blank
fot. Źródło: PZPN
Udostępnij:

eWinner II liga: Premierowe zwycięstwo Znicza. Hutnik poza strefą spadkową

Spotkania 24. kolejki eWinner II ligi przyniosły nam ciekawe roszady na dole tabeli. Zwycięstwo z Sokołem Ostróda było dla piłkarzy Znicza Pruszków pierwszym odniesionym w tym roku. Dzięki wyjazdowej wygranej w Grudziądzu strefę spadkową po długim czasie opuścił Hutnik Kraków.

Pogoń Siedlce - GKS Katowice 1:2 (0:2)

Miłosz Przybecki 68 - Filip Kozłowski 29, Grzegorz Rogala 38

Pogoń: Rafał Misztal - Maciej Kołoczek, Ivan Očenáš, Julien Tadrowski, Bartłomiej Olszewski - Miłosz Przybecki, Oskar Repka, Krzysztof Danielewicz, Bartosz Rymek (Piotr Pierzchała 82'), Franciszek Wróblewski - Ishmael Baidoo (Rafał Adamek 87').

Katowice: Bartosz Mrozek - Zbigniew Wojciechowski, Arkadiusz Jędrych, Michał Kołodziejski, Grzegorz Rogala - Szymon Kiebzak (Danian Pawłas 85'), Michał Gałecki (Bartosz Jaroszek 85'), Rafał Figiel, Adrian Błąd (Dominik Kościelniak 76'), Krystian Sanocki (Arkadiusz Woźniak 62') - Filip Kozłowski (Piotr Kurbiel 76').

Przedmeczowy typ: zwycięstwo GKS-u

Nie po raz pierwszy w tym sezonie po wcześniejszym zwycięstwie Górnika Polkowice zawodnicy GKS-u Katowice grali "z nożem na gardle" i musieli wygrać, by nie zostać wyprzedzonym przez napierającego rywala. Drużyna z Górnego Śląska w takiej sytuacji radziła sobie w tym sezonie różnie, jednak w Siedlcach "Gieksa" nie zawiodła i utrzymała pozycję lidera, zachowując tym samym dwupunktową przewagę nad Górnikiem Polkowice.

Poza pierwszymi minutami, kontrolę nad spotkaniem mieli właśnie faworyzowani goście. Zanim jednak do tego doszło, już w 3. minucie Krzysztof Danielewicz postraszył Bartosza Mrozka. Środkowy Pomocnik Pogoni odebrał piłkę w środku pola Michałowi Gałeckiemu i po chwili strzelał z szesnastego metra po przytomnym dograniu Ishmaela Baidoo. Jego strzał ostatecznie przeleciał nad bramką. Prócz Danielewicza, swoje próby z dystansu w pierwszej połowie mieli również Miłosz Przybecki, Bartosz Rymek i Franciszek Wróblewski. Wszystkie te strzały były niecelne i tak naprawdę nie stworzyły żadnego zagrożenia pod bramką GKS-u.

Podobnie jak przed tygodniem na swoim boisku, tak i w Siedlcach zawodnicy GKS-u potrzebowali ledwie kilku minut, by odskoczyć rywalowi na dwubramkową przewagę. Najpierw, w 29. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Adriana Błąda piłka trafiła w głowę Danielewicza, a następnie pechowo odbiła się od pleców Ivana Očenáša. "Asystę" Słowaka bezlitośnie wykorzystał Filip Kozłowski, wyprowadzając tym samym zespół na prowadzenie. Dziewięć minut później goście nie potrzebowali już pomocy rywala. Po wymianie kilku podań futbolówka trafiła na lewe skrzydło do Szymona Kiebzaka. Pomocnik "Gieksy" przytomnie wycofał piłkę do znajdującego się w okolicach linii pola karnego Grzegorza Rogali. Ten również nie kalkulował, a z jego strzałem bez przyjęcia Rafał Misztal nie był w stanie sobie poradzić.

W drugiej połowie goście spokojnie mogli dobić rywala, dzięki czemu bez stresu dociągnęliby ten mecz do ostatniego gwizdka. Najlepszej sytuacji w 50. minucie nie wykorzystał Rafał Figiel. Błąd ponownie dośrodkował z prawej strony boiska. Po tym zagraniu z bramki wyszedł Misztal, który stał i spokojnie czekał na piłkę. Z błędu rywala skorzystał Figiel, który wyprzedził rywala, jednak przeniósł futbolówkę nad pustą bramką. Pogoni. Trzynaście minut później blisko bardzo ładnego gola był Kozłowski. Tym razem piłka po jego strzale z dystansu przeleciała nieznacznie obok słupka.

Przełomowym momentem tego spotkania mogła być kontaktowa bramka w 68. minucie autorstwa Miłosza Przybeckiego. 30-latek otrzymał podanie górą od Danielewicza i instynktownie zagrał piłkę głową przed siebie. Niezwykle bierna postawa defensorów GKS-u sprawiła, że Przybecki tym zagraniem stworzył sobie świetną sytuację strzelecką, z której skorzystał i ładnym strzałem z powietrza tuż przy słupku pokonał Bartosza Mrozka. Przełom, na który gospodarze mieli wielkie nadzieję, ostatecznie się nie wydarzył. Zawodnicy Pogoni nie zrobili na tyle dużo, by urwać punkt liderowi i ostatecznie przegrali z GKS-em Katowice 1:2.

Marzec był bardzo złym miesiącem dla Pogoni Siedlce, którzy przyniósł jej trzy porażki z rzędu, a także sporą ilość zakażeń koronawirusem, co poskutkowało przełożeniem dwóch spotkań ligowych. Na sam koniec miesiąca podopieczni Bartosza Tarachulskiego rozegrają pierwszy z nich. W środę na swoim boisku podejmą Sokoła Ostróda - zespół, który znajduje się w jeszcze większych tarapatach od Pogoni. Brak trzech punktów może sprawić, że Pogoń zakręci się w okolicach grupy spadkowej. Ostatecznie przewaga nad 17. Lechem II Poznań wynosi na ten moment zaledwie trzy punkty.


