Dariusz Mioduski niszczyciel długofalowej wizji rozwoju klubu, pogromca uśmiechu kibiców

Mioduski

Dariusz Mioduski / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Czesław Michniewcz został dwunastym trenerem zwolnionym z Legii Warszawa w ostatniej dekadzie, a siódmym w przeciągu zaledwie czteroletniej kadencji Dariusza Mioduskiego jako prezesa i właściciela klubu. Tak częste zmiany szkoleniowców, gwałtowne zmiany koncepcji budowania zespołu i sprowadzanie graczy na “okazji” rozgrzewają kibiców ze złości do czerwoności.

Wczoraj o godzinie 16:30 Legia Warszawa opublikowała na swoich mediach społecznościowych komunikat o zakończeniu współpracy z Czesławem Michniewiczem. Pod postami klubu zapanowała burza, kibice zamiast zwolnienia trenera domagali się rezygnacji prezesa Dariusza Mioduskiego. Jeśli kibic klubowy uzależniający postrzeganie swojej drużyny od zwycięstwa do porażki zaczyna winą za siedem ligowych przegranych obarczać nie trenera a prezesa i zawodników, to wiedz, że coś się dzieje.

Oprócz błękitnego nieba, tylko czasu im potrzeba…

W polskiej piłce klubowej od wielu lat panuje przekonanie, jeśli drużyna gra źle, to winny jest trener. Taką filozofię wyznają kibice, prezesi, udziałowcy i wszyscy inni ludzie związani z klubami. W ten sposób doszliśmy do momentu, gdy szkoleniowiec jest oskarżany za wszystkie złe rzeczy dziejące się w drużynie i w konsekwencji tego zwalniany z pracy. Niewiele klubów daje trenerowi czas na zbudowanie czegoś konkretnego. Zespołu, o którym będzie można powiedzieć: tak, to jest jego dzieło. Klasycznym przykładem na to jest Legia Warszawa.

Wielu trenerów, którzy pracowali w Legii w ostatnich latach, podkreślało, że tutaj nie ma czasu na błędy, że za chwilę Cię tu może nie być. To bardzo przykre, bo szkoleniowcy nie mają czasu na wypracowanie czegoś logicznego, pod czym będą mogli się podpisać. Czasu nie dostał nie tylko Czesław Michniewicz, ale także jego poprzednicy. Nie dostali go również Jacek Magiera, Besnik Hasi czy Ricardo Sa Pinto. Przy Łazienkowskiej dobrze wspominać się ostatnich dwóch nie będzie, bo pozostawili po sobie wyjątkowy rozgardiasz, ale akurat Magiera to legenda klubu nie tylko z ławki trenerskiej. Od jego zwolnienia minęło już trochę czasu. Teraz Magiera jest przecież trenerem Śląska, z którym odnosi bardzo dobre wyniki. Wrocławianie dali mu wolną rękę do działania i wyniki przyszyły same. Jego postać jest w tym zagadnieniu o tyle kluczowa, że to właśnie od niego zaczęło się domino Dariusza Mioduskiego.

Panie Dariuszu, nie ma Pan nic na swoją obronę

Nawet fani Legii przyzwyczajeni do ciągłego wygrywania zdążyli już zauważyć, że siedmiu trenerów w cztery lata to dużo, za dużo. Stąd Czesław Michniewicz dostał tak wielkie słowa wsparcia. Kibice stworzyli nawet nieco humorystyczny hasztag #MuremZaCzesławem. Zdaje się, że rzesza kibicowska wie już lepiej od prezesa klubu, że ostatnie wyniki nie były spowodowane postawą Michniewicza, ale jakością zawodników. Jeżeli mówimy o piłkarzach, to i o Mioduskim, bo to on wraz z Radosławem Kucharskim stoi za transferami. Na poparcie tych słów niech świadczy wypowiedź Michniewicza o tym, że on w transfery się nie miesza, a nowych zawodników widzi czasem pierwszy raz dopiero na treningu.

– Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Nie widziałem go na oczy (o Jurgenie Celhace przyp. red.) i przez następne dwa tygodnie nie zobaczę. Przeszedł badania i podpisał kontrakt i został powołany do młodzieżowej reprezentacji Albanii. Przyjedzie do Warszawy w czwartek (9 września – przyp. red.), a już w piątek wyjeżdżamy na mecz do Wrocławia. Na pewno potrzebuje czasu – mówił Michniewicz.

Zapytacie, jak dawno narodził się tak głupi pomysł, żeby nieznający się na piłce biznesmen wraz z podległym mu dyrektorem sportowym układali w pojedynkę zespół? Ano już dawno, bo w podobne tony, co Michniewicz uderzał parę lat temu Jacek Magiera.

