W duszne niedzielne popołudnie Lech Poznań na swoim boisku podejmował gości z Lubina. Mecz zakończył się przegraną gospodarzy 0:2. Bramki dla Zagłębia zdobywali Michal Papadopulos oraz Filip Starzyński.

Do stolicy wielkopolski przyjechała zmęczona drużyna Zagłębia, która w czwartkowy wieczór wywalczyła awans do III rundy eliminacji Ligi Europy pokonując dopiero w karnych faworytów tego dwumeczu Partizan Belgrad. Trener Stokowiec względem wspomnianego wcześniej meczu przeprowadził cztery zmiany. W pierwszym składzie pojawili się tacy zawodnicy jak Tosik, Papadopulos, Janoszka oraz Jach.

W Lechu do szerokiego składu po kontuzji wrócili Matus Putnocky oraz Maciej Makuszewski. Golkiper nabawił się kontuzji podczas ostatniego treningu przed meczem o Superpuchar Polski z Legią Warszawa, z kolei były gracz Vitori Setubal doznał kontuzji dwugłowego mięśnia uda podczas meczu z legionistami.

Od początku było widać, że Zagłębie nie przyjechało się zbunkrować pod bramką i czekać na kontry. Wyszli na Lecha wysokim pressingiem, lecz wszystkie próby odbioru kasował w zarodku sędzia Stefański, który gwizdał wszystkie starcia, nawet te najmniejsze.

Pierwsze piętnaście minut bezapelacyjnie należało do gospodarzy. Lechici najdogodniejszą okazje do objęcia prowadzenia mieli właśnie po kwadransie gry, kiedy to Robak dogrywał piłkę z boku boiska do nabiegającego Bille Nielsena, lecz ten nie potrafił dobrze przyłożyć nogi do piłki i ta poleciała daleko od bramki Polacka.

Podczas dwudziestu minut można było wyszczególnić jednego zawodnika, który wybitnie odbiegał formą od pozostałych graczy na boisku. Marcin Robak, bo o nim mowa, na placu gry zachowywał się jak cień zawodnika, który przychodził do Kolejorza. Lecz to właśnie były gracz Pogoni miał najbardziej dogodną sytuacje do otwarcia wyniku meczu, ale po jego strzale głową piłka nieznacznie minęła słupek bramki Polacka. Przy tej akcji trzeba pochwalić Bille Nielsena i jego wrzutkę, która była idealnie wycelowana na głowę napastnika Lecha.

Lubinianie nie pozostawali dłużni atakom Lecha i sami postanowili zagrozić bramce Kolejorza. Strzał Adriana Rakowskiego był dobrze przygotowany, lecz zawodnik miedziowych uderzył zbyt mocno i piłka przefrunęła nad palcami interweniującego Buricia.

Jak już był ganiony zawodnik Lecha, to dla równowagi jednego z lechitów trzeba pochwalić. Na boku obrony Robert Gumny robił świetną robotę. W meczu ze Śląskiem Wrocław często był spóźniony i gonił akcje, tak w meczu z Zagłębiem był to zawodnik wyróżniający się.

Po stagnacji Zagłębia i ich bierności w ataku w końcu ruszyli na poznaniaków. Głównym zawodnikiem, który przyczynił się do zdobycia bramki był Dorde Cotra. Obrócił on jednego z zawodników Lecha i posłał odchodzące dośrodkowanie idealnie na głowę niepilnowanego Papadopulosa, który strzałem z głowy umieścił piłkę w siatce obok Buricia, który nie zdążył z interwencją.

Pierwsza część spotkania zakończyła się pechowo dla Paulusa Arajuurrego, który po zderzeniu z Papadopulosem padł na ziemie i zalał się krwią. W jego miejsce wszedł nowy nabytek Lecha Lasse Nielsen.

Początek drugiej połowy mógł zacząć się wyśmienicie dla podopiecznych trenera Urbana. Wrzutka Kędziory do Bille Nielsena, który był bez krycia, lecz Duńczyk fatalnie przymierzył i Polacek jedynie odprowadził piłkę wzrokiem.

Za Lechem od paru sezonów ciągnie się fatum lepszej jednej połowy. W meczu z miedziowymi było to widoczne aż nazbyt, że lepszą rozegraną połówką była ta pierwsza. Czarę goryczy kiepskiej postawy lechitów przechyliła świetna bramka z rzutu wolnego Filipa “Figo” Starzyńskiego, który idealnie przymierzył na bramkę poznaniaków i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce Buricia.

Kibice Kolejorza szybko zaczęli wyrażać swoje niezadowolenie w postaci gwizdów. Nic dziwnego. Innego wyrazu dezaprobaty, zdenerwowania i rozgoryczenia nie mogli zaoferować. Przybijać poznaniaków mógł fakt, że w tym sezonie nie zdobyli jeszcze bramki w ligowych zmaganiach, a nic nie wskazywało na to, żeby się to zmieniło w meczu z Zagłębiem.

Lubinianom z kolei nie można było nic zarzucić w grze defensywnej. Dobrze zorganizowana formacja obronna skutecznie hamowała zapędy lechitów wybijając piłki na rzuty rożne. Przed pojedynkiem można było mieć wrażenie, że to gracze Piotra Stokowca będą mieli trudniejsze zadanie, bo przecież harowali przez 120 minut w ciężkim pojedynku z Partizanem. Nic bardziej mylnego. Ciąg meczowy dobrze działa na zawodników Zagłębia, którzy emanowali spokojem oraz pomyślunkiem, co wystarczyło w zupełności na pozbawionych kreatywności graczy Lecha.

Maciej Gajos mógł w nowym sezonie przywitać się świetnie z poznańską publicznością i zaliczyć wejście smoka. Niestety pomocnik Kolejorza przesadził z siłą uderzenia i posłał piłkę daleko od bramki. Warto dodać, że futbolówka spadła mu na 11 metrze przed bramką Polacka i był niepilnowany.

Ataki gospodarzy pod koniec spotkania były groźniejsze, ale nic z nich nie wynikało. Brakowało albo szczęścia, albo umiejętności. W pojedynczych akcjach świetnym refleksem wykazywał się Martin Polacek, lecz w głównej mierze to lechici walili głową w mur defensywy lubinian.

Wynik żadnym aspekcie nie odzwierciedlał przebieg spotkania. To Lech głównie był przy piłce, to Lech miał więcej sytuacji, ale to Zagłębie miało więcej szczęścia i to Zagłębie potrafiło wykorzystać te sytuacje, które sobie stworzyło.

LECH POZNAŃ 0:2 ZAGŁĘBIE LUBIN

Widzów:  16354

Sędzia: Daniel STEFAŃSKI

Bramki: 33`Papadopulos, 63`Starzyński.

LECH POZNAŃ:

Burić – Kędziora, Wilusz, Arajuuri(41`Nielsen), Gumny – Tetteh, Trałka, Formella, Majewski(74` Gajos) – Bille Nielsen(64` Makuszewski), Robak

ZAGŁĘBIE LUBIN:

Polacek – Cotra, Dąbrowski, Jach, Todorovski – Tosik, Janus, Janoszka(72` Woźniak), Rakowski, Vlasko(57`Starzyński) – Papadopulos(53`K.Piątek)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x