Górnik Polkowice - Lech II Poznań 4:0 (2:0)

Mateusz Piątkowski 1, 10, Eryk Sobków 51, Michał Danilczyk 70

Górnik: Mateusz Malec - Dominik Radziemski, Paweł Kucharczyk, Marek Opałacz (Mateusz Magdziak 63'), Karol Fryzowicz - Eryk Sobków (Maciej Bancewicz 74'), Michał Danilczyk (Bruno Żołądź 73'), Kamil Wacławczyk, Ernest Terpiłowski (Adam Borkowski 63') - Mateusz Piątkowski, Mariusz Szuszkiewicz (Kacper Poczwardowski 81').

Lech II: Łukasz Radliński - Filip Nawrocki (Karol Smajdor 64'), Grzegorz Wojtkowiak, Wojciech Onsorge, Krystian Palacz - Łukasz Szramowski, Artur Marciniak (Jakub Białczyk 73'), Adrian Laskowski, Siergiej Kriwiec (Ołeksandr Jacenko 57'), Jakub Karbownik - Adrian Ratajczyk (Igor Ławrynowicz 57').

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Górnika

W Polkowicach większych emocji nie uświadczyliśmy. Napastnik gospodarzy Mateusz Piątkowski potrzebował zaledwie dziesięciu minut, by praktycznie w pojedynkę znacznie przybliżyć swój zespół do kolejnego zwycięstwa w tym sezonie. Już w 28 sekundzie spotkania z rezerwami Lecha Poznań 36-letni napastnik dopadł do piłki odbitej przez Łukasza Radlińskiego i skutecznie dobił strzał jednego ze swoich kolegów z zespołu. Piątkowski drugi cios zdezorientowanemu rywalowi zadał w 10. minucie, pokonując w sytuacji sam na sam golkipera "Kolejorza".

Po nerwowym początku goście nieco uspokoili przebieg meczu, pojawiły się nawet strzały na bramkę strzeżoną przez Mateusza Malca. Żaden z nich nie był jednak na tyle groźny, by mógł przynieść kontaktowe trafienie. Po stronie gości niecelnie uderzali m.in. Adrian Ratajczyk, Grzegorz Wojtkowiak głową po wrzutce Siergieja Kriwca z rzutu wolnego, a także Jakub Karbownik. Zdecydowanie bliżej od nich strzelenia gola był na trzy minuty przed przerwą Mariusz Szuszkiewicz. Piłka po jego strzale głową zatrzymała się na słupku bramki Lecha II.

Szuszkiewiczowi nie udało się dobić rywala. O wiele lepiej swoją pracę wykonał jednak sześć minut po przerwie Eryk Sobków, który po ładnym dryblingu pokonał Radlińskiego, praktycznie zabijając ten mecz. Goście nie byli w stanie nawiązać kontaktu z rywalem, a co dopiero odrobić stratę trzech goli. Zdecydowana większość sytuacji, w których zawodnicy rezerw "Kolejorza" gościli w okolicach bramki rywala, była skutecznie rozbijana przez defensorów Górnika. Gospodarze natomiast konsekwentnie robili swoje i ostatecznie zdołali dołożyć jeszcze jedno trafienie. Wynik spotkania na 4:0 strzałem z bliska ustalił w 70. minucie Michał Danilczyk.

Ciężko coś więcej powiedzieć o tym spotkaniu. Górnik przyszedł i zrobił swoje, zrobił to, czego oczekujemy po zespole walczącym o bezpośredni awans do Fortuna I ligi. Zwycięstwo podopiecznych Janusza Niedźwiedzia chyba w żadnym momencie nie było zagrożone i nie jest to zasługą wyłącznie świetnemu początkowi. Przebieg całego spotkania wskazywał na zdecydowaną przewagę polkowiczan, którzy po tej wygranej byli krótkotrwałym liderem eWinner II ligi. Ta sytuacja zmieniła się po niedzielnym zwycięstwie GKS-u Katowice, jednak strata zaledwie dwóch punktów może zostać zniwelowana już w najbliższą środę, gdy piłkarze Górnika wyjadą do Suwałk, gdzie odrobią zaległości jeszcze z ubiegłego roku.

Dość krótko trwała bytność rezerw Lecha Poznań poza strefą spadkową. Po drugiej porażce z rzędu piłkarze Artura Węski są na 17. pozycji, jednak ich strata do kolejnych drużyn jest minimalna, tak więc sprawa jest w dalszym ciągu otwarta. Nie bez znaczenia dla oceny postawy Lecha II jest terminarz. Młody zespół z Poznania dwa ostatnie spotkania co prawda przegrał, jednak mierzył się z absolutną czołówką ligi - GKS-em Katowice i właśnie Górnikiem Polkowice. Kolejne cztery spotkania kolejno z Pogonią Siedlce, Olimpią Grudziądz, Zniczem Pruszków i Olimpią Elbląg tworzą rezerwom Lecha świetną okazję, by na stałe odskoczyć od ligowego dołu i kontynuować sezon z nieco większym spokojem.


Błękitni Stargard - Chojniczanka Chojnice 0:2 (0:2)

Adam Ryczkowski 26 (karny), Szymon Skrzypczak 35

Błękitni: Dominik Sasiak - Aleksander Theus, Jakub Ostrowski, Daniel Wajsak, Jan Andrzejewski - Mateusz Bochnak (Tomasz Kaczmarek 73'), Hubert Krawczun (Filip Karmański 63'), Dawid Polkowski, Michał Cywiński (Przemysław Brzeziański 83'), Błażej Starzycki (Bartosz Boniecki 73') - Kamil Walków (Damian Niedojad 63').

Chojniczanka: Paweł Sokół - Jan Mudra, Marcin Grolik, Martin Klabník, Michał Sacharuk - Mateusz Klichowicz (Serhij Napołow 62'), Adrian Rakowski (Paweł Czajkowski 72'), Maciej Kona, Tomasz Mikołajczak (Artur Golański 84'), Adam Ryczkowski (Olaf Nowak 84') - Szymon Skrzypczak.

Przewidywany typ: zwycięstwo Chojniczanki.

