Superchaos przez Superligę. Kończy się futbol, jaki znaliśmy

Superliga

Stało się. Ruch, który zapowiadano od dawna, ogłoszono w nocy z niedzieli na poniedziałek. W ciągu kilkunastu godzin powstanie Superligi wywołało totalny chaos w świecie futbolu. Przepływ informacji jest błyskawiczny, mnóstwo wypowiedzi, a zapewne u samych zainteresowanych telefony rozgrzane do czerwoności.

Każdy kto grał kiedyś w FIFA choć raz z nudów utworzył własne rozgrywki. Wybrał samodzielnie najlepsze (jego zdaniem) kluby, a potem zrobił ligę lub puchar. Od późnych godzin niedzielnych mam wrażenie, że znajdujemy się właśnie w takim trybie gry/symulacji. Pierwsze informacje o Superlidze traktowałem półpoważnie. Jednak potem… zdałem sobie sprawę, że umiera pewna rzeczywistość futbolu w której żyliśmy od lat. Ale po kolei…

Pierwsze informacje

Różne przebąkiwania o powstaniu ligi niezrzeszonej z UEFA były od lat. Większość traktowało je jako podsycanie ploteczek lub nierealne myśli. Natomiast pod koniec 2018 roku “Football Leaks” opublikowało dość konkretne założenia Superligi.
Czytaliśmy że “Szesnaście drużyn, w tym jedenaście klubów założycielskich ma już od 2021 roku otworzyć nową księgę w historii piłki klubowej, nie tylko zastępując Ligę Mistrzów, ale również występując z krajowych rozgrywek ligowych”.
Superliga miała dać rywalizację między sobą elitarnych klubów. Format Ligi Mistrzów od jakiegoś czasu i tak był dość mocno krytykowany. Przez dłuższy czas nie gwarantuje emocji, w końcu ktoś może sobie w fazie grupowej zapewnić awans już po czwartej kolejce. Tuż po losowaniu można mniej więcej przewidywać, kto znajdzie się w topowej szesnastce. Jest jednak coś, co ludzi przyzwyczajonych do tradycji po prostu odrzuca od nowego projektu.

Kwestie finansowe

Proces powstania Superligi na pewno przyśpieszył także wobec pandemii koronawirusa. Teraz to kierujący rozgrywkami mogą decydować o sponsorach i kontraktach telewizyjnych. O tym ile zarobią dane kluby, a ile muszą mieć “wpisowego”, by rywalizować ze sobą. Chociażby prosty fakt – według nieoficjalnych informacji najpotężniejsi mogliby zainkasować od 200 do 300 mln euro za sezon. Sezonowy zysk całej superligi miałby natomiast wynosić aż 4 mld euro! Dla porównania: UEFA na wszystkie swoje pucharowe turnieje przeznacza nieco ponad 3 mld. Czyli tradycyjnie, jak nie wiadomo o co chodzi – to chodzi o pieniądze.
Wątpię, że federacje wykluczą te kluby z lig. Załóżmy jednak, że zabraknie ich w Lidze Mistrzów. Wpływy finansowe UEFA dla całej reszty z czasem automatycznie spadną. Przez mniejsze zainteresowanie sponsorów, niższe umowy… można powiedzieć, że uruchomi się domino.

Kwestie estetyczne i sportowe

Pierwsza rzecz – spójrzmy na to, kto ma wziąć udział w Superlidze. Ktoś powie, że jest taka “Super”, a są tam: Arsenal, który od lat nie może ustabilizować się w Lidze Mistrzów i w czołówce Premier League. To samo Manchester United, który miał spore problemy. Nie mówiąc o Tottenhamie Hotspur… mógłbym tak wytykać kolejnym. Dlaczego zatem wprost nie nazwiemy tego ligą najbogatszych, a nie tych najlepszych? A nie, sorry… w końcu jest wśród nich Barcelona, która ma tak potężny dług, że może się ciągnąć za nimi latami. Może przesadzam, ale sami przyznacie, że odrobina hipokryzji z każdej strony jest tutaj.
Kolejna kwestia – konserwatywni kibice będą mieli jednak z tym problem. Myślę że też mogę się do nich zaliczyć. Jasne, Ligę Mistrzów ostatecznie co roku wygrywa jeden z gigantów. Futbol pokochaliśmy jednak dla historii innych klubów – tych zdecydowanie mniejszych, które docierają do ćwierćfinałów czy półfinałów, eliminując przy tym większe firmy. Lub dla tych mniejszych, dla których to pierwsze takie okazje do gry z Barceloną, Realem czy Manchesterem City. To wszystko zniknie wraz z powstaniem Superligi w założonej formie. Prosty przykład – gdy Legia po wielu latach awansowała do Ligi Mistrzów, to właśnie rywalizacjami z Realem czy Borussią Dortmund ekscytowała się Polska. I to zdecydowanie bardziej niż typowymi meczami z eliminacji.
Nie będzie już AS Monaco, FC Porto czy innych klubów, które zaskakiwały cały świat. No chyba, że osiągną poziom finansowy tych największych. Z jednej strony poziom Ligi Mistrzów mocno się wyrówna – z drugiej bez największych straci na prestiżu. Czy nawet niedawnych sukcesów Ajaxu. I nikt nie będzie się ekscytował tymi mniejszymi w Europie.
Zakładając, że będą to coroczne rozgrywki, to mam wrażenie, że powstanie Superligi jeszcze bardziej nam zbrzydzi rywalizację tych największych, bo będą za często. W końcu nawet takie El Clasico przy piątym czy szóstym meczu w sezonie jest już lekko męczące. A jeżeli Superliga dogadałaby się z UEFĄ i jednak w międzyczasie te kluby kontynuowałyby występy w europejskich pucharach… no to w ogóle częstotliwość takich meczów będzie w zabójczych dawkach. Obecnie sytuacji na pewno nie ułatwia też powstanie Ligi Konferencyjnej UEFA. Tak naprawdę mamy do czynienia z czterema europejskimi rozgrywkami. Gdzie to wszystko pomieścić w kalendarzu?
Jest jeszcze jedna sprawa – w koszykówce jest podobny odpowiednik do Superligi – Euroliga. Tam zdarzają się problemy z kwestiami reprezentacji. Są sytuacje, że kluby po prostu nie puszczają swoich zawodników na kadrę. W przypadku braku kompromisu tracą na tym reprezentacje. Wyobrażacie sobie, że Bayern bierze jednak udział w Superlidze, a potem Robert Lewandowski nie może się pojawić na zgrupowaniu przez brak kompromisu? Jasne, to już długofalowa i dość wyolbrzymiona wizja/przykład. Tylko, że do soboty tak samo było z powstaniem Superligi.
Nadal jest sporo znaków zapytania. Zbyt dużo pojawiło się fake’owych informacji. Do pierwszych meczów Superligi wciąż daleko. Wydaje mi się jednak, że już projekt poszedł w takim kierunku, że rewolucji nic nie zatrzyma. Są głosy, iż UEFA w końcu spuści z tonu i zaproponuje tym klubom ugodę np. większe wpływy finansowe. Że Superliga w ogóle nie powstanie. Ja jestem raczej w drugim gronie. Wymieniłem sporo argumentów przeciw, ale z jednej strony największych rozumiem najbogatszych – kasa misiu kasa. Zwłaszcza w dobie pandemii. Może się okazać, że dla wspomnianej Barcelony to jedyna szansa, by wrócić na prostą finansową. To brutalny biznes. Z drugiej – jest mi po prostu smutno. Ciężko jednoznacznie postawić się po którejś ze stron. Jednak w tej formie pewien romantyzm w futbolu się kończy i to trzeba stwierdzić wprost.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.