Dariusz Żuraw
fot. Krzysztof Drobnik (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

Lech Poznań po debacie – bez widoków na poprawę

Lech Poznań - Piast, przed piłkarzami z Poznania rewanżowe starcie z Mistrzem Polski. Przed pierwszym meczem sezonu 2019/2020 wśród kibiców Kolejorza panowała ekscytacja i górę brało zaciekawienie, jak ten "nowy Lech" będzie wyglądał. Po kilku miesiącach wśród fanów panuje rozgoryczenie i ogólne zniechęcenie, spowodowane bardzo słabą grą Lecha. W poprawie sytuacji nie pomagają słowa trenera i dyrektora sportowego, którzy wzięli udział w debacie z poznańskimi dziennikarzami. Mam wrażenie, że niektórzy nadal nie wiedzą co robią na stanowiskach, które im powierzono.

Debata rozgoryczenia

Debata - według podręczników jest to nic innego, jak otwarta dyskusja w szerszym gronie, która ma doprowadzić do rozwiązania nagromadzonych problemów. Taką debatę postanowił zorganizować Lech Poznań. Na przeciw trenera Dariusza Żurawia i dyrektora sportowego Tomasza Rząsy stanęli zaopatrzeni w arsenał pytań Radosław Nawrot (Gazeta Wyborcza), Maciej Sypuła (Przegląd Sportowy) oraz Damian Smyk (Weszło.com).

Po obejrzeniu pierwszych kilku minut wymienionej debaty miałem wrażenie, że jest to spotkanie lokalnego kółka wsparcia w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej we wsi Popierdółka za Bździszewem. Prowadzącymi te spotkanie - w tej roli pracownicy klubu - byli ludzie, którym nie można odmówić chęci i zaangażowania w kwestii poprawy nastrojów, które są bardzo minorowe. Autentycznie denerwuje mnie to, że są osoby, którzy winę za całe zło wokół Lecha zrzucają właśnie na nich. Dla mnie to jest wyższa szkoła absurdu i głupoty. Nikt o zdrowych zmysłach nie powinien w ogóle tak myśleć. Bo każdemu, kto ma w sercu Kolejorza nie jest do śmiechu.

Zaproszeni dziennikarze byli jak lekarze, którzy mieli rozpoznane przyczyny i rozpisane skutki działań, jakie podejmują osoby odpowiedzialne za rządzenie klubem. W rolach osób potrzebujących pomocy wystąpili trener i dyrektor sportowy Kolejorza. Osoby, od których zależy to, jak wygląda obecny stan pierwszego zespołu.

Wesoły Tomek

Tomasz Rząsa - dyrektor sportowy poznańskiego Lecha. Miałem wrażenie, że wszedł on na debatę z uśmiechem na twarzy, jakby to nie była poważna sprawa, a co najwyżej swoje własne przyjęcie urodzinowe. Przez cały czas trwania dyskusji czegoś u Tomasza Rząsy mi brakowało. Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że na wesołemu Tomkowi brakuję na głowie fikuśnej urodzinowej czapeczki i irytującego gadżetu, który po wdmuchnięciu powietrza wydaję dźwięk tak trudny do zniesienia, jak wuwuzele podczas Mundialu w RPA.

Na konkretne pytania dyrektor sportowy Kolejorza odpowiadał delikatnie mówiąc - bardzo wymijająco. W zasadzie nie powiedział niczego, co sprawiłoby, że diagnoza postawiona przez "lekarzy" byłaby dla niego korzystna. Szczególnie w mojej pamięci utkwiło stwierdzenie dotyczące Mickeya van der Harta. Według człowieka odpowiedzialnego za sprowadzanie piłkarzy do klubu, holenderski bramkarz nie spisuję się dobrze na przedpolu - bo uczył się grać w Holandii. Przecież jeśli te słowa przeczytałby Edwin van der Sar, to między nim, a Tomaszem Rząsą doszłoby do rękoczynów. Kompletna paranoja. No chyba, że van der Hart tak naprawdę uczył się fachu bramkarza na boisku do hokeja na trawie? W końcu reprezentacja "Oranje" w tej dyscyplinie jest jedną z najsilniejszych na świecie.

Taki obrót rzeczy mógłby tłumaczyć to, dlaczego Mickey van der Hart nie jest za wysoki i raczej woli stabilnie stać na ziemi. Oczyma wyobraźni widzę bramkarza Lecha z laską do hokeja, który próbuję nią bronic strzały rywali. Niech kwestia van der Harta będzie jedynym nawiązanie do osoby dyrektora sportowego. Człowiek, który nie zna się na swojej robocie, powinien z niej po prostu wylecieć.

Smutny Dariusz

Zupełnie inaczej w porównaniu z Tomaszem Rząsą do debaty podszedł trener Kolejorza Dariusz Żuraw. Usiadł on obok wesołego Tomka i przez cały czas trwania dyskusji wpatrzony był w jeden punkt. Bez werwy, zaangażowania i choćby jednego momentu, który pokazałby kibicom, że wie on gdzie się znajduję i o czym w ogóle jest rozmowa.

W przeciwieństwie do siedzącego obok kolegi, Dariuszowi Żurawiowi potrzebny był króliczek lub pluszowy miś, którym przez czas debaty mógłby się pocieszać. Taka zabawka odskocznia od brutalnej rzeczywistości. W zasadzie widok przytłoczonego rzeczywistością trenera, towarzyszy kibicom od kilkunastu tygodni. Po meczach domowych i wyjazdowych wyraz twarzy szkoleniowca Lecha jest taki sam. Wydaję się on mówić - co ja robię tu!? Przyznam, że byłem w grupie, która cieszyła się z faktu, że to trener Dariusz Żuraw będzie odpowiedzialny za budowę Lecha. Mnie jak i wielu innych zmylił pewnie fakt dość solidnej końcówki poprzedniego sezonu. Chodzi mi o postawę niektórych zawodników w rozbitej drużynie.

Podczas dyskusji trener Żuraw był systematycznie punktowany i za nic nie potrafił sensownie odpowiedzieć na stawiane zarzuty. Oklepane banały jak to, że wciąż się uczymy. Że potrzeba czasu i to, że mamy świadomość, że sytuacja jest bardzo niekomfortowa - to wszyscy znamy. Trener wciąż prosi o czas. Jednak jest jedno ale - tego czasu już nie ma. Lech ugrzązł w dolnej połowie tabeli i dziś nie ma widoków na poprawę tej sytuacji.

Co da ewentualna wygrana z Piastem?

W piątkowy wieczór na stadionie przy ulicy Bułgarskiej Kolejorz będzie podejmował Piasta Gliwice. Lech w ostatnich czterech ligowych starciach zdobył tylko 2 punkty, za remisy z Pogonią i Koroną Kielce. Normalnie napisałbym, że to kryzys, z którego trzeba jak najszybciej wyjść. Jednak w Lechu taki stan rzeczy jest permanentny. Lech nawet jeśli zdoła wygrać mecz lub dwa, to po chwili wpada w dołek. I tak przez cały czas. Stąd zastanawia mnie, co może dać ewentualna wygrana z Piastem, prócz trzech punków w ligowej tabeli?

Euforia po zwycięstwie? Przecież to bez sensu. Remis lub porażka po bezbarwnej grze? W sumie nic nowego. Tak dziś wygląda KKS Lech Poznań. Wygrane w pojedynczych spotkaniach nikogo już nie ruszają. Owszem cieszą mnie, jak każdego kibica. Ale ta radość jest bardzo stłumiona i po chwilowym uśmiechu do głowy przychodzi myśl, że przecież za tydzień znów przeżyjemy rozgoryczenie. Bardzo to smutne, ale bardzo prawdziwe. Nie dopuszczam do siebie tego, że porażki nikogo nie ruszają. Jestem absolutnie pewny, że nawet najwięksi krytycy ciężko znoszą słabe mecze ukochanego klubu. Nie zmieni tego wylewanie żalów na portalach społecznościowych.

Mocny Piast, trener z szacunkiem

Mistrzowie Polski zaczęli sezon od walki w europejskich pucharach. Dziś już niewielu pamięta, że Piast Gliwice skompromitował się z łotewskim Riga FC. Było minęło. Szara rzeczywistość polskiego kibica. A w lidze? Pomimo kontuzji i braków kadrowych Waldemar Fornalik potrafił poskładać zespół i z czasem zaczął osiągać coraz lepsze wyniki, podparte dobrą grą.

Były selekcjoner jest jednym z tych trenerów, których ja osobiście bardzo szanuję. Nawet mimo faktu, że nie poradził sobie z rozbitą reprezentacją Polski i szybko został usunięty z funkcji selekcjonera. Mi po prostu podoba się to, jak Waldemar Fornalik pracuję ze swoimi zespołami. W jego drużynach próżno szukać gwiazd, on je dopiero "tworzy". Dla trenera Fornalika liczy się zespołowość i to, że może liczyć na każdego piłkarza, którego posiada w swojej kadrze. Mi imponuje i basta.

Szczerze mówiąc - szkoda, że Waldemar Fornalik najlepiej czuję się na Śląsku. A jak doskonale wiemy Poznań geograficznie i miejscem w tabeli jest bardzo daleko od Gliwic.


Avatar
Data publikacji: 21 listopada 2019, 18:46
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.