EURO 2020: Słowacja, chłopiec do bicia czy poważny przeciwnik?
Już 14 czerwca, na stadionie w Petersburgu zmierzymy się z reprezentacją Słowacji. Na kilkanaście dni przed tym wydarzeniem przedstawiamy drużynę naszych pierwszych rywali na EURO 2020.
- Do turnieju przystąpimy jako outsider. Ale jeśli zgrają się forma piłkarzy, ich regularna gra w klubach, brak kontuzji, możemy być groźni dla każdego – powiedział w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” selekcjoner reprezentacji Słowacji Štefan Tarkovič. Te słowa opiekuna naszych pierwszych przeciwników na EURO 2020 mówią wiele. Żeby Słowacja była przyzwoitym przeciwnikiem, zgrać w czasie musi się wiele rzeczy. Na pewno z formą muszą trafić kluczowi zawodnicy, a i ci słabsi nie mogą znacząco od nich odstawać. Wiele wskazuje na to, że reprezentacja Słowacji będzie najsłabszym zespołem w grupie E.
Jednak czy na pewno można ich lekceważyć? Zdecydowanie nie, bo posiada ona także swoje liczne walory! Między innymi właśnie te "groźne" strony reprezentacji naszych południowych sąsiadów będę starał się przedstawić.
Historia meczów Polski ze Słowacją
Ze względu na rozpad Czechosłowacji dopiero w 1993 roku, nasza historia meczów ze Słowacją nie jest długa. Graliśmy z nimi ośmiokrotnie, wygrywaliśmy zaledwie trzykrotnie, aż cztery razy przegrywaliśmy i padł jeden remis. Abstrahując od tego, że zwyczajnie nie jest to dobry bilans, wiele z tych meczów obrosło już w znane legendy.
Nasza historia starć rozpoczęła się w 1995 roku, od gładkiego zwycięstwa 5:0 w Zabrzu. Żeby uświadomić jak dawno to było, pozwolę sobie przywołać strzelców bramek: 2 razy Juskowiak, Roman Kosecki, Tomasz Wieszczycki czy Piotr Nowak. Wszyscy czterej panowie już od dobrych kilku lat pełnią funkcję ekspertów telewizyjnych. Zapewne ci sami ludzie będą nas przekonywać, że w zasadzie nie ma się czego bać, że Słowację pokonamy na stojąco. Wcale niekoniecznie, bo ta sama drużyna już rok później dostała lanie w Bratysławie 4:1. Słynną czerwoną kartką został wtedy ukarany Roman Kosecki, co walnie przyczyniło się do tej katastrofy.
Następne mecze wcale nie były lepsze. Wygrana w meczu towarzyskim po bramkach Kowalczyka i jednym trafieniu Reissa. Wymęczony remis 2:2 w 2007 roku, gdy musieliśmy gonić już dwubramkową stratę. Następnie dwie porażki w eliminacjach do mistrzostw świata w RPA. Słynnego samobója w trzeciej minucie meczu zdobył wtedy Seweryn Gancarczyk. Co ciekawe, Słowacja aż do końca meczu nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę strzeżoną przez Dudka. "Swojak" naszego obrońcy dał wtedy awans na Mundial dla naszych południowych sąsiadów. W jednym z programów na kanale Foot Truck, Gancarczyk wspominał, że po meczu Słowacja zrobiła z niego bohatera narodowego, a przez kilka następnych tygodni dostawał liczne prezenty.
Miło wspominamy zwycięstwo 1:0 w 2012 roku, bezpośrednio przed startem EURO 2012. Jednak ostatnie pozytywne wrażenia zamazuje blamaż z zaledwie roku później. W swoich początkach za sterami reprezentacji Polski, Adam Nawałka testował różnych zawodników. We Wrocławiu pojawiły się wtedy znane twarze jak: Lewandowski, Boruc czy Krychowiak, ale także Rafał Kosznik, Adam Marciniak lub Tomasz Brzyski. Nie zmienia to faktu, że porażka 0:2 przy pełnych trybunach i to w meczu ze Słowacją była wielkim obciachem. Na szczęście Adama Nawałki, wszystko, co zdarzyło się później, to piękna historia polskiej piłki nożnej.
Kadra Słowacji na EURO 2020
18 maja, Štefan Tarkovič ogłosił kadrę Słowacji na EURO 2020. Na szerokiej liście piłkarzy można znaleźć twarze znane z najlepszych światowych lig, ale także zawodników z Ekstraklasy. Możemy również znaleźć licznych reprezentantów klubów dość egzotycznych.
