¡Qué partidazo! Sevilla – Espanyol. Bo futbol ma dawać radość

fot. Sportyou

Na takie spotkania czekaliśmy całe wakacje. La Liga wróciła, i to w jakim stylu! W sobotę na Ramon Sanchez Pizjuan obejrzeliśmy pozytywny futbol w samej jego esencji (6:4).

Duże zmiany – duże oczekiwania

Zarówno w Andaluzji, jak i w Katalonii latem dokonano rewolucji. – Będziemy ekstremalnie ofensywną ekipą – zapowiadał Jorge Sampaoli, nowy szkoleniowiec Sevilli, już na pierwszej konferencji w klubie. – To bardzo pomoże nam w szukaniu właściwych rozwiązań, zanim znajdą je rywale – tłumaczył. W presezonie jego zespół wygrał wszystkie mecze towarzyskie, przegrał jednak wszystkie trzy spotkania o stawkę (Superpuchar Europy przeciwko Realowi Madryt oraz dwukrotnie z Barceloną w Superpucharze Hiszpanii). – Jak dotąd rozegraliśmy osiem spotkań, w tym dwa mistrzowskie finały z najlepszymi na świecie. Myślę, że są spore postępy, ale trzeba przeanalizować wszystkie detale i poczekać na rozpoczęcie sezonu – podsumowywał Argentyńczyk.

Po poprzednim sezonie, zakończonym na odległym 7. miejscu w tabeli, szatnia Sevilli została diametralnie przewietrzona. Monchi, dyrektor sportowy Andaluzyjczyków, miał pełne ręce roboty. Z klubem pożegnali się bowiem Krychowiak, Gameiro, Banega, Coke, Immobile, a przede wszystkim kapitan – Unai Emery. Jego następcą został najbardziej ryzykowny z kandydatów – Sampaoli (dla którego to pierwsza praca w Europie), a w miejsce odchodzących sprowadzono Mercado, Sarabię, Kiyotake, Ganso, Vasqueza, Ben Yeddera oraz Luciano Vietto. I to prawdopodobnie nie koniec wzmocnień. – Przez cały tydzień będziemy jeszcze oceniać i sondować możliwość włączenia jakiegoś piłkarza przed zamknięciem rynku – mówi nowy mister Sevilli.

Nie mniejsze trzęsienie ziemi nastąpiło na El Prat w Barcelonie. 13. ekipę poprzedniego sezonu z rąk Constantina Galcy przejął Quique Sanchez Flores. Hiszpan przed rokiem zawojował Premier League wraz z Watfordem, jednak postanowił wrócić do kraju. – Espanyol jest idealnym miejscem do budowy. Chcę stworzyć tu własny projekt oraz pomóc klubowi odzyskać jak najbardziej konkurencyjny poziom, mając na uwadze jego historyczną tożsamość – przekonywał Sanchez Flores. Pomóc ma mu w tym sprowadzony zaciąg uznanych i doświadczonych zawodników: Leo Baptistao, Javi Fuego, Pablo Piatti, Jose Antonio Reyes czy Martin Demichelis oraz utrzymanie kadry z poprzedniej kampaniiKoncept madrytczyka jak dotąd się sprawdza: w ramach sparingowych potyczek Espanyol wygrał z Evertonem, a także potrafił zremisować z Southamptonem i Juventusem. Wszystkie zapowiedzi zweryfikować miał jednak początek ligi.

Brasiliana w Andaluzji

W starciach Sevilli z Espanyolem zasadą jest, iż wygrywa gospodarz. W zeszłym sezonie, w grudniu, Sevilla wygrała u siebie 2:0, w maju 1:0 zwyciężył natomiast Espanyol. Atrakcyjny i otwarty mecz na otwarcie sezonu 16/17 zwiastowały już formacje i składy obu zespołów: Sampaoli zdecydował się na ultarofensywną taktykę 3-5-3, gdzie warto zwrócić uwagę, że ponad połowę (6 z 11) składu Sevilli stanowili debiutanci; Flores z kolei postawił na klasyczne 4-4-2, ale z wybitnie ofensywnymi bocznymi pomocnikami (Piatti i Perez).

Mecz przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Już do przerwy na tablicy wyników widniał bowiem rezultat 3:3. Strzelanie zaczął Pablo Piatti, w 8. minucie wyprowadzając na prowadzenie Espanyol. Sevilla odpowiedziała dwoma golami – Pablo Sarabii w 15. i Luciano Vietto w 22. minucie. Po chwili jednak znów prowadzili goście! Do remisu doprowadził Hernan Perez, a Victor Sanchez jako trzeci pokonał Sergio Rico. To nie był mecz bramkarzy, którzy niejednokrotnie mogli lepiej zachować się przy stratach bramki. Inna sprawa, że defensywy nie ułatwiały im zadania. Jeszcze przed przerwą zdążył wyrównać Vietto. Po zmianie stron natomiast Sevilla nie wytraciła strzeleckiego impetu, ale jako pierwsza zwarła szyki w tyłach. Efektem, na trzy gole gospodarzy (Franco Vazqueza, Wissama Ben Yeddera i Hiroshiego Kiyotake), przyjezdni odpowiedzieli tylko trafieniem Gerarda Moreno.

– Espanyol był bardzo silny. Zdobył cztery bramki, a to mówi samo za siebie. Goście stawiali trudne warunki i momentami byli ciężcy do ugryzienia, ale mimo to udało nam się zdobyć aż sześć bramek. Liczba goli idealnie odzwierciedla liczbę stworzonych przez obie drużyny okazji i obraz meczu – analizował spotkanie Sampaoli. Sanchez Flores skwitował zaś: – Nie byliśmy odpowiednio zorganizowani w defensywie. Nasze zasieki pozostały nieszczelne, co było zaskoczeniem, ponieważ nie zdarzyło się to w sparingach. Sevilla zaprezentowała bardzo odważną i ofensywną grę, której nie udało się nam przeciwstawić. To jednak dopiero sam początek sezonu. Jest czas na poprawę – zapewniał. Obaj trenerzy mówili to jednak z uśmiechem wymalowanym na twarzy.

Zabawa przede wszystkim

Spotkanie, choć po wyniku wyrównane, toczyło się pod dyktando Sevilli. Andaluzyjczycy posiadanie piłki wygrali w stosunku 74:26 proc., częściej także strzelali (16-10) oraz podawali celniej i więcej. – Zobaczyliśmy zespół, który miał w sobie odwagę i nie bał się atakować przez całe 90 minut. Myślę, że drużyna spełniła oczekiwania kibiców. My atakowaliśmy, a fani przy tym świetnie się bawili. Chcę, aby nasi fani mieli powody do radości na trybunach. Naszym obowiązkiem jest danie pokazu publiczności – cieszył się po meczu Sampaoli, bowiem jego zespół pokazał zalążki specyficznej filozofii argentyńskiego szkoleniowca. Tylko czy Sevilla już zawsze będzie grała dwójką obrońców? To naprawdę był futbol kamikadze.

I piękna porażka Espanyolu. – Po raz pierwszy od piętnastu lat mój zespół traci sześć goli, ale dawno nie strzeliliśmy też czterech. To była dobra partia w wykonaniu obu zespołów. Udowodniliśmy, że jesteśmy w formie. Takie spotkania są bardzo widowiskowe dla kibiców, ale złe dla trenerów i analityków. Dziś było tak dużo błędów, że nie wiem od czego zacząć analizę – śmiał się przez łzy trener Espanyolu. Flores nie ma jednak powodów do zmartwień – z taką grą Pericos ukąszą w tym roku nie jedną ekipę La Liga

Chciałoby się, żeby taki był cały sezon – pełen emocji, szalonej gry i mnóstwa goli (w końcu w Hiszpanii co roku pada ich najwięcej). Pierwsza kolejka nas nie zawiodła. Zanim na Sanchez Pizjuan padł rekord w strzelonych bramkach (w. 1941 roku gracze Sevilli oraz Realu Madryt zdobyli łącznie 9 bramek – 5:4), Barcelona na Camp Nou urządziła pierwszą goleadę w sezonie – zdemolowała drugą sewilską drużynę, Betis, 6:2. Razem w pierwszych pięciu spotkaniach La Ligi padło aż 25 bramek. Oby równie obficie było za tydzień – Espanyol ugości Malagę, Sevilla zaś pojawi się na El Madrigal.

Sevilla FC – Espanyol Barcelona 6:4 (3:3)

0:1 – Pablo Piatti 8′
1:1 – Pablo Sarabia 15′
2:1 – Luciano Vietto 22′
2:2 – Hernan Perez 26′
2:3 – Victor Sanchez 44′
3:3 – Luciano Vietto 45+1′
4:3 – Franco Vazquez 54′
5:3 – Wissam Ben Yedder 66′
6:3 – Hiroshi Kiyotake 74′
6:4 – Gerard Moreno 79′

Składy: 

Sevilla: Sergio Rico – N. Pareja (D. Gonzalez 83′), G. Mercado, Mariano – S. N’Zonzi, H. Kiyotake, P. Sarabia, Vitolo, F.Vasquez – W. Ben Yedder (Iborra 75′), L. Vietto (A. Correa 80′)

Espanyol: Roberto Jimenez – R. Duarte (Javi Fuego), Alvaro Gonzalez, O. Duarte (M. Ciani 37′), Javi Lopez – P.Piatti, V.Sanchez, P.Diop, H.Perez (J. Antonio Reyes 69′) – G.Moreno, Leo Baptistao

*wszystkie wypowiedzi pochodzą z oficjalnych stron klubowych

** w ramach serii “¡Qué partidazo!” co miesiąc wybieram najciekawszy mecz La Liga Santander, relację wzbogacając o analityczny komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x