Korona Kielce i trawiąca ją choroba

Korona Kielce, radość po bramce - Djibril Diaw, Adnan Kovacević / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Korona Kielce i jej nowy zarząd wlali w serca „Scyzoryków” nadzieję na poprawę sytuacji ich ukochanego klubu. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew, a co za tym idzie więcej drewna, które jakimś sposobem zawsze znajdzie sposób by w końcu znaleźć się na Suzuki Arenie. Oprócz ligi, od poprzedniego sezonu w zespole „Złocisto-Krwistych” zbyt wiele się nie zmieniło. A może to właśnie chęć kompletnej transformacji klubu jest problemem?

Przez ostatni rok Korona Kielce pod względem zarządzania przeszła nie lada rewolucję. Zmienił się jej właściciel oraz prezes. Klub na nowo przeszedł w ręce miasta Kielce. Oczywiście, niektórym mieszkańcom stolicy województwa świętokrzyskiego taka inwestycja się nie spodobała. Naturalnie ma to wpływ na postrzeganie zespołu, ale powinniśmy skupić się bardziej na aspektach piłkarskich niż na kiepskim publicity kieleckiego zespołu. Zatem, dlaczego po dawnym blasku Korony niewiele już zostało?

Kwiat kieleckiej młodzieży

Od pewnego czasu Korona dobrze sobie radzi, jeżeli chodzi o szkolenie młodych zawodników. Można tutaj przypomnieć zwycięstwo młodzików kieleckiego klubu w Centralnej Lidze Juniorów w sezonie 2018/2019 oraz ich późniejsze występy w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Jeszcze podczas gry „Złocisto-Krwistych” w Ekstraklasie, w pierwszym składzie pojawiło się kilku młodych, perspektywicznych piłkarzy. Należy tutaj wspomnieć o Wiktorze Długoszu czy Danielu Szelągowskim, który świetnie zaprezentował się pod koniec zeszłego sezonu, zdobywając dwie bramki i tyle samo asyst w pięciu spotkaniach. Nie można również zapominać o Iwo Kaczmarskim, który jest w historii Ekstraklasy drugim najmłodszym strzelcem bramki, zaraz po Włodzimierzu Lubańskim.

W takiej sytuacji każdy zdrowo myślący człowiek powie pod nosem: „takiej szansy nie da się zmarnować”. A jednak. Obietnice budowania zespołu na właśnie tych zawodnikach spełzły na niczym. Zarząd kieleckiego klubu naprawdę wziął sobie do serca słowa refrenu piosenki Wojciecha Młynarskiego „Co by tu jeszcze”. Co ciekawe, okazało się, że Korona Kielce i Raków Częstochowa grają do tej samej bramki, ponieważ właśnie do ekipy Marka Papuszyna przeszli wszyscy wymienieni wcześniej piłkarze, za łączną kwotę około 650 tysięcy euro. Z jednej strony taką sumę pozyskaną przez klub można uznać za spory sukces. Jednak, czy w obecnej sytuacji, utrata utalentowanych piłkarzy, którzy czuli jakąkolwiek więź z Koroną była tego warta?

Do rozliczenia z młodzikami można jeszcze dorzucić sytuację Pawła Sokoła – obecnego pierwszego bramkarza Chojniczanki Chojnice. Młody golkiper po wcześniej wspomnianym sukcesie w Centralnej Lidze Juniorów przebił się do pierwszego składu „Złocisto-Krwistych”. Pomogła mu w tym wtedy jeszcze świeża zasada dotycząca przynajmniej jednego młodzieżowca na boisku. Jednak Sokół nie sprawdził się między słupkami Korony, przez co został wypożyczony do Elany Toruń, a w  sierpniu zeszłego roku za darmo przeszedł do Chojniczanki. Mimo różnicy umiejętności z wcześniej wymienianymi zawodnikami nadal błędem jest zupełne odstawienie na bocznice tak młodego piłkarza.

Korona Kielce i jej ocean transferów

Cała sprawa transferów „Koroniarzy” jest bardzo interesująca. Taktykę, jaką przyjęli włodarze kieleckiego zespołu, można uznać za spory ewenement. Wymienianie większości składu co sezon może na pierwszy rzut oka wydawać się absurdalnym pomysłem, jednak jeżeli pomyśleć o tym trochę dłużej to prawdopodobnie znajdzie się jeszcze mniej sensu w takowych działaniach. Mimo tego „Złocisto-Krwiści” przestali ograniczać się do masowego ściągania piłkarzy w przerwie między sezonami. W ostatnim zimowym okienku transferowym na Suzuki Arenę trafiło aż siedmiu nowych zawodników. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że przez tak wiele zmian personalnych trudno będzie komukolwiek stworzyć z Korony dobrze naoliwioną maszynę. Zwłaszcza jeżeli doda się do tego, że siedmiu transferom towarzyszyło dziewięć odejść z kieleckiej ekipy. Tym samym na wizerunku Korony pojawia się kolejne – bardzo głębokie – pęknięcie.

