Długi, przenosiny do innego miasta i zbyt gruby słoń. O trudnej sytuacji w Coventry City

Sky Sports

To nie miało wpływu na wynik.” – powiedział po przegranym 1:2 meczu z Sheffield United tymczasowy trener Coventry City, Mark Venus, odnosząc się do pozasportowych wydarzeń czwartkowego spotkania. Rzeczony pojedynek został dwa razy przerwany przez fanów Sky blues, którzy wtargnęli na murawę w proteście przeciwko właścicielom ukochanego zespołu. Przed tak drastycznymi środkami, jak przerwanie meczu były już petycje, wrzucane na boisko pluszowe świnki, a nawet marsz pogrzebowy CCFC – wszystkie te akcje zostały zlekceważone przez biznesmenów tworzących spółkę Sisu, czyli firmy posiadającej pakiet większościowy w drużynie ze strefy spadkowej League One. Teraz cała Wielka Brytania za pośrednictwem kamer zobaczyła jak trudna sytuacja panuje w Coventry City, ale o co tak właściwie chodzi?

Aktualnie trwa 9. rok od czasu, kiedy spółka Sisu przejęła Błękitnych z Coventry zasilając konto klubu pokaźną wpłatą gotówki. Zrobili to w zasadzie tuż przed wprowadzeniem w struktury zespołu zarządcy sądowego, którego zadaniem byłoby zabezpieczenie własności drużyny wobec nacierających z każdej strony długów. Takie wejście mogłoby być początkiem końca wtedy 124-letniej historii CCFC, gdyż komisja odpowiedzialna za przestrzeganie prawa przez zespoły Championship musiałaby nałożyć na klub potężną karę. Dwadzieścia milionów funtów, za które Sisu wraz z byłym piłkarzem Rayem Ronsonem wykupili Coventry City miały być prologiem do nowej, wspaniałej ery zakończonej powrotem do Premier League. Niestety dla ekipy, grającej dzisiaj na trzecim poziomie rozgrywkowym, taka wizja ściągnęła do niej ludzi, którym wydawało się, że wiedzą jak osiągnąć sukces w futbolu, że ich pomysły są tak dobre, iż nie mogą się nie udać.

Takim człowiekiem był na przykład Ken Dulieu, facet, który mało co nie ściągnął Sisu do Southampton tuż przed jego wejściem do Sky blues. Dulieu przyjechał do Coventry w 2011 roku i został mianowany prezesem zarządu. Niby nic dziwnego, ale gdy chwilę po nominacji Dulieu poprosił o klubowy dres ze swoimi inicjałami w drużynie zaczęło dochodzić do co najmniej dziwnych sytuacji. Pan prezes regularnie wpraszał się do szatni zespołu tuż przed rozpoczęciem spotkania, a raz nawet obejrzał mecz z perspektywy ławki rezerwowych. Drugą podobną personą był Leonard Brody, Kanadyjczyk zawodowo zajmujący się medialnym PR. Brody zawitał do CCFC twierdząc, iż ma w głowie plan by postawić klub na nogi. Mówiąc mocno kurtuazyjnie plan ten był dość niestandardowy, gdyż specjalista spod znaku liścia klonowego planował m.in. wprowadzić możliwość… sms’owego zgłaszania przez kibiców propozycji zmian w czasie meczu. Innym ambitnym pomysłem na poprawienie sytuacji finansowej Coventry był zakup Rolls-Royce’a w klubowych barwach, aby umożliwić fanom jego wynajmowanie na wesele. W czasie spotkania, na którym padła ta idea doszło też do innej ciekawej sytuacji: jeden z reprezentantów Sisu, Onye Igwe, stwierdził, że maskotka Błękitnych, słoń Sky Blue Sam, jest zbyt… gruba i nie służy przykładem dla młodszych kibiców. “Onye, it’s a fucking elephant.” – miał odpowiedzieć Ray Ronson, wtedy już były prezes zarządu.

sky-blue-sam

fot. Ponoć zbyt gruby słoń Sky Blue Sam.