- Bramkarze: Martin Dubravka (Newcastle United), Dusan Kuciak (Lechia Gdańsk), Marek Rodak (Fulham FC).
- Obrońcy: Peter Pekarík (Hertha Berlin), Tomas Hubocan (Omónia Nikozja), Milan Skriniar (Inter Mediolan), Lubomír Satka (Lech Poznań), Jakub Holubek (Piast Gliwice), Denis Vavro (Huesca).
- Pomocnicy: Juraj Kucka (Parma), Robert Mak (Ferencvaros), Ondrej Duda (1.FC Köln), Patrik Hrosovsky (Genk), Lukáš Haraslín (Sassuolo), Matus Bero (Vitesse), Tomas Suslov (FC Groningen), Laszlo Benes (FC Augsburg), Marek Hamsík (IFK Göteborg), Stanislav Lobotka (Napoli), Vladimír Weiss (Slovan Bratysława), Erik Jirka (Mirandés).
- Napastnicy: Michal Duris (Omónia Nikozja), Robert Bożeník (Feyenoord Rotterdam), David Strelec (Slovan Bratysława).
Na liście rezerwowej znaleźli się m.in. bramkarze Dominik Holec (Raków Częstochowa) i Frantisek Plach (Piast Gliwice), obrońcy Tomas Huk (Piast Gliwice) i Michal Siplak (Cracovia), a także napastnik Samuel Mraz (ostatnio Zagłębie Lubin). W kadrze nie znaleźli się również zawodnicy co najmniej godni uwagi tj. obrońca wicemistrza Czech, Sparty Praga, czyli David Hancko oraz doświadczony piłkarz Realu Salt Lake City, Albert Rusnak.
Przeciętność pomieszana z klasą światową
Patrząc na kadrę Słowacji, nie mamy wątpliwości, że niekiedy różnice pomiędzy zawodnikami, to po prostu przepaść. Porównanie Lubomíra Satki lub nawet Tomasa Hubocana z Milanem Skriniarem jest zwyczajną ujmą dla zawodnika Interu Mediolan. Właśnie obrońca tegorocznego mistrz Włoch jest największą gwiazdą reprezentacji Słowacji. Wiele mówi o nim zainteresowanie ze strony Realu Madryt czy Manchesteru United. Skriniar jest zawodnikiem, który prawdopodobnie będzie odpowiadać za krycie Roberta Lewandowskiego.
Słowacja w defensywie prezentuje się przyzwoicie (chociaż notowania znacząco zawyża osoba Milana Skriniara), a dalej jest również ciekawie. Mamy tu do czynienia z zawodnikami z Bundesligi: Ondrejem Dudą (ex. Legia Warszawa) i Laszlo Benesem. Ten drugi posiada świetną lewą nogę, co pokazał z Bayernem Monachium (w ostatnim meczu sezonu), gdy fenomenalnie dorzucił z rzutu wolnego.
Jednak, jeśli mówimy o pomocnikach, nie możemy nie wspomnieć o człowieku instytucji, legendzie Napoli i reprezentacji Słowacji, czyli Marku Hamsíku. Swoją chińską przygodę zakończył w ubiegłym roku. Kilka miesięcy pozostawał bez klubu, a trenował jedynie indywidualnie. Odstępstwo od tego stanowiły zgrupowania reprezentacyjne, na które był regularnie powoływany. Pomimo braku gry w Guangzhou City, prezentował bardzo przyzwoity poziom. Podobnie jak starsi zawodnicy w naszej narodowej drużynie, nadrabiał doświadczeniem i techniką. W pewnym momencie podjął jasną decyzję, że musi zacząć grać. Dlatego dołączył do szwedzkiego IFK Göteborg. Klub umożliwił mu przygotowanie się do EURO 2020 i co najważniejsze regularną grę. W ostatnim czasie rozegrał kilka meczów i udało mu się zdobyć jedną bramkę i tyle samo asyst.
- Rozmawialiśmy z Markiem o jego przeniesieniu do Szwecji. Dla mnie i dla niego priorytetem była regularna praktyka meczowa przed mistrzostwami Europy. Jego transfer był dodatkowo specyficzny, ponieważ Marek nie mógł już odejść do innych lig, gdyż okno transferowe było już zamknięte - powiedział Tarković w rozmowie z Interią.
