkadiusz Leszczyński, bramkarz sprowadzony do Hutnika awaryjnie po poważnej kontuzji Dawida Smuga. O zwycięstwie beniaminka ostatecznie przesądziła właśnie zimna krew w polu karnym rywala. W przeciwieństwie do swojego lokalnego rywala, Hutnik cztery minuty wcześniej potrafił wykorzystać rzut karny. Konkretniej mowiąc, Łukasz Kędziora wygrał pojedynek z Dorianem Frątczakiem i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry kropkę nad i postawił Tomasz Wojcinowicz, który celną główką wykończył dośrodkowanie z rzutu wolnego Dawida Lincy. Dwie minuty później nerwy puściły środkowemu obrońcy Garbarni Michałowi Rutkowskiemu, który za uderzenie Kamila Sobali otrzymał czerwoną kartkę.
Zatrudnienie w ostatnich dniach 2020 roku Szymona Szydełki okazało się ryzykownym, ale ostatecznie znakomitym posunięciem. Pod wodzą tego szkoleniowca Hutnik w 11 spotkaniach zdobył aż 20 punktów. Jedynym zespołem lepszym od krakowian na wiosnę jest na ten moment tylko Chojniczanka Chojnice, która zgromadziła o jeden punkt więcej. Tak dobre rezultaty zaowocowały nie tylko tym, że Hutnik opuścił dno tabeli. Mało tego, obecnie Hutnik ma aż osiem punktów przewagi nad najwyższym miejscem oznaczającym spadek z ligi.
Garbarnia z kolei pomimo porażki w dalszym ciągu utrzymuje się w wąskim gronie drużyn, które powalczą o ostatnie miejsce dające prawo gry w barażach. Na ten moment strata podopiecznych Łukasza Surmy do szóstej Stali Rzeszów wynosi zaledwie cztery punkty. Prawdziwym testem potencjału Garbarni z pewnością będzie środowe spotkanie z walczącym o bezpośredni awans GKS-em Katowice.
Sokół Ostróda - Śląsk II Wrocław 4:1 (3:1)
Dawid Wolny 5 (karny), 37, Wojciech Kalinowski 19, Karol Turek 90 - Sebastian Bergier 30 (karny)
Sokół: Kacper Trelowski - Michał Zimmer, Wojciech Mazurowski, Karol Żwir, Adam Dobosz - Wojciech Kalinowski (Karol Turek 89'), Jakub Czajkowski, Dominik Więcek (Łukasz Soszyński 89'), Rafał Siemaszko (Sebastian Rugowski 66'), Tomasz Gajda (Łukasz Mozler 76') - Dawid Wolny (Paweł Brzuzy 89').
Śląsk II: Dariusz Szczerbal - Igor Maruszak (Paweł Fediuk 74'), Bartosz Boruń, Patryk Caliński, Szymon Krocz - Mateusz Młynarczyk, Adrian Bukowski, Maciej Pałaszewski, Adrian Łyszczarz, Przemysław Bargiel (Filip Michalski 68') - Sebastian Bergier.
Przedmeczowy typ: remis
Mecz Stali Rzeszów z KKS-em 1925 Kalisz nie był jedynym w tej kolejce, w którym naprzeciw siebie stanęły dwa zespoły walczące o udział w barażąch o awans do Fortuna I ligi. Nieznacznie lepiej notowany w tabeli Śląsk II Wrocław w Ostródzie mocno zawiódł i przegrał trzecie spotkanie z rzędu.
Wracający do gry po kontuzji Dariusz Szczerbal już w pierwszej połowie musiał aż trzykrotnie wyciągać piłkę z siatki. Mało tego, po 19. minutach Sokoł prowadził już 2:0. Najpierw po faulu Bartosza Borunia na Karolu Żwirze gola z rzutu karnego strzelił Dawid Wolny. Czternaście minut później po dalekim wybiciu piłki Kacpra Trelowskiego oraz błędzie Igora Maruszaka, który minął się z piłką, Rafał Siemaszko zagrał do niepilnowanego na prawej stronie pola karnego Wojciecha Kalinowskiego, który mierzonym, technicznym strzałem bez przyjęcia podwyższył prowadzenie Sokoła.
