fot.
Udostępnij:

Egzotyczna grupa, jak szóstka w totku?

Polska na mistrzostwach świata w Rosji zmierzy się z Kolumbią, Senegalem i Japonią. Trafiliśmy na rywali z pewnością egzotycznych, ale w naszym zasięgu. Na krótko po rozlosowaniu grup w Moskwie, można stwierdzić jasno. Brak awansu będzie prawdziwym dramatem i w razie niepowodzenia (najlepiej to wypluć) już na lotnisku w Rosji "Biało-czerwoni" będą dostawać gazetami z pamiętnym napisem "Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo, nie wracajcie do domu".

Reprezentacja Polski trafiła do pierwszego koszyka, co w końcu po wielu latach oczekiwań dawało tam ten luksus, nie mierzenia się z Niemcami w fazie grupowej. Siłą rzeczy z "z wielkich firm" groziła nam jeszcze Hiszpania i Anglia. Obydwie reprezentacje z pewnością jednak nie przeżywają teraz najlepszych swoich lat, jednak nadal należą do ścisłej elity, a "biało-czerwoni" najzwyczajniej w świecie grać nie lubią. Z drugiej jednak strony kadra pod wodzą Adama Nawałki przerwała przeklęty impas w spotkaniach z naszymi zachodnimi sąsiadami i to tuż po zdobyciu przez nich tytułu mistrzów świata.

Ale losowanie przyniosło co innego. Nie musimy się zastanawiać nad tym czy rywal nam leży, czy nie, bo ich nie znamy. Z Kolumbią i Japonią graliśmy tylko mecze towarzyskie, a z Senegalem nigdy nie było okazji zagrać. Teoretycznie jest to dla nas grupa egzotyczna, od kilku lat graliśmy przecież praktycznie tylko mecze z europejskimi drużynami, a tymczasem w Rosji spotkamy się z reprezentantami Ameryki Południowej, Afryki i Azji. Z drugiej jednak strony żadna z tych drużyn nie powinna być w stanie nas obecnie pokonać.

Oczywiście najmocniej wygląda Kolumbia. To już nie jest jednak ten sam zespół, który stał się odkryciem brazylijskiego mundialu. Choć kadrę tą nadal prowadzi Jose Pekerman, były selekcjoner reprezentacji Argentyny, a skład nie odbiega znacząco od tego sprzed czterech lat, forma poszczególnych zawodników znacząco odbiega od momentów, gdy "Los Cafeteros" tłukli Urugwajczyków, a mało brakowało, a wykolegowałaby Brazylię z ich turnieju.

Wtedy objawiła się przede wszystkim gwiazda Jamesa Rodrigueza, który po kapitalnym turnieju trafił do Realu Madryt za kosmiczną kwotę 80 milionów euro. Jednak właśnie pobyt w ekipie "Królewskich" zamiast wynieść go na piłkarskie szczyty, sprowadził trochę do parteru. Teraz próbuje odbudować się na wypożyczeniu w Bayernie, jednak i to nie najlepiej wychodzi. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że w Realu nie grał źle. Prezentował niezłe statystyki, nie grał najgorzej, dziwnym trafem nigdy jednak nie mógł trafić do koncepcji trenera. Nadal to jednak na nim oparta jest reprezentacja Kolumbii i to na nim powinna skupić się uwaga naszych defensorów.

