Smak życia Barcelony pod batutą Joana Laporty i Ronalda Koemana

Koemana

fot. Instagram/ FC Barcelona

Złożona obietnica jest długiem wobec zwolenników. Joan Laporta pierwszą rundę przegrał, a gong na drugą już rozbrzmiał. Barcelona Koemana ledwo stoi na nogach, ale charakter ciągnie do przodu bez opamiętania. To młodzi, którzy żyją nadzieją, bo ta umiera ostatnia.

Politycy tacy jak Joan Laporta zawsze będą składać obietnice znacznie przekraczające ich możliwości. To krąg życia, z którym trudno walczyć, gdy niesie ze sobą legendę. Przekonał się o tym jego główny konkurent Victor Font, który z biegiem czasu w panice sam zaczął sobie rzucać kłody pod nogi.

Joan Laporta porwał tłumy, chociaż nie było w tym porażającej strategii, a słowa. Gra na uczuciach i scentralizowanie uwagi na postać Lionela Messiego. Argentyńczyk miał podpisać nowy kontrakt, dając pierwszy medialny sukces nowemu urzędowi. Rzeczywistość okazała się brutalna, choć niewiele w tym sensacji, bo do reakcji potrzeba zapalnika. Świadomie, czy nieświadomie – tego po prostu zabrakło.

Nie było również gospodarczej rewolucji, czy sportowego uniesienia. Za stempel można uznać ratyfikację Ronalda Koemana. Zadziwiającą latem, gdy wydawało się, że Blaugrana spróbuje ściągnąć, choćby Xaviego. Absurdalną w październiku, gdy po kolejnym upadku i publicznym przeciąganiu liny okazało się, że Laporta znów spóźnił się na kolejne rozdanie. Holenderski szkoleniowiec został, bo prezes katalońskiego klubu znów zagrał na zwłokę. Po raz kolejny spróbował stworzyć wizję czegoś, co nie istnieje. Namalować przyszłość w jasnych barwach, jednakże tym razem nikogo już nie przekonał. Mimo że Laporta znany jest z odważnych decyzji, to te nie muszą iść w parze z rozsądkiem. Tego zabrakło, oddając Griezmanna, czy zwalniając Pimientę. Czy również w utrzymaniu Koemana?

Koeman zapędził Laportę w kozi róg. Barcelona nie uniknie konsekwencji

Tajemnica poliszynela

O chęci przecięcia pępowiny, łączącej Koemana z Barceloną wiedzą już właściwie wszyscy. Od Joana Laporty, zapowiadającego po meczu z Cadiz, iż „wie, co należy zrobić”, przez fanów bojkotujących Holendra w mediach społecznościowych aż po samych zawodników, rzucających podprogowe sygnały. Nie jest również tajemnicą, że sam 58-latek doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego położenia.

Pytanie, jakie należałoby zadać, to czy jego Barca wciąż się rozwija? Czy robiła to w przeszłości bądź w jakiś sposób wskazała drogę, jaką należy podążać? Jego styl nie pokrywa się z wizerunkiem i wartościami klubu, a wyniki dobitnie to pokazują. Głupio stracone punkty z Athletikiem i Cadiz. Uratowany remis z fatalną Granadą i zderzenie z obrońcą tytułu – Atletico. Dość wymowne, biorąc pod uwagę, że mistrz szukał przełamania, by znaleźć go z Barceloną.

Wstyd pojawił się jednak w Lidze Mistrzów. Ta wraz ze startem sezonu była poza zasięgiem, ale niewielu postawiłoby, iż Duma Katalonii może skończyć na fazie grupowej. Wysoka porażka z Bayernem ukłuła, ale powtórka z Benfiką przelała czarę goryczy. Kolejne zmiany personalne, znów szukanie odpowiedniej formacji. W konsekwencji plan do pierwszej bramki, najczęściej straconej. Później barwne konferencje i zrzucanie odpowiedzialności, bo winni są wszyscy, ale nie trener.

 Efekty uboczne

Chociaż życie zaczęło się ulatniać, to w Barcelonie wciąż drzemie potencjał. Być może nie tak pokaźny, jak za czasów pierwszej kadencji Laporty. A być może dyskredytujemy jego siłę, bo nie zrodził się u boku gwiazd wielkiego formatu, więc przyćmiewają go wyniki. Prawda jest taka, że w gospodarczej przepaści ratować ma młodość i akademia. Fenomenalny wystrzał Ansu Fatiego nie był ostatnim tchnieniem. Pod jego nieobecność na pierwsze strony gazet trafił Pedri. Niezmordowany i dziś już kluczowy, mimo że ma dopiero 18 lat. Gdy dogorywał Gerard Pique, zastąpił go Ronald Araujo. 22 lata na karku nie przeszkadzają mu, by znaleźć w sobie lidera. Metryka nie jest przeszkodą także dla Gaviego, który jak wcześniej Fati, czy Pedri, rzucił na kolana. Wspierają kolejni, którzy mogą skończyć jak Miranda, Alena, czy Puig, ale scenariusz nie został jeszcze napisany.

Do pięknej rzeźby potrzeba jednak artysty. Nie pozoranta, bo takim stał się Koeman. Czasem się uda jak z Frankim de Jongiem. Innym razem już niekoniecznie, co szczególnie widać po postaci Erica Garcii, czy Sergino Desta. Wiekowy i fizycznie kiepski Sergio Busquets stał się cieniem samego siebie, mimo że u Luisa Enrique dalej jest postacią ważną. Kuriozalne decyzje, jak ta ze sprowadzeniem Luuka de Jonga nie pomagają. Klub zaczął żyć własnym, dzikim życiem, gdy holenderskiemu szkoleniowcowi przyszło jedynie spoglądać zza linii bocznej.

Przed nami klasyk. Starcie hiszpańskich gigantów o szklanych nogach. Jedni w kryzysie walczą o przetrwanie. Drudzy zachwycają widowiskowością, która niejednokrotnie staje się wrogiem. To nie jest dobry czas dla kibiców Barcelony. Korzystają na tym inni, co również może cieszyć sympatyka LaLigi. Barcelona w niedzielę nie zagra z nożem na gardle, bo ten od dawna jest tępy. Nie ma nic do stracenia, a może zyskać. Skazani na pożarcie raz jeszcze rozżarzyli nadzieję. Nie meczem z Levante, a Valencią. Dynamo Kijów może pomóc w drodze do El Clasico, ale nie zapominajmy, że to nie sprint, a maraton.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.