Rezerwy Śląska próbowały się odgryzać rywalowi. Dwukrotnie Trelowskiego zaskoczyć próbował Adrian Łyszczarz - raz z rzutu wolnego, a raz po ziemi zza pola karnego. Ta sztuka mu się nie udała. Zdecydowanie więcej szcześcia miał Sebastian Bergier, który po faulu na sobie samym strzelił z rzutu karnego kontaktową bramkę dla swojego zespołu.
Przyjezdni jednak nie mieli co myśleć o wywiezieniu z Ostródy chociażby punktu. Nie w sytuacji, gdy popełniają tak proste błędy jak ten Patryka Calińskiego z 37. minuty meczu. Po jego złym wybiciu piłki z lewej strony boiska Wolny otrzymał piłkę w polu karnym, sprytnym zwodem ograł dwóch zawodników Śląska II i strzelił swojego 18. gola w tym sezonie, zrównując się tym samym z liderem klasyfikacji strzelców Kamilem Wojtyrą.
W drugiej połowie zawodnicy Śląska próbowali odmienić losy meczu. Ich akcje często napędzał Łyszczarz, swoje okazje mieli także Mateusz Młynarczyk, Bergier, czy właśnie Łyszczarz, którego techniczny strzał dobrze obronił w 87. minucie Trelowski. Pomimo starań, wrocławianie tego dnia nie potrafili strzelić żadnego gola z gry. Na domiar złego, w doliczonym czasie gry dobił ich wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Karol Turek.
Dwunasta wygrana Sokoła w tym sezonie spowodowała ich awans na dziewiąte miejsce w tabeli oraz zmniejszenie straty do miejsca barażowego do zaledwie trzech punktów. Pomimo porażki sytuacja Śląska II wciąż wygląda nieźle - rezerwy ósmego zespołu PKO Ekstraklasy obecnie tracą zaledwie punkt do Sokoła i wciąż utrzymują się w gronie kandydatów do gry w barażach.
Lech II Poznań - Błękitni Stargard 1:1 (0:0)
Filip Szymczak 79 - Mateusz Bochnak 52
Lech II: Krzysztof Bąkowski - Filip Borowski (Arkadiusz Kaczmarek 74'), Adrian Laskowski, Maksymilian Pingot, Karol Smajdor - Ołeksandr Jacenko (Siergiej Kriwiec 62'), Filip Marchwiński, Antoni Kozubal (Eryk Kryg 74'), Łukasz Szramowski, Jakub Karbownik - Filip Szymczak.
Błękitni: Tobiasz Weinzettel - Aleksander Theus, Daniel Wajsak, Bartłomiej Mruk, Bartosz Sitkowski - Mateusz Bochnak, Hubert Krawczun, Dawid Polkowski, Michał Cywiński, Tomasz Kaczmarek - Kamil Walków.
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Lecha II
29. kolejkę zakończyliśmy nierozstrzygniętym starciem pomiędzy Lechem II Poznań i Błękitnymi Stargard. Ten remis sprawił, że rezerwy "Kolejorza" w dalszym ciągu pozostają na przedostatnim miejscu, natomiast Błękitni są nad "kreską" z przewagą dwóch punktów nad Olimpią Elbląg.
W niedzielne popołudnie na Stadionie Leśnym we Wronkach działo się całkiem sporo. Mecz był dosyć wyrównany, z szansami po jednej i drugiej stronie. Ciężko jednak wyróżnić jakiekolwiek próby jednych i drugich - większość strzałów albo była niecelna, albo blokowana przez rywala. Po stronie gospodarzy akcję napędzał przede wszystkim duet Jakub Karbownik - Filip Szymczak. W drużynie Błękitnych natomiast jak zwykle aktywny był grający na prawym skrzydle Mateusz Bochnak. I to w dużej mierze ci zawodnicy mieli największy wpływ na ostateczny rezultat.