– Dariusz Mioduski powiedział mi, że zwolnił mnie, bo w sposób konstruowania drużyny mu się nie podobał. Tylko za to odpowiedzialny był tylko i wyłącznie on. Żaden z tych zawodników zagranicznych, którzy dołączyli do Legii nie był na mojej liście – mówił Magiera w “Stanie Futbolu”.

Mioduski rzucił Legii betonowe koło ratunkowe

Podążając za tokiem rozumowania Dariusza Mioduskiego wnioskujemy, że powodem zwolnienia Michniewcza były niewystarczające wyniki zespołu w lidze. To niesamowita sprawa, że w miesiąc od fantastycznej wygranej z Leicester City można zostać wyrzucony z pracy. Wracając do głównego wątku, Mioduski zrobił taki ruch, aby ratować ligowy sezon. I tutaj pojawia się w logice pierwszy zgrzyt. Rolę  szkoleniowca Legii Warszawa obejmuje trener trzecioligowych rezerw klubu. Marek Gołębiewski, bo o nim mowa nie rozegrał w roli trenera nawet jednego meczu w Ekstraklasie. Kibice Legii spodziewali się, że trenerem zostanie Papszun, Brzęczek czy Czerczesow, ale Marek Gołębiewski?! Przecież pierwszym ruchem, jaki wykonali fani stołecznego zespołu, było szukanie w Google, kim jest ten człowiek.

Absolutnie nie chcę krytykować Marka Gołębiewskiego, tym bardziej że nawet nie zdążył jeszcze zaprezentować się w roli szkoleniowca pierwszego zespołu. Natomiast martwi mnie taka polityka Dariusza Mioduskiego. Zwalniamy fachowca, żeby na ślepo oddać rzut w tarczę. Może rzucisz dziesiątkę, a może trafisz w ścianę, na której zawieszona jest owa tarcza.

Od pewnego czasu dochodziły nas pogłoski, że w Legii nie dzieje się najlepiej. Piłkarze regularnie imprezują, Emreli przestał podawać trenerowi rękę, a atmosfera wymknęła się spod kontroli. Oczywiście piłkarze już zdążyli się wytłumaczyć, że to wszystko jest jednym wielkim nieporozumieniem. Jednak takie poważne zarzuty nie przychodzą i nie odchodzą tak łatwo. Nawet jeżeli nie są prawdziwe (nie zdziwilibyśmy się, jeśli są), to długo musisz pracować na odklejenie się łatki. Przede wszystkim trzeba to robić na boisku.

Jeśli atmosfera w szatni jest taka, jaką przedstawiają nam media, to Gołębiewski będzie musiał stanąć na rzęsach, aby poskładać to do kupy. Jeżeli Michniewicz nie potrafił wstrząsnąć piłkarzami, to wątpliwe jest, że zrobi to niedoświadczony Gołębiewski. Zawodnik nie będzie darzył szacunkiem człowieka, który trenował trzecioligowe rezerwy. Nawet jeśli Legia faktycznie się podniesie, to wątpię, że będzie to stan na dłuższą metę niż pół roku.

 Dla dobra polskiej piłki życzmy Legii, żeby nie było z nią jeszcze gorzej

Nie od dziś wiadomo, że Legia nie cieszy się dobrą opinią w Polsce. Można ją lubić, można nienawidzić, ale bezwzględnie trzeba przyznać jej fakt, że w europejskich pucharach radzi sobie w ostatnich latach najlepiej z polskich drużyn. Patrząc dalekowzrocznie, to dobrze by było, gdyby Legia nieważne jaką drogą, ale znalazła się w kwalifikacjach do Ligi Konferencji Europy. O Lidze Mistrzów nie wspominam, bo mistrzostwo już raczej warszawiakom odjechało na dobre. Legia w różnym stylu, ale przechodzi poszczególne rundy kwalifikacji, a do tego ma bardzo dobry współczynnik rozstawiający ją w początkowych fazach.

Będąc bardziej przyziemnym, to przecież każdy normalny kibic polskiej piłki chciałby, żeby Legia awansowała w tym roku, chociaż do rundy play-off Ligi Konferencji Europy. Skoro udało się już pokonać Leicester i Spartak Moskwa, to czemu nie wykorzystać tej szansy do gry jesienią w Europie? Taki moment może się Legii, a szczególnie Markowi Gołębiewskiemu już długo nie przytrafić!

1 thought on “Dariusz Mioduski niszczyciel długofalowej wizji rozwoju klubu, pogromca uśmiechu kibiców

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x