Jeśli wśród ludzi odpowiedzialnych za najważniejsze sprawy w klubie znajdowały się osoby takie jak Dulieu, Brody czy Igwe to niedziwne jest, iż CCFC nie potrafili podnieść się z pieniężnego dołka, tylko na chwilę załagodzonego przez wpłaty od Sisu. W zasadzie przejęcie drużyny przez spółkę nie poprawiło ani na moment jej długofalowej sytuacji finansowej, a przecież to właśnie miało ono zapewnić. Coventry zostali wystawieni na sprzedaż właśnie ze względu na długi, które spowodowały, iż Sky blues nie mogli nawet być gospodarzami na nowym obiekcie wybudowanym im przez miasto w zamian za 50% praw do niego. Kiedy na początku sezonu 2005/06 otwarto Ricoh Arenę władze klubu nie mogły pozwolić sobie na wykup pozostałej połowy, więc zdecydowano się na oddanie jej lokalnej fundacji, od której ewentualnie można by łatwo ją odkupić. Niestety sprzedaż gruntów spod starego stadionu [Highfield Road – red.] nie przyniosła oczekiwanych zysków, a w perspektywie pojawiło się widmo co miesięcznego płacenia czynszu ustalonego na 100 tysięcy funtów. Rok później, kiedy Sisu przejęli władzę w CCFC wśród kibiców pojawiła się nadzieja na odkupienie stadionu i przekształcenie go w realny dom ukochanego zespołu. Niestety tak się nie stało i obiekt przeszedł w posiadanie nowo powołanej do życia firmy Arena Coventry Limited (ACL).

W 2012 roku spółka zajmująca się funduszami inwestycyjnymi spróbowała nieco nielegalnym podstępem zmusić ACL do sprzedaży swoich udziałów. Otóż Sisu przestali płacić czynsz, a ten przecież był de facto jedynym sposobem finansowania działań firmy zajmującej się areną. W ten sposób Sisu próbowali obniżyć wartość ACL by potem wykupić jej akcje za bezcen. Spółce prawdopodobnie by się to udało, gdyby nie kroki podjęte przez radę miasta, która wsparła pożyczką zarządcę Ricoh Areny. Mimo usilnych starań ze strony radnych by relacje między klubem, a Coventry były normalne właściciele zespołu regularnie wyrażali dezaprobatę wobec działań lokalnej władzy niszcząc wszelkie próby dialogu. Niedziwnym jest więc to, iż miasto dołożyło swoją cegiełkę do wykurzenia Sisu z zajmowanego stanowiska. Spółka nie miała zamiaru ustąpić i wystąpiła do sądu o ocenę kroków podjętych przez radę Coventry. Sky blues przegrali tę batalię z kretesem, gdyż sędziowie nie dość, że nie znaleźli w poczynaniach radnych przypadków łamania prawa to jeszcze ogłosili, iż według zebranego materiału dowodowego włodarze CCFC nie mieli żadnego realnego planu dalszego rozwoju klubu.  Tego planu ewidentnie brakowało, ponieważ Błękitni w tej samej rundzie spadli do League One po 48 latach, grając sezon praktycznie składem juniorskim. Wszystko dlatego, że z zespołu sprzedano wszystkich wartościowszych graczy w celu pokrycia dziur budżetowych, a mimo to rok 2011 zamknięto ze stratą ponad 6 milionów funtów. “Sisu pozwolili odejść doświadczonym zawodnikom, pozwolili by ekipa straciła swoich prowodyrów, ciągle zmieniają ludzi decyzyjnych w klubie i mówią, że tracą 500 tysięcy funtów miesięcznie zwalając to całkowicie na czynsz. Przypomnijmy, 100 tysięcy funtów. Jeśli oni nie potrafią uczynić z CCFC dobrej drużyny to niech pozwolą komu innemu ułożyć coś z jej skrawków.” – apelował wtedy burmistrz, John Mutton.

against-doncaster-richard-keogh-sent-off-and-relegation

fot. Richard Keogh wyrzucony z boiska w meczu z Doncaster. Porażka przypieczętowała spadek CCFC do League One. Jedno zdjęcie, a idealnie opisuje sytuację Sky blues.