Na bramki musieliśmy poczekać do drugiej odsłony meczu. Po szybkiej kontrze i dograniu Tomasza Kaczmarka w 52. minucie spotkania ładną podcinką nad Krzysztofem Bąkowskim prowadzenie przyjezdnym dał Bochnak, dla którego było to szóste trafienie w tym sezonie ligowym. Ostatecznie podopieczni Artura Węski zdołali sobie poradzić w trudnej sytuacji, jaką niewątpliwie byłaby strata punktów z rywalem w walce o utrzymanie, i w 72. minucie strzelili wyrównującego gola. Dośrodkowanie z prawej strony boiska Łukasza Szramowskiego świetnym strzałem głową wykończył Szymczak. W doliczonym czasie gry drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Karbownik, jednak to już nie miało żadnego wpływu na wynik meczu.
Żadna z drużyn nie może czuć się w pełni zadowolona po tym spotkaniu. Lech II i Błękitni znajdują się w stanie ciągłęgo zagrożenia relegacją do III ligi, dlatego im punkty są potrzebne jak rybie woda, a zdobywanie kolejnych "oczek" z drużynami potencjalnie stojącymi na równym poziomie powinno by pozornie prostsze niż urywanie punktów wyżej notowanym drużynom. Ciekawostką wartą odnotowania jest fakt, że Błękitni cały mecz rozegrali gołą jedenastką. Adam Topolski nie zdecydował się na żadną roszadę, pomimo tego, że miał na ławce kilku zawodników, których mógłby wprowadzić na boisko.
Pogoń Siedlce - Znicz Pruszków 2:2 (2:0)
Ishmael Baidoo 12, Oskar Repka 22 - Maciej Firlej 83 (karny), Maciej Wichtowski 89
Pogoń: Bartosz Klebaniuk - Maciej Kołoczek, Julien Tadrowski, Ivan Očenáš, Bartłomiej Olszewski - Ishmael Baidoo, Krzysztof Danielewicz, Oskar Repka, Marcin Kozłowski II (Bartosz Rymek 66'), Franciszek Wróblewski (Wiktor Preuss 78') - Maciej Górski (Piotr Pierzchała 83').
Znicz: Piotr Misztal - Marcin Bochenek, Maciej Wichtowski, Martin Baran, Mateusz Grudziński - Krystian Tabara (Gabor Grabowski 70'), Szymon Kaliniec, Lukáš Hrnčiar, Maciej Machalski (Owé Bonyanga 70'), Martin Janco (Mariusz Gabrych 58') - Maciej Firlej.
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Znicza
Derby Mazowsza w dużej mierze opierały się na pojedynczych zrywach obu drużyn. Jako pierwsi solidniej zaatakowali gospodarze, dzięki czemu w 22. minucie wyszli już na dwubramkowe prowadzenie. Spory udział w tym miał wyjątkowo aktywny w tym spotkaniu Oskar Repka. Środkowy pomocnik Pogoni w 12. minucie oddał strzał na bramkę Znicza, po którym futbolówka odbiła się od słupka. Na szczęście dla miejscowych dobrze ustawiony w polu karnym był Ishmael Baidoo, który dobił strzał swojego kolegi do pustej bramki. Dziesięć minut później Repka był już zdecydowanie bardziej dokładny i dobrym uderzeniem głową wykończył dośrodkowanie Krzysztofa Danielewicza.
Przez większość spotkania wydawało się, że wyżej notowana Pogoń na spokojnie dowiezie korzystny wynik do samego końca. Usilne starania piłkarzy Znicza przyniosły swój efekt w ostatnich dziesięciu minutach spotkania. Najpierw po faulu na Mateuszu Grudzińskim kontaktową bramkę z jedenastu metrów strzelił Maciej Firlej. Gospodarzem pruszkowian okazał się Maciej Wichtowski, który w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry świetnym, niskim uderzeniem z rzutu wolnego uratował Zniczowi cenny punkt w perspektywie walki o utrzymanie w lidze.
