Józef Djaczenko: 100-lecie klubu powinno zmobilizować właścicieli Lecha do przemyślanych działań

kibice Lecha

lechpoznan.pl

Lech Poznań zawiódł na całej linii. Zakończenie sezonu na 11 miejscu w ligowej tabeli uwłacza każdemu, kto ma w sercu poznański klub. Przyznaje to również bez ogródek Józef Djaczenko, nestor poznańskich dziennikarzy. W opinii publicysty portalu kibicpoznanski.pl, drugi taki sezon z rzędu byłby gwoździem do trumny właścicieli Kolejorza.

Trudno znaleźć w Wielkopolsce osobę, która spokojnie przechodziłaby obok tego, co dzieję się z Lechem Poznań. Zespół, który zachwycił jesienią całą piłkarską Polskę, rozpadł się niczym domek z kart. Nie chodzi tutaj o stan kadrowy, a o sferę mentalną. Lech pod koniec poprzedniego sezonu męczył się niemiłosiernie. Nie dawał sobie rady z najprostszymi rzeczami, które na boisku powinny wychodzić z zamkniętymi oczami. Jak to podsumował nasz rozmówca, tylko nieudolnie budowana drużyna mogłaby sam sobie strzelać gole. A przegrana ze Stalą Mielec była podsumowaniem ostatnich kilku miesięcy. Okazuje się, że nawet najbardziej doświadczonym obserwatorom poznańskiej rzeczywistości ciężko jest zapomnieć o poprzednich rozgrywkach.

Leszek Urban – PiłkarskiŚwiat.com: Udało się przetrawić zakończony niedawno sezon?

Józef Djaczenko – kibicpoznanski.pl: To nie jest takie łatwe. Mam wrażenie, że jeszcze długo będę o tym myślał. To, co się wydarzyło, było czymś strasznym. Dopuścić się czegoś takiego… Zniszczyć taki klub – to jest mistrzostwo świata. Trzeba było włożyć mnóstwo wysiłku, aby doprowadzić Lecha do miejsca, w którym znajduję się aktualnie.

Właściciel Lecha udzielił niedawno wywiadu. Dobrze, że „wyszedł z nory” czy lepiej byłoby, aby milczał?

A niech wypowiada się jak najwięcej, wymyśla przyczyny, choć wszyscy wiemy, co, a właściwie kto jest główną przyczyną nieszczęścia. Piotr Rutkowski jest właścicielem klubu. I gdyby jego rola na tym się kończyła, byłoby świetnie. We wspomnianym wywiadzie mówił, że jest wściekły na to, co się wydarzyło, nie mniej niż kibice, denerwował się na piłkarzy, którzy się tego dopuścili. Ale kto budował taką drużynę?! Kto piłkarzom od lat wpaja minimalizm? Kto nastawia się głównie na promowanie młodzieży? Zabrzmi to brutalnie, ale w Lechu przegrywanie stało się modne. Przez długie lata nikt tu nikogo nie zmuszał do wygrywania czegokolwiek. Właściciel klubu największe pretensje powinien mieć do siebie, a nie do zawodników.

Wokół Lecha działo się mnóstwo. Awans do Ligi Europy, przedłużenie umowy z Dariuszem Żurawiem, jego zwolnienie i finalnie blamaż w rozgrywkach ligowych. To wszystko zebrać w całość musi Maciej Skorża.

Dobrze, że padło to na tego trenera, a nie na jakiś kolejny „wynalazek” zarządu klubu. Maciej Skorża wkroczył do Lecha niczym w bagno. Nie dało się już nic z tym zespołem zrobić. Można zaryzykować tezę, że gdyby rywale nie trafiali do bramki Lecha, to ten Lech sam sobie ładowałby sobie gole. Uwypuklony przykład to mecz ze Stalą Mielec. Ale ten sezon cały był taki. Porażka na Legii w Warszawie. Przegrana w pierwszym meczu sezonu w Lubinie. Czy też strata goli w ostatniej minucie w kilku spotkaniach pod rząd. Wydawałoby się, że to jest niemożliwe, ale to zdarzyło się naprawdę! Nikt tego nie reżyserował!

W takim razie, czy ma pan jakiekolwiek nadzieje na to, że Lech odniesie sukces na swoje 100-lecie?