Sytuacja z trzeciej minuty spotkania mogła sugerować nam, że przewaga gości będzie w tym spotkaniu niezaprzeczalna. Wówczas po dośrodkowaniu z rzutu wolnego strzał z woleja oddał Tomasz Mikołajczyk. Po próbie kapitana Chojniczanki futbolówka poleciała nad bramką Błękitnych. Dość nieoczekiwanie, w przeciągu kilku kolejnych minut, nieco zakotłowało się pod bramką przyjezdnych. W 12. minucie niewiele brakowało, by Michał Sacharuk skierował futbolówkę do własnej bramki. Piłka zagrana przez niego głową otarła się jednak o poprzeczkę i wyszła poza boisko. Jeszcze groźniej było cztery minuty później, gdy wrzutkę z prawej strony boiska strzałem ze "szczupaka" wykończył Błażej Starzycki. Zawodnik Błękitnych nie miał jednak szczęścia trafiając wprost w dobrze ustawionego Pawła Sokoła.

Tę sytuacje traktujmy jako epizodyczne, poóźniej do głosu doszli już wyłącznie goście, co szybko zaowocowało dwiema bramkami. W 25. minucie po szybkiej kontrze wyprowadzonej spod własnego pola karnego piłka trafiła na lewe skrzydło do Adama Ryczkowskiego. Pomocnik Chojniczanki próbował ograć Aleksandra Theusa i zejść z piłką do środka, został jednak sfaulowany przez swojego rywala. Rzut karny na gola pewnym strzałem zamienił poszkodowany przed chwilą Ryczkowski. Było to jego drugie trafienie z rzutu karnego w rundzie wiosennej eWinner II ligi.

Dzeisięć minut później prowadzenie gości podwyższył Szymon Skrzypczak. Napastnik Chojniczanki otrzymał długie podanie od jednego ze swoich kolegów z zespołu i w sytuacji sam na sam z Sasiakiem oddał mocny, a co najważniejsze, celny strzał przy dalszym słupku bramki Błękitnych. Ten sam zawodnik tuż przed przerwą mógł dobić rywala. Przyjezdni po raz kolejny posłali długie podanie w kierunku bramki gospodarzy. Tym razem adresatem był Mikołajczak. Kapitana Chojniczanki zdołał wyprzedzić Sasiak, który odważnie wyszedł poza swoje pole karne. Wybita futbolówka trafiła pod nogi Skrzypczaka, który pokusił się o lob z około 40 metrów. Wszystko wskazywało, że ta próba zakończy się dla niego pomyślnie. Tuż przed bramką piłka odbiła się jednak zbyt mocno od podłoża, przez co przefrunęła nad bramką Błękitnych.

Po przerwie Chojniczanka w dalszym ciągu spokojnie kontrolowała przebieg meczu. Kilka minut po wznowieniu trzeciego gola dla swojego zespołu strzelić mógł Mateusz Klichowicz. Gospodarze pomimo, że w drugiej połowie częściej utrzymywali się przy piłce, to nie byli w stanie oddać nawet celnego strzału na bramkę. Próby strzałów podejmowali Mateusz Bochnak i Dawid Polkowski, jednak ich strzały były niecelne i nie zagrażały w żaden sposób Sokołowi. Generalnie rzecz biorąc, w drugiej połowie, a zwłaszcza w końcówce działo się już stosunkowo niewiele. Ostatnim ciekawym akcentem tego spotkania były dwie żółte kartki w doliczonym czasie gry, którymi ukarany został wprowadzony z ławki Tomasz Kaczmarek.

Po raz kolejny w tym sezonie piłkarze Chojniczanki zrobili to, co od nich wszyscy oczekują. Zwycięstwo z Błękitnymi stanowi także odkupienie win po nieoczekiwanym bezbramkowym remisie z Olimpią Elbląg sprzed tygodnia. Co ciekawe, Chojniczanka w trzech ostatnich spotkaniach z "dołem tabeli", nie straciła gola. Błękitni z kolei po raz kolejny musieli zmagać się z zawirowaniami na ławce trenerskiej. W sobotnim spotkaniu zespół ponownie poprowadził Jarosław Piskorz, który zastąpił zakażonego koronawirusem Adama Topolskiego. Ten fakt mógł negatywnie wpłynąć na postawę piłkarzy ze Stargardu, która przez zdecydowaną większość meczu była słaba.


Skra Częstochowa - Bytovia Bytów 0:0

Skra: Mikołaj Biegański - Krzysztof Napora, Hubert Sadowski, Karol Noiszewski, Adam Mesjasz, Rafał Brusiło - Radosław Gołębiowski, Adam Olejnik (Daniel Pietraszkiewicz 13'), Piotr Nocoń - Kamil Wojtyra (Maksim Kwiencer 90'), Lucjan Klisiewicz (Damian Warnecki 55').

Bytovia: Adrian Olszewski - Kuba Lizakowski (Dominik Urban 72'), Krzysztof Bąk, Oskar Krzyżak, Filip Dymerski, Jakub Bach (Maciej Kozakowski 77') - Eryk Moryson (Maciej Błaszkowski 77'), Przemysław Lech, Paweł Zawistowski, Mateusz Wrzesień (Michał Kieca 69') - Piotr Giel.

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Skry.

Nie ma co się oszukiwać. Seria wiosennych zwycięstw z rzędu Skry Częstochowa musiała się kiedyś skończyć. Mało kto jednak spodziewał się, że nastąpi to w spotkaniu z Bytovią Bytów, zespołem solidnym, ale teoretycznie dużo słabszym od drużyny trenowanej przez Marka Gołębiewskiego.

Pierwsza połowa spotkania z pewnością nie była atrakcyjna pod względem ilości akcji ofensywnych konstruowanych przez piłkarzy obu drużyn. Co ciekawe, znacznie bliżej wyjścia na prowadzenie nieoczekiwanie byli goście. Co jeszcze bardziej nietypowe, najgroźniejszym zawodnikiem Bytovii nie był jej najlepszy strzelec Piotr Giel, tylko występujący na lewej stronie defensywy Jakub Bach. Po jego dwóch próbach zrobiło się groźnie pod bramką Skry. Z jego uderzeniem z 36. minuty zdołał sobie poradzić Mikołaj Biegański, który odbił uderzenie z ostrego kąta na rzut rożny. Zdecydowanie bliżej gola Bach był tuż przed przerwą, gdy po jego strzale piłka odbiła się od poprzeczki.

