fot. Kamil Chmielewski

fot. Kamil Chmielewski

Kiedy patrzę, kto stoi między słupkami w bramkach Ekstraklasy, to zwyczajnie się wkurzam. Każdy, kto mnie zna, wie, że lubię, kiedy w polskim zespole gra maksymalnie sześciu obcokrajowców. Lecz kiedy zagraniczni piłkarze zabierają miejsce Polakom, ba dobrym Polakom, to się wkurzam.

Od kilku ładnych lat mówi się, że Polska stoi bramkarzami. Takie nazwiska jak Tomaszewski, Dudek, Boruc, Szczęsny, Kuszczak, Fabiański, Młynarczyk, Kłak, Tytoń, Kazimierski, Wandzik, Szamotulski, Matysek, Woźniak, Skorupski, Sandomierski, Kowalewski, Załuska, Majdan każdy Polak zna i to z wypowiedzeniem na jednym wdechu. Pewnie o kimś zapomniałem, ale tak chciałem. Pisząc ten tekst, nie zastanawiam się długo. Piszę go i od razu publikuję, bo tak uważam, że będzie fair w stosunku do pamięci polskich bramkarzy. Co się zatem stało, że od kilku lat w polskiej Ekstraklasie stawia się na bramkarza zza granicy? W ostatniej kolejce na polskich boiskach grało ośmiu polskich i ośmiu zagranicznych bramkarzy. Dlaczego jest remis? Czym polscy bramkarze zranili trenerów? Czyżby dlatego, że coraz częściej prezesi zatrudniają trenerów zza granicy, którzy mają wybór w transferach i wolą stawiać na swoich? Jeśli tak, to ja dziękuję za tę politykę. To ja już wolę, Chiny, gdzie rodzima liga zabrania sprowadzania bramkarza zza granicy. Dziękuję za uwagę. Jeśli się ze mną zgadzacie lub nawet nie, to zostawcie komentarz. Chętnie przeczytam co macie do powiedzenia w tej sprawie. Też Was ta sprawa wkurza?

Kamil Radomski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x