Brila.net

Dziś w Lizbonie, Sporting podejmował faworyta grupy, jedną z najlepszych drużyn ostatnich tygodni w europejskim futbolu, Arsenal. Dla Portugalczyków była to szansa Nie tylko objąć prowadzenie w grupie, lecz także zatrzymać rozpędzonych Kanonierów.

 

Jeśli ktoś w ostatnich tygodniach oglądał Arsenal, mógł się spodziewać jak wyglądała pierwsza część spotkania.
Arsenal wyglądał na bardzo spokojną drużynę, oddawali rywalowi sporo miejsca, momentami pozwalali mu na zbyt wiele.
Sporting będąc na to przygotowanym wszystkie siły włożył na to, aby sprezentować Kanonierom nieprzyjemną niespodziankę w stolicy Portugalii.
Grę prowadzili przez 45 minut gospodarze, Arsenal w ataku wydawał się bezradny, a co więcej, bez składnej akcji. Natomiast ekipa z Portugalii z minuty na minutę była bardziej odważna.
Odważne ataki Sportingu na nic jednak się nie zdawały. Obrona Kanonierów była szczelna i bez problemu hamowała zapędy atakujących. Wszelkie ataki gospodarzy w najlepszym wypadku kończyły się rzutem rożnym, lecz bez większych korzyści.
Dośrodkowania były głównie niecelne, a gdy dochodziły do adresata nie potrafił on zmusić Leno do wysiłku.
Do przerwy mieliśmy remis, dla Arsenalu był to bardzo dobry wynik patrząc na przebieg spotkania, natomiast drużyna w zielonych strojach mogła czuć niemały niedosyt.

 

Druga połowa, to mobilizacja przyjezdnych. Od pierwszych minut zaatakowali bramkę Portugalczyków, starając się jak najszybciej wskoczyć na falę i przejąć kontrolę nad meczem.
Tutaj karta się odwróciła. Arsenal, tak jak przed przerwą Sporting bił głową w mur. Wszelkie strzały były wyłapywane przez będącego w dobrej formie Ribeiro, lub blokowane przez defensywę gospodarzy.
Na pierwszą bramkę w tym spotkaniu przyszło nam naprawdę długo poczekać, aż do 77 minuty.
Podanie z głębi pola do Aubameyanga, ten odgrywa piętą do Welbecka, lecz piłka ląduje na wyciągnięcie nogi Coatesa, Urugwajczyk natomiast popełnia błąd, a piłka prześlizguje mu się pod podeszwą. Czujny zachował się Anglik i dopadł do bezpańskiej piłki wychodząc sam na sam z bramkarzem i posłał piłkę między jego nogami do bramki, 0:1!
Jeśli ktoś oczekiwał, że mecz dzięki bramce się otworzy musiał się niesamowicie rozczarować. Sporting wydawał się bezsilny w atakach, a Arsenal usatysfakcjonowany dzisiejszym dorobkiem.
Kanonierzy kontrolując grę dotrwali do końcowego gwizda spotkania, czując niemałą ulgę, a na pewno poczuli ją widzowie dzisiejszego spektaklu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x