Skra miała swoje problemy, a jednym z największych był brak pomysłu na grę w ofensywie. W zasadzie poza strzałami Adama Mesjasza i Piotra Noconia trudno doszukiwać się innych sytuacji, w których Adrian Olszewski mógł mieć chociaż minimalnie podwyższone tętno z powodu wydarzeń na boisku. Zdecydowanie większym zmartwieniem dla trenera Gołębiewskiego była jedank groźnie wyglądająca kontuzja Adama Olejnika z 9. minuty spotkania. 29-latek dotychczasowo wystąpił we wszystkich spotkaniach tego sezonu eWinner II ligi, każdy z nich rozpoczynają w wyjściowym składzie. Na pomeczowej konferencji trener Skry wyrażał obawy co do stanu zdrowia swojego zawodnika, nie kryjąc strachu przed nawet zerwaniem więzadeł krzyżowych w kolanie, co definitywnie zakończyłoby sezon Olejnikowi i znacząco osłabiło częstochowian.

W pierwszej połowie poprzeczka, a kilkanaście minut po przerwie słupek. Zawodnicy Bytovii momentami byli bardzo blisko wyjścia w Częstochowie na prowadzenie, co byłoby dość sensacyjnym rozwojem wypadków. W 55. minucie po strzale wypożyczonego z Rakowa Częstochowa Oskara Krzyżaka Biegańskiego wyręczyło obramowanie bramki. W kolejnych minutach coraz częściej bramce gości zagrażali zawodnicy Skry, którzy kilkukrotnie mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

Obok bramki strzały posyłali Nocoń, a także strzelający w 62. minucie z ostrego kąta Radosław Gołębiowski. Piłkę meczową w trzeciej minucie doliczonego czasu gry miał Kamil Wojtyra. Lider klasyfikacji strzelców eWinner II ligi oddał bardzo mocny strzał na bramkę gości. Jeden punkt Bytovii w tej sytuacji uratował Adrian Olszewski, podbijając piłkę nad poprzeczką.

Nie ulega wątpliwości, że ten rezultat o wiele bardziej satysfakcjonuję gości. Remis przedłużył dobrą passę Bytovii, która obecnie wynosi pięć spotkań z rzędu bez porażki. Jednocześnie są to pierwsze punkty urwane w tym roku przez Bytovię drużynie wyżej notowanej, zaliczanej do ligowej czołówki.

Pomimo remisu zawodnicy Skry nie spadli z czwartego miejsca w tabeli. Ma to związek oczywiście z porażką Wigier Suwałki we Wrocławiu. Jest to jednak koniec dobrych informacji dla Skry, które przyniosła im miniona kolejka. Wszystkie trzy zespoły znajdujące się wyżej w tabeli od częstochowian wygrały swoje spotkania, w związku z czym strata do drugiego Górnika Polkowice wynosi obecnie siedem punktów.


Znicz Pruszków - Sokół Ostróda 2:1 (1:1)

Mateusz Grudziński 35, Maciej Wichtowski 78 - Dawid Wolny 5

Znicz: Piotr Misztal - Marcin Bochenek, Maciej Wichtowski, Martin Baran, Mateusz Grudziński - Kacper Falkowski (Gabor Grabowski 46'), Maciej Machalski (Martin Janco 68'), Szymon Kaliniec (Krystian Pomorski 58'), Lukáš Hrnčiar, Owé Bonyanga (Mariusz Gabrych 79') - Maciej Firlej.

Sokół: Błażej Niezgoda - Michał Zimmer, Krzysztof Wicki, Wojciech Mazurowski, Karol Turek (Wojciech Kalinowski 86') - Dominik Więcek (Sebastian Rugowski 65'), Jakub Czajkowski (Adam Dobosz 86'), Karol Żwir, Paweł Brzuzy (Łukasz Soszyński 62'), Tomasz Gajda - Dawid Wolny.

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Sokoła.

W Pruszkowie rozegrany został "anty hit" 24. kolejki eWinner II ligi. Naprzeciw siebie stanęły dwa najsłabsze zespoły rundy wiosennej. Zarówno Znicz, jak i Sokół w poprzednich meczach w tym roku wywalczyły zaledwie po jednym punkcie - Znicz zremisował z Bytovią Bytów, a Sokół wyszarpał jeden punkt w końcówce spotkania z Lechem II. Biorąc jednak pod uwagę sytuację w tabeli obu drużyn, faworytem wydawał się Sokół.

Goście rozpoczęli jak przystało na faworyta, trzeba jednak przyznać, że bardzo pomogł im tym błąd rywala, a także intensywnie wiejący wiatr w okolicach obiektu w Pruszkowie. W 5. minucie fatalną stratę Macieja Wichtowskiego wykorzystał Karol Żwir, który tuż przed bramkarzem zagrał do niepilnowanego Dawida Wolnego. Najskuteczniejszy strzelec Sokoła w tym sezonie bez żadnych problemów skierował futbolówkę do pustej bramki. Trzy minuty po golu Wolnego blisko podwyższenia rezultatu był Tomasz Gajda. Jego strzał z rzutu wolnego minimalnie minął słupek bramki Znicza. Ten sam zawodnik w 30. minucie po długim dograniu w pole karne, a także kolejnym błędzie obrońców, znalazł się sam na sam z Piotrem Misztalem. Na jego niekorzyść działał ostry kąt, z którego pomocnik Sokoła oddawał strzał. Gajda uderzył mocno, jednak wprost w Misztala.

Gospodarze po słabym, a przede wszystkim pechowym początku, powoli zaczynali dochodzić do głosu. Sygnał ostrzegawczy dla gości w 18. minucie dał Maciej Firlej. Po nieudanym dośrodkowaniu z rzutu wolnego, a także sporym zamieszaniu w polu karnym Sokoła, do piłki dopadł właśnie Firlej. Jego strzał jednak odbił się zaledwie od słupka bramki rywala. Szczęście dopisało miejscowym w 35. minucie meczu. W tej sytuacji bardzo ładnym podaniem na wolne pole popisał się Maciej Machalski. Środkowy pomocnik Znicza wypatrzył na lewej stronie samotnie wbiegającego w pole karne Mateusza Grudzińskiego. Lewy defensor gospodarzy minął Krzysztofa Wickiego i strzałem przy dalszym słupku wyrównał stan spotkania.