Chętni do odkupienia zespołu byli, ale wszelkie plany spaliły na panewce, gdy rok później Sisu postanowili, iż Coventry City rozegra kolejny sezon z dala od Coventry. Winnym tego stanu rzeczy ogłosili ACL, mówiąc, że czynsz wynoszący 1.2 miliona funtów rocznie jest zbyt wysoki jak na możliwości ekipy grającej w trzeciej lidze i podając jednocześnie, iż występujące poziom wyżej Ipswich Town płaci w ciągu roku dziesięć razy mniej. Co więcej, podano również, że CCFC nie mieli żadnych wpływów z dnia meczowego, oprócz zysku z niewielkiej ilości sprzedanych biletów, ponieważ wszelkie pieniądze zarobione na pokarmach czy parkingach szły na konto ACL. Sisu długo wybierali stadion, na którym Błękitni mieli rozgrywać swoje mecze aż w końcu padło na oddalony o ponad 110 km. obiekt w Northampton. Już samo ogłoszenie decyzji o potencjalnej zmianie miejsca rozgrywania spotkań wywołało ostre protesty środowiska kibicowskiego, które wspierane były przez działania podjęte przez Coventry Telegraph. Gazeta wysłała petycję by uniemożliwić przenosiny do każdego z 72 zespołów grających na wszystkich poziomach Football League, a także do prezesa stowarzyszenia. Niestety bez rezultatów. Wtedy to na Westminsterskiej sali obrad parlamentarzysta z Coventry, Jim Cunningham, wykrzyczał, że takie ruchy ze strony władz klubu to hańba. W odpowiedzi Sisu stwierdzili, że mogą permanentnie wynieść się z miasta, a nawet zlikwidować klub.

W 2014 roku, po 12 miesiącach nieustannej gry na wyjeździe, osiągnięto porozumienie i CCFC wrócili na Ricoh Arenę. Nową umową objęto nie tylko stadion, ale również boiska treningowe znajdujące się nieopodal, a całość została dana w dzierżawę Sky blues na dwa lata z opcją przedłużenia wynajmu stadionu na okres kolejnych dwóch. Akcję pojednawczą [#bringCityhome] między włodarzami zespołu a ACL rozpoczęła redakcja Coventry Telegraph poparta przez protesty przeciwko grze w Northampton organizowane przez grupę lokalnych ultrasów. Wszystko wydawało się w końcu zmierzać w dobrą stronę, gdyż nawet samo Coventry City, mimo swojej wciąż słabej sytuacji finansowej, spisywało się całkiem przyzwoicie. Chociaż liga odjęła Błękitnym 10 punktów to udało im się utrzymać na trzecim poziomie rozgrywkowym. Sezon później było jeszcze lepiej, gdyż nieoczekiwanie Coventry uplasowało się na 8 pozycji w stawce 24 drużyn, a włodarze ogłosili, iż udało im się zredukować straty do 1.9 miliona funtów.

Guardian

fot. Z lewej Jimmy Hill, wielki reformator futbolu, a także były właściciel Coventry.

I cała sprawa mogłaby mieć piękne zakończenie, gdyby nie jeden drobny fakt. Otóż większość zawodników stanowiących ekipę trenera Tony’ego Mowbraya była… wypożyczona z innych zespołów. Kiedy okres ich pobytu w Coventry się skończył okazało się, że szkoleniowiec nie dysponuje odpowiednim składem by realnie marzyć o podjęciu walki nawet na trzecim poziomie rozgrywkowym. “To grupa dzieciaków w lidze dla mężczyzn.” – określał swoich podopiecznych Mowbray. Trener trwał przy drużynie do 29 września tego roku, kiedy to po dziesięciu meczach bez wygranej podał się do dymisji. Na stanowisko tymczasowego szkoleniowca powołano pracownika klubu, Marka Venusa. Dziś mija dwa i pół miesiąca od tego momentu, a Venus nadal jest trenerem na tzw. zastępstwo – to pokazuje wybitną nieudolność Sisu na polu działań mających na celu dobro klubu. Venus niby robi co może, ponieważ udało mu się sprawić, że CCFC nie szorują już o dno tabeli, choć nadal znajdują się w strefie spadkowej, ale powiedzmy sobie szczerze – w Wielkiej Brytanii nie brakuje szkoleniowców, z lepszym warsztatem od Venusa, a których można by ściągnąć do zespołu Błękitnych.