Znicz w ostatnich spotkaniach prezentował się z naprawdę dobrej strony, dlatego remis w Siedlcach może być odbierany jako spore rozczarowanie. Zespół z Pruszkowa pokazał jednak charakter, w ostatnich dziesięciu minutach ratując jeden punkt. Punkt, który w ostatniej kolejce może okazać się kluczowy. Na ten moment Znicz wciąż utrzymuje się nad strefą spadkową i po porażce Olimpii Elbląg i remisowi we Wronkach powiększył swoją przewagę nad drużynami zagrożonymi spadkiem o kolejny punkt. Pogoń natomiast wciąż utrzymuje bepieczny dystans i powinien zakończyć sezon w środku ligowej tabeli.
Bytovia Bytów - Motor Lublin 0:1 (0:0)
Paweł Moskwik 74
Bytovia: Marcin Staniszewski - Mateusz Wrzesień, Krzysztof Bąk, Oskar Krzyżak, Matheus Camargo - Eryk Moryson, Przemysław Lech (Michał Kieca 88'), Paweł Zawistowski, Jakub Bach (Jakub Nowakowski 66') - Kacper Sezonienko, Piotr Giel.
Motor: Sebastian Madejski - Filip Wójcik, Ariel Wawszczyk, Maksymilian Cichocki, Arkadiusz Najemski (Rafał Grodzicki 43'), Michał Bogacz (Szymon Rak 46') - Kamil Kumoch (Arkadiusz Bednarczyk 80'), Rafał Król, Tomasz Swędrowski - Krzysztof Ropski (Paweł Moskwik 46'), Daniel Świderski.
Przedmeczowy typ: zwycięstwo Bytovii
Zarówno dla Bytovii Bytów, jak i dla Motoru Lublin to spotkanie było okazją na przełamanie kilku negatywnych serii spotkań. Gospodarze tego meczu przez ostatni miesiąc nie zdobyli ani jednego punktu, przegrywając po kolei mecze z Garbarnią Kraków, Śląskiem II Wrocław, KKS-em 1925 Kalisz oraz Wigrami Suwałki, co zaowocowało niebezpiecznym zbliżeniem się do strefy spadkowej. Motor co prawda w kwietniu zdobył dwa punkty, lecz podopieczni Marka Saganowskiego w rundzie wiosennej wygrali zaledwie dwa spotkania (oba na początku marca).
Od pierwszych minut Motor prezentował się tak samo kiepsko, jak przez większość tej rundy. Gospodarze natomiast dokonali nie lada sztuki - oddali łącznie aż 22 strzały, z czego osiem celnych, a pomimo to nie zdołali ani razu pokonać Sebastiana Madejskiego. Co prawda trudno byłoby wskazać okazję jednoznacznie stuprocentową, jednak niewykorzystanie tak znaczącej przewagi na pewno musi boleć wszystkich w Bytowie.
Motor z kolei stworzył sobie zdecydowanie mniej okazji, ale potrafił wykorzystać tą jedną, jedyną, która dała upragnione i bardzo cenne zwycięstwo. W 74. minucie po dośrodkowaniu z prawej strony boiska Paweł Moskwik wygrał pojedynek główkowy ze stojącym przed nim Mateuszem Wrześniem i strzałem głową pokonał Marcina Staniszewskiego. Błąd w tej sytuacji z pewnością popełnił Wrzesień, ale także lepiej zachować mógł się Staniszewski, bo uderzenie Moskwika nie było zbyt mocne, a pomimo to przelobowało bramkarza Bytovii.
Zawodnicy Motoru po tym meczu mogą odetchnąć z ulgą. Zła seria została zakończona, a ich drużyna obecnie plasuje się na 12. miejscu z pozornie bezpieczną przewagą dziewięciu punktów nad strefą spadkową. W coraz większych tarapatach znajduje się z kolei Bytovia. Drużyna prowadzona przez Kamila Sochę w 2021 roku zdobyła zaledwie dziewięć punktów, jest drugim najgorszem zespołem rundy wiosennej II ligi i obecnie ma przewagę zaledwie czterech punktów nad 17. w tabeli Olimpią Elbląg, która ma do rozegrania jeden zaległy mecz.