Bramka strzelona na dziesięć minut przed przerwą podziałała pozytywnie na zawodników Znicza. To gospodarze w drugiej połowie byli zdecydowanie bliżej przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. W 61. minucie się jeszcze nie udało, chociaż było szalenie blisko. Po stracie w środku pola Wojciecha Mazurowskiego Gabor Grabowski oddał bardzo mocny strzał z dystansu, po którym piłka trafiła w poprzeczkę i wróciła z powrotem na boisko. Tam trafiła ona do niepilnowanego Owé Bonyangi. Pochodący z Demokratycznej Republiki Konga skrzydłowy stracił cenne sekundy przez niedokładne przyjęcie piłki, jednak w końcu oddał strzał na bramkę Sokoła. Ba, nawet zaczął celebrować strzelonego gola, jednak sędziujący to spotkanie Paweł Kukla uznał, że Wicki zdążył wybić futbolówkę jeszcze zanim ta pełnym obwodem przekroczyła linię bramkową.

Losy spotkania w 78. minucie rozstrzygnął ten, który sprezentował Sokołowi ich jedynego gola. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Lukáša Hrnčiara Wichtowski najlepiej odnalazł się w polu karnym i celnym strzałem głową zapewnił Zniczowi bezcenne zwycięstwo. Zarówno przed stratą gola, jak i w ostatnich sekundach meczu, goście cały czas próbowali pokonać Misztala po raz drugi w tym spotkaniu. Szczególnie aktywny był Gajda, który oddał dwa groźne strzały na bramkę rywala. Na oklaski bramkarz Znicza zasłużył zwłaszcza przy tej drugiej próbie Gajdy, gdy zdołał obronić bardzo mocny strzał z woleja.

Zwycięstwo wciąz nie zmienia sytuacji w tabeli Znicza. Przynajmniej pozornie, bo przez zwycięstwo Hutnika Kraków w Grudziądzu zespół z Pruszkowa wciąż okupuje ostatnią lokatę w ligowej tabeli. Wreszcie jednak podopieczni Piotra Kobiereckiego dostarczyli swoim kibicom jakichkolwiek pozytywnych informacji. Po porażkach Lecha II Poznań i Błękitnych Stargard strata Znicza do bezpiecznej strefy wynosi obecnie zaledwie dwa punkty. Za tydzień Znicz zmierzy się właśnie z Hutnikiem. Zwycięstwo w tym spotkaniu może nawet wydostać pruszkowian ze strefy spadkowej. Byłaby to rzecz, o której jeszcze tydzień temu byśmy nie uwierzyli.

Konsekwencją tego meczu jest fakt, że Sokół Ostróda jest obecnie jedynym zespołem eWinner II ligi, który w tym roku nie zdołał wygrać. Ma to swój wpływ na sytuację w tabeli beniaminka z północy kraju. Sokół, którego jeszcze zimą wskazywaliśmy jako kandydata do miana czarnego konia, obecnie ma sześć punktów przewagi nad strefą spadkową. W dalszym ciągu nie jest to sytuacja krytyczna, jednak z czasem taką się może stać. Jeżeli tylko postawa Sokoła nie ulegnie diametralnej zmianie.


Śląsk II Wrocław - Wigry Suwałki 3:0 (0:0)

Bartosz Boruń 46, Sebastian Bergier 56 (karny), 90

Śląsk II: Michał Szromnik - Bartosz Boruń, Patryk Caliński, Konrad Poprawa, Olivier Wypart, Szymon Krocz - Adrian Łyszczarz (Adrian Bukowski 70'), Szymon Lewkot, Maciej Pałaszewski, Grzegorz Kotowicz (Przemysław Bargiel 46') - Sebastian Bergier.

Wigry: Hieronim Zoch - Michał Orzechowski (Paweł Gierach 59'), Martin Dobrotka, Adrian Piekarski, Rafał Grzelak, Elso Brito (Daniel Liszka 75') - Denis Gojko, Patryk Mularczyk (Cezary Sauczek 60'), Wojciech Kamiński (Kacper Wełniak 69'), Mateusz Sowiński (Patryk Czułowski 60') - Kamil Adamek.

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Wigier

Dosyć długo wrocławscy kibice musieli czekać na premierowe w 2021 roku zwycięstwo piłkarzy rezerw Śląska. Dotychczas drużyna prowadzona przez Piotra Jawnego punkty zgromadziła jedynie po remisach z Błękitnymi Stargard i KKS-em 1925 Kalisz. Pomimo gry na swoim obiekcie, w starciu z Wigrami Suwałki to wyżej notowany rywal był traktowany jako faworyt. I to pomimo swoich problemów, z którymi ten zespół musi się zmagać.

Początek spotkania był dość spokojny w wykonaniu obu drużyn. Jako pierwsi mocniej zaatakowali gospodarze, jednak próba głową Sebastiana Bergiera oraz strzał zza pola karnego Adriana Łyszczarza nie mogły zrobić żadnego wrażenia na Hieronimie Zochu. Po tych próbach gospodarzy, wkrótce przyszła także pora na gości. W 24. minucie po fatalnym błędzie w przyjęciu Oliviera Wyparta futbolówkę przejął Denis Gojko. Prawy skrzydłowy Wigier dynamicznie zszedł do środka, jednak z około 17-18 metra znacznie chybił (sytuacja od 32:40). Dziesięć minut później, ponownie po zagraniu Gojko, bliski skierowania futbolówki do własnej bramki był Patryk Caliński (sytuacja od 41:30).

Brak konkretniejszych okazji do strzelenia bramki gospodarze zrekompensowali nam zaraz po przerwie. A konkretniej po 42 sekundach od wznowienia gry. Na lewej stronie boiska z łatwością rywala ominął Szymon Krocz, który swoim zagraniem dał sporo miejsca wbiegającemu w pole karne Przemysławowi Bargielowi. Wprowadzony dosłownie przed chwilą zawodnik chciał dograć do niekrytego Bergiera. Jego dośrodkowanie przeciął Michał Orzechowski, który zrobił to na tyle niefortunnie, że wystawił praktycznie do pustej bramki piłkę Bartoszowi Boruniowi (sytuacja od 1:12:15).