Ja wiem, że właściciel klubu tego chce, że trener jest zdeterminowany, ale nie łudzę się nadmiernie. Ludzie zarządzający klubem musieli wreszcie zauważyć, że zabrnęli za daleko, że sobie nie poradzili, bo się na tym po prostu nie znają. Teraz trzeba się ratować, coś z tym zrobić. Zdarzają się ludzie, którzy do czegoś się po prostu nie nadają. Jednak nieustannie próbują i ponoszą klęskę za klęską. Tak jest z zarządzającymi klubem. Jeżeli mają dwa rozwiązania, to zawsze postawią na to gorsze. Mają to po prostu we krwi. Piotr Rutkowski nie jest stworzony do prowadzenia klubu piłkarskiego. Miał mnóstwo czasu, żeby się o tym przekonać. Stać go na zatrudnienie specjalistów, zawodowców, potem ich rozliczanie. A kogo teraz rozlicza? Samego siebie? Czy może raczej zwala winę na zawodników? Jego ojciec jest poważnym, szanującym się biznesmenem. Doszedł do czegoś. Zaangażował się w Lecha. I gdyby nie podarował klubu synowi, byłoby dobrze. Syn pasjonuje się sportem, fascynuje go zarządzaniem kultowym klubem, budzącym ogromne zainteresowanie. Znalazł się w świecie futbolu, jest z tego niewątpliwie dumny. Szkoda tylko, że nie przejawia empatii. Nie dostrzega, że kibice Lecha autentycznie cierpią. Są w beznadziejnej sytuacji, bo ratunku nie widać. Cierpią przez niego.

Nadchodzący jubileusz jest dla wspomnianych kibiców bardzo ważny. Potrzeba jednak wielu zmian. Dotyczy to też wzmocnienia kadry zespołu.

Jest szansa, że jeszcze w maju zostaną przeprowadzone pierwsze transfery. I po tym, kogo sprowadzą do Lecha, będzie można ocenić, w którą stronę ten klub może zmierzać. Jeżeli będzie to kolejne uzupełnienie składu zawodnikiem z dziesiątej drużyny ligi serbskiej, to będzie wiadomo, że nic się z tego nie urodzi. Jeżeli natomiast uda się sprowadzić graczy na poziomie, tak jak kilka lat temu zrobiła to Legia, której też zależało uczczeniu jubileuszu, to może byłaby szansa na coś dobrego.

Jak na razie mamy jednak osłabienie, bo tak trzeba nazwać odejście Tymoteusza Puchacza. Jest to zresztą kolejny wychowanek, który odszedł z Lecha bez wygrania czegokolwiek. Jak to się u nas mówi, bejmy się zgadzają, a w gablocie pusto…

Ale w gabinecie Piotra Rutkowskiego wiszą koszulki piłkarzy, którzy z Kolejorza odeszli, w barwach znanych piłkarskich firm. Oto „trofea” Lecha Poznań.

Ma pan wiarę w moc trenera Macieja Skorży?

Widać gołym okiem, że bardzo mu zależy. Zabrał się za robotę z odpowiednim zaangażowaniem. Jest jednak w bardzo trudnym położeniu, nie ma fachowego wsparcia, klub jest sportowo źle prowadzony, co zresztą już podkreślałem. Wokół Lecha jest coś irracjonalnego, coś niezwykłego. Jeżeli mają zostać dokonane złe wybory, to one na pewno zostaną podjęte. Boję się tego, że Maciej Skorża będzie sam przeciwko wszystkim. Kiedyś nie dogadał się z szatnią. Teraz musi uwzględniać biznesowe interesy klubu. Choć mam nadzieję, że nie pozwoli się zmusić do promowania juniorów na siłę, na chama. Czytamy, że być może Wasyl Kraweć ponownie będzie reprezentował barwy Kolejorza. Jeżeli rywalem nowego lewego obrońcy ma być właśnie Kraweć, to pytam – kim będzie ten podstawowy defensor?

Pojawia się pytanie, czy Maciej Skorża będzie w stanie przebić ten mur, jaki powstał w poznańskim klubie?

To jest bardzo dobre pytanie! Tego tak naprawdę nikt dziś nie wie, Chociaż uważam, że ma na to szansę, bo już raz mu się udało. Trafił wówczas na właściwych ludzi, niektórych sam sprowadził. W czasie swojej pierwszej pracy w Poznaniu miał on do dyspozycji chyba lepszych zawodników niż obecnie. Sam Zaur Sadajew robił tyle, co kilku piłkarzy dziś.

Czym jest w Lechu mityczna mentalność wychowanka?