W tej kolejce pauzowała ostatnia w tabeli Olimpia Grudziądz.
Jedenastka 29. kolejki eWinner II ligi według tygodnika Piłka Nożna
Za nami 29 seria gier w II lidze. Kto zasłużył na uznanie?
@GKSKatowice_eu @ChojniczankaMKS @MotorLublin @KSHutnikKrakow @SokolOstroda @KaliskiKKS @MKSZnicz @GornikPolkowice @wigry_suwalki https://t.co/oKf9yoL0gT pic.twitter.com/HHfNBnH41c
— Piłka Nożna (@PilkaNozna_pl) April 26, 2021
Tabela eWinner II ligi po 29. kolejce
[table id=117 /]
Czołówka klasyfikacji strzelców eWinner II ligi po 29. kolejce
- Kamil Wojtyra (Skra Częstochowa), Dawid Wolny (Sokół Ostróda) - 18 bramek
- Sebastian Bergier (Śląsk II Wrocław) - 16 bramek
- Piotr Giel (Bytovia Bytów) - 14 bramek
- Szymon Skrzypczak (Chojniczanka Chojnice), Eryk Sobków (Górnik Polkowice), Marcin Urynowicz (GKS Katowice) - 13 bramek
- Janusz Surdykowski (Olimpia Elbląg) - 12 bramek
- Kamil Adamek (Wigry Suwałki), Wojciech Reiman (Stal Rzeszów) - 10 bramek
Terminarz 30. kolejki eWinner II ligi:
28 kwietnia (środa)
Błękitni Stargard - Górnik Polkowice, godz. 13:00, transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM, typ: 2
Olimpia Elbląg - Pogoń Siedlce, godz. 15:00, aplikacja mobilna eWinner i platforma Sportize, typ: 2
Śląsk II Wrocław - Hutnik Kraków, godz. 15:00, aplikacja mobilna eWinner i platforma Sportize, ewentualnie kanał Śląska na YT, typ: 2
Skra Częstochowa - Lech II Poznań, godz. 15:00, aplikacja mobilna eWinner i platforma Sportize, typ: 1
Znicz Pruszków - Olimpia Grudziądz , godz. 15:30, aplikacja mobilna eWinner i platforma Sportize, typ: 1
Wigry Suwałki - Stal Rzeszów, godz. 16:15, aplikacja mobilna eWinner i platforma Sportize, typ: X
Garbarnia Kraków - GKS Katowice, godz. 17:00, aplikacja mobilna eWinner i platforma Sportize, typ: 2
KKS 1925 Kalisz - Sokół Ostróda, godz. 18:00, transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM, typ: 1
Motor Lublin - Chojniczanka Chojnice, god. 18:00, transmisja w TVP Sport, typ: 2
Pauza: Bytovia Bytów
Dane za 90minut.pl
-
Niższe ligiWieczysta znowu z głośnym transferem. Doświadczenie w Ekstraklasie i Serie A
Kamil Gieroba / 9 grudnia 2024, 20:55
-
Niższe ligiOficjalnie: Były reprezentant Polski w czwartej lidze! Latem odszedł z Podbeskidzia
Victoria Gierula / 5 grudnia 2024, 17:37
-
PolecaneJest termin pogrzebu Lucjana Brychczego
Kamil Gieroba / 4 grudnia 2024, 14:30
-
EkstraklasaZmarł Lucjan Brychczy. Legenda Legii Warszawa
Kamil Gieroba / 2 grudnia 2024, 11:33
-
EkstraklasaIskry na linii Piast Gliwice - Górnik Zabrze! Badia ostro o Podolskim, zawodnik "Trójkolorowych" odpowiada
Victoria Gierula / 25 listopada 2024, 9:54
-
PolecaneCBA zatrzymało byłego reprezentanta Polski
Kamil Gieroba / 21 listopada 2024, 16:40