Goście de facto sprezentowali rywalom nie tylko pierwszą, ale także i drugą bramkę. Niespełna dziesięć minut po swoim trafieniu Boruń dośrodkował piłkę w pole karne z prawego skrzydła. Ta trafiła do stojącego tyłem do bramki Bergiera. Napastnik Śląska II przyjął piłkę i dograł do znajdującego się na o wiele lepszej pozycji Łyszczarza. Zawodnik gospodarzy w momencie składania się do oddania strzału został sfaulowany przez Wojciecha Kamińskiego. Skutecznym egzekutorem rzutu karnego był Sebastian Bergier (sytuacja od 1:21:10).

Strata dwóch bramek już w pierwszym kwadransie drugiej połowy to nie był koniec złych wieści dla Wigier. Wprowadzony w 59. minucie na boisko Paweł Gierach w przeciągu niespełna dziesięciu minut dostał dwie żółte kartki, osłabiając tym samym swój zespół, który praktycznie był już wtedy na łopatkach. Z okazji dobicia rywala kilka minut później nie skorzystali Boruń oraz strzelający z dystansu Krocz. Tak czy inaczej, nie tylko goście popełniali w tym spotkaniu proste błędy w defensywie.

W 80. minucie kolejny prezent rywalom dał Wypart. Tym razem futbolówkę przejął Kamil Adamek, który błyskawicznie dograł prostopadłą piłkę do Kacpera Wełniaka. Wybiegający sam na sam z Michałem Szromnikiem rezerwowy zachował się w tej sytuacji fatalnie, w zasadzie oddając futbolówkę rywalom bez walki (sytuacja od 1:45:35). Kilka minut później Adamek powtórzył wyczyn swojego kolegi i z pięciu metrów fatalnie przestrzelił. Ostatnie słowo tego dnia przy Oporowskiej należało do miejscowych. A konkretniej do Bergiera, który w ostatniej akcji meczu wygrał pojedynek sam na sam z Zochem, kompletując dublet i powiększając swój dorobek strzelecki w tym sezonie do 12 trafień.

Kolejny raz w tej rundzie piłkarze Wigier tracą punkty z niżej notowanym rywalem, przez co coraz bardziej oddalają się od dwóch miejsc gwarantujących bezpośredni powrót do Fortuna I ligi. Za wcześnie jeszcze na panikowanie, jednak jeżeli podopiecznym Dawida Szulczka w dalszym ciągu będą przydarzały się takie mecze jak ten ze Śląskiem II, to i udział w barażach niekoniecznie musi być pewny. Nadchodzący tydzień z pewnością pokaże nam, w jakim miejscu stoi zespół Wigier. W środę w ramach zaległego spotkania 16. kolejki do Suwałk przyjedzie Górnik Polkowice. W sobotę wielkanocną z kolei na daleką północ Polski pojedzie KKS 1925 Kalisz. Wszystkie te zespoły nie ukrywają dużych aspiracji, które wzajemnie przetestują w najbliższym czasie.


Olimpia Grudziądz - Hutnik Kraków 1:2 (1:1)

João Criciúma 45 - Patryk Kieliś 32, Kamil Sobala 67

Olimpia: Nikodem Sujecki - Piotr Witasik, Robert Obst, Szymon Jarosz (Mikołaj Gabor 72') - Patryk Leszczyński (Najim Romero 80'), Michał Graczyk (Marko Zawada 72'), Grzegorz Gulczyński, Omid Popalzay (Grzegorz Płatek 80'), Bartosz Widejko - José Embaló, João Criciúma.

Hutnik: Arkadiusz Leszczyński - Tomasz Wojcinowicz, Piotr Stawarczyk, Łukasz Kędziora - Sebastian Olszewski, Javier Bernal (Tomasz Jaklik 90'), Patryk Kieliś (Miłosz Drąg 66'), Krzysztof Świątek (Dawid Linca 84'), Piotr Zmorzyński (Bartosz Tetych 84') - Abdallah Hafez, Michał Kitliński (Kamil Sobala 66').

Przedmeczowy typ: zwycięstwo Olimpii

Spotkanie Olimpii z Hutnikiem zapowiadało się ciekawie. Warto pamiętać, że oba zespoły po rundzie jesiennej znajdowały się w bardzo trudnej sytuacji i były wskazywane jako główni kandydaci do spadku. W obu drużynach podczas zimowej przerwy doszło do zmian na ławkach trenerskich. Efekt tych roszad jest następujący - oba zespoły rozegrały po sześć spotkań w 2021 roku, zdobyły w nich dziesięć punktów i finalnie wydostały się ze strefy spadkowej. W Grudziądzu lepsi okazali się jednak goście, którzy dwukrotnie wychodzili na prowadzenie.

Początek był dość wyrównany. Piłkarze obu drużyn próbowali stworzyć coś ciekawego w polu karnym rywala, jednak na tym etapie spotkania brakowało celnych uderzeń. Najbardziej obiecująco wyglądała próba José Embaló z 5. minuty spotkania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pomocnik Olimpii sprytnie uciekł spod opieki rywala i oddał strzał bez przyjęcia. Jego uderzenie ostatecznie zablokował jeden z piłkarzy Hutnika. Znacznie groźniej pod bramką gości było w 29. minucie. Po zagraniu głową Roberta Obsta piłkę przed polem karnym opanował Grzegorz Gulczyński. Piłka po jego strzale zaledwie musnęla poprzeczkę bramki Hutnika.

Pomimo tych dwóch sytuacji, a także kilku wrzutek w pole karne, na prowadzenie w 32. minucie wyszedł Hutnik. Piłkę z autu do gry wprowadził Tomasz Wojcinowicz. Futbolówkę w polu karnym opanował Michał Kitliński, który ładnie znalazł sposób na dogranie futbolówki do Patryka Kielisia. Występujący w tym spotkaniu na środku pomocy zawodnik zdołał opanować piłkę i dobrym strzałem przy dalszym słupku pokonał Nikodema Sujeckiego.