Jest to mentalność ludzi przegrywających. Nic więcej. Gdyby naprawdę było to coś więcej, to chyba pierwsza lepsza oferta nie byłaby przez klub i przez piłkarza akceptowana. Weźmy za przykład Ajax Amsterdam, który szkoli jak mało kto na świecie. W proces ten nie są zaangażowani przypadkowi ludzie. Tam pracują byli piłkarze, i to nie byle jacy, tacy jak Dennis Bergkamp czy Edvin van der Sar, którzy przez długie lata specjalizowali się w wygrywaniu. Prowadzą młodzież, zarządzają tym interesem, i raz po raz wypuszczają w świat bardzo dobrych piłkarzy. Zasilają pierwszą drużynę, wygrywają z nią, zdobywają trofea, pokazują się w Lidze Mistrzów. Nic dziwnego, że budzą ogromne zainteresowanie. A u nas hurtowo wprowadza się do ekstraklasy nastolatków, żeby ich tylko pokazać. Umiejętności się nie liczą. Sprzedaje się ich jak najszybciej, zanim czegokolwiek dokonają. Tak się niczego nie zbuduje, a zwłaszcza nie zbuduje się drużyny. Gdyby choćby połowa, choćby trzecia część uzyskanej za wychowanka kasy była inwestowana w gracza klasowego, z dużą jakością, to fachowy, doświadczony dyrektor sportowy zbudowałby drużynę w naszej lidze topową. Ale na tym trzeba się trochę znać. Spójrzmy, jak to potrafią zrobić w nieodległych od nas krajach, wcale nie wydając większych sum. W Lechu pompuje się bejmy we wszystko, tylko nie w drużynę. Jeżeli w nią, to nieumiejętnie.

Na ostatni mecz mogli wrócić kibice, ale w Poznaniu mamy bojkot i stawiane są wymogi. W pańskiej opinii to dobra droga?

Dobrze, że kibice widzą, co się dzieje i chcą zmiany. Nie jestem jednak przekonany, że zmiana miałaby polegać tylko na odejściu Tomasza Rząsy. Czy on jest, czy go nie ma, niczego to nie zmieni. Delikatnie mówiąc, nie podejmuje kluczowych decyzji. Ktoś inny trzyma w ręku wszystkie sznurki. I poplątały mu się one tak bardzo, że nikt tego łatwo nie rozsupła, a już na pewno nie zrobi tego on sam. Swoją drogą – jestem ciekaw, jak klub z tego wybrnie, bo z jednej strony zależy mu na kibicach na stadionie, a z drugiej zrobi wszystko, by pokazać, kto tu rządzi. Gdyby kibicowskie postulaty bardziej dotyczyły ludzi odpowiedzialnych za kształt klubu, miałoby to większy sens. Nikt nie chce pozbawiać Piotra Rutkowskiego własności. Ma do niej święte prawo, ale niech uwolni ten lub od swojej fachowości! Czy ktoś sobie wyobraża Romana Abramowicza z Chelsea czy też bogatych szejków z PSG czy Manchesteru City, którzy zwalniają futbolowych fachowców i sami się biorą za zarządzanie klubem? Oni nie są idiotami. Wiedzą, na czym się znają, a na czym nie. Mają odpowiednich ludzi na ważnych stanowiskach. Rozliczają ich, a nie skarżą się, że w zespole grają piłkarze ze złą mentalnością.

Za chwilę zaczniemy ponownie ekscytować się okresem przygotowawczym…

Ale na te sparingi nie ma co zwracać uwagi. Zimą wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a okazało się, że drużyna jest kompletnie nieposkładana. Lech był źle przygotowany fizyczne i mentalnie. Dariuszowi Żurawiowi kazano promować młodzież i on się ze swojego zadania wywiązał. Z tego był rozliczany.

Zaryzykowałby pan opis scenariusza na przyszły, jubileuszowy sezon?

Wszystko zależy od tego, kogo uda się do klubu sprowadzić, jaka powstanie drużyna, jak bardzo będzie się różniła od obecnej i jak ułoży się jej współpraca z trenerem. Podobno w Lechu mają 3 miliony euro na transfery. To nie jest kwota rzucająca na kolana, ale trzeba ją wydać z pomysłem. Wymogiem jest zakup dobrego skrzydłowego, może rozgrywającego i co najistotniejsze – dobrego lewego obrońcę. Oczywiście można trafić na dobrych zawodników, którzy nie mają kontraktu. Takich, jak Mikael Ishak czy wcześniej Christian Gytkjaer. To jednak łut szczęścia. Jeśli uda się zakontraktować 2-3 piłkarzy wyrastających ponad poziom ekstraklasy, to jest jakaś szansa na wygrywanie. Jeżeli natomiast znów będziemy świadkami uzupełniania składu artystami z ligi szwedzkiej, bo podobno tam jest teraz najtaniej, to nic z tego nie będzie. Za kilka tygodni wszystko zacznie się rozstrzygać. Musimy to śledzić.

Lech Poznań znalazł następcę Tymoteusza Puchacza?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x