Po co walczyć za klub, jeżeli wiesz, że za rok może cię tu już nie być? Oczywiście nie można, a nawet nie powinno się mówić, że piłkarze nie przejmują się losem swojej drużyny. W ekipie Korony na pewno znajduję się kilka osób, które są mocno związane z kieleckim klubem. Przykładem może być obecny kapitan „Złocisto-Krwistych” – Jacek Kiełb. Jednak takich diamencików jak „Ryba” jest niewiele i nic nie wskazuje na to, żeby to grono miało się powiększać. Wcześniej wspominane sprzedaże młodzików również nie pomagają w tej kwestii. Kto inny ma walczyć za drużynę, jak nie ludzie, którzy większość swojego życia nosili barwy tego klubu z dumą?

Inną kwestią jest to, że większość ze sprowadzanych zawodników nie spełnia oczekiwań zarządu, trenera i co chyba najważniejsze – kibiców. Oprócz zapału do gry brakuje również umiejętności. Jako przykład może posłużyć Borjan Cecaric, Rodrigo Zalazar czy sławny już przypadek D’Seana Theobaldsa, który do Kielc przeszedł z szóstej ligi angielskiej. Mimo że takie transfery mogą wlać strach w serca przeciwników, to nie wskazują one na dobre zarządzanie klubem.

Jak nie zwalniać trenera

Na nieszczęście włodarzy Korony okienko transferowe trwa tylko przez ściśle ograniczony czas. Jednak zarząd z Suzuki Areny nie pozwoli, by tego typu niedogodności stanęły im na drodze. Dlatego tym razem postanowiono zwolnić trenera. Po niecałym roku współpracy Maciej Bartoszek już po raz drugi w swojej trenerskiej karierze musiał opuścić stanowisko szkoleniowca „Złocisto-Krwistych”. Patrząc na wyniki drużyny z Kielc, samo zwolnienie pewnie nie byłoby takim zaskoczeniem. Natomiast niespodzianką były wydarzenia na krótko przed podjęciem ostatecznej decyzji przez zarząd. W tygodniu poprzedzającym pożegnanie trenera, plotki na temat możliwego odejścia Bartoszka były zażarcie dementowane. Tym większy był niesmak, kiedy owe pogłoski okazały się prawdziwe.

Zresztą nie jest to pierwszy raz, kiedy sprawy kadrowe w Kielcach są załatwiane w taki sposób. Przykładem może być zwolnienie Michała Siejaka – kiedyś twórcy oficjalnego kanału Korony na platformie YouTube. Teraz bardziej znanego ze swojego osobistego kanału „Siejo TV – niezależna telewizja kibica Korony”. Przy tej sytuacji również pojawiło się wiele kontrowersji. Wtedy w mediach społecznościowych byli piłkarze zespołu z Kielc wypowiadali się na temat „choroby trawiącej klub”. Nie sposób nie przyznać, że w tych wypowiedziach można znaleźć ziarenko prawdy. Za czasów poprzednich właścicieli doszło do wielu zmian personalnych, które nie wpłynęły pozytywnie zarówno na wyniki, jak i na atmosferę otaczającą drużynę.

Nowe kierownictwo miało przynieść do klubu powiew świeżości. Jednak jak widać, większość błędów poprzednich zarządów jest teraz powielanych. Możliwe, że przez obecną sytuację Korony nie ma innej możliwość wyjścia z dołka. Mimo tego na razie nie widać wymiernych efektów, jeżeli chodzi o formę zespołu.

***

Czy jest szansa na poprawę? Oczywiście, że tak. Mimo wszystko w morzu transferów czasami trafi się dobry, przydatny piłkarz. W tym sezonie takim zawodnikiem jest np. Emile Thiakane. Co prawda Korona pewnie nie załapie się w obecnych rozgrywkach nawet do baraży, ale o spadek też nie powinna się martwić. „Złocisto-Krwistym” po prostu potrzeba kogoś, kto będzie chciał walczyć dla tego zespołu. Naturalnie nie odbędzie się to bez odpowiedniego zarządzania klubem i wprowadzania do pierwszej drużyny utalentowanej młodzieży. Szkoda, że tak łatwo powiedzieć, a o wiele trudniej zrobić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x