W ostatniej akcji pierwszej połowy Olimpia zdołała wyrównać. Z własnego pola karnego dalekim wykopem Sujecki podał do znajdującego się na lewym skrzydle Bartosza Widejko. Pomocnik gospodarzy przytomnie dograł do środka do Michała Graczyka, który oddał piłkę do Popalzaya. Strzał Afgańczyka został zablokowany, jednak efektownie wyglądająca dobitka João Criciúmy zaskoczyła Arkadiusza Leszczyńskiego.

Druga połowa, ponownie jak pierwsza była wyrównana i ponownie z lekkim wskazaniem na Olimpię. Tylko co z tego, skoro powtórzyła się historia z pierwszej części meczu, gdy Hutnik wyszedł na prowadzenie. W 67. minucie po rzucie rożnym dla Olimpii goście wyszli z kontrą, a Miłosz Drąg prostopadłym podaniem wypuścił sam na sam wprowadzonego chwilę wcześniej Kamila Sobalę. 34-latek wytrzymał napór powracającego Obsta i pewnym strzałem ponownie wyprowadził Hutnika na prowadzenie.

Mecz trwał nadal, a Olimpia ani myślała skapitulować. Minutę po stracie gola miejscowi byli szalenie bliscy drugiego w tym spotkaniu wyrównania. Najpierw strzał Popalzaya obronił Leszczyński, a chwilę później dobitkę José Embaló własnym ciałem zatrzymał stojący na linii bramkowej Łukasz Kędziora. Po drugiej stronie boiska dwóch szans do dobicia rywala nie wykorzystał Abdallah Hafez. W 86. minucie pierwsze uderzenie Egipcjanina zatrzymało się na słupku. Futbolówka jak po sznurku wróciła pod jego nogi. Dobitka mierzona w drugi róg bramki była już niecelna.

Dzięki tej wygranej Hutnik nie tylko zrównał się punktami z Olimpią, ale co istotniejsze, wydostał się ze strefy spadkowej. Do zapewnienia ligowego bytu obu drużynom jest jeszcze bardzo daleko. Patrząc jednak na pracę jaką w swoich zespołach wykonują Zbigniew Smółka i Szymon Szydełko można stwierdzić, że obie drużyny mają realne szanse na utrzymanie się w eWinner II lidze.


Olimpia Elbląg - Stal Rzeszów 1:3 (0:0)

Damian Poliński 59 - Krystian Pieczara 46, 57, Grzegorz Goncerz 90

Olimpia: Andrzej Witan - Sebastian Kamiński, Tomasz Lewandowski, Kamil Wenger, Tomasz Sedlewski (Michał Ressel 83') - Michał Kiełtyka (Dawid Jabłoński 55'), Klaudiusz Krasa (Eryk Filipczyk 83'), Patryk Burzyński, Aleksander Waniek (Wojciech Zyska 45'), Oskar Kordykiewicz (Damian Poliński 55') - Janusz Surdykowski.

Stal: Wiktor Kaczorowski - Dominik Marczuk, Damian Kostkowski, Sławomir Szeliga, Dominik Sadzawicki - Błażej Szczepanek (Wojciech Reiman 86'), Marcel Kotwica, Bartosz Wolski (Ramil Mustafajew 73') - Krystian Pieczara (Grzegorz Goncerz 79'), Rafał Maciejewski (Wiktor Kłos 79'), Mariusz Sławek (Dawid Olejarka 80').

Przedmeczowy typ: remis.

Pewne rzeczy zmieniają się także w Elblągu. Po raz pierwszym w tym roku w spotkaniu z udziałem Olimpii padła więcej niż jedna bramka. Na tym się jednak kończą dobre wiadomości dla sympatyków tego klubu, bo w sobotnie popołudnie na Stadionie Miejskim zdecydowanie lepszym zespołem była rzeszowska Stal.

Pierwsza połowa naszych serc stanowczo nie podbiła. Na boisku nie działo się zbyt wiele, a jeżeli już, to nieznaczną przewagę mieli goście. W bramce Olimpii dobrze spisywał się Andrzej Witan, który kilkoma przytomnymi wyjściami z bramki, a także skutecznymi interwencjami oddalał zagrożenie spod własnego pola karnego. Jeśli chodzi o postawę gospodarzy w ofensywie ciężko jest cokolwiek powiedzieć. Tak naprawdę poza dalekim wyrzutem piłki z autu w 23. minucie i co za tym idzie sporym zamieszaniu na piątym metrze, to Olimpia nie stworzyła w pierwszych 45 minutach żadnej konkretnej okazji. Mało tego, na przerwę gospodarze schodzili osłabieni czerwoną kartką jednego ze swoich zawodników. W 43. minucie Patryk Burzyński uderzył łokciem w twarz Rafała Maciejewskiego za co Karol Arys błyskawicznie wykluczył go z dalszej gry. Co ciekawe, spotkanie ze Stalą Rzeszów było już trzecim meczem rundy wiosennej, w którym czerwoną kartkę ujrzał zawodnik Olimpii Elbląg.

Czerwona kartka dla Burzyńskiego była zaledwie początkiem lawiny nieszczęść, która przydarzyła się miejscowym. Tuż po wznowieniu gry po przerwie goście wyszli na prowadzenie. w 31 sekundzie drugiej połowy wrzutkę Dominika Sadzawickiego z lewej strony boiska sprytnym strzałem wykończył Krystian Pieczara. Dziesięć minut później ten sam zawodnik strzelił drugiego gola, jednak tym razem popisał się zdecydowanie gorszym wykończeniem akcji. Pieczara ponownie dostał piłkę z lewej strony boiska. Tym razem jego pierwsze uderzenie odbił Witan. Doświadczony bramkarz przy dobitce był już jednak bezradny. Pieczara wykorzystał bierność obrońców rywala i bez problemów dobił piłkę do pustej bramki.