Ofensywny ból głowy
Największe problemy Słowacja ma z obsadą pozycji napastnika. Trzeba powiedzieć wprost, żaden ze stricte ofensywnych zawodników powołanych przez Tarkovicia nie znalazłby się nawet na naszej rezerwowej liście kadrowiczów. Teoretycznie największe szanse na grę ma Michal Duris, ale jest on na tyle fatalnym zawodnikiem, że wyglądał blado nawet na tle obrony Legii Warszawa (w meczu eliminacji do Ligi Mistrzów). Nie wiele lepiej w minionym sezonie prezentowali się jego kompani: David Strelec oraz Robert Bożeník. W przeciwieństwie do zawodnika Feyenoordu napastnik Slovana Bratysława, rozgrywał chociaż mecze w wymiarze większym niż pół godziny, ale i to nie było regułą. Wiele o ich dokonaniach strzeleckich może powiedzieć nam również porównanie do polskiego króla strzelców ligi słowackiej, Dawida Kurminowskiego. Otóż obaj zawodnicy razem wzięci zdobyli mniej bramek niż nasz rodak.
Lokalny selekcjoner kluczem do sukcesu?
Wiele razy padało już nazwisko Štefana Tarkovicia, a w zasadzie nie został on przedstawiony. Po prostu nie można opowiadać o reprezentacji Słowacji bez wspominania o jego osobie. Dlaczego? Bo jego historia, to gotowy scenariusz na dobry hollywoodzki film.
48-latek prawdopodobnie do dziś sam nie wie, jak dostał tę robotę. W swojej karierze trenerskiej prowadził trzy kluby. Zaczynał z drugoligowym FC VSS Kosice, a później został zatrudniony w 1.FC Tatran Presov. Wcale nie dziwię się, że nie zagrzał tam długo miejsca (trenował te kluby zaledwie po kilka miesięcy), bo nie umiał wykręcić nawet 1.2 punktu na mecz. Ba, w 1.FC Tatran Presov miał średnią 0.86 w 21 meczach.
A co było później? Pierwszy cud w jego karierze. Został asystentem trenera w MSK Zilinie. Po około roku oddano w jego ręce samodzielne prowadzenie pierwszego zespołu. Teraz uwaga, mając jeden z najlepszych zespołów na Słowacji, w 17. meczach wykręcił średnią punktową 1.06! Legenda miejska głosi, że po jego zwolnieniu w całej Żylinie dało się słyszeć głośne "uff".
Czy to koniec absurdów związanych z Štefanem Tarkoviciem? Jak to mawia klasyk, otóż nie tym razem! Zaledwie kilkanaście dni po zwolnieniu z Żyliny znalazł sobie zatrudnienie w reprezentacji Słowacji. 2 lipca 2013 roku został asystentem selekcjonera i na tym stanowisku trwał aż do 2018 roku. Wtedy po raz pierwszy w swojej karierze miał okazję poprowadzić seniorską reprezentację w oficjalnym meczu. Było to towarzyskie spotkanie ze... Szwecją, czyli grupowym przeciwnikiem Słowacji na tegorocznym EURO. To się nazywa zbieg okoliczności! Całkiem szczerze trzeba powiedzieć, że poszło mu wtedy całkiem nieźle, padł remis 1:1. Pomimo czysto towarzyskiego charakteru spotkania, drużyna Tarkovicia nie pękała i zaprezentowała się bardzo dobrze.
Dziwnym trafem nie powierzono mu dalszej pieczy nad reprezentacją. Tym razem jako dyrektor techniczny przetrwał aż do 20 października 2020 roku. W tym momencie objął na stałe stanowisko selekcjonera reprezentacji Słowacji. Zapewne wyczuliście pewną dozę ironii w moim opisie przygód Štefana Tarkovicia, ale teraz będzie już całkowicie poważnie. Jak dotąd poprowadził naszych południowych sąsiadów w sześciu meczach, trzy z nich wygrał, dwa zremisował i jeden przegrał. Daje to średnią 1.83 punktu na mecz. Zdecydowanie najważniejszym jego triumfem było pokonanie Irlandii Północnej w finale baraży o EURO 2020. Natomiast w kwalifikacjach do Mundialu w Katarze osiągał wyniki dość zróżnicowane.
Reprezentacja zmienna jak kalejdoskop
Po pokonaniu Irlandii Północnej w finale baraży o EURO 2020 przyszedł czas na mecze Ligi Narodów oraz kwalifikacji do Mundialu w Katarze. W dwóch spotkaniach dywizji B Słowacja zdobyła trzy punkty, pokonując Szkocję (1:0). Przydarzyła im się też porażka (0:2) w prestiżowym meczu z Czechami, co skutkowało spadkiem do dywizji C. Jednak o tę klęskę nie należy winić Tarkovicia, bowiem przejął on reprezentację już w bardzo trudnym momencie, a utrzymanie było niemal nieosiągalne.
