Jerzy Brzęczek miał ogień w oczach. Paulo Sousa rozpalił go w naszych piłkarzach

Polska Hiszpania Wojciech Szczęsny Karol Świderski

fot. UEFA Euro 2020 (Twitter)

Paulo Sousa to człowiek z charakterem. My, Polacy, przekonaliśmy się o tym dość szybko, bo już podczas jednej z pierwszych konferencji prasowych, kiedy selekcjoner dosadnie wytłumaczył dziennikarzowi, że to on decyduje o taktyce i jeśli jego zdaniem Robert Lewandowski ma cofać się po piłkę, to będzie to robił i to jest dobre rozwiązanie. We wczorajszym meczu widzieliśmy, że swój zapał przekazał piłkarzom, dzięki czemu sprawili oni, że niezależnie od finalnego rezultatu, będziemy z nich dumni po turnieju.

Paulo Sousa ciągle nas zaskakuje. Nigdy nie wiemy, kto wyjdzie w podstawowej jedenastce na następny mecz. Gdy wydaje się, że mamy już ustalony trzon i system gry, nagle pojawia się pomysł, by na Hiszpanię zagrać dwoma napastnikami. I był to pomysł świetny. Zdołaliśmy zremisować z La Furia Roja i to wcale w nie najgorszym stylu.

Goniliśmy wynik i wywieźliśmy z Sewilli punkt. Jak to możliwe, że w ciągu kilku dni przeszliśmy tak daleką drogę? Od porażki ze Słowacją do remisu z Hiszpanią, który dał nam szanse na utrzymanie się w turnieju. Nikt nie wierzył w to, że wywalczymy ten punkt. Nikt poza trenerem i piłkarzami. Kluczową rolę odegrało nastawienie.

Paulo Sousa po meczu ze Słowacją powiedział kilka ważnych słów:

– Od pierwszego dnia podkreślałem, że konieczna jest zmiana mentalności polskiego futbolu. Musimy być pozytywnie agresywni. Nie chodzi tylko o to, byśmy się tak zachowywali w ostatnich dziesięciu czy dwudziestu minutach, gdy gonimy wynik, tylko od początku.  (cytat za sport.pl)

I dokładnie to się stało. Przebitki reprezentacji Polski z tunelu przez wybiegnięciem na murawę w meczu ze Słowacją bardzo szybko obiegły internet. Być może to dorabianie filozofii po fakcie, gdy już wiemy kto jak się zachował na boisku, ale nasi piłkarze wyglądali na strasznie spiętych. Szczególnie w oczy rzucali się stojący na pierwszym planie Bartosz Bereszyński i Grzegorz Krychowiak, czyli bądź co bądź, główni winowajcy fatalnego wyniku z naszymi południowymi sąsiadami.

Jeśli dodać do tego rezygnację kapitana reprezentacji Polski po bramce Milana Skriniara, widzimy, że nie było wtedy mowy o zespole, o drużynie, o współpracy.

Pięć dni na transformację

Po kompromitacji, która zabiła wiarę w narodzie i zdołowała piłkarzy, Paulo Sousa miał pięć dni na to, by nakręcić naszych piłkarzy na walkę. Zaczęliśmy od zniszczonego Grzegorza Krychowiaka na konferencji prasowej. Następny był Karol Linetty i prośba Jakuba Kwiatkowskiego o nierozmawianie na temat meczu ze Słowacją. Po drodze gdzieś przewinął się film, w którym selekcjoner uczulał naszych piłkarzy zarówno na Maka, jak i Skriniara w polu karnym. Część kpiła z tej odprawy, mówiąc, że każdy kibic w Polsce powiedziałby dokładnie to samo. Kibice byli dla kadry bezlitośni.

Następnego dnia, 2 dni przed meczem z Hiszpanią, na konferencji prasowej pojawił się Jan Bednarek, którego pewność siebie trąciła naiwnością. Polski obrońca mówił o husarii, o walce, o tym, że wyprujemy sobie żyły, by wygrać. Mało kto brał te słowa na poważnie. Na dzień przed meczem z Hiszpanami na konferencji pojawił się Kamil Glik. Nasz obrońca wyszedł na nią z podniesioną przyłbicą i pewnie mówił o czekającym nas wyzwaniu.

Udało się zbudować drużynę

I to wszystko nie były czcze gadki. Nasi piłkarze wyszli na boisko równie mocno nakręceni co Szkoci, których mecz przeciwko Anglii wyglądał niczym wojna. Zagraliśmy nie gorzej niż Węgrzy, których energia dosłownie roznosiła.

Byliśmy gotowi nie tylko grać w piłkę, ale dosłownie walczyć o każdą piłkę, po prostu wyszarpać ten punkt. Nie było pretensji, nie było “machania łapami”. Była za to komunikacja, dziękowanie sobie za wsparcie na murawie, była wściekłość na twarzach naszych piłkarzy. Wymowne było zbliżenie na twarz Kamila Glika, którego mimika, oddech i soczyste przekleństwo były godne boksera, który po szóstej rundzie ma znowu wyjść na ring.

To dla tych emocji oglądamy reprezentację

Jerzy Brzęczek “ma ogień w oczach”. Te słowa towarzyszyły byłemu selekcjonerowi reprezentacji Polski przez całą jego kadencję. Tylko tego ognia nie przekazał piłkarzom. Od mundialu w Rosji ciągle czekaliśmy aż reprezentacja Polski wróci do gry, zacznie walczyć, zacznie nas cieszyć. Zobaczyliśmy to dopiero w spotkaniu z Hiszpanią. Mam nadzieję, że to faktyczna przemiana naszej reprezentacji i ogień, który wzniecił w piłkarzach portugalski selekcjoner, będzie płonął jeszcze długo. Niezależnie od tego, czy zdołamy wygrać mecz o wszystko ze Szwecją, czy awansujemy do fazy pucharowej.

Futbol to emocje i wczorajszy mecz pokazał nam wszystkim, że podejście piłkarzy do meczu stanowi kluczowy element, który pozwala osiągnąć dobry wynik. Nie lubię gdybania, ale tym razem sobie pozwolę. Gdyby Paulo Sousa dostał nieco więcej czasu na zbudowanie odpowiedniej psychiki w naszym zespole, mecz ze Słowacją wyglądałby całkowicie inaczej. Mam nadzieję, że na Szwecję wyjdziemy podobnie “naładowani”, jak wyszliśmy na Hiszpanię. Dziękuję za wczorajszy mecz, to właśnie dla takich emocji siadam przed telewizorem podczas meczów reprezentacji Polski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x