Goście, zwłaszcza grając w przewadze, zdecydowanie przeważali. Mimo to musieli być w każdym momencie skoncentrowani, by uniknąć takich sytuacji jak ta z 58. minuty. Po wyrzucie piłki z autu i zgraniu jej głową wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Patryk Jabłoński bezpośrednim podaniem wypuścił Damiana Polińskiego sam na sam z Wiktorem Kaczorowskim. Drugi z rezerwowych wprowadzonych w 55. minucie zdołał uciec obrońcom i bardzo pewnie wykończyć całą akcję, dając tym samym swojej drużynie cień nadziei na wywalczenie choćby punktu. Dla 20-latka było to pierwsze trafienie na boiskach szczebla centralnego.

Bramka Polińskiego nie zmieniła obliczu spotkania. Wciąż to Stal była zdecydowanie bliżej strzelenia kolejnych goli. Momentami przyjezdni zamykali zawodników Olimpii w swoisty zamek, próbując zaskoczyć Witana a to z prawej, a to z lewej strony. Groźnie było zwłaszcza po dwóch strzałach zza pola karnego Bartosza Wolskiego. Za pierwszym razem piłkę odbił Witan. Po drugim, bardzo mocnym uderzeniu z szesnastego metra piłke nieznacznie przeleciała obok bramki rywala. W 88. minucie Sławomir Szeliga chciał zaskoczyć Witana lobem z około 35 metrów. Bramkarz Olimpii ostatkiem sił zdołać trącić piłkę, która odbiła się od poprzeczki.

Wysiłki rzeszowian zostały nagrodzone w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Niestety, tym razem zawiódł dobrze dysponowany przez zdecydowaną większość spotkania Andrzej Witan. Po zablokowaniu strzału rywala przez Michała Ressela Witan wyszedł do piłki chcąc ją złapać. Golkiper gospodarzy ostatecznie przy nacisku rywala wypuścił futbolówkę z rąk, co wykorzystał Grzegorz Goncerz pakując ją do pustej bramki i stawiając tym samym stempel nad kolejnym zwycięstwem Stali w tym sezonie.

Kilkukrotnie w tym sezonie psioczyłem na postawę Stali Rzeszów. Fakty są jednak takie, że po rozegraniu sześciu ligowych spotkań w tym roku zespół ten zajmuje czwarte miejsce spośród wszystkich drugoligowców, biorąc pod uwagę mecze rozegrane na wiosnę. W głównej tabeli również prezentuje się to bardzo dobrze. Zespół prowadzony przez Daniela Myśliwca wykorzystał potknięcie KKS-u 1925 Kalisz, z którym zrównał się punktami i nie znajduje się jeszcze w strefie barażowej tylko i wyłącznie przez mniej korzystny bilans bramek.

Porażka ze Stalą była dla Olimpii trzecią porażką w tym roku oraz 12 w całym sezonie. Na ten moment podopieczni Jacka Trzeciaka zajmują przedostanią pozycję z zaledwie punktem przewagi nad Zniczem Pruszków. Na plus dla tego zespołu działa bardzo duży ścisk w dolnej połówce tabeli eWinner II ligi. Przykładowo, zajmująca 18. pozycję w tabeli Olimpia traci zaledwie sześć punktów do 11. Sokoła Ostróda. Takie a nie inne miejsce Olimpii z pewnością nie może wzbudzać satysfakcji, jednak cyferki jasno nam pokazują, że w kwestii utrzymania się na szczeblu centralnym jeszcze wszystko się może zdarzyć.


W tej kolejce pauzował KKS 1925 Kalisz, który w piątek zagrał sparing z Lechem Poznań. Mecz ten zakończył się wysoką porażką 0:4 podopieczych Ryszarda Wieczorka.

Zaplanowane na sobotę 27 marca na godz. 15:00 spotkanie pomiędzy Garbarnią Kraków a Motorem Lublin zostało odwołane z powodu kwarantanny w zespole gości. PZPN ustalił nowy termin tego spotkania na 21 kwietnia. W zamian za mecz ligowy podopieczni Łukasza Surmy zmierzyli się w sobotę w sparingu z Rakowem Częstochowa.

Jedenastka 24. kolejki eWinner II ligi według tygodnika Piłka Nożna

Tabela eWinner II ligi po 24. kolejce

[table id=117 /]

Czołówka klasyfikacji strzelców eWinner II ligi po 24. kolejce

  1. Kamil Wojtyra (Skra Częstochowa) - 15 bramek
  2. Piotr Giel (Bytovia Bytów), Dawid Wolny (Sokół Ostróda) - 13 bramek
  3. Sebastian Bergier (Śląsk II Wrocław), Eryk Sobków (Górnik Polkowice) , Marcin Urynowicz (GKS Katowice),  - 12 bramek
  4. Szymon Skrzypczak (Chojniczanka Chojnice) - 10 bramek
  5. Kamil Adamek (Wigry Suwałki), Mateusz Piątkowski (Górnik Polkowice), Janusz Surdykowski (Olimpia Elbląg) - 9 bramek

Terminarz 25. kolejki eWinner II ligi:

31 marca (środa) - zaległe mecze

Wigry - Górnik Polkowice, godz. 13:00 - transmisja prawdopodobnie w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 2

Pogoń Siedlce - Sokół Ostróda, godz. 16:00 - transmisja na platformie TVCOM, typ: 1

2 kwietnia (piątek)

Stal Rzeszów - Błękitni Stargard, godz. 13:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 1

Bytovia Bytów - Garbarnia Kraków, godz. 14:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 1

3 kwietnia (sobota)

Lech II Poznań - Pogoń Siedlce, godz. 12:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 1

Sokół Ostróda - Olimpia Elbląg, godz. 12:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: X

Chojniczanka Chojnice - Skra Częstochowa, godz. 12:15 - transmisja w TVP Sport, typ: 1

Motor Lublin - Śląsk II Wrocław, godz. 15:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: X

Hutnik Kraków - Znicz Pruszków, godz. 16:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 1

GKS Katowice - Olimpia Grudziądz, godz. 17:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 1

Wigry Suwałki - KKS 1925 Kalisz, godz. 18:00 - transmisja prawdopodobnie na platformie TVCOM lub w aplikacji mobilnej eWinner, typ: 1

Pauza: Górnik Polkowice.

Dane za 90minut.pl


Avatar
Data publikacji: 30 marca 2021, 10:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.