- Na boisku jesteśmy jedną drużyną zarówno w sytuacji kiedy ten decydujący o awansie mecz z Irlandią Północną wygraliśmy, jak i w sytuacji gdybyśmy go przegrali. W Belfaście piłkarze zostawili serce na boisku, w każdym momencie tego meczu walczyli za Słowację. Na całym stadionie nie było osoby, która nie chciała awansować Euro, dotyczyło to również kibiców Irlandii Północnej. Jestem graczem zespołowym, podziękowania za awans do turnieju finałowego należą się zawodnikom i wszystkim ludziom z całego sztabu - Tarković skomentował pokonanie Irlandii Północnej w finale baraży o EURO 2020, w wywiadzie dla Interii.
Ciężko doszukiwać się w szeregach Słowacji jakiejkolwiek konsekwentności. Po okresie względnego optymizmu związanego z awansem na EURO trzeba było skupić się na kwalifikacjach do mistrzostw świata w Katarze. Na rozpoczęcie wyjazdowe spotkanie z Cyprem, na papierze drugim najgorszym zespołem grupy. I co? Rozczarowujące 0:0 po nudnym meczu. No dobrze, w takim razie odkucie przyjdzie już na pewno z Maltą u siebie. Jakby to ująć, nie przyszło. Po 45. minutach meczu w Trnavie Słowacja przegrywała 0:2. Dużo szczęścia pomogło im w dogonieniu rezultatu i zremisowania tego spotkania 2:2. Jednak nadal był co najmniej rozczarowujący wynik.
Przed ostatnim marcowym meczu kwalifikacyjnym z Rosją, Słowacy nie byli w dobrych nastrojach i spodziewali się raczej porażki. Tymczasem ich reprezentacja sprawiła niespodziankę i pokonała faworyzowanego rywala 2:1. Tak, jak wspomniałem, nie jest to najbardziej konsekwentna drużyna świata.
- Nasze ostatnie marcowe zgrupowanie "rozebrało nas do naga". Pokazało nam wszystkie braki i problemy, jakie ma obecnie nasza reprezentacja. Słowacja jest aktualnie na etapie przebudowy. Po odejściu piłkarskich osobliwości musimy znaleźć nowych liderów, którzy stopniowo przejmą przywódcze role w tym zespole. Musimy ustabilizować grę drużyny i znaleźć równowagę wyników - stwierdził Tarković w wywiadzie dla Interii.
Nasze predykcje na mecz Polska - Słowacja
Jak sami widzicie Słowacja nie jest reprezentacją "pastuchów". To drużyna mająca swoje atuty i na pewno umiejąca zaskoczyć. Równocześnie nie można z niej robić potęgi światowej piłki nożnej. Ich możliwości dobrze odzwierciedla ranking UEFA, w którym sklasyfikowani są na 34. miejscu (Polska zajmuje 19. lokatę). Wobec takich faktów nie można spodziewać się spacerku, ale nie możemy się też bać Słowaków. Trzeba zagrać tak, żeby to oni czuli przed nami respekt. Jeśli Paulo Sousa trafi ze składem (z czym w jego pierwszych meczach bywało różnie) i taktyką, to o pozytywny wynik jestem spokojny.
-
EkstraklasaLech Poznań podjął decyzję ws. przyszłości kluczowego obrońcy. To już oficjalne
Karolina Kurek / 19 grudnia 2024, 13:26
-
Liga Konferencji EuropyGoncalo Feio zabrał głos przed meczem z Djurgarden. "Będziemy grać na naszym poziomie"
Karolina Kurek / 19 grudnia 2024, 11:55
-
PolecanePuchar Ligi Angielskiej: Liverpool awansował do półfinału!
Karolina Kurek / 18 grudnia 2024, 22:57
-
AktualnościUrbański jednak zostanie w Bolonii. Właśnie przedłużył kontrakt
Michał Szewczyk / 18 grudnia 2024, 21:08
-
Ligi zagraniczneOficjalnie: RB Salzburg z nowym trenerem. Powrót w nowej roli
Kamil Gieroba / 18 grudnia 2024, 12:33
-
La LigaLaporta: Musimy odpowiednio nastawić zespół, aby każdy mecz był jak spotkanie Ligi Mistrzów
Kamil Gieroba / 17 grudnia 2024, 19:20