Co więcej, już w trakcie sezonu okazało się, iż Sisu ponownie wytoczyli proces ACL przez co wstrzymano rozmowy na temat przedłużenia o 20 lat umowy wynajmu Ricoh Areny, a przecież ten sam dokument dotyczył również boisk dla akademii. I w ten oto sposób nie wiadomo gdzie w przyszłym sezonie grać będzie Coventry City, ani, co bardziej istotne, gdzie od stycznia będą trenować juniorzy jej juniorzy. Szkółka Błękitnych, która wydała ostatnio Calluma Wilsona oraz reprezentanta młodzieżówki Jamesa Maddisona, aktualnie musi odnaleźć się w skromnych warunkach miejskiego centrum sportu, użyczonego jej przez radę miasta. W kuluarach mówi się jednak o tym, iż w miejscu, gdzie aktualnie znajdują się boiska, plan restrukturyzacji Coventry zakłada wybudowanie 75 domów mieszkalnych. I w tej oto scenerii do akcji ponownie wkroczyło przymierze Coventry Telegraph oraz fanów stowarzyszonych w grupie kibicowskiej Sky Blue Trust, które rozpoczęło akcję “Jimmy Hill Way”. Jej nazwa to cześć oddana legendarnemu Jimmy’emu Hillowi, byłemu właścicielowi Coventry City oraz osobie odpowiedzialnej za zrewolucjonizowanie rynku telewizyjnych transmisji piłkarskich oraz praw zawodniczych. To dzięki niemu powstał pierwszy stadion całkowicie wypełniony miejscami siedzącymi, to on także był pomysłodawcą elektronicznych tablic wyników na arenach, to w końcu on de facto ustanowił coś takiego jak panel ekspertów przed danym meczem oraz cykl “Match of the Day” w lidze angielskiej i również za jego przyczyną zniesiono prawo mówiące o maksymalnej płacy dla piłkarzy. Dziennikarze oraz fani też chcąc zrewolucjonizować swoją ukochaną drużynę ruszyli po swoje, nomen omen spod pomnika właśnie Jimmy’ego Hilla. Rozpoczęło się od petycji napisanej przez gazetę by nakłonić Sisu do sprzedaży klubu innym właścicielom. W ciągu pierwszych 24 godzin podpisało się pod nią ponad 10 tysięcy kibiców Coventry, choć to i tak jest nie wiele jak zauważa działacz Trust, Jan Mokrzycki: “Ja nie wiem, ludzie są albo tak wściekli, że nic nie mogą zrobić, albo po prostu mają już tej sprawy całkowicie dosyć.

kondukt

fot. Kondukt pogrzebowy Coventry City przed jednym z meczów na Ricoh Arena.

Chociaż jest ich niewielu to starają się i działają, aby przyszłość Coventry City namalowana została w kolorowych barwach. Kibice chcą uzmysłowić Sisu, że spółka nie jest już w stanie wyciągnąć drużyny z dołka i należy ją oddać w lepsze ręce. Taki cel miało wrzucanie świnek na murawę w spotkaniu z Charltonem oraz kondukt pogrzebowy, który wniósł na stadion trumnę z plakietką informującą o śmierci CCFC. Wobec braku jakiejkolwiek reakcji fani zdecydowali się na radykalny krok i przerwali ostatni mecz z Sheffield United. Na ich nieszczęście nawet to zemściło się na nich, ponieważ tuż po wznowieniu gry przerwanej w 85. minucie, przyjezdni strzelili bramkę na 2:1, dzięki której wygrali. “Kiedyś byliśmy szanowani w środowisku angielskiej piłki. Raz wygraliśmy FA Cup. Gdyby Jimmy Hill teraz zobaczył co dzieje się w klubie byłby przerażony.” – podsumowuje Mokrzycki. W przyszłym roku minie dokładnie 30 lat od jedynego zwycięstwa Coventry City w rozgrywkach pucharu Anglii, ale czy zespół będzie w ogóle w stanie cokolwiek świętować?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x