Oprócz tego jest jeszcze Juan Cuadrado, kolejny pomocnik, który robił momentami co chciał. Jego niepotrzebny transfer do Chelsea trochę przyhamował rozwój, teraz jednak gra w Juventusie, gdzie wrócił do dobrej formy. Przede wszystkim jednak "Los Cafeteros" mieli do dyspozycji napastników, którzy wprawiali obrońców w migrenę. Mimo, że cztery lata temu na mundial nie pojechał Radamel Falcao, był jeszcze Jackson Martinez, Carlos Bacca i Teofilo Gutierrez. Teraz jednak żaden z nich nie gra na najwyższym poziomie. Bacca po średnio udanej przygodzie z Milanem, próbuje się odbudować w Villareal. W 18 meczach strzelił już siedem bramek. Do tego Martinez próbujący pokazać, że w Chinach robi coś jeszcze poza zarabianiem (nieudolnie zresztą) i Gutierrez, który najlepsze lata ma już za sobą. W obwodzie jest jeszcze Luis Muriel, który od lat nie potrafi odczepić się od łatki wiecznego talentu. Wszystko skupia się więc w tej kwestii na barkach Falcao, który po kompletnie nieudanych przygodach z Manchesterem United i Chelsea przeżywa drugą młodość w Monaco. I tu wielką rolę odgrywać będzie Kamil Glik, doskonale znający Kolumbijczyka z treningów w Monaco. Tak, czy inaczej Kolumbia spokojnie jest do przejścia.

I nawet pamiętny mecz z koszmarem Tomasza Kuszczaka nie zniszczy nam tego planu.

Senegal z pewnością też nie ma za wiele wspólnego z drużyną z 2002 roku, która w trakcie turnieju w Korei i Japonii sprowadziła do parteru samych obrońców tytułu, czyli Francję, a w 1/8 finału pomachała na pożegnanie Szwecji.

Teraz jednak „Lwy Terangi” mają znów świetny okres i kilku fantastycznych zawodników, którzy sami potrafią zrobić różnicę. Tu mowa przede wszystkim o Sadio Mane, który w zeszłym sezonie stzelił 13 bramek i zaliczył osiem asysty, mimo że końcówkę sezonu spędził z kontuzją kolana. W tym sezonie mimo mniejszych problemów wraca na swoje odpowiednie tory i tak jak jest jednym z liderów Liverpoolu, w kadrze wszystkie oczy będą zwrócone na niego. Do pomocy ma jeszcze m.in. M’Baye Nianga i Keita Balde, którego również znać dobrze będzie Kamil Glik, jego kolega z Monaco. 22-latek ma za sobą doskonały sezon w Lazio, który okrasił 16 bramkami w Serie A.

Do tego w środku pomocy Cheikhou Kouyate i Idrissa Gueye, świetnie spisujący się przede wszystkim w defensywie i ostoja linii obrony, Kalidou Koulibaly, kolega z zespołu Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika. Jest to więc Senegal to z pewnością bardzo groźny i zdradliwy rywal, który może odpalić w Rosji. Ale nie jest powiedziane, że reprezentacja Polski nie jest w stanie sobie z takim rywalem poradzić.

No i Japonia, zespół z nienajlepszym składem, za to z bardzo doświadczonym szkoleniowcem w postaci Vahida Halihodzica, byłego szkoleniowca Lille, PSG, czy Trabzonsporu, a także selekcjonera reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej i Algierii. W kadrze nie brakuje jednak nazwisk, które kojarzyłyby się przeciętnemu kibicowi. Kompletnie poza formą jest co prawda Keisuke Honda. Jest też Maja Yoshida i przede wszystkim Shinji Kagawa, który w pojedynkę może zrobić wiele. Jako kolektyw ten zespół mimo wszystko nie powala, choć ma za sobą kapitalne spotkanie przeciwko Australii. Reszta to jednak niezbyt wymagający rywale, na podstawie których ciężko określić na co stać ten zespół. W starciu towarzyskim z Belgią i Brazylią, nie wyglądało to już kolorowo.

Tak więc na losowanie nie możemy narzekać. Mamy zespoły bardzo ciekawe, pewną odskocznię od gry z tymi samymi rywalami. To może być jedyny problem, że bardzo dawno nie graliśmy (nie licząc ostatnich dwóch meczów towarzyskich) z zespołami z poza Europy. Z drugiej strony rywale również nie znają nas, więc jesteśmy w tej samej pozycji. A zespół mamy mocny. Jeżeli w planach jest wyjście z grupy, to przy poziomie naszych reprezentantów żaden rywal nie powinien być przeszkodą nie do przejścia.


Avatar
Data publikacji: 1 grudnia 2017, 19:43
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.