twitter.com/PremierLeague

Niespodzianką zakończyło się pierwsze sobotnie spotkanie 27. kolejki Premier League. Burnley pokonało przed własną publicznością Tottenham 2:1.

Oba zespoły walczą o zupełnie różne cele. Tottenham plasuje się na trzecim miejscu i wciąż liczy się w grze o mistrzostwo. Burnley natomiast okupuje dolne rejony tabeli, a przed tą kolejką jego przewaga nad strefą spadkową wynosiła zaledwie dwa punkty. Podopieczni Sama Dyche’a wprawdzie ostatnio spisują się bardzo dobrze, ale w starciu z Tottenhamem nie byli faworytami. Zwłaszcza, że do drużyny Mauricio Pochettino, po ponad miesięcznej absencji spowodowanej kontuzją, powrócił Harry Kane.

Snajper Kogutów po upływie kwadransa stworzył sobie pierwszą okazję do zdobycia gola. Jego strzał był jednak niecelny. Podobnie zresztą, jak większość uderzeń w pierwszej połowie. Gra przebiegała pod dyktando piłkarzy Tottenhamu, którzy razili jednak nieskutecznością. Niewiele brakowało, aby ich strzelecka impotencja zemściła się w 34. minucie. Wtedy to, gospodarze stworzyli swoją jedyną sytuację w pierwszej połowie, ale strzał Ashley’a Barnesa był minimalnie niecelny. Do przerwy kibice na Turf Moor nie zobaczyli goli.

Drugą odsłonę od mocnego uderzenia mógł zacząć Tottenham. Tym razem Harry Kane oddał strzał w światło bramki, ale jego uderzenie znakomicie obronił Tom Heaton. Kilka minut później niewykorzystane sytuacje Kogutów wreszcie się zemściły. Po dośrodkowaniu Dwighta McNeila z rzutu rożnego, w polu karnym najlepiej zachował się Chris Wood i celnym strzałem głową otworzył wynik spotkania.
Strata gola najwyraźniej podziałała mobilizująco na gości, którzy niecałe dziesięć minut później zdołali wyrównać. Drogę do siatki znalazł wreszcie Harry Kane, który wykorzystał zagranie Danny’ego Rose’a.
W kolejnych minutach gra się zaostrzyła. Na boisku mnożyły się faule, a po jednym z nich gospodarze powinni grać w osłabieniu. Phil Bardsley brutalnie sfaulował Rose’a i chyba tylko Mike Dean wie, dlaczego pokazał obrońcy Burnley jedynie żółtą kartkę.
Nie wiadomo, jak w końcówce meczu zaprezentowaliby się gospodarze, gdyby musieli grać w dziesiątkę, ale w komplecie spisali się wyśmienicie. Na kilka minut przed końcem meczu odzyskali prowadzenie, którego już nie oddali do ostatniego gwizdka sędziego. Gola na wagę trzech punktów strzelił Ashley Barnes.


23.02.2019, 27. kolejka Premier League, Burnley, Turf Moor, frekwencja – 21 338

Burnley FC – Tottenham Hotspur FC 2:1 (0:1)
Chris Wood 57′, Ashley Barnes 84′ – Harry Kane 66′

Burnley: Tom Heaton – Phil Bardsley, James Tarkowski, Ben Mee, Charlie Taylor – Aaron Westwood, Jack Cork, Jeff Hendrick (Robbie Brady 80′), Dwight McNeil (Jóhann Guðmundsson 80′) – Ashley Barnes, Chris Wood.

Tottenham: Hugo Lloris – Juan Foyth (Erik Lamela 76′), Toby Alderweireld, Jan Vertonghen – Serge Aurier, Moussa Sissoko, Harry Winks (Fernando Llorente 62′), Danny Rose – Christian Eriksen – Son Heung-min (Lucas Moura 88′), Harry Kane.

Żółte kartki: Bardsley – Llorente, Foyth

Sędzia: Mike Dean

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x