Ulice nigdy nie zapomną #14: Złoci chłopcy z księstwa Monako

Twitter: @le12emehomme

Ostatnie sukcesy na krajowym podwórku osiągali na początku XXI wieku. Kilka lat później udało się zabłysnąć w Europie, jednak lepszy był wówczas Mourinho. Po ponad dwunastu latach od tamtych wydarzeń, klub z księstwa Monako nawiązał do swoich dawnych chwil pełnych splendoru. A wszystko za sprawą eksplozji talentu młodych piłkarzy.

Zawsze fajnie się patrzy, gdy na naszych oczach tworzy się coś wielkiego. Szczególnie, gdy sukces osiągany jest możliwie jak najmniejszym nakładem finansowym. Doskonale wiemy, jak wielką rolę we współczesnym futbolu odgrywa pieniądz. Im więcej dany klub go posiada, tym bardziej jego notowania idą w górę. Czy jest to dobre? Cytując pewnego klasyka, rodem z czeluści polskiego Internetu: „ …tak średnio bym powiedział”. No ale okej, myślę, że jako obserwatorzy świata piłki nożnej, a także kibice – nauczyliśmy się już z tym żyć. Mimo panujących obecnie realiów, co jakiś czas przytrafiają się super historie, które dobitnie pokazują, że czasem jednak „pieniądze szczęścia nie dają”. Oto kolejna z nich.

Ziarnko do ziarnka, aż zbierze się… ekipa

Cofnijmy się o kilka lat wstecz do pełnego przepychu Monako. Tam bowiem rozgrywała się akcja tej opowieści. Punktem zwrotnym w jej rozwoju było zatrudnienie na stanowisko trenera AS Monaco Leonardo Jardima. Portugalczyk przybył tam z Lizbony, gdzie rzucił wyzwanie lokalnemu rywalowi w pojedynku o mistrzostwo. Lepsza okazała się jednak Benfica, lecz praca szkoleniowca dała pewne rezultaty (poprzedni sezon Sporting zakończył na siódmym miejscu).

Liga francuska stała już pod znakiem dominacji PSG. W końcu wielkie pieniądze, wielkie perspektywy, etc. Kampania 13/14 zakończyła się dla stołecznego klubu kolejnym mistrzostwem, ale tuż za jego plecami czaili się właśnie czerwono-biali. W ostatecznym rozrachunku do pierwszego miejsca zabrakło im dziewięć punktów, więc jakiekolwiek myśli o detronizacji Paryżan nie były marzeniem ściętej głowy. Zatem nowy szkoleniowiec Les Rouge et Blanc zaczął budować swój zespół; swoja wizja, nowe twarze i wzmocnienia. Do Monaco w tamtym okienku przybyli m. in. Bernardo Silva z Benfici oraz Tiemoue Bakayoko z Rennes. Obaj byli jeszcze młodzianami (20 i 19 lat), a razem nie kosztowali więcej niż 25 milionów euro.

Rok później, Portugalski szkoleniowiec powtórzył strategię ściągania do klubu młodych, zdolnych nazwisk za niewielkie pieniądze. Idealnie kontrastowało to z transferowymi szaleństwami PSG, no ale co – taki już ten klimat w lidze francuskiej. Tym razem upolowano chociażby Fabinho (21 lat, 6 milionów euro), a także Thomasa Lemara (19 lat, 4 miliony euro). Co więcej, właśnie w sezonie 15/16 do pierwszego składu czerwono-białych zaczął się przebijać 16-letni jeszcze Kylian Mbappe. Jednak o tamtym okresie Jardim wolałby raczej nie pamiętać. Okej, znowu był najniższy stopień podium, jednak strata do tego wielkiego PSG wyniosła… 31 punktów.

Detronizacja

Po tak strasznie jednostronnym sezonie w kontekście triumfu w Ligue 1 pojawiało się pytanie: Czy w ogóle można pokonać Paryżan? Jeżeli tak, to jak w ogóle tego dokonać? Leonardo Jardim w głównej mierze trzymał się swojej strategii, jednak wprowadził pewną modyfikację. Trzecie okienko transferowe owocowało sprowadzeniem kolejnych młodych chłopaków. Priorytetem była obrona, tym samym zakontraktowano duet bocznych defensorów: Djibrila Sidibe (23 lata, 15 milionów euro) do spółki z Benjaminem Mendym (21 lat, 13 milionów euro). Wracając do wspominanej wcześniej modyfikacji – jej fundamentalną część stanowili dwaj doświadczeni piłkarze. Do księstwa powrócił 30-letni Radamel Falcao, dodatkowo sprowadzono także podchodzącego pod trzydziestkę – Kamila Glika.

Nie bez powodu wymieniłem te wszystkie transfery. Z tych – w większości – młodych chłopaków zrobiła się ekipa przez wielkie E. Każdy z nich wnosił do niej coś innego, lecz wszystko to było takie świeże. Aha, no i łączyła ich jedna, bardzo istotna rzecz. Gigantyczny talent. Zatem francuska ekstraklasa musiała być gotowa na wielkie boje o najwyższe cele.

Jeśli chcesz być najlepszy, musisz wygrać z najlepszym. Właśnie tą drogą podążyło Monaco. Już w 3. kolejce, czerwono-biali pokonali Paris Saint-Germain (3:1). Ów zwycięstwo było czymś niezwykle ważnym dla ekipy Jardima. Pokazało bowiem, że mistrz jest wrażliwy, że mistrz nie jest doskonały. Przy zachowaniu odpowiedniej dyspozycji w przekroju całego sezonu, kto wie, może udałoby się go zdetronizować? Kwestia dobrej formy w ogóle nie istniała – po prostu nie było na ten temat dyskusji, bo piłkarze Monaco brylowali na francuskich boiskach. Niszczyli swoich przeciwników po 4:0, 5:0, 6:0, a nawet i 7:o w pojedynku z Metz. Falcao strzelał niczym karabin maszynowy. Mbappe zachwycał brakiem jakiegokolwiek respektu dla seniorskiej piłki. Bernardo i Lemar byli wszechstronnymi żołnierzami w linii ataku. Bakayoko w duecie z Fabinho nie przepuszczali w środku pola żadnej piłki, a para bocznych obrońców Sidibe-Mendy krążyła od ataku do obrony, niczym zautomatyzowane maszyny.

Ta ekipa przez wielkie E ostatni mecz przegrała w 18. kolejce (1:3 z Lyonem). Po tym niepowodzeniu nikt inny nie dał jej już rady. Trzy mecze później wskoczyła na fotel lidera. Nie oddała go do samego końca rozgrywek, triumfując w ostatnich dwunastu meczach z rzędu. Monakijczycy byli drugą drużyną, która była w stanie zdetronizować to nowe, potężne PSG. Przed nimi dokonało tego tylko Montpellier.

Wyzwanie rzucone gigantom

Czy można ich nazywać złotymi chłopcami Monaco? Absolutnie tak. Czy zostaną zapamiętani tylko z detronizacji Paryżan? Absolutnie nie. Bo jak już zapisywać się na kartach historii klubu, to najlepiej zrobić to poprzez sukcesy wielowymiarowe – na krajowym podwórku i na europejskich salonach. Tak też było w przypadku Monakijczyków.

Zostali rzuceni na głęboką wodę, bo po wyjściu z grupy Ligi Mistrzów trafili na faworyzowany Manchester City. No ale w sumie, co z tego? Gdy gra się ofensywną piłkę, wszystko może się zdarzyć. No i zdarzyło się naprawdę wiele. Gdy sięgam pamięcią do tego pojedynku, to aż drobny uśmieszek wkrada się na usta. No bo ahh, piękny pokaz futbolu obejrzeliśmy 21 lutego 2017 w siedzibie Obywateli. To była kwintesencja braku kalkulacji, po prostu wymiana ciosów z obu stron. Niczym na ringu bokserskim, tylko pięściarzy, którzy zupełnie zapomnieli schować się za gardą. W końcu oglądaliśmy osiem bramek. Pięć po stronie The Citizens, a trzy w wykonaniu Les Rouge et Blanc. W rewanżu nie było wcale gorzej. Może tylko pod względem ilości decydujących strzałów, ale pod kątem emocji, drugie starcie było równie atrakcyjne. Koniec końców, dalej awansowali Monakijczycy. No i cyk, pierwszy gigant pokonany.

Faza pucharowa tamtej edycji Ligi Mistrzów to było Kylian Mbappe show. W meczach grupowych, 18-letni wówczas Francuz rozegrał 25 minut. To ważne – 25 minut w ciągu sześciu spotkań. Po czym, gdy turniej wszedł w decydującą fazę, napastnik Monaco objawił się całemu światu i pokazał, że za parę lat to on będzie rozdawał karty w wielkiej piłce. Głównie to dzięki niemu, czerwono-biali poradzili sobie w ćwierćfinale z Borussią. Mbappe był wtedy jej katem, strzelając dwa gole w Niemczech (3:2) i jedną we Francji (3:1). No i cyk, drugi gigant pokonany, a co więcej – witamy w półfinale Champions League Leonardo Jardima i spółkę. I choć nie udało się przejść Juventusu (Mbappe znowu z golem!, 4:1 w dwumeczu), to klub z księstwa naprawdę pokazał się ze znakomitej strony w Europie.

Drogi się rozchodzą

Co jak co, ale tę jedenastkę trzeba przypomnieć. Przed Wami flagowe ustawienie Monaco z sezonu 16/17.

Źródło: playmakerstats.com

Młodość, szybkość, odpowiedni balans, ofensywne usposobienie – to cechy, które trafnie mogą ją zdefiniować. Leonardo Jardim wykreował bardzo dobrze funkcjonujący mechanizm, sprawdzający się w wielu płaszczyznach, a piłkarze, których miał do dyspozycji – po prostu do niego pasowali. Bernardo, Bakayoko, Lemar, Fabinho, Mendy, Mbappe – każdy z nich rozkwitł i stał się gorącym prospektem dla europejskich gigantów. Z resztą czterech z nich zapracowało na wielki transfer.

A jak już o transferach mowa. Jak zrobić świetny biznes? Pozwólcie, że lekcji udzieli Monaco. Na wyżej wymienionych zawodników wydano nie więcej niż 50 milionów euro. Z kolei na przestrzeni dwóch okienek transferowych sprzedano ich za ponad 400 milionów (!). Po prostu niesamowite, jak rozwinęli się pod skrzydłami Jardima. Od złotych chłopców, po gwiazdy